Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Mitchell
‹Czasomierze›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCzasomierze
Tytuł oryginalnyThe Bone Clocks
Data wydania22 stycznia 2016
Autor
PrzekładJustyna Gardzińska
Wydawca MAG
SeriaUczta Wyobraźni
ISBN978-83-7480-631-2
Format688s. 130×210mm; oprawa twarda
Cena55,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Czasomierze

Esensja.pl
Esensja.pl
David Mitchell
« 1 2 3 4 5 »

David Mitchell

Czasomierze

Płaczę tylko trochę, i to bardziej łzy przez zaskoczenie sytuacją niż jakieś tam wielkie szlochy. A kiedy kończę płakać, podchodzę do lustra. Oczy mam lekko opuchnięte, ale konturówka doskonale to maskuje… Jeszcze odrobina szminki, trochę różu… Gotowe. Dziewczyna w lustrze jest kobietą o krótko przyciętych, czarnych włosach, w podkoszulce z napisem Quadrophenia i w czarnych dżinsach. „Mam ci coś do zakomunikowania”, mówi. „Dziś wyprowadzasz się do Vinny’ego”. Zaczynam wyliczać powody, dla których nie mogę, ale przestaję. „Tak”, zgadzam się, jednocześnie podekscytowana i spokojna. Rzucam też szkołę. Od zaraz. Za chwilę będą wakacje i wychowawczyni nie zdąży nawet zagwizdać w tej sprawie, a we wrześniu skończę szesnaście lat i liceum Windmill Hill będzie mogło mi skoczyć. Czy rzeczywiście się na to zdobędę?
Zdobędziesz się. Pakuj się, czyli. Ale co pakuj? Wszystko, co tylko zmieści się do mojej sportowej torby. Majtki, staniki, podkoszulki, skórzaną kurtkę, kosmetyczkę, blaszane pudełko z bransoletkami i wisiorkami. Szczoteczkę do zębów, garść tamponów – okres mi się trochę spóźnia, więc pewnie dostanę go lada moment. Forsę. Przeliczam trzynaście funtów osiemdziesiąt pięć pensów odłożone w samych drobnych. Mam jeszcze osiemdziesiąt funtów na książeczce bankowej w TSB. Ale przecież Vinny nie każe mi płacić czynszu, a w przyszłym tygodniu poszukam pracy. Mogę opiekować się dziećmi, pracować w supermarkecie, być kelnerką – jest mnóstwo sposobów na zarobienie forsy. A moje płyty? Nie mogę zatargać całej kolekcji na Peacock Street, a mama jest zdolna do tego, żeby po złości rozdać je wszystkie ubogim, więc biorę tylko Fear of Music, owijam ją starannie skórzaną kurtką i wkładam ostrożnie do torby, żeby okładka się nie pozaginała. Resztę płyt chowam pod luźną deską w podłodze, tak na razie, ale kiedy z powrotem zasłaniam deski dywanem, ze strachu serce podchodzi mi do gardła: w drzwiach stoi Jacko i uważnie patrzy, co robię. Jest jeszcze w piżamie z postaciami z Thunderbirds, i w kapciach.
– Dostanę przez ciebie zawału, kolego.
– Idziesz – stwierdza Jacko jakimś nieobecnym tonem.
– Powiem ci w tajemnicy, że tak, idę. Ale niedaleko, nie martw się.
– Zrobiłem ci coś na pamiątkę.
Jacko wręcza mi tekturowe kółko z wieczka pudełka po serkach topionych, z narysowanym labiryntem. Ma świra na punkcie labiryntów – to przez te wszystkie książki Dungeons & Dragons, które czytają z Sharon. Labirynt, który dla mnie narysował, jest jak na niego banalnie prosty. Składa się z ośmiu czy dziewięciu kółek, jedno wewnątrz drugiego.
– Weź – mówi. – Jest diaboliczny.
– Wygląda całkiem, całkiem.
– „Diaboliczny” znaczy „szatański”.
– A dlaczego twój labirynt jest szatański?
– Bo wszędzie goni cię Zmierzch. Jak cię dotknie, przestajesz istnieć, więc wystarczy, że raz skręcisz w ślepy korytarz, i po tobie. Dlatego musisz się nauczyć tego labiryntu na pamięć.
Jezu, mój młodszy brat to totalny świr.
– Dobrze. Dzięki, Jacko. Posłuchaj, mam jeszcze parę spraw do…
Jacko trzyma mnie za nadgarstek.
– Naucz się tego labiryntu, Holly. Zrób to dla brata-świra. Proszę.
Zaczynam czuć się nieswojo.
– Dziwnie się zachowujesz, kolego.
– Obiecaj mi, że nauczysz się na pamięć drogi przez te meandry, tak żebyś w razie potrzeby mogła przejść je w ciemności. Proszę.
Młodsi bracia moich koleżanek mają fazę na kolejki elektryczne albo na BMX-y, albo na gry karciane – dlaczego mój musi mieć fazę na labirynty i używać słów jak „meandry” i „diaboliczny”? Bóg jeden wie, jak przetrwa w Gravesend, jeśli będzie gejem. Tarmoszę mu włosy.
– Zgoda, obiecuję, że nauczę się twojego labiryntu na pamięć. – Wtedy Jacko przytula się do mnie, co jest dziwne, bo Jacko nie należy do dzieciaków, które się przytulają. – Hej, nie odchodzę daleko… Zrozumiesz to, kiedy będziesz starszy i…
– Wyprowadzasz się do swojego chłopaka.
Teraz już nie powinno mnie to dziwić.
– Owszem.
– Uważaj na siebie, Holly.
– Vinny jest fajny. A kiedy mama już się z tym pogodzi, będziemy się widywać. Przecież nie przestaliśmy się odwiedzać z Brendanem, kiedy się ożenił z Ruth, prawda?
Ale Jacko wsuwa tylko tekturowe wieczko głęboko do mojej torby, patrzy na mnie ostatni raz i znika.
Mama zjawia się na schodach na piętrze z koszem podkładek z barowego kontuaru, jakby czatowała, aż wyjdę.
– Ja nie żartuję. Masz szlaban. Wracaj na górę. W przyszłym tygodniu masz egzaminy. Czas przysiąść fałdów i zabrać się za powtarzanie materiału.
Chwytam poręcz schodów.
– „Nasz dom, nasze zasady”, sama powiedziałaś. W porządku. Nie potrzebuję waszych zasad ani waszego domu i nie będziesz mnie biła, kiedy tylko puszczą ci nerwy. Ty sama byś tego nie wytrzymała. Prawda?
Przez twarz mamy przebiega krótki grymas i jeśli teraz powie to, co chcę usłyszeć, będziemy negocjować. Ale nie, patrzy tylko na moją sportową torbę i wzdycha, jakby nie mogła uwierzyć, jaka jestem głupia.
– Kiedyś potrafiłaś myśleć.
Schodzę więc dalej.
Z góry słyszę jej głos, a w nim większe napięcie:
– A co ze szkołą?
– Sama sobie chodź, jeśli szkoła jest aż tak ważna.
– Mnie nigdy nie dano takiej możliwości, Holly! Zawsze miałam na głowie pub, ciebie, Brendana, Sharon i Jacko, musiałam was nakarmić, ubrać i posłać do szkół, żebyście wy nie musieli marnować życia na myciu kibla, opróżnianiu popielniczek i harowaniu jak wół, bez cienia szansy na wcześniejsze pójście spać chociaż raz w tygodniu.
Spływa to po mnie. Schodzę dalej.
– Proszę bardzo, idź. Wyprowadzaj się. Dostań po dupie od życia. Daję ci trzy dni, zanim twój Romeo cię wyrzuci. Bo to nie ciekawa osobowość dziewczyny interesuje facetów, Holly. O nie, nigdy.
Ignoruję ją. Z holu widzę Sharon za barem przy półkach z sokami. Pomaga tacie uzupełniać towar, ale widzę, że wszystko słyszała. Macham do niej ręką na pożegnanie, a ona odpowiada mi nerwowym gestem. Przez klapę do piwnicy dobiega echem głos taty, który podśpiewuje Ferry ‘Cross The Mersey. Lepiej go w to nie mieszać. Przed mamą zawsze będzie trzymał jej stronę. Ale przed bywalcami pubu będzie żartował: „Tylko idiota wchodzi między dziobiące się kury”, a oni będą potakiwać i pomrukiwać pod nosem: „Święta racja, Dave”. Poza tym wolałabym nie być przy tym, jak tata dowiaduje się o Vinnym. Nie chodzi o to, że jest mi wstyd, ale po prostu wolałabym, żeby mnie przy tym nie było. Newky śpi w swoim koszu.
– Jesteś najbardziej śmierdzącym psem w całym Kencie – mówię mu, żeby powstrzymać się od łez – ty stary pchlarzu. – Klepię go po grzbiecie, odsuwam zasuwkę w bocznych drzwiach i wychodzę na Marlow Alley. Drzwi zamykają się za mną z trzaskiem.
Na West Street jest zbyt jasno i zbyt ciemno, jak w telewizorze z rozregulowanym kontrastem, więc zakładam okulary słoneczne i świat staje się bardziej jak ze snu, ale jednocześnie żywszy i bardziej prawdziwy. Boli mnie gardło i cała się trzęsę. Nikt nie wybiega za mną z pubu. To dobrze. Obok mnie przejeżdża betoniarka i spalinowy podmuch kołysze z szelestem liśćmi kasztanowca. Wdycham zapach rozgrzanego asfaltu, smażonych frytek i leżących od tygodnia śmieci, które już przesypują się z pojemników – śmieciarze znowu strajkują.
Chmary ptaszków śmigają i ich skrzydełka furkoczą jak takie blaszane gwizdki na sznurkach, jakie dzieciaki dostają na urodziny – przynajmniej kiedyś dostawały – a banda chłopaków gra w podchody w parku wokół kościoła przy Crooked Lane. „Widzę cię! Za drzewem! Wychodź!”. Gówniarze. Stella mówi, że starsi mężczyźni są lepszymi kochankami, bo u chłopaków w naszym wieku lodzik się roztapia, kiedy tylko weźmiesz go w rękę. Tylko Stella wie o Vinnym – była ze mną w tę pierwszą sobotę w Magic Bus Records – ale ona potrafi dotrzymać tajemnicy. Kiedy uczyła mnie palić, a ja za każdym zaciągnięciem się rzygałam, nie śmiała się ani nikomu nie wygadała. I powiedziała mi wszystko, co powinnam wiedzieć o chłopakach. Stella jest najfajniejszą dziewczyną ze wszystkich piątych klas w naszej szkole. Spokojnie najfajniejszą.
Crooked Lane wije się w górę od rzeki, a potem skręcam z niej w Queen Street, gdzie prawie taranuje mnie dziecięcym wózkiem Julie Walcott. Jej bachor wydziera się wniebogłosy, a ona wygląda jak śmierć. Kiedy zaszła w ciążę, odeszła ze szkoły. Z Vinnym uważamy jak nie wiem co i tylko raz kochaliśmy się bez gumki, za pierwszym razem, a to przecież naukowo udowodnione, że dziewice nie mogą zajść w ciążę. Stella mi powiedziała.
Queen Street jest przystrojona chorągiewkami, jakby z okazji Dnia Niepodległości Holly Sykes. Sprzedawczyni w sklepie z wełną, starsza Szkotka, podlewa kwiaty w wiszących doniczkach, pan Gilbert, jubiler, wykłada na wystawę aksamitne tace z pierścionkami, a rzeźnicy Mike i Todd rozładowują z furgonetki kilkanaście bezgłowych świńskich trucheł, które wiszą na hakach. Przed biblioteką grupka związkowców zbiera do kubłów pieniądze dla strajkujących górników, a Socialist Workers trzymają tablice z napisami „WĘGLA NIE ZASIŁKÓW” i „THATCHER NA WOJNIE Z ROBOTNIKAMI”. Ed Brubeck jedzie w tę stronę na rowerze. Wchodzę do Indoor Market, żeby mnie nie widział. W zeszłym roku Brubeck przeprowadził się do Gravesend z Manchesteru, gdzie jego ojciec odsiadywał wyrok za włamanie i napaść. Brubeck nie ma żadnych kolegów i nie widać po nim, żeby chciał jakichś mieć. Normalnie taki ktoś nie miałby życia w naszej szkole, ale kiedy jeden chłopak z szóstej klasy do niego wyskoczył, Brubeck rozwalił mu facjatę i od tamtej pory wszyscy zostawiają go w spokoju. Teraz przejeżdża koło mnie, ale mnie nie zauważa. Do ramy roweru ma przyczepioną wędkę. Idę dalej. Przy salonie gier uliczny muzykant gra na klarnecie jakieś smęty. Ktoś wrzuca mu drobne do futerału, a grajek natychmiast przerzuca się na temat z Dallas. Dochodzę do Magic Bus Records i zaglądam do środka. Wtedy szukałam pod „R”, jak „Ramones”. Vinny mówi, że szukał pod „H”, jak „Hacjenda”, albo „Hocki-klocki”, albo „Holly”. Wzdłuż tylnej ściany stoi kilka używanych gitar. Vin potrafi zagrać intro do Stairway to Heaven, ale nigdy nie słyszałam, jak gra dalej. Nauczę się grać na jego gitarze, kiedy on będzie w pracy. Razem moglibyśmy założyć zespół. Nic nie stoi na przeszkodzie – Tina Weymouth jest dziewczyną, a gra na basie w Talking Heads. Wyobrażam sobie minę mamy, która zarzeka się: „Nie mam już córki”, a potem ogląda mnie w Telewizyjnej Liście Przebojów. Problem mamy polega na tym, że nigdy nikogo nie kochała tak głęboko, jak my kochamy się z Vinem. Jasne, z tatą się jakoś dogaduje, chociaż cała jej rodzina z Corku nigdy za nim nie przepadała, bo nie jest ani Irlandczykiem, ani katolikiem. Moje starsze cioteczne rodzeństwo z Irlandii z upodobaniem mi opowiadało, jak to ojciec zrobił mamie Brendana jeszcze przed ślubem. Teraz są już małżeństwem dwadzieścia pięć lat, co chyba nie jest słabym wynikiem, ale i tak rodziców nie łączy taka więź, jak Vina i mnie. Stella mówi, że od razu widać, że Vin i ja jesteśmy dla siebie stworzeni jak dwie bratnie dusze.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Rok ostrokrzewu
— Beatrycze Nowicka

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Styczeń 2018
— Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Konrad Wągrowski

Znak firmowy
— Dawid Kantor

Esensja czyta: Grudzień 2012
— Kamil Armacki, Jacek Jaciubek, Anna Kańtoch, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Konrad Wągrowski

Pod nieboskłonem siadłem i na kres cywilizacji czekałem
— Daniel Markiewicz

Opowieść o wszystkim
— Tomasz Kujawski

Dorastanie w Japonii
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.