Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Robin Hobb
‹Złocisty Błazen›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułZłocisty Błazen
Tytuł oryginalnyThe Golden Fool
Data wydania27 kwietnia 2016
Autor
PrzekładAgnieszka Sylwanowicz
Wydawca MAG
CyklZłotoskóry
ISBN978-83-7480-642-8
Format784s. oprawa twarda
Cena49,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Złocisty Błazen

Esensja.pl
Esensja.pl
Robin Hobb
« 1 2 3 4 5 »

Robin Hobb

Złocisty Błazen

Dziewanna po raz kolejny odłożyła robótkę.
– Bardzo proszę, Tomie Borsuczowłosy.
Mój płaszcz wisiał na kołku przy drzwiach. Zdjąłem go i okręciłem sobie nim ramiona. Wróżka uniosła ręce, by go zapiąć. Nasunęła mi kaptur na podcięte włosy i z uśmiechem pociągnęła za brzegi kaptura, przyciągając moją twarz do swojej.
– Dobranoc – powiedziała bez tchu.
Uniosła podbródek. Położyłem dłonie na jej ramionach i pocałowałem ją. Chciałem to zrobić, a jednak dziwiłem się, że sobie na to pozwoliłem. Przecież taka wymiana pocałunków mogła doprowadzić tylko do komplikacji i kłopotów.
Czy wyczuła moje obawy? Kiedy oderwałem wargi od jej ust, potrząsnęła lekko głową i chwyciła mnie za rękę.
– Za dużo się martwisz, Tomie Borsuczowłosy. – Uniosła moją dłoń i złożyła na jej wewnętrznej stronie ciepły pocałunek. – Niektóre rzeczy są o wiele mniej skomplikowane, niż sądzisz.
Poczułem się niezręcznie, ale wykrztusiłem:
– Byłoby cudownie, gdyby to była prawda.
– Jaki dworny język. – Jej słowa ogrzały moje serce, ale po chwili dodała: – Ale łagodna mowa nie uchroni Trafa przed ugrzęźnięciem na mieliźnie. Niedługo będziesz musiał wziąć tego młodego człowieka w ryzy. Trzeba mu nałożyć pewne ograniczenia, bo inaczej miasto zagarnie go dla siebie. Nie byłby pierwszym porządnym chłopcem ze wsi, który stoczył się w mieście.
– Chyba znam mojego własnego syna – powiedziałem nieco cierpko.
– Może znasz chłopca. Ja się boję o młodego mężczyznę. – Ośmieliła się roześmiać z mojego marsa i dorzuciła: – Zachowaj to spojrzenie dla Trafa. Dobrej nocy, Tomie. Do jutra.
– Dobrej nocy, Dziewanno.
Wypuściła mnie, a potem stanęła w drzwiach i odprowadzała mnie wzrokiem. Obejrzałem się na nią, na postać rysującą się w plamy ciepłego żółtego światła. Wiatr szarpał jej kręconymi włosami. Zamachała do mnie, więc jej odmachnąłem, a wtedy zamknęła drzwi. Westchnąłem i mocniej otuliłem się płaszczem. Największy deszcz już przeszedł i burza uspokoiła się do podmuchów wiatru czających się na rogach ulic, ale przedtem poigrała sobie z dekoracją miasta. Porywisty wicher zrzucił girlandy na ulice, gdzie miotały się wężowymi ruchami, i poszarpał na strzępy proporce. Zwykle w uchwytach przy drzwiach tawern płonęły pochodnie wskazujące klientom drogę, ale o tej porze albo się wypaliły, albo zostały zdjęte. Większość tawern i zajazdów zamknęła na noc swoje podwoje. Wszyscy porządni ludzie oraz większość nieporządnych od dawna leżeli w łóżkach. Szedłem śpiesznie zimnymi, ciemnymi ulicami, polegając bardziej na wyczuciu kierunku niż na wzroku. Kiedy wydostanę się z przytulonego do skały miasta i zacznę wspinać krętą drogą przez las do Koziej Twierdzy, zrobi się jeszcze ciemniej, ale tę drogę znałem od dzieciństwa. Stopy same zaprowadzą mnie do domu.
Kiedy wychodziłem spomiędzy ostatnich rozrzuconych domów miasta, uświadomiłem sobie, że idą za mną jacyś ludzie. Wiedziałem, że mnie śledzą, a nie tylko podążają tą samą drogą, bo kiedy zwolniłem, oni zrobili to samo. Najwyraźniej nie zamierzali mnie dogonić, dopóki nie wyjdę z miasta. To nie świadczyło dobrze o ich intencjach. Moje wiejskie nawyki obróciły się przeciwko mnie, bo wyszedłem z zamku bez broni. Miałem za pasem nóż, jaki przydaje się każdemu mężczyźnie dziesiątki razy dziennie, ale nic większego. Mój nieładny, zwyczajny miecz schowany w sfatygowanej pochwie wisiał na ścianie w moim pokoiku. Powiedziałem sobie, że prawdopodobnie są to tylko zwykli rabusie szukający łatwego łupu. Zapewne myśleli, że jestem pijany i nieświadom ich obecności. Gdy tylko stawię im czoło, uciekną.
Wątła to była pociecha. Wcale nie chciałem walczyć. Miałem dosyć wszelkich konfliktów i byłem zmęczony zachowywaniem czujności. Wątpiłem, by ich to obchodziło, zatrzymałem się więc i odwróciłem na ciemnej drodze, by stanąć twarzą w twarz z napastnikami. Dobyłem noża, stanąłem w rozkroku i czekałem.
Za mną ciszę mącił jedynie szum wiatru w drzewach tworzących sklepienie nad drogą. Po chwili usłyszałem fale rozbijające się o dalekie urwiska. Nasłuchiwałem szelestu krzaków roztrącanych przez ludzi czy szurania kroków na drodze, ale nic nie usłyszałem. Straciłem cierpliwość.
– Wyłaźcie! – ryknąłem w noc. – Niewiele możecie mi zabrać oprócz noża, ale nie dostaniecie go trzonkiem do przodu. Miejmy to już za sobą!
Po tych słowach nastąpiła cisza i moje wykrzykiwanie w ciemności nagle wydało mi się głupie. Kiedy niemal uznałem, że wyobraziłem sobie tych prześladowców, coś przebiegło mi przez stopę. Było to jakieś drobne, zwinne i szybkie zwierzątko; szczur, łasica albo może nawet wiewiórka, ale oswojona, bo uszczypnęła mnie w nogę. Zdenerwowałem się i odskoczyłem. Z prawej strony dobiegł mnie stłumiony śmiech. Kiedy odwracałem się w jego kierunku, usiłując dojrzeć coś w ciemnym lesie, z lewej, z dość bliska, dobiegł głos:
– Gdzie twój wilk, Tomie Borsuczowłosy?
W tych słowach dźwięczały drwina i wyzwanie. Usłyszałem za plecami zgrzytanie pazurów na żwirze; to mogło być jakieś duże zwierzę, może pies, ale kiedy się odwróciłem, wtopiło się już w mrok. Znowu się odwróciłem do wtóru cichego śmiechu. Co najmniej trzech mężczyzn, pomyślałem, i dwoje zwierząt związanych Rozumieniem. Starałem się myśleć tylko o czekającej mnie walce i niczym poza nią. Nad pełnym znaczeniem tego spotkania zastanowię się później. Oddychałem powoli, głęboko, i czekałem. Otworzyłem zmysły całkowicie na noc, odpychając od siebie nagłą tęsknotę nie tylko za ostrzejszym postrzeganiem otoczenia przez Ślepuna, ale też za dodającą otuchy świadomością, że strzeże mnie mój wilk. Tym razem usłyszałem chrobot łap zbliżającego się mniejszego zwierzęcia. Wyrzuciłem nogę w jego stronę, gwałtowniej niż zamierzałem, ale tylko je musnąłem. Zniknęło.
– Zabiję je! – rzuciłem, ale moja groźba spotkała się jedynie z szyderczym śmiechem. A potem narobiłem sobie wstydu wściekłym krzykiem: – Czego ode mnie chcecie?! Zostawcie mnie w spokoju!
Echa tego dziecinnego pytania i prośby uleciały z wiatrem. Straszna cisza, jaka potem zapadła, stanowiła cień mojej samotności.
– Gdzie twój wilk, Tomie Borsuczowłosy?! – zawołał ktoś w ciemności i tym razem był to głos kobiety, rozedrgany od tłumionego śmiechu. – Tęsknisz za nim, odszczepieńcze?
Strach, który płynął w moich żyłach razem z krwią, zmienił się nagle w lodowatą wściekłość. Nie ruszę się stąd, dopóki ich wszystkich nie zabiję i nie zostawię na drodze ich dymiących wnętrzności. Moja pięść zaciśnięta na trzonku noża nagle rozluźniła się i ogarnęła mnie fala spokoju. Czekałem na nich nieruchomy, opanowany. Zaatakują mnie nagle ze wszystkich kierunków, zwierzęta przy ziemi, a ludzie wyżej, bronią. Miałem tylko nóż. Będę musiał zaczekać, aż się zbliżą. Gdybym zaczął uciekać, dopadliby mnie z tyłu. Lepiej zaczekać i zmusić ich, by wyszli na mnie. Wtedy ich zabiję, zabiję wszystkich.
Naprawdę nie wiem, jak długo tam stałem. Takie napięcie może sprawić, że czas staje w miejscu albo mknie wichrem. Odezwał się jakiś ptak, odpowiedział mu drugi, a ja wciąż czekałem. Kiedy nocne niebo zaczęło jaśnieć, odetchnąłem głębiej. Rozejrzałem się uważnie dookoła, zapuszczając wzrok między drzewa, ale niczego nie zobaczyłem. Poruszały się jedynie jakieś ptaszki, polatujące wysoko w gałęziach drzew, i spadające srebrem potrącone przez nie krople deszczu. Moi prześladowcy zniknęli. Zwierzątko, które mnie ukąsiło, nie zostawiło żadnych śladów na wilgotnych kamieniach drogi. To większe, które przeszło za mną, postawiło łapę w błocie na skraju drogi. Mały pies. I to wszystko.
Odwróciłem się i podjąłem wędrówkę do zamku. Po kilku krokach zacząłem drżeć, ale nie ze strachu – to opuszczało mnie napięcie, a zamiast niego pojawiła się wściekłość.
Czego chcieli? Przestraszyć mnie. Uświadomić mi swoją obecność, dać do zrozumienia, że wiedzą, kim jestem i gdzie mieszkam. No to im się udało, i nie tylko to. Zmusiłem się do uporządkowania myśli i spróbowałem chłodno ocenić zagrożenie, jakie stanowili. Rozciągnąłem je też na innych. Czy wiedzą o Dziewannie? Czy szli za mną od jej drzwi, a jeśli tak, to czy wiedzą też o moim chłopcu?
Przekląłem własną głupotę i lekkomyślność. Jak mogłem sobie wyobrażać, że Srokaci dadzą mi spokój? Wiedzieli, że pan Złocisty przybył z Koziej Twierdzy i że jego służący, Tom Borsuczowłosy, jest obdarzony Rozumieniem. Wiedzieli, że Tom odrąbał Chwalebnemu rękę i odebrał im książęcego zakładnika. Będą chcieli zemsty. Mogliby jej z łatwością dokonać przez wywieszenie jednego ze swoich zwojów, w którym ujawniliby, że uprawiam Rozumienie, pogardzaną zwierzęcą magię. Zostałbym za to powieszony, poćwiartowany i spalony. Czy sądziłem, że ukryję się przed nimi w Koziej Twierdzy albo w mieście?
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Rycerski znów w Koziej Twierdzy
— Magdalena Kubasiewicz

Złocisty Błazen
— Robin Hobb

Tegoż twórcy

Mój przyjaciel Błazen
— Magdalena Kubasiewicz

Rozstania i powroty
— Magdalena Kubasiewicz

Za króla, ojczyznę i garść błota
— Beatrycze Nowicka

Wciąż jest dobrze, a nawet bardzo dobrze
— Anna Kańtoch

Prosta, niełatwa w pisaniu proza
— Anna Kańtoch

Nowe szaty Błazna
— Joanna Słupek

Smoki we właściwym kierunku
— Eryk Remiezowicz

Nadchodzi zmiana
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.