Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ewa Białołęcka
‹Piołun i miód›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPiołun i miód
Data wydania22 lipca 2003
Autor
Wydawca RUNA
CyklKroniki Drugiego Kręgu
ISBN83-917904-9-5
Cena27,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Piołun i miód

Esensja.pl
Esensja.pl
Ewa Białołęcka
« 1 2

Ewa Białołęcka

Piołun i miód

Późna jesień w Lengorchii była beznadziejną porą słot, błota i mgieł. Drzewa na południu zrzucały liście, ale robiły to raczej w najgorętszej fazie lata, dla oszczędności, na czas suszy. W dodatku każdy gatunek preferował inną porę. Na jesieni wszystkie rośliny pęczniały w deszczu jak gąbki. Listowie było przerzedzone, smętnie oklapłe, ale w ogromnej przewadze zielone. A tutaj wszystkie drzewa jednocześnie, jakby się umówiły, wykładały na pokaz wszelkie bogactwa w ekstatycznym ataku rozrzutności.
– Jak tu pięknie… – wyszeptał Winograd w podziwie.
Niuchacz wspiął się na jego pierś, a Tajfun wpasował w zgięcie łokcia. Chłopiec pogłaskał szczura, pieścił miękkie uszy psa i był w tej chwili doskonale szczęśliwy. Głupią kłótnię z Promieniem zepchnął na skraj umysłu. To nie wina Iskry, że jest taki. Po prostu nie potrafi być inny. We krwi ma tę arogancję i porywczość. A co tam…
Po chropawym pniu, głową w dół, zsunęła się wiewiórka. Tak samo ruda i złota jak otoczenie. Różniła się od swoich krewnych z gór i zza gór. Tamte były bure albo ciemnobrązowe, miały krótsze ogonki, za to większe uszy. Przysiadła między korzeniami buka, zawinęła puchatą kitę ogona nad czołem, patrzy. Winograd uśmiechnął się. Zabawna cwaniara. Nie boi się, tylko ciekawa jest, co to za przybysze wygniatają ziemię pod jej domem. Bestiar powstrzymał chęć, by zespolić się z drobną iskierką jaźni zwierzątka. Mały rudzielec byłby zdezorientowany, może chciałby się poufalić, a to nie było dla niego bezpieczne. Dzikie stworzenia powinny pozostawać dzikie. Wiewiórka wygrzebała coś spod opadłego listowia, wpakowała pod policzek i smyrgnęła z powrotem w górę pnia jak rdzawa błyskawica. Tajfun odprowadził ją wzrokiem, a potem kichnął, jakby podkreślając ważność zdarzenia.
– No proszę, jak taki malec sobie tu radzi, to chyba i my nie zginiemy, co, pieseczku? – mruknął Winograd, a szczeniak trącił go nosem, domagając się nowych pieszczot.
Po jakimś czasie Winograd zziębnął. Po skromnym posiłku z buczyny zachciało mu się pić. Postanowił przejść jeszcze kawałek, szukając dolnego biegu strumyka, w górze którego magowie rozbili obóz, a potem wrócić wzdłuż brzegu. Obrany kierunek okazał się dobry. Woda wpływała czystym, wartkim nurtem wprost do jaru o stromych zboczach. Opadłe liście żeglowały na jej powierzchni jak maleńkie łódeczki. Gdzie je zaniesie? Jak daleko? Winograd przyklęknął na brzegu i zanurzył dłoń w zimnej wodzie. Z przeciwległego brzegu poderwał się do lotu kruk z głośnym krakaniem. Wiatr znów wpadł między gałęzie i otrząsał z nich liście złotym deszczem. W tym szumie Winograd ledwo dosłyszał głośniejszy szelest za plecami, jednocześnie pies zawarczał i obnażył zęby. Chłopiec poderwał się, obrócił, odruchowo zasłaniając głowę ramieniem. Cios pałki, który miał go ogłuszyć, spadł na rękę. Trzasnęła kość, gorąca fala bólu przebiegła aż do barku. Następne uderzenie trafiło go w twarz. Oszołomiony, upadł na plecy. Tajfun rzucił się z ujadaniem na napastnika, chcąc bronić pana. Tamten mężczyzna jednak bardzo sprawnie posługiwał się kijem. Ogłuszył szczeniaka niewiarygodnie łatwo – szybkim, oszczędnym ruchem, jakby miał do czynienia z kupką liści. Płynnie zmienił kierunek uderzenia i następny cios dosięgnął chłopca. To co nastąpiło potem, Winograd zapamiętał jako jedno pasmo udręki. Razy spadały jeden za drugim, a każdy z siłą łamiącą kości. Nie mógł bronić się ani uciekać. Napastnik katował go z dziką uciechą, roześmiany, jakby świetnie się bawił. Winograd zwijał się jak robak, instynktownie chroniąc brzuch i krocze przed kopniakami. Czuł, jak pękają mu żebra. Ostatnim widokiem, zanim litościwa Bogini zesłała na niego omdlenie, był jego pies leżący bez ruchu z roztrzaskaną głową.
*
Stalowy, Koniec i Kamyk znaleźli w lesie ślady ludzkiej obecności, dlatego też tym bardziej zaniepokoili się, gdy powrócili na miejsce popasu i nie zastali tam Winograda. Przedmiot sporu – nieszczęsna zupa na zającu – dogotowała się już jakiś czas temu, więc zaczęto jeść. Chłopcy czekali, a Bestiar nie wracał.
– Może to właśnie jego tropy znaleźliście? – wysunął przypuszczenie Wężownik.
Stalowy pokręcił głową przecząco.
– Ktoś wyciął siekierą kilka młodych drzewek. Na pewno nie Winograd.
Koniec przeczesywał talentem najbliższą okolicę.
– Nie wyczuwam go nigdzie. Niedobrze. Za to jest tu paru innych… hmm… nie podobają mi się ich myśli.
Promień skończył jeść. Sięgnął po swój łuk i kołczan.
– Pójdę poszukać tego miłośnika zwierzątek.
– Jeszcze czego! A jak i ty się zgubisz?
– Nie będziemy mieli tyle szczęścia – mruknął pod nosem Wężownik i dodał głośno: – A jak trafisz na tamtych „nieprzyjemnych”, których odkrył Koniec?
– To będą mieli pecha – rzekł dobitnie Promień.
Trudno było nie przyznać mu racji. Był Iskrą i do tego lepszym tropicielem od całej reszty. Z pewnością samotna włóczęga po lesie niczym mu nie groziła.
Wrócił po niecałej godzinie. Bez Winograda. Już z daleka było po nim widać, że przynosi złe wieści.
– Niedaleko stąd, w dół strumienia. Ślady na ziemi, rozrzucone liście, krople krwi – zameldował krótko. – Odciski stóp i kopyt. I to…
Sięgnął pod kurtkę, skąd wydobył ciałko szczura. Zwierzątko zwisało z jego dłoni jak łachman. Jeszcze żyło, lecz widać było, że koniec jest bliski. Stalowy dotknął szczura.
– Nic się nie da zrobić. Ma przetrącony grzbiet.
– To chyba trzeba go dobić – powiedział Promień, ale w jego głosie zabrzmiało niezdecydowanie. – Tylko jak? To taki drobiazg…
Wężownik bez słowa wziął od niego dogorywającego szczura i odszedł na chwilę. Wrócił z pustymi rękami.
– A co z Winogradem?! – zawołał Myszka niespokojnie.
– Jego nie znalazłem. Ale te końskie ślady prowadzą w dół, na północny zachód. Koniec, poszukaj w tamtym kierunku.
*
Wyglądało to na tymczasowy obóz w środku lasu. Wzgórze zarośnięte częściowo świerczyną, wśród drzew rozrzucone luźno szałasy. Sądząc z ich liczby – zamieszkiwało tu sporo ludzi. Niespodziewanym elementem okazała się dziwaczna ruina, przechylona w niepewnej pozycji na szczycie pagórka. Nie dalej jak pikę od muru wzgórze kończyło się nagle bardzo stromym stokiem, u jego stóp płynął potoczek omywający kupy gruzu. Było to korzystne dla obozu ze względu na obronność, ale też wygodne dla młodych magów, gdyż z tej strony pilnowano leśnego siedliska wyjątkowo niedbale.
Niemniej Wężownik, który wyprawił się na szczyt na przeszpiegi, wrócił blady jak papier.
– Trafiłem na jednego! – oświadczył dramatycznym szeptem, wślizgując się do kryjówki między zaroślami na dnie parowu.
– Wartownik?
– A czy ja wiem? Prawie wleźliśmy na siebie. Chyba zwyczajnie chciał się odlać z urwiska. Wyciągnął nóż…
– Widział cię?
– Musiałby być ślepy. Ale już nic nie powie. Posłałem go na rybki.
– Jednego mniej – szepnął Stalowy. – Ilu jeszcze? Koniec, ty jesteś lepszy „czytacz” ode mnie.
– Kilku w obozie, więcej w lesie. Trudno policzyć, bo są rozproszeni. A tego pechowca zaczną chyba niedługo szukać. Winograd jest w ruinie. Nie reaguje. Pewnie nieprzytomny, ale żyje. Jeden go pilnuje. Trudno mi wszystko zrozumieć, bo myślą po northlandzku.
Myszka zadarł głowę, spoglądając między gałęziami na wierzchołek wzgórza.
– Można tam skoczyć w jednej chwili, zabrać Winograda i uciec. Kamyk może tam wejść nawet teraz, w iluzji niewidzialności, i wynieść go na plecach. Nic trudnego.
– Jest ranny – powiedział Koniec. – Co z nim zrobimy? Z powrotem w góry? Trzeba się zastanowić.
– Tylko szybko, bo w każdej chwili jakiś zbir może poderżnąć mu gardło.
Promień po raz kolejny pociągnął nosem. Węszył już od pewnego czasu.
– Co tu tak śmierdzi? – odezwał się z rozdrażnieniem.
– Nie masz innych problemów? – syknął Wężownik. – Twoje sumienie cuchnie. Nie trzeba było drażnić Winograda. Poszedł sam w las i nie wrócił. To twoja wina!
– Zamknij się!
– Zamknijcie się obaj! – zażądał Koniec zduszonym szeptem. – Jak dzieci! Zacznijcie śpiewać, tamci prędzej usłyszą!
Promień wycofał się ostrożnie między młodymi drzewkami. Nos prowadził go nieomylnie. Źródło niepokojącego słodkawego odoru padliny musiało znajdować się bardzo blisko. Rzeczywiście, trafił doń bez większego trudu. Rozgarnął zarośla, spojrzał, a następnie zacisnął powieki i dłuższą chwilę walczył z podchodzącym do gardła żołądkiem. Ciało, które znalazł, musiało leżeć w zaroślach od wielu dni. Napoczęły je lisy, a rozkład posunął się już znacznie. Zakrywając nos i usta rękawem, Promień przyjrzał się dokładniej zwłokom. Mężczyzna o młodzieńczej sylwetce, być może faktycznie bardzo młody. Spoczywał w bardzo nienaturalnej pozycji. Twarzą do dołu, tak że Promień widział tylko tył jego głowy, czego zresztą zupełnie nie żałował. Jedno ramię zaplątane było w gałęziach, drugie sztywno wyciągnięte na ziemi. Biodra i nogi celowały skośnie w niebo – podparte przygiętymi nieco krzewami. Brak było śladów walki i Promień był pewien, że nie tutaj dokonano zabójstwa. Trup miał na sobie tylko podartą, zaplamioną koszulę i spodnie. Był bosy. Ktoś, kto zabił tego człowieka, ograbił zwłoki, a potem usunął je, nie zadając sobie trudu najprostszego pogrzebu. Sądząc z ułożenia ciała, najprawdopodobniej zrzucono je z urwiska i nie zaprzątano sobie nim więcej głowy. Ponure znalezisko trzeba było pokazać towarzyszom. Promień po krótkim namyśle wytypował Końca, którego zawsze uważał za opokę ich małej grupki, i Kamyka, gdyż ten miał pewną wiedzę medyczną wyniesioną z domu, a poza tym potrafił wziąć do ręki najobrzydliwszego robala w tropikalnej dżungli. Lepiej, żeby zwłaszcza Myszka nie widział nieboszczyka, bo wpadnie w histerię i będą mieli dodatkowy kłopot, jakby Los mało ich jeszcze doświadczył.
Sprowadzony na miejsce Koniec dokonał dodatkowego odkrycia: z obu rąk ofiary zerwano wszystkie paznokcie. Śmierć poprzedziły tortury. Zdecydował się, by odwrócić zwłoki, co było najgorsze ze wszystkiego – twarz zabitego była sina i nabrzmiała. Znaleźli jeszcze jedną ranę na piersi – podłużny, wąski ślad po sztylecie.
Prosto w serce – wypisał w powietrzu Kamyk. – Koniec, co to za ludzie?
Rozłożył bezradnie ręce.
Jak tak można? Umęczony, zabity, a potem wyrzucony jak śmieć… Kto jest zdolny do takich rzeczy?
Końcowi przeszło przez głowę, że zna paru takich, ale nie podzielił się tą myślą.
– To nie są ludzie, ci na górze – szepnął Promień gorączkowo. – To bestie. Mordercy, kaci… śmietnisko dusz. Słuchaj, Koniec, tak nie może być. Ja tego nie daruję. Winograd…
koniec
« 1 2
15 sierpnia 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Meandry
— Beatrycze Nowicka

Tegoż twórcy

Meandry
— Beatrycze Nowicka

Rozterki magicznej dzieciarni
— Beatrycze Nowicka

Lengorchia na lato
— Beatrycze Nowicka

Błękitna szarfa
— Magdalena Kubasiewicz

Coś lekkiego
— Magdalena Kubasiewicz

Esensja czyta: III kwartał 2008
— Michał Foerster, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Paweł Sasko, Konrad Wągrowski, Marcin T. P. Łuczyński

Wiedźma z laptopem
— Agnieszka Szady

Smok, rock i cmok-cmok
— Agnieszka Szady

Księga urwisów
— Agnieszka Szady

Smok i jego chłopiec
— Agnieszka Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.