Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dan Simmons
‹Letnia noc›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułLetnia noc
Tytuł oryginalnySummer of Night
Data wydaniaczerwiec 2003
Autor
PrzekładArkadiusz Nakoniecznik
Wydawca MAG
CyklPory horroru
ISBN83-89004-46-1
Format636s.
Cena39,—
Gatunekgroza / horror
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Letnia noc

Esensja.pl
Esensja.pl
Dan Simmons
« 1 2

Dan Simmons

Letnia noc

Dale i Lawrence wcale nie zamierzali iść na film, ale tak się złożyło, że ojciec akurat był w domu – wziął sobie wolną sobotę, co należało do rzadkości – w telewizji szły same powtórki a oboje rodzice mieli ochotę pójść do kina. Zabrali więc koc i wielką torbę prażonej kukurydzy, i w gęstniejącym zmierzchu ruszyli do centrum. Dale zauważył kilka nietoperzy przemykających między drzewami, ale to były zwyczajne nietoperze. Wydarzenia minionego tygodnia zaczęły już powoli blednąć w jego pamięci, coraz bardziej upodabniając się do dawnego, niedobrego snu.
W parku zebrał się jeszcze większy tłum niż zwykle. Trawniki w okolicy estrady i na wprost ekranu niemal całkowicie znikły już pod kocami, więc Lawrence pobiegł przodem, żeby zająć miejsce w pobliżu starego dębu. Dale początkowo rozglądał się w poszukiwaniu Mike’a, potem jednak przypomniał sobie, że dzisiaj – jak prawie we wszystkie soboty – Mike opiekuje się babcią. Ani Kevin, ani jego rodzice nigdy nie przychodzili na darmowe seanse. Mieli kolorowy telewizor, jeden z zaledwie dwóch w mieście. Drugi należał do rodziców Chucka Sperlinga.
Zaraz po tym, jak wygaszono światła, ale jeszcze przed początkiem pierwszego dodatku Dale zauważył Duane’a McBride’a wspinającego się na estradę. Dale wymamrotał jakieś usprawiedliwienie i pobiegł na przełaj przez park przeskakując nad nogami oraz przynajmniej nad jedną parą rozciągniętą na kocu. Z rozpędu dał susa na estradę, zwykle zarezerwowaną dla pana Ashley-Montague’a oraz dla osoby obsługującej projektor. Właśnie miał zamiar przywitać się z kolegą, kiedy zauważył, że Duane rozmawia z milionerem. Zatrzymał się więc, oparł o balustradę i słuchał.
– …czego byłyby ci potrzebne takie książki, oczywiście zakładając, że w ogóle istnieją? – zapytał pan Ashley-Montague.
Młody człowiek w krawatce właśnie uporał się z podłączaniem zewnętrznych głośników i wziął się za zakładanie szpuli z kreskówką. Krępa sylwetka Duane’a była doskonale widoczna obok dobroczyńczy.
– Tak jak powiedziałem: piszę pracę semestralną o historii Old Central.
– Teraz są wakacje, chłopcze – odparł pan Ashley-Montague, po czymi odwrócił się do asystenta.
Skinął głową i ekran na ścianie Parkside Cafe zalało jaskrawe światło. Widzowie chórem odliczyli od dziesięciu do zera, po czym rozpoczął się filmik z Tomem i Jerry. Asystent poprawił ostrość obrazu i ustawił poziom dźwięku.
– Bardzo pana proszę… – Duane zbliżył się o krok do milionera. – Obiecam, że niczego nie zniszczę. Chcę tylko sprawdzić pewne fakty, nic więcej.
Acgley-Montague usiadł na ogrodowym krzesełku, które rozstawił dla niego asystent. Dale pierwszy raz widział go z tak bliska. Do tej pory wydawało mu się, że tamten jest młodym człowiekiem, teraz jednak, w ostrym świetle reflektora i srebrzystym blasku odbitym od ekranu, przekonał się, że milioner ma co najmniej czterdzieści lat, a może nawet więcej. Z pewnością postarzał go staromodny ubiór; dzisiaj miał na sobie biały lniany garnitur, który zdawał się niemal świecić w mroku.
– Sprawdzić fakty! – powtórzył i zachichotał. – Ile masz lat, chłopcze? Czternaście?
– Za trzy tygodnie skończę dwanaście.
Dale do tej pory nie miał pojęcia, że jego przyjaciel obchodzi w lipcu urodziny.
– Dwanaście… Dwunastolatki nie sprawdzają faktów, przyjacielu. Zajrzyj do szkolnej biblioteki, to powinno ci wystarczyć.
– Już tam byłem, proszę pana. – Duane mówił bardzo grzecznie i uprzejmie, ale bez szczególnego szacunku. Można było odnieść wrażenie, że rozmawiają dwaj dorośli ludzie. – Niestety nie ma tam wielu materiałów na interesujący mnie temat. Pani bibliotekarka powiedziała, że znacznie więcej znajdę w księgach Stowarzyszenia, które panu przekazano. Zdaje się, że nadal są ogólnie dostępne, a ja chciałbym tylko posiedzieć nad nimi parę godzin i poszukać informacji dotyczących Old Central.
Pan Ashley-Montague siedział z założonymi rękami wpatrzony w ekran, na którym Tom tłukł na kwaśne jabłko Jerry’ego… albo Jerry tłukł Toma. Dale jakoś nigdy nie mógł się zorientować, kto jest kim.
– A o co konkretnie ci chodzi? – zapytał wreszcie.
Duane odetchnął głęboko.
– O dzwon porszów.
W każdym razie, Dale’owi wydawało się, że tak powiedział, ponieważ właśnie w tej chwili z głośników dobiegły wyjątkowo donośne łomoty i wrzaski. Pan Ashley-Montague poderwał się jak ukłuty szpilką, chwycił Duane’a za ramię, natychmiast puścił i cofnął się o krok, jakby zażenowany.
– Niczego takiego nie ma! – oświadczył, przekrzykując dobywający się z głośników.
Duane odpowiedział coś, czego Dale nie usłyszał. Nawet stojący dużo bliżej pan Ashley-Montague musiał się nieco pochylić w stronę chłopca.
– …tam kiedyś – dotarły do Dale’a słowa milionera – ale dawno temu go zdjęto. Bardzo dawno temu, chyba jeszcze przed pierwszą wojną światową. Rzecz jasna, to był falsyfikat. Mojego dziadka nabito w butelkę. Oszukano. Wykiwano.
– Właśnie takich informacji potrzebuję do mojej pracy – odparł Duane. – W przeciwnym razie będę musiał napisać, że nikt nie wie co się z nim stało.
Pan Ashley-Montague począł się przechadzać za projektorem. Kreskówka już się skończyła, asystent pospiesznie zakładał szpulę z drugim dodatkiem: krótkim filmem dokumentalnym o rozprzestrzenianiu się komunizmu w XX wieku, z komentarzem Waltera Cronkite’a. Dale spojrzał na ekran, na ciemnowłosego dziennikarza siedzącego za biurkiem. Film był czarno-biały, Dale rok wcześniej oglądał do w szkole na specjalnym pokazie. Mapa Eurazji zaczęła nagle czernieć, w miarę jak po gigantycznym kontynencie rozlewała się komunistyczna zaraza. Groźne strzałki wbijały się w Europę Wschodnią, Chiny oraz inne miejsca, których nazw Dale nie znał.
– Nie ma żadnej tajemnicy! – oświadczył wreszcie milioner zirytowanym tonem. – Wszystko sobie przypomniałem. Zaraz na początku wieku dzwon zdjęto i umieszczono w jakimś magazynie. Był tak popękany, że przy pierwszym uderzeniu serca rozpadłby się na kawałki. Kiedy wybuchła wojna przetopiono go i zużyto do produkcji armat.
Umilkł, odwrócił się plecami i usiadł na krześle, jakby uważał rozmowę za zakończoną. Duane nie dawał jednak za wygraną.
– Byłoby wspaniale, gdybym mógł zacytować fragmenty książki, a może nawet sfotogradować parę starych ilustracji…
Pan Ashley-Montague westchnął, jakby przygnębił go prezentowany na ekranie gwałtowny wzrost potęgi komunizmu. Głos Waltera Cronkite’a rozbrzmiewał niemal tak samo donośnie jak wrzaski Toma i Jerry’ego.
– Młody człowieku, żadna ksiązka nie istnieje! To, co otrzymałem na mocy testamentu doktora Preistmanna, to po prostu masa nieposegregowanych, chaotycznie zgromadzonych materiałów. O ile pamiętam, było tego kilka pudeł. Natychmiast się tego pozbyłem.
– Gdyby zechciał pan powiedzieć, komu pan to przekazał…
– Nikomu niczego nie przekazałem! – zabrzmiało to niemal jak krzyk. – Po prostu spaliłem je, i tyle! Owszem, pomagałem profesorkowi w badaniach, ale mnie one do niczego nie były potrzebne. Zapewniam cię, że nie istnieje żadna tajemnicza księga, w której mógłbyś znaleźć rozwiązanie gnębiących cię problemów. Możesz za to zacytować moje słowa, młody człowieku. Ten dzwon to była wielka pomyłka… jeden z niezliczonych „białych słoni”, które mój dziadek przywiózł z podróży po Europie… Usunięto go ze szkolnej dzwonnicy na początku wieku, przewieziono do jakiegoś magazynu w Chicago a następnie przetopiono na armaty, i to wszystko.
Film dokumentalny dobiegł końca, asystent w pośpiechu zakładał znacznie większą szpulę z „Herkulesem”. We względnej ciszy głos pana Ashley-Montague’a zabrzmiał całkiem donośnie, co sprawiło, że kilkanaście zaintrygowanych spojrzeń skierowało się na estradę.
– Mógłbym przynajmniej…
– Nie ma żadnego „przynajmniej”! – syknął milioner. – Koniec rozmowy, młodzieńcze! Nie ma żadnego dzwonu, i już! Rozmowa skończona.
Trochę kobiecym – przynajmniej zdaniem Dale’a – gestem wskazał w kierunku drewnianych schodków. Następnym skinieniem ręki przywołał asystenta; nagle przed Duane’em stanęła potężna postać z podwiniętymi rękawami. Mógł to być lokaj pana Ashley-Montague’a, jego ochroniarz albo wykidajło z jednego z należących do bogacza lokali.
Duane wzruszył ramionami, odwrócił się i zszedł po stopniach znacznie wolniej niż uczyniłby to Dale, gdyby to na niego ktoś dorosły wrzasnął w ten sposób. Co prawda Dale był prawie niewidoczny w ciemnym kącie estrady, niemniej jednak dał susa przez balustradę, lądując ze stęknięciem prawie na głowach wujka Henry’ego i ciotki Leny.
Pobiegł za Duane’em, tamten jednak zdążył już wyjść z parku. Szedł środkiem Broad Avenue z rękami w kieszeniach, pogwizdując coś pod nosem. Wyglądało na to, że zmierza w kierunku oddalonych o dwie przecznice ruin starego domu Ashley’ów. Co prawda Dale nie bał się nocy – już dawno wyrósł z takich lęków – niemniej jednak jakoś nie miał ochoty na spacer w głębokim cieniu starych wiązów. Poza tym, zależało mu na tym, żeby obejrzeć „Herkulesa”. Zawrócił więc w stronę parku. Nawet jeśli teraz nie pogada z Duane’em to przecież będzie mógł to zrobić właściwie kiedykolwiek. Nie musiał się spieszyć. Były przecież wakacje.

Duane był zanadto podekscytowany, żeby zaprzątać sobie głowę „Herkulesem”. Na tym odcinku ulicy gęsto oblepione liśćmi gałęzie niemal całkowicie tłumiły blask latarń. Na północ stąd ciągnął się pojedynczy rząd małych domków; trawniki od frontu i z tyłu nie były niczym odddzielone, nieco dalej zaś zaczynały się chwasty i krzaki oraz prowadziła stara linia kolejowa. Nieco dalej, wśród obsianych zbożem pól, stała zrujnowana siedziba rodu Ashley-Montague’ów.
Duane spoglądał na półkolisty podjazd przykryty gęstym baldachimem gałęzi i obrosnięty po bokach krzakami. Z budowli pozostały jedynie osmolone resztki dwóch kolumn i trzech kominów oraz przysypane deskami i gruzem, stanowiące siedlisko szczurów piwnice. Duane wiedział, że Dale i reszta często zapędzali się tutaj na rowerach i ostro zakręcali przed samą ruiną, tak by dotknąć którejś z kolumn nie zatrzymując się ani nie podpierając nogą. Teraz panowały tu głębokie ciemności: nawet robaczki świętojańskie nie rozjaśniały mroku spowijającego podjazd i resztki budowli. Podwójny szpaler starych drzew sprawiał, że odgłosy dobiegające z parku wydawały się jeszcze bardziej odległe.
Duane nie bał się ciemności, niemniej jakoś nie ciągnęło go w głąb mrocznej alejki. Wciąż pogwizdując skręcił w żwirową ścieżkę prowadzącą w kierunku domu Chucka Sperlinga. Za jego plecami, w prawie nieprzeniknionej czerni, coś się poruszyło, zaszeleściło gałęziami i przemknęlo obok zapomnianej, zupełnie zarośniętej fontanny.
koniec
« 1 2
12 lipca 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Przeczytaj to jeszcze raz: Kraj strachów dziecinnych
— Dawid Kantor

Umieranie w śniegu
— Anna Nieznaj

Thriller nadprzyrodzony
— Miłosz Cybowski

Czytając (dobre) science fiction
— Daniel Markiewicz

Śmierć na lodach Arktyki
— Tomasz Kujawski

Przeczytaj to jeszcze raz: Między realizmem a fantastyką
— Miłosz Cybowski

Esensja czyta: Grudzień 2012
— Kamil Armacki, Jacek Jaciubek, Anna Kańtoch, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Beatrycze Nowicka, Konrad Wągrowski

Potwór z Londynu
— Jacek Jaciubek

Esensja czyta: Październik 2012
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Daniel Markiewicz, Agnieszka Szady

Esensja czyta: Październik 2011
— Jędrzej Burszta, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.