Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

C.J. Cherryh
‹Cyteen: Powtórne narodziny›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCyteen: Powtórne narodziny
Tytuł oryginalnyCyteen: Reborn
Data wydanialistopad 2002
Autor
PrzekładJolanta Pers
Wydawca Solaris
CyklUnia/Sojusz
ISBN83-88431-24-2
Format290s. 120x190mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Cyteen: Powtórne narodziny

Esensja.pl
Esensja.pl
C.J. Cherryh
« 1 2 3 4 6 »

C.J. Cherryh

Cyteen: Powtórne narodziny

Wyjął walizki ze schowka, zaś jego eskorta przemieściła się do przodu - ten samolot kursował pomiędzy Reseune a Planys w miarę potrzeby, na ogonie i skrzydłach miał wymalowany symbol Nieskończonego Człowieka, a nie czerwono-biały emblemat linii RESEUNEAIR, które przewoziły pasażerów i ładunki w większość miejsc kontynentu, a nawet za ocean. Jego właścicielem były laboratoria Reseune, mimo że obsługiwała go załoga RESEUNEAIR; w istocie, podobnie jak RESEUNEONE, ten samolot był prywatny; ładunki i listy pasażerów nie podlegały weryfikacji Biura Transportu.
Długi lot z Reseune, nad samotnym oceanem. Samolot ze śluzą powietrzną i filtrem próżniowym w śluzie, konieczność włożenia skafandrów i masek przed wyjściem na zewnątrz. Wyjął swój sprzęt ze schowka, biały, cienki plastik, w którym człowiek czuł się jak w rozgrzanym piecu, bo skafandry ogólnego stosowania nie miały systemu obiegu powietrza, a jedynie parę taśm wokół piersi i na ramionach, które uniemożliwiały skafandrowi nadymanie się jak balon i podkradanie powietrza podawanego przez hełm.
Drugi pilot wziął go w obroty i sprawdził szwy, kołnierz, mankiety, kostki i przód skafandra, po czym poklepał go po ramieniu, wskazując śluzę powietrzną. Popularne skafandry nie miały urządzeń komunikacyjnych, trzeba więc było gestykulować albo krzyczeć.
Wziął więc swój bagaż, owinięty w plastykową torbę, i sprawdził czy ochrona ma zamiar go wypuścić.
Nie całkiem. Jeden z nich miał wyjść razem z nim. Obserwowali go uważnie.
Wszedł do śluzy powietrznej i odczekał pełny cykl, a następnie zszedł na dół po drabince, z ochroniarzem za plecami, gdzie czekała załoga naziemna w wyprodukowanych na zamówienie skafandrach.
W Planys było bardzo mało zieleni. Wieże skraplające walczyły o utrzymanie roślin przy życiu, ale wszystko było tutaj surowe i nowe, głównie czerwone skały, błękitne zarośla i wełnodrzew. Tęgoskórowce były na tym kontynencie dominującym elementem fauny, podobnie jak na drugim płaskozwierze, dzięki niczym nieprzerwanej izolacji, która zafundowała Cyteen dwa praktycznie niezależne systemy ekologiczne - jeśli nie liczyć wełnodrzewu i paru innych przenoszonych wiatrem chwastów, rozmnażających się praktycznie z najmniejszego włókienka, byle tylko znalazło pył i wilgoć.
Flora wzmocniona wchłoniętymi krzemianami, trująca z powodu zawartości metali i alkaloidów, wyrzucała w powietrze masę włókien, rakotwórczych dla ziemskich układów oddechowych nawet przy ekspozycji sięgającej minut: rośliny potrafiły zabić w ciągu minut lub lat, w zależności od tego, czy ktoś był na tyle głupi, by zjeść liść, czy tylko miał pecha i wciągnął nieoczyszczony haust powietrza. Tlenek węgla w powietrzu także wystarczał dla załatwienia człowieka. Wszakże jedynym sposobem, by zostać zabitym przez miejscową faunę, było stanięcie jej na drodze, a stary żart głosił, że jedyne przypadki śmierci odnotowywano, gdy zbliżone rozmiarami sztuki spotykały się ze sobą łeb w łeb i zagłodziły się na śmierć.
Łatwo było zapomnieć, czym była Cyteen, dopóki nie dotarło się na niezamieszkane tereny.
Uczucie izolacji było wszechogarniające. Wystarczyło odwrócić wzrok od lotniska i budynków, a już widziało się Cyteen, surową i śmiertelnie groźną.
W takim miejscu żył Jordan.
• • •
Nie można było zdjąć skafandrów, dopóki nie dotarło się do Aneksu Planys, garażu i kolejnej śluzy powietrznej, gdzie wszyscy brutalnie szczotkowali się nawzajem, a potężne wentylatory sprawiały, że kiepskiej jakości skafandry zaczynały łopotać i szumieć. Należało podnieść i odciągnąć elastyczne paski, żeby usunąć spod nich włókna, następnie poddać się opłukiwaniu specjalnym detergentem za pomocą węża, rozpiąć skafandry, zdjąć je i stanąć na kratownicy, nie dotykając zewnętrznych powierzchni - zespół odkażający zajmował się wtedy bagażem.
Do licha, pomyślał, niespokojny do chwili, aż zamknęły się drzwi i wraz z eskortą znalazł się w korytarzu, który wyglądał jak tunele burzowe w domu w Reseune- szary beton, zupełnie szary.
Na wyższym poziomie było nieco lepiej: beton pomalowany na zielono, przyzwoite oświetlenie. Brak okien… pewnie w Planys nie było ich w ogóle. Małe ustępstwo na rzecz estetyki: kilka pnączy plastikowych roślin i tanie ilustracje w ramkach na ścianach.
Budynek A, głosiły co kawałek brązowe litery wysokie na metr, gdzieniegdzie zasłonięte przez wiszące tam obrazki. Drzwi zrobiono z pomalowanego na brązowo metalu. Było też, co niezwykłe, biuro z zasłoniętymi firankami oknami wychodzącymi na korytarz. Na małej tabliczce z rytego plastiku widniały słowa: Dr Jordan Warrick, Administrator, Sekcja Edukacyjna.
Strażnik otworzył przed nim drzwi. Wszedł, zobaczył Paula przy biurku, Paula, który wyglądał jak… Paul, tylko że zaczął farbować włosy - wstał, uścisnął mu rękę i objął go.
Wtedy dotarło do niego, że to się dzieje naprawdę.
– Wchodź - powiedział mu do ucha Paul, klepiąc go po ramieniu. - Wie, że już jesteś.
Podszedł do drzwi, otworzył je i wszedł. Jordan czekał na niego, z otwartymi ramionami. Przez długą, długą chwilę stali obejmując się i nie mówiąc ani słowa. Szlochał. Jordan także.
– Jak dobrze cię widzieć - rzekł wreszcie Jordan. - Do licha, ależ urosłeś.
– Dobrze wyglądasz - oświadczył Justin, próbując nie dostrzegać zmarszczek wokół oczu i ust ojca. Jordan robił wrażenie szczuplejszego, ale nadal był wysportowany i twardy - być może, rozmyślał Justin, robił to samo co ja, od dnia, gdy Denys wezwał go do biura i oznajmił, że dostaje zezwolenie na podróż - odbywał w sali gimnastycznej jedno okrążenie za drugim, żeby tylko ojciec nie zobaczył, że stracił formę.
– Szkoda, że Grant nie mógł przylecieć.
– On też żałuje. - Trudno mu było zachować spokój. Z trudem go odzyskał. I nie powiedział już, że Grant bardzo bał się puszczać go samego w tę podróż, bał się zostawać sam - azi, we władzy Reseune. - Może następnym razem.
Ta podróż musiała się udać. Musieli przebrnąć przez to wszystko gładko i łatwo, żeby w przyszłości były możliwe następne wizyty. Wiedział, że każdy kawałek papieru w jego teczce zostanie zbadany przez Służby Bezpieczeństwa na wszystkie sposoby, jakimi tylko dysponowali; kiedy wróci na Reseune, ta sama procedura się powtórzy; podobnie rewizja osobista, której poddano go przed wpuszczeniem na pokład samolotu, bardzo skrupulatnej. Ale był tu. Miał do dyspozycji resztę dzisiejszego dnia i jutro aż do południa. W każdej minucie, jaką spędzi z Jordanem, będzie towarzyszyć im dwóch wysokiej rangi agentów Ochrony, siedząc w tym samym pokoju; ale nie było w tym nic złego, podobnie jak w kamerach i mikrofonach, które wkradały się w każdy moment jego życia, nie zostawiając żadnej prywatności.
Podszedł z Jordanem do stołu konferencyjnego i usiadł, Paul dołączył do nich. Justin odezwał się:
– Przywiozłem trochę moich prac. Zaraz przyniosą moją teczkę. Bardzo bym chciał, żebyś na niektóre z nich rzucił okiem.
To strata czasu, oświadczył Yanni, w swój niepowtarzalny sposób, kiedy go błagał o pozwolenie na pokazanie swojego ostatniego projektu. Ale uzyskał je w tamto popołudnie. To cię będzie kosztowało sporo nadgodzin, informowała notka, którą Yanni mu przesłał.
– Co u ciebie? - spytał zwyczajnie Jordan, ale więcej można było wydedukować z niepokoju w jego oczach, co Justin, jako jego syn i student psychologii mógł łatwo odczytać, choć było to niedostępne dla Ochrony i analizatorów głosu.
Czy jest coś, o czym nie wiem?
– Cholera - rzekł i roześmiał się, czując, jak napięcie go opuszcza - diabelnie dobrze. Zbyt dobrze, chociaż poprzedni rok to było piekło. Na pewno się domyślałeś. Nie mogłem nic zrobić jak trzeba, wszystko rozpadało mi się w rękach… - A o wielu problemach nie mogę nawet wspomnieć. - ... ale teraz jest tak, jakby nagle wszystko wróciło do normy. Po pierwsze, zwolnili mnie z pracy przy Projekcie. Czułem się z tego powodu winny - co pewnie dużo mówi o tym, jak było kiepsko. Zajmowało mi to wiele czasu, byłem zbyt zmęczony, żeby normalnie myśleć, nic z tego nie wychodziło. Yanni uważał, że w ten sposób pozbędę się paru moich problemów, no wiesz, a potem włączył mnie do produkcji. Aż znowu z jakiegoś powodu mu się odmieniło i wpakował mnie z powrotem do prac badawczo-rozwojowych, na bardzo długi okres realizacji całego Projektu. I jakoś sobie radzę, dzięki Bogu.
« 1 2 3 4 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Szerokie spojrzenie
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Cudzego nie znacie: Przyczajony Fremen, ukryty Harkonnen
— Michał Kubalski

Z trzech stron zgniatany
— Eryk Remiezowicz

Szerokie spojrzenie
— Eryk Remiezowicz

Krótko o książkach: Październik 2002
— Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Joanna Słupek, Konrad Wągrowski

Pustynia wciąga nas
— Joanna Słupek

Piekło kiepskiego przekładu
— Eryk Remiezowicz

Ciężkie czasy, lekka lektura
— Eryk Remiezowicz

W fortecach dusze duszą
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.