Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Drake, Eric Flint
‹W sercu ciemności›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułW sercu ciemności
Tytuł oryginalnyIn the Heart of Darkness
Data wydania10 grudnia 2005
Autorzy
Wydawca ISA
CyklBelizariusz
ISBN83-7418-090-0
Format432s. 115×175mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

W sercu ciemności

Esensja.pl
Esensja.pl
David Drake, Eric Flint
« 1 3 4 5 6 7 19 »

David Drake, Eric Flint

W sercu ciemności

Tak, idealny portret Radżputy, w każdym calu, z jednym tylko wyjątkiem…
Sanga był teraz zaledwie kilka metrów od grupy Rzymian. Belizariusz uśmiechnął się do niego i z ledwością ograniczył powitalne gesty do grzecznościowego minimum.
Radżputa w każdym calu – z wyjątkiem tego cudownego, ironicznego poczucia humoru.
– Obawiam się, że muszę prosić ciebie, generale Belizariuszu, i twoich ludzi o opuszczenie pola bitwy – powiedział Radżputa zatrzymując konia nieopodal Rzymian. – Wkrótce zacznie się tutaj robić gorąco, jak mniemam. Jak zwykle, musimy dbać o bezpieczeństwo naszych gości i stawiać je na pierwszym miejscu, ponad wszystkim innym.
W tym właśnie momencie, jakby przywołany słowami Radżputy, na niebie nad Ranapurem pojawił się jakiś obiekt. Belizariusz przypatrywał się pociskowi – prawdopodobnie wyrzuconemu przez katapultę skrytą gdzieś za murami miasta – lecącemu w kierunku szeregów oblegających miasto Malawian. Nawet z tak dużej odległości widział malutkie iskierki, spadające z tlącego się lontu.
– Widzicie, zagrożenie jest duże – oznajmił Sanga.
Lont, jak spostrzegł Belizariusz, był zbyt krótki. Ładunek eksplodował w powietrzu, znacznie wcześniej, nim dotarł do zamierzonego celu, czyli do pierwszej linii rowów okalających miasto. Które zresztą wykopano w miejscu odległym o co najmniej półtora kilometra od pozycji zajmowanej aktualnie przez Rzymian.
– Śmiertelne zagrożenie – rozwodził się dalej Sanga.
– W rzeczy samej – powiedział w zamyśleniu Belizariusz. – To prawdopodobnie najbardziej niebezpieczna chwila w całym moim życiu. Chociaż właściwie nie. Zajmuje raczej drugą pozycję po tym okropnym wydarzeniu, kiedy moja siostra terroryzowała mnie łyżką do zupy, gdy miałem osiem lat.
– Ach, te siostry to brutalne stworzenia – zgodził się natychmiast Sanga. – Ja sam mam trzy, a każda z nich jest okrutna nie do pojęcia. Łyżka w ich rękach to śmiertelne narzędzie. Więc nie mam wątpliwości, że tamta chwila była odrobinę bardziej niebezpieczna, niż obecna. Ale ciągle nalegam, żebyście stąd odjechali. Bezpieczeństwo naszych czcigodnych rzymskich gości jest największą troską naszego imperatora. Najmniejsze zadrapanie na czcigodnych obliczach wysłanników imperatora Justyniana położy się niezmywalną plamą na honorze naszego władcy.
Twarz Radżputy przybrała uroczysty wyraz, ale Belizariusz nagle pokazał zęby w szerokim uśmiechu. Spór z Rana Sangą nie miał najmniejszego sensu, gdyż Belizariusz szybko się zorientował, że pod uległą grzecznością Radżputy kryje się iście stalowa silna wola.
Belizariusz szarpnął za wodze swojego konia, zatoczył koło i zaczął oddalać się z terenu walk. Jego katafrakci natychmiast podążyli za nim. Cała radżpucka eskorta, prawie pięciuset konnych, szybko zajęła swoje miejsca. Większość Radżputów jechało w pewnej odległości za grupką Rzymian, ale spora część oddziału zajęła pozycje flankujące. Niewielka gromadka kłusowała przed obcymi, pełniąc funkcję przedniej straży tej małej armii, przebijającej się przez kotłujący się tłum malawiańskich żołnierzy i niewolników.
Rana Sanga jechał obok Belizariusza.
– Robisz bardzo duże postępy w hindi, generale – zauważył Radżputa grzecznościowo po dłuższej chwili milczenia. – To zdumiewające, jak szybko nauczyłeś się tego języka. I obcy akcent zniknął już prawie z twojej wymowy.
Belizariusz powstrzymał się od wykrzywienia twarzy i w duchu przeklął swoją głupotę. Oczywiście, potrafił mówić płynnie w hindi, kiedy tylko zechciał, bez choćby nawet najlżejszego śladu akcentu. Ta prawie magiczna zdolność do uczenia się języków była jedną z wielu umiejętności, jaką zapewniała mu obecność Doradcy. Belizariusz już wielokrotnie korzystał z pomocy klejnotu przy nauce nowych języków.
Jednakże ten talent był przydatny tylko i wyłącznie wtedy, kiedy stanowił absolutną tajemnicę dla przeciwnika.
Belizariusz leciutko westchnął. Zdążył się już przekonać, że ze wszystkich trudnych rzeczy, jakim człowiek musi stawić czoła na tym świecie, prawdopodobnie najtrudniejsze jest udawanie, że jest się kiepskim w języku, którym w rzeczywistości włada się perfekcyjnie.
Belizariusz odchrząknął, żeby oczyścić gardło.
– Bardzo miło mi to słyszeć. Sam tego nie dostrzegam.
– Tak mi się wydawało – odparł Sanga. Radżputa obejrzał się przez ramię. – W związku z tym, że twój hindi, generale, staje się tak dobry, czy nie masz nic przeciwko temu, żebyśmy rozmawiali od tej pory po grecku? Moja greka, jak zapewne wiesz, pozostawia wiele do życzenia. Bardzo bym się cieszył, gdybym mógł się trochę podciągnąć.
– Oczywiście – zgodził się Belizariusz, przechodząc na język grecki. – Sprawi mi to niekłamaną przyjemność.
Rzymski generał pokazał ręką za siebie, w kierunku miasta Ranapur.
– Jestem ciekaw jednej rzeczy, Rana Sango. Zauważyłem, że rebelianci nie mają ani jednego działa, podobnego do waszych, ale jednocześnie posiadają ogromne zapasy prochu. Czy to nie dziwne, że mają jedną rzecz, nie posiadając drugiej do kompletu?
Radżputa przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią. Belizariusz z całą pewnością mógł stwierdzić, że Rana Sanga w duchu wyznacza sobie granice tego, co może powiedzieć obcemu generałowi.
Ale chwila ta była bardzo krótka. Sanga nie wahał się zbyt długo. To była jedna z wielu drobnych cech charakteru tego człowieka, pomyślał Belizariusz, która wskazywała na jego umiejętności i zdolności nie tylko jako dowódcy wojsk.
– To wcale nie jest takie dziwne, generale Belizariuszu. Działa pozostają pod ścisłą kontrolą malawiańskich kszatryjasów i nigdy się ich nie przydziela do garnizonów w prowincjonalnych miastach. Jeżeli już o to chodzi, takie same przepisy obowiązują względem prochu. Ale działa są bardzo trudne do wykonania i wymagają specjalistycznych surowców i sprzętu. Prawo zabrania sytuowania manufaktur, wykonujących działa, poza obrębem naszej stolicy, miasta Kausambi. Z drugiej strony proch jest znacznie łatwiejszy do zrobienia. A przynajmniej tak mnie poinformowano. Ja sam, oczywiście, nie znam sekretu jego produkcji. Nikt go nie zna, z wyjątkiem kapłanów Mahwedy. Ale cały proces nie wymaga skomplikowanych urządzeń. Więc jeżeli ktoś posiada odpowiednie składniki…
Radżputa przerwał, wzruszywszy lekko ramionami.
– …których oczywiście, nie muszę chyba mówić, nie…
Gadanina, pomyślał Belizariusz. Wątpię, czy zna dokładnie cały proces, ale jestem pewien, że tak dokładny obserwator jak Sanga, zna trzy składniki prochu i chociaż przybliżone proporcje, w jakich się je miesza.
– …i z niezbędną wiedzą proch może być wykonany. Nawet w oblężonym mieście.
– Jestem zdumiony, że kapłani Mahwedy przyłączyli się do powstania przeciwko imperatorowi Skandagupcie – zauważył Belizariusz. – Miałem raczej wrażenie, że malawiańscy bramini są ślepo oddani sprawom waszego Imperium.
Sanga parsknął.
– Och, nie mam wątpliwości, że ich współpraca została wymuszona. Bez wątpienia większość kapłanów zginęła, kiedy doszło do rewolucji w całej prowincji, ale z pewnością władca Ranapur pozostawił sobie kilku przy życiu. Prawdą jest, że kapłani Mahwedy przysięgają popełnić samobójstwo, zanim zostaną ostatecznie zmuszeni do wyjawienia sekretów wedyjskiej broni, ale…
Radżputa zacisnął usta.
– Ale kapłani nie są prawdopodobnie całkowicie wolni od słabości, podobnie jak my, maluczcy. A już szczególnie, gdy stają się ofiarami przymusu, zamiast…
Nagle zamilkł. Belizariusz w myślach sam dokończył zaczęte zdanie.
Zamiast stać po drugiej stronie jako nadzorcy, pilnujący swoich oprawców mahamimamsa przy pracy.
Ze wszystkich rozmów, jakie prowadził Belizariusz z Rana Sangą, ta właśnie najbardziej zbliżyła się do tematu tajemniczej broni Malawian. Generał postanowił sprawdzić, co jeszcze uda mu się wyciągnąć z Radżputy.
– Zauważyłem, że powiedziałeś o tych waszych niesamowitych urządzeniach militarnych, jako o broni wedyjskiej. Moi ludzie skłaniają się raczej ku poglądowi, że działanie tych armat to wynik czarnoksięskich mocy.
Tak jak się spodziewał, ostatnie słowa uraziły Radżputę.
– To wcale nie są czary! Tak, broń jest magiczna. Ale to odrodzona potęga naszych wedyjskich przodków, a nie jakieś podejrzane sztuczki nowoczesnych barbarzyńców.
Taka była właśnie oficjalna wersja, dotycząca nowej broni, utrzymywana przez Imperium Malawy. Urządzenia pochodziły ze starożytnych czasów Wedów – odkryli je ponownie dociekliwi kapłani, należący do nowo powstałego kultu Mahwedy. Belizariusz był zdumiony widząc, jak szybko ta wersja została przyswojona nawet przez radżpucką szlachtę.
Ale może, pomyślał, to wcale nie jest aż takie zaskakujące. Żaden inny naród Indii, o czym Belizariusz wiedział, nie był tak dumny z dziedzictwa wedyjskich przodków, jak właśnie Radżpuci. Duma była tym większa, a raczej lepszym słowem byłoby tutaj zaciekła, że wielu Hindusów, nie mających radżpuckiego pochodzenia, odmawiało Radżputom prawa do tego dziedzictwa. Twierdzili oni, że Radżpuci przybyli do Indii całkiem niedawno jako nomadzi z centralnej Azji. Miało się to wydarzyć zaledwie kilka generacji temu. Podbili część północno-zachodnich Indii i natychmiast zaczęli się wywyższać. I to jak! Słowo „Radżputa” samo w sobie oznacza syna króla, którym jakoby miałby być każdy z Radżputów.
« 1 3 4 5 6 7 19 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Cudzego nie znacie: My już są Amerykany
— Miłosz Cybowski

Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec

Inna wojna
— Janusz A. Urbanowicz

Krótko o książkach: Wrzesień 2001
— Artur Długosz, Janusz A. Urbanowicz, Grzegorz Wiśniewski

Pierwsza krew
— Janusz A. Urbanowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.