WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Siły Rynku |
Tytuł oryginalny | Market Forces |
Data wydania | 28 lutego 2006 |
Autor | Richard Morgan |
Przekład | Marek Pawelec |
Wydawca | ISA |
ISBN | 83-7418-093-5 |
Format | 432s. 160×240mm; oprawa twarda, obwoluta |
Cena | 44,90 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Siły RynkuRichard Morgan
Richard MorganSiły RynkuZamiast tego z umywalki wyłoniła się jedna z jego dłoni i Chris z nagłym wstrząsem zauważył, że była dosłownie pokryta krwią. Mężczyzna podniósł wzrok i spojrzał mu w oczy. – Mogę w czymś pomóc? Chris potrząsnął głową i odwrócił się do suszarki do rąk na ścianie. Za sobą usłyszał jak woda przestaje lecieć z kranu i mężczyzna dołączył do niego przy suszarce. Chris przesunął się trochę robiąc mu miejsce i ścierając z dłoni resztki wilgoci. Suszarka pracowała dalej. Drugi mężczyzna przyjrzał mu się uważnie. – Hej, ty musisz być ten nowy. Strzelił mokrymi palcami. Chris zauważył, że wciąż były na nich ślady krwi, podobnie jak w zagłębieniu dłoni. – Chris cośtam, prawda? – Faulkner. – Właśnie, Faulkner. – Wsunął dłonie pod strumień powietrza. – Właśnie przeszedłeś z Hammett McColl? – Zgadza się. – Mike Bryant. – Wyciągnął dłoń. Chris zawahał się krótko patrząc na krew. Bryant zauważył jego spojrzenie. – Och, tak. Przepraszam. Właśnie miałem starcie z bezfirmowcem, a wytyczne Shorn wymagają odzyskania ich plastiku jako dowodu zabicia. Czasem można się pobrudzić. – Też miałem dziś rano bezfirmowca – odruchowo stwierdził Chris. – Tak? Gdzie to było? – M11, w okolicach skrzyżowania osiem. – Tunel. Tam go załatwiłeś? Chris kiwnął głową, pod wpływem impulsu decydując się nie wspominać o nierozstrzygającej naturze starcia. – Miło. No wiesz, bezfirmowcy nie dadzą ci wiele, ale pewnie rzecz w reputacji. – Pewnie tak. – Idziesz do Inwestycji Konfliktowych, prawda? Sekcja Louise Hewitt. Ja też siedzę na pięćdziesiątym trzecim. Mieliła twój życiorys przed paroma tygodniami. Te rzeczy, które robiłeś w Hammett McColl jakiś czas temu to naprawdę grubsze sprawy. Witaj na pokładzie. – Dzięki. – Odprowadzę cię na górę jeśli chcesz. Też się tam wybieram. – Świetnie. Wyszli na szeroką krzywiznę korytarza i odsłonięty przez szklaną ścianę widok na dystrykt finansowy z wysokości dwudziestego piętra. Bryant zdawał się napawać nim chwilę zanim skręcił w korytarz, wciąż próbując zetrzeć z dłoni upartą plamkę krwi. – Dali ci już samochód? – Mam własny. Przerobiony. Moja żona jest mechanikiem. Bryant zatrzymał się i obejrzał na niego. – Poważnie? – Poważnie. – Chris podniósł lewą dłoń i pokazał noszoną na palcu matową obrączkę z metalu. Bryant przyjrzał się jej z zainteresowaniem. – Co to, stal? – Załapał nagle i uśmiechnął się szeroko. – Z silnika, prawda? Czytałem o tych rzeczach. – Tytan. Wyciągnęła to z komory odpowietrznika starego Saaba. Musiała dopasować wielkość, ale poza tym… – Tak, zgadza się. – Mężczyzna emanował prawie dziecięcym entuzjazmem. – Zrobiliście to nad silnikiem, jak tamten facet z Mediolanu w zeszłym roku? – Znów strzelił palcami. – Jako on się nazywał, Bonocello czy jakoś tak? – Bonicelli. Tak, praktycznie w ten sam sposób. – Chris próbował nie zdradzić głosem irytacji. Jego ślub na ołtarzu z bloku silnika odbył się dobre pięć lat wcześniej niż włoskiego kierowcy, ale w prasie samochodowej przeszedł prawie niezauważony. O Bonicellim pisano przez całe tygodnie, w pełnym kolorze. Może miało to jakiś związek z faktem, że Silvio Bonicelli był dobrze zapowiadającym się młodszym synem dużej Florentyńskiej rodziny kierowców, a może z tym, że nie żenił się z mechanikiem, a byłą aktorką porno i promowaną na wschodzącą gwiazdę piosenkarką pop. Może także z faktem, że Chris i Carla zrobili to z minimum rozgłosu na tyłach AutoNapraw Mela, a Silvio Bonicelli zaprosił koronowane głowy korporacyjnej Europy na ceremonię odbywającą się w uprzątniętym warsztacie koło nowej fabryki Lancii w Mediolanie. Na tym polegał trik z arystokracją korporacyjną dwudziestego pierwszego wieku. Kontakty rodzinne. – Ożenić się ze swoim mechanikiem. – Bryant znów się uśmiechał. – Człowieku, rozumiem kiedy może się to przydawać, ale muszę powiedzieć, że podziwiam twoją odwagę. – Tu naprawdę nie chodziło o odwagę – spokojnie odpowiedział Chris. – Byłem zakochany. Jesteś żonaty? – Tak. – Zauważył, że Chris patrzy na jego obrączkę. – Och. Platyna. Suki handluje obligacjami dla Costermana. Ostatnio przeważnie pracuje z domu i pewnie zrezygnuje, jeśli dorobimy się następnego dzieciaka. – Masz dzieci? – Tak, tylko jedno. Arianę. – Dotarli do końca korytarza i rzędu wind. Kiedy czekali, Bryant wygrzebał z kieszeni portfel. Otworzył go ukazując imponującą kolekcję kart kredytowych i zdjęcie atrakcyjnej kobiety o kasztanowych włosach trzymającej dziecko o twarzy elfa. – Zobacz. Zrobiliśmy je na jej urodzinach. Miała roczek. Prawie rok temu. Szybko rosną. Ty masz jakieś? – Nie, jeszcze nie. – Cóż, mogę ci tylko powiedzieć, żebyś nie czekał za długo. – Bryant zamknął portfel w chwili przybycia windy i pojechali na górę w życzliwym milczeniu. Winda konwersacyjnym tonem informowała o każdym mijanym piętrze, opisując w zarysie aktualne projekty Shorn. Po chwili Chris odezwał się, bardziej by zagłuszyć windę, niż cokolwiek innego. – Macie tu własne lekcje walki? – Co, bez broni? – Bryant wyszczerzył zęby. – Spójrz na ten numer, Chris. Czterdzieści jeden. Tu w górze nie walczysz rękami o awans. Louise Hewitt uważa to za szczyt złego smaku. Chris wzruszył ramionami. – Tak, ale nigdy nie wiadomo. Kiedyś uratowało mi to życie. – Hej, żartuję. – Bryant poklepał go po ramieniu. – Oczywiście, w sali gimnastycznej mają kilku korporacyjnych instruktorów. O ile dobrze pamiętam szotokan i TaeKwonDo. Sam ćwiczę czasami szotokan, żeby utrzymać się w formie, no i nigdy nie wiadomo kiedy może się trafić do wydzielonych stref. – Mrugnął. – Wiesz, o czym mówię? W każdym razie, jak mawia jeden z moich instruktorów, studiowanie sztuki walki nie nauczy cię bicia się. Chcesz cię nauczyć tego łajna, idź na ulicę i się bij. Tylko tak możesz to naprawdę złapać. – Uśmiech. – Przynajmniej to właśnie mi mówią. Winda znieruchomiała. – Piętro pięćdziesiąte trzecie – oznajmiła lekko. – Oddział Inwestycji Konfliktowych. Proszę się upewnić, że dysponują państwo siódmym kodem dostępu. Życzę miłego dnia. Wyszli do niedużej poczekalni, gdzie zadbany oficer ochrony ukłonił się Bryantowi i poprosił Chrisa o dokumenty. Chris wyciągnął plakietkę z kodem kreskowym wręczoną mu w recepcji na poziomie ziemi i poczekał na jej przeskanowanie. – Słuchaj, Chris, muszę lecieć. – Bryant kiwnął głową w stronę korytarza po prawej. – Jakiś śliski dyktatorzyna łączy się o dziesiątej na przegląd budżetu, a ja wciąż nie mogę zapamiętać nazwiska jego ministra obrony. Wiesz, jak to jest. Zobaczymy się na przeglądzie kwartalnym w piątek. Później zazwyczaj razem gdzieś wychodzimy. – Jasne. Do zobaczenia. Chris przyglądał się odchodzącemu z pozorną swobodą, jednak kryła się pod nią ta sama ostrożność, z jaką potraktował tego ranka wyzwanie bezfirmowca. Bryant zdawał się szczerze przyjazny, ale w odpowiednich warunkach było tak prawie ze wszystkimi. Nawet ojciec Carli w odpowiedniej sytuacji konwersacyjnej mógł się wydawać rozsądnym człowiekiem. A ktoś, kto zmywał krew z dłoni w taki sposób jak Mike Bryant, nie był osobą, którą Chris chciałby mieć za plecami. Ochroniarz oddał mu przepustkę i wskazał na podwójne drzwi z przodu. – Sala konferencyjna – powiedział. – Czekają na pana. Twarzą w twarz ze starszym partnerem Chris ostatni raz znajdował się w Hammett McColl, gdy składał rezygnację. Vincent McColl miał pokój o wysokich oknach, wyłożony ciemnym drewnem i jedną ścianą zastawioną regałem z książkami, które wyglądały na przynajmniej stuletnie. Na ścianach zawieszono portrety znamienitych partnerów z osiemdziesięcioletniej historii firmy, a na biurku stało w ramce zdjęcie jego ojca ściskającego dłoń Margaret Tatcher. Podłoga wyłożona była woskowanymi klepkami osłoniętymi dwustuletnim tureckim dywanem. Sam McColl miał siwe włosy, ubierał się w garnitur niemodny od pokoleń i nie pozwalał zainstalować w swoim biurze videofonu. Całe miejsce stanowiło kaplicę uświęconej tradycji, co było dziwne jak na człowieka, którego głównym zadaniem było kierowanie oddziałem Rynków Rozwijających się. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Bez siły charakteru
— Eryk Remiezowicz
Przeczytaj to jeszcze raz: Duchy w powłokach
— Beatrycze Nowicka
Krótko o książkach: Modyfikowany węgiel
— Miłosz Cybowski
Berserker yaoi
— Michał Kubalski
Takeshi na mokro
— Eryk Remiezowicz
Coraz wyżej
— Eryk Remiezowicz
Kryminał czarny jak węgiel
— Eryk Remiezowicz, Janusz A. Urbanowicz