Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 20 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Eric Flint
‹1632›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Tytuł1632
Tytuł oryginalny1632
Data wydania24 kwietnia 2006
Autor
PrzekładMichał Bochenek, Barbara Giecold
Wydawca ISA
CyklOdłamki Assiti
ISBN83-7418-097-8
Format480s. 115×175mm
Cena34,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

1632

Esensja.pl
Esensja.pl
Eric Flint
« 1 2 3 4 5 6 26 »

Eric Flint

1632

Duże, wypełnione ludźmi pomieszczenie rozbrzmiewało teraz stłumionymi głosami – każdy pytał o to samo. Nikt jednak nie wpadał w panikę. Cokolwiek się stało parę chwil wcześniej, nie widać było żadnych tragicznych konsekwencji.
– Chodźmy na zewnątrz – powiedział Mike, kierując się w stronę wyjścia ze stołówki. – Może przyjdzie nam coś do głowy. – Rozejrzał się po sali, wypatrując siostry. Zauważył ją, jak ściska Toma za rękę. Sprawiała wrażenie zaniepokojonej, ale bez wątpienia była cała i zdrowa.
Do zmierzającego ku drzwiom Mike’a dołączył Frank Jackson, któremu udało się przepchać przez hałaśliwy tłum. Na widok tego masywnego, siwowłosego skarbnika związku, za którym podążało pięciu innych górników, Mike poczuł, jak jego serce wzbiera dumą. „ASG. Jedność na wieki”.
Widząc pytające spojrzenie Franka, Mike wzruszył ramionami i pokręcił głową.
– Ja też nie wiem, co się stało. Wyjdźmy się rozejrzeć.
Kilka chwil później niewielka grupa mężczyzn opuściła budynek liceum, kierując się na parking. Na widok Mike’a dziesiątki związkowców ruszyły w jego stronę. Większość z nich zachowała na tyle rozsądku, żeby zostawić trunki w samochodach.
Mike rozpoczął wstępne oględziny od szkoły. Na żadnej z biało-beżowych ścian budynków nie doszukał się śladów zniszczeń.
– Wszystko wydaje się w porządku – mruknął Ed z wyraźną ulgą. Liceum liczące sobie zaledwie dwadzieścia kilka lat zostało wzniesione przy dużym udziale ochotników i było prawdziwą chlubą tej okolicy. A szczególną chlubę przyniosło swemu dyrektorowi.
Mike spojrzał na zachód, w kierunku Grantville. Oddalone o jakieś trzy kilometry miasteczko schowane było za wzgórzami, charakterystycznym elementem krajobrazu Wirginii Zachodniej. Ale tam również nie dostrzegł niczego niepokojącego.
Skierował wzrok na południe. Liceum wzniesiono na łagodnym wzniesieniu na północ od Buffalo Creek, małej rzeczki płynącej równolegle do drogi numer 250. Wzgórza rozciągające się po drugiej stronie dolinki były strome i zalesione. Mieszkała tam tylko garstka ludzi w przyczepach kempingowych.
Wciąż nic. Jego wzrok przesuwał się wzdłuż autostrady w stronę Fairmont, dużego miasta oddalonego o jakieś 25 kilometrów na wschód.
„Zaraz, zaraz… Tam chyba widać dym”.
Wskazał na wzgórza położone na południowy wschód od szkoły.
– Coś się pali. Tam.
Wszyscy spojrzeli w kierunku, który wskazywał palec Mike’a.
– Można się było tego spodziewać – burknął Frank. – Jazda, Ed, dzwonimy po strażaków. – Skarbnik związku i dyrektor liceum ruszyli w kierunku dwuskrzydłowych drzwi do szkoły. Nagle przystanęli, ujrzawszy mężczyznę, który właśnie stamtąd wychodził.
– Ej, Dan! – Frank wskazał unoszące się w oddali smużki dymu. – Spróbuj się połączyć z ochotniczą strażą. Mamy tu problem!
• • •
Komendant policji Grantville nie tracił czasu i żwawo ruszył w kierunku swojego wozu.
Niestety, z jakiejś przyczyny radio nie działało. Nie słychać było niczego poza trzaskami i szumami. Klnąc pod nosem, Dan podniósł wzrok na Piazzę.
– Musisz skorzystać z telefonu, Ed! – krzyknął. – Radio nie działa.
– Telefony też nie działają! – odpowiedział Piazza. – Wyślę tam kogoś samochodem!
Popędził z powrotem w kierunku szkoły.
– I przy okazji skontaktuj się z doktorem Adamsem! – zawołał komendant do oddalającego się dyrektora. – Możemy potrzebować pomocy medycznej!
W tym czasie Mike, Frank i inni górnicy już zaczęli uruchamiać swoje półciężarówki. Dan Frost nie był w najmniejszym stopniu zdziwiony faktem, że nie zapytali, czy mogą jechać razem z nim. W gruncie rzeczy nie spodziewał się niczego innego.
Dan dostał kiedyś propozycję pracy w policji w dużym mieście, oczywiście za odpowiednio wyższą pensję. Zanim ją odrzucił, namyślał się jedynie przez jakieś trzy sekundy. Dan Frost widział, jak pracuje policja w dużych miastach („dziękuję, postoję”), dlatego wolał pozostać w swojej małej mieścinie, gdzie przynajmniej mógł być gliną, a nie okupantem.
Wdrapał się do swojego cherokee i uruchomił silnik. Przejrzał wnętrze pojazdu – strzelba była w futerale na tylnym siedzeniu, a w schowku na rękawiczki znajdowała się dodatkowa amunicja do pistoletu – i usatysfakcjonowany, wychylił głowę przez okno. Zobaczył Mike’a Stearnsa podjeżdżającego do niego swoją ciężarówką. Ze zdziwieniem stwierdził, że na fotelu pasażera siedzi jakiś czarnoskóry mężczyzna.
– Doktor Nichols jest chirurgiem i chce nam towarzyszyć – wyjaśnił Mike. Wskazał kciukiem ponad ramieniem. – Jego córka Sharon pojedzie razem z Frankiem. Okazuje się, że jest wykwalifikowaną sanitariuszką.
Chwilę później cherokee Dana zjeżdżał w dół asfaltową szosą prowadzącą do drogi numer 250. Za nim jechały trzy pikapy i van, a w nich ośmiu górników w towarzystwie Jamesa i Sharon Nicholsów. Patrząc w boczne lusterko, Dan dostrzegł tłum wylewający się z budynku liceum. Było w tym coś zabawnego; wyglądali jak stadko gdaczących kur, które przybyły na wesele w swoich najbardziej odświętnych ubraniach.
Skręcił w lewo i wjechał na drogę numer 250. Była to porządna dwupasmówka; chociaż wiła się między wzgórzami, na wielu odcinkach z powodzeniem można było jechać nawet osiemdziesiątką. Dan prowadził jednak znacznie spokojniej niż zazwyczaj. Wciąż nie bardzo wiedział, co się dzieje. Tamten błysk nie wyglądał normalnie. Przez ułamek sekundy myślał nawet, że to początek wojny nuklearnej.
Jednak jak daleko sięgał wzrokiem, wszystko było w porządku. Mijał właśnie Buffalo Creek. Po drugiej stronie rzeki, u podnóża wzgórz, gdzie tory kolejowe przebiegały równolegle do drogi, mignęły mu między drzewami dwie przyczepy kempingowe. Były rozklekotane i podniszczone, ale poza tym wyglądały zwyczajnie.
Dan wyjechał zza zakrętu i natychmiast wcisnął hamulec. Droga ni stąd, ni zowąd kończyła się wysoką na jakieś dwa metry błyszczącą ścianą. Obok stało małe auto, które wpadło w poślizg i uderzyło w nią bokiem. Maska samochodu pokryta była oderwanymi fragmentami ściany (Dan zdał sobie sprawę, że to ziemia). Przez okno kierowcy widać było wpatrującą się w policjanta przerażoną kobietę.
– Jenny Lynch – mruknął Dan i spojrzał na stojącą w poprzek drogi ścianę. – Co tu się dzieje, do jasnej cholery?!
Wysiadł z auta. Słyszał, że tamci też już dojechali i wysiadają. Podszedł do rozbitego samochodu i zastukał w szybę. Jenny powolutku ją opuściła.
– Wszystko w porządku? – Młoda, pulchna kobieta pokiwała niepewnie głową.
– No… chyba tak, Dan. – Przejechała drżącą dłonią po twarzy. – Czy ja kogoś zabiłam? Nie mam pojęcia, co się stało – mówiła bardzo szybko. – Był jakiś błysk… Chyba coś wybuchło, sama nie wiem… No i potem ta ściana. Skąd ona się w ogóle wzięła? Musiałam hamować, zarzuciło mnie… Ja… nie mam pojęcia, co tu się stało… Po prostu nie mam pojęcia.
Dan poklepał ją po ramieniu.
– Uspokój się, Jenny. Nikogo nie skrzywdziłaś, jesteś po prostu w lekkim szoku. – Przypomniał sobie o Nicholsie. – Jest tu z nami lekarz. Poczekaj chwi…
Właśnie miał się odwrócić, gdy zobaczył, że Nichols już stoi obok. Lekarz delikatnie odsunął Dana i szybko zbadał kobietę.
– Chyba nic poważnego – powiedział. – Wyciągnijmy ją z samochodu. – Otworzył drzwi i wraz z Danem pomogli Jenny wyjść. Poza bladością i ogólnym roztrzęsieniem kobieta nie sprawiała wrażenia rannej.
– Pozwól tu na chwilę, Dan – powiedział Mike. Przewodniczący związku zawodowego górników kucał przy tajemniczej ścianie i dłubał w niej scyzorykiem. Komendant zbliżył się.
– To jest po prostu ziemia – stwierdził Mike. – Najzwyczajniejsza w świecie ziemia. – Odłupał ze ściany kolejny fragment. W momencie gdy spójność ściany została zaburzona, świecąca substancja zmieniła się w garść proszku. – To się świeci tylko dlatego, że… – Mike szukał właściwych słów. – No to jest tak, jakby ktoś tę ziemię przeciął idealnie ostrą brzytwą. – Ponownie zaczął dźgać ścianę. – Widzisz? Jak tylko przebijesz wierzchnią warstwę, zostaje zwykła ziemia. Ale kto to, do cholery, zbudował? I skąd to się mogło wziąć?
Rozejrzał się uważnie. „Ściana” przecinała drogę i ciągnęła się po obydwu jej stronach. Wyglądało to zupełnie tak, jakby ktoś sczepił ze sobą dwa diametralnie odmienne krajobrazy. Po południowej stronie widać było część typowego dla Wirginii Zachodniej wzgórza, tylko że teraz przypominało ono pionowe urwisko. Błyszczało tak samo, jak ściana przecinająca drogę, z wyjątkiem miejsc, z których osypała się ziemia.
« 1 2 3 4 5 6 26 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Cudzego nie znacie: My już są Amerykany
— Miłosz Cybowski

Tegoż twórcy

Cudzego nie znacie: My już są Amerykany
— Miłosz Cybowski

Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.