Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 9 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Weber, Eric Flint
‹1633›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Tytuł1633
Tytuł oryginalny1633
Data wydania28 lutego 2007
Autorzy
Wydawca ISA
CyklOdłamki Assiti
ISBN978-83-7418-139-6
Format608s. 135×205mm
Cena35,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

1633

Esensja.pl
Esensja.pl
Eric Flint, David Weber
« 1 2 3 4 5 16 »

Eric Flint, David Weber

1633

Kardynał zadumał się na chwilę; jego pociągła twarz zdawała się jeszcze bardziej wydłużać.
– Wciąż uważam, że jest zbyt inteligentna – oznajmił w końcu. – Mam nadzieję, że przyjmie mą ofertę i pozwoli się odeskortować drogą lądową do Niderlandów Hiszpańskich. Wtedy moglibyśmy na dziesiątki różnych sposobów przedłużyć jej podróż. Jednak…
Potrząsnął głową.
– Wątpię w to. Tyle z pewnością sama wydedukuje i zdecyduje się na podróż morską do Holandii. A przecież absolutnie nie możemy dopuścić do tego, żeby miała okazję przyjrzeć się naszym portom. Na pewno nie teraz!
Servien zacisnął usta.
– Z całą pewnością mogę trzymać ją z dala od Hawru, Wasza Eminencjo, ale nie od każdego portu na La Manche – to by było zbyt czytelne. Gdyby jednak była zmuszona wsiąść na statek w którymś z mniejszych portów, być może nie dostrzegłaby wystarczająco wiele…
Richelieu przerwał mu zniecierpliwionym gestem.
– Dość, Etienne! Zdaję sobie sprawę, że chcesz mi oszczędzić konieczności podjęcia decyzji. Decyzji, która – Bóg mi świadkiem – jest mi do cna wstrętna. Jednakże racja stanu nigdy nie kieruje się sentymentami. – Westchnął ciężko. – Oczywiście wiesz, że nie możesz dopuścić jej do Hawru. Któryś z mniejszych portów i tak lepiej się nada do… tego, co niezbędne.
Kardynał spojrzał na kotka, który wciąż bawił się jego wskazującym palcem.
– Kto wie? Może szczęście się do nas uśmiechnie, do niej zresztą też, i podejmie złą decyzję.
Łagodny uśmiech znów pojawił się na jego twarzy.
– Na świecie istnieje tak niewiele cudownych stworzeń boskich. Miejmy nadzieję, że nie będziemy musieli unicestwić kolejnego z nich. Gdy będziesz wychodził, Etienne, bądź tak dobry i wezwij służącego.
Uprzejmie, lecz stanowczo odprawiony Servien ukłonił się i opuścił komnatę.
Chwilę później do pomieszczenia wszedł Desbournais. Był on valet de chambre kardynała, który przyjął go do służby jako siedemnastoletniego chłopca. Richelieu cieszył się równie wielką popularnością wśród swych służących, jak i sojuszników i współpracowników. Gdy bronił interesów Francji, często nie znał litości, jednak wobec otaczających go osób zawsze był miły i uprzejmy, niezależnie od tego, jakiego byli pochodzenia. Był też dla nich bardzo szczodry. Richelieu odpłacał lojalnością za lojalność. Tyczyło się to zarówno pomocy kuchennej, jak i Ludwika XIII, króla Francji.
Kardynał uniósł kota i pokazał go Desbournais’owi.
– Czyż nie jest cudowny? Zapewnij mu opiekę, Desbournais – i to najlepszą, pamiętaj.
Kiedy służący wyszedł, Richelieu wstał z fotela i podszedł do okna. Budynek, w którym kardynał mieszkał zawsze, gdy przebywał w Paryżu – a który tylko z nazwy nie był pałacem – był kupionym przez niego starym hotelem przy rue St. Honoré nieopodal Luwru. Richelieu nabył także sąsiadujący hotel, żeby po zrównaniu go z ziemią zapewnić sobie lepszy widok na miasto.
Gdy tak stał i wyglądał przez okno, wszelka życzliwość i łagodność odpłynęły z jego twarzy. Wrogowie kardynała znali to zimne, surowe, wręcz wyniosłe oblicze, które spoglądało w dół na wspaniały Paryż. Mimo całego swego uroku i wdzięku Richelieu potrafił stać się niesamowicie przerażający. Był wysokim mężczyzną, którego szczupłość przysłaniały zawsze noszone przezeń ciężkie i bogate szaty. Podłużna twarz, wysokie czoło, łukowato wygięte brwi, duże brązowe oczy – to były cechy intelektualisty. Jednak lekko zakrzywiony nos i mocno zarysowany podbródek, który podkreślała spiczasta i starannie przystrzyżona bródka, charakteryzowały już zupełnie innego człowieka.
Hernán Cortés zrozumiałby tę twarz. Podobnie książę Alba. Każdy z wielkich zdobywców tego świata zrozumiałby twarz, którą ukształtowały lata żelaznych postanowień.
– Niech i tak będzie – powiedział cicho. – Bóg litościwy tworzy wystarczająco wiele cudownych stworzeń, żebyśmy mogli niszczyć te, które zniszczyć musimy. Taka jest konieczność.
• • •
– No i jak poszło? – zapytał radośnie Jeff Higgins. Gdy jednak ujrzał zaciętą minę Rebeki, jego uśmiech nieco osłabł. – Aż tak źle? Wydawało mi się, że ten facet ma reputację…
Rebeka pokręciła głową.
– Był uprzejmy i czarujący. Co absolutnie nie przeszkodziło mu w wypowiedzeniu nam ni mniej, ni więcej, tylko wojny totalnej.
Głęboko wzdychając, zdjęła szal, który nosiła dla ochrony przed typową paryską mżawką. Tylko trochę przesiąkł wilgocią, rozwiesiła go więc na oparciu jednego z krzeseł w salonie domu, który poselstwo Stanów Zjednoczonych wynajęło w Paryżu. Na widok wchodzącego do pokoju Heinricha Schmidta uśmiechnęła się smutno. Majora Heinricha Schmidta, jeśli chodzi o ścisłość. Oficera dowodzącego niewielkim oddziałem żołnierzy armii amerykańskiej, którzy wraz z Jeffem i Gretchen Higginsami oraz Jimmym Andersenem towarzyszyli Rebece w jej podróży.
– Obawiam się poważnie, że już wkrótce będziecie, panowie, zarabiać na chleb.
Heinrich wzruszył ramionami. Tak samo Jeff, który – choć w trakcie tej misji miał zadanie specjalne – również służył w armii Stanów Zjednoczonych, podobnie jak jego przyjaciel Jimmy.
Kolejną osobą, która wkroczyła do pokoju, była żona Jeffa.
– No i jak się sprawy mają? – zapytała. Niemiecki akcent wciąż się przebijał przez jej swobodną, potoczną angielszczyznę.
Rebeka uśmiechnęła się nieco szerzej. Kontrast między Jeffem a Gretchen zawsze wywoływał u niej serdeczne rozbawienie. Właśnie to Amerykanie nazywali „dziwną parą” w jednej z tych elektronicznych sztuk, które wciąż mocno ją fascynowały, mimo tak wielu godzin spędzonych przed ekranem telewizora, a nawet prowadzenia własnego talk-show.
Mimo że Jeff Higgins znacznie zmężniał przez ostatnie dwa lata, odkąd niewielkie amerykańskie miasteczko zostało przeniesione do roku 1631, do centrum rozdartej wojną środkowej Europy, wciąż jednak roztaczał wokół siebie aurę kogoś, kogo Amerykanie nazywali „maniakiem komputerowym”. Był wysoki i nadal – mimo licznych ćwiczeń – miał sporą nadwagę. Chociaż ostatnio świętował swoje dwudzieste urodziny, wciąż wyglądał jak nastoletni chłopiec. Perkaty nos widniał między oczyma intelektualisty, które spoglądały na świat przez grube szkła okularów dla krótkowidzów. Trudno sobie wyobrazić mniej romantyczną postać.
Tymczasem jego małżonka…
Gretchen z domu Richter była starsza od Jeffa o dwa lata. Nie można było jej określić mianem „piękności” – miała wydatny nos i mocną szczękę, pomijając już okazałą posturę i ramiona szersze niż u większości kobiet – jednak była na tyle urodziwa, że gdziekolwiek poszła, mężczyźni się za nią oglądali. Zaś fakt, że Gretchen była, jak to Amerykanie mawiają, „dobrze zbudowana”, tylko wzmacniał ów efekt, podobnie jak długie blond włosy, które spływały kaskadą na jej masywne ramiona.
W przeciwieństwie do Jeffa, Gretchen urodziła się tutaj. Podobnie jak Rebeka, należała do grona siedemnastowiecznych Europejczyków, których losy Ognisty Krąg związał z losami nowo przybyłych Amerykanów, wśród których obydwie kobiety znalazły mężów.
Gretchen nie zważała na swe korzenie – przyswoiła sobie światopogląd i ideologię amerykańską z zapałem i gorliwością neofitki. Chociaż prawie wszyscy Amerykanie oddani byli ideom demokracji i równości społecznej, zaangażowanie Gretchen (co nie powinno dziwić z uwagi na koszmar, przez który musiała przejść) nawet w nich samych wywoływało przerażenie.
Rebeka przypomniała sobie o tym po raz kolejny, gdy ujrzała Gretchen bawiącą się skrajem swej kamizelki, która wspaniale maskowała przedmiot wiszący w futerale na jej ramieniu. Rebeka doskonale wiedziała, że to jej ukochany pistolet kaliber 9 milimetrów. Czasem kusiło ją, by zapytać Jeffa, czy jego żona także śpi z tą bronią.
Przyczyną uśmiechu Rebeki było jednak głównie to, że lubiła Jeffa i Gretchen Higginsów i bardzo mocno im sprzyjała. W przypadku Jeffa chodziło między innymi o to, że ów młodzieniec kiedyś ocalił ją od pewnej śmierci z rąk chorwackiego kawalerzysty w służbie austriackich Habsburgów. Jeśli chodzi o Gretchen – pomijając fakt, że się przyjaźniły – Rebeka dobrze wiedziała, że ten bez mała fanatyzm Gretchen jest jednym z kluczy do przetrwania nowego społeczeństwa tworzonego przez Rebekę i jej męża Mike’a.
• • •
Gretchen mogła przerażać innych, lecz nigdy nie przerażała Mike’a Stearnsa. Oczywiście nie zawsze podzielał jej zdanie – a nawet jeśli tak było, to często uważał jej metody działania za niedopuszczalne. Niezależnie od tego, jak wysoko wspiąłby się w tym nowym świecie, mąż Rebeki wciąż pozostawał tym samym człowiekiem, co zawsze: przewodniczącym związku zawodowego appalachijskich górników, którzy również mieli bolesne wspomnienia związane z uciskiem ze strony potężnych i bogatych.
« 1 2 3 4 5 16 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Angielscy łucznicy kontra obcy
— Beatrycze Nowicka

Cudzego nie znacie: My już są Amerykany
— Miłosz Cybowski

Kosmiczne nudy
— Michał Foerster

Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec

Idzie ku lepszemu
— Grzegorz Wiśniewski

Krótko o książkach: Marzec 2002
— Magda Fabrykowska, Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz

Odpowiedź jest oczywista
— Magda Fabrykowska

Krótko o książkach: Listopad 2001
— Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Joanna Słupek

Obszernie o niczym
— Jarosław Loretz

Bóg, Honor i Ojczyzna
— Magda Fabrykowska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.