WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Po drugiej stronie gwiazd |
Tytuł oryginalny | The Far Side of The Stars |
Data wydania | 4 lutego 2008 |
Autor | David Drake |
Wydawca | ISA |
Cykl | Porucznik Leary |
ISBN | 978-83-7418-178-5 |
Format | 448s. 135×205mm |
Cena | 34,90 |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Po drugiej stronie gwiazdDavid Drake
David DrakePo drugiej stronie gwiazdRozdział drugi Ciężko łapiąc powietrze, mistrz ceremonii warknął na trupę aktorów w maskach pośmiertnych sławnych przodków Stacey’a Bergena, zebranych na tyłach kaplicy. Adele rozważyła pomysł sięgnięcia po osobisty terminal danych, by sprawdzić, czy postawny, starszy mężczyzna – wysoki, ale stanowczo z nadwagą – był mistrzem Williamsem we własnej osobie, czy też jego synem. Pragnienie było czysto irracjonalne, toteż je zwalczyła, niemniej jednak oderwałaby umysł od przeszłości i przyszłości, a także od Śmierci. Przynajmniej na chwilę. Adele wydało się, że przeszłość i przyszłość zawsze ku Niej zmierzały. Uśmiechnęła się. Wiedziała, że inni ludzie mieli odmienny pogląd na życie, choć zawsze podejrzewała, iż nie przeanalizowali sprawy tak dokładnie jak ona. Mistrz ceremonii ustawił wreszcie aktorów w satysfakcjonujący go sposób. Klauni z pierwszej grupy ruszyli aleją, śpiewając: Stacey przybył z krainy, gdzie rozumieli… Kobiety miały na sobie karykaturalne imitacje mundurów FRC, a mężczyźni – groteskowe przebrania. Część prostytutek, które – jak Mundy widziała – z powodzeniem uprawiały swój zawód w okolicach Portu Trzy, niewiele ustępowały im wyglądem. FRC utrzymywała w wielu dziedzinach wysokie standardy, lecz Adele doszła do wniosku, że w każdym porcie, po długiej podróży lub podczas burzy, i tak musi dojść do seksualnego odprężenia. – …co znaczy cudzołożyć! – śpiewali klauni przy wtórze fletów, na których akompaniowali im kompani. Odgrywający komandora Bergena aktor kroczył drugi w kolejności, poprzedzając dyskretnie zmotoryzowany katafalk, prowadzony przez personel zakładu. Otaczały go stateczne kobiety w powiewnych szatach i z pochodniami w dłoniach. Adele bez komentarza przysłuchiwała się sporom Daniela z wdową o wiek aktora, który miał odgrywać rolę jego wuja. W końcu zdecydowali się na młodszego człowieka, który miał wcielić się w Bergena sprzed czterdziestu lat, kiedy to właśnie powrócił z pierwszej ze swych długich wypraw na Latarni. Aktor nosił szary kombinezon roboczy z naszywkami starszego porucznika na kołnierzu; szedł lekko utykając, naśladując skutek upadku na planecie o wysokiej grawitacji, który zakończył się urazami kręgosłupa, co w końcu przykuło Stacey’a do wózka inwalidzkiego. – Gdzie nawet martwi w łóżku śpią parami… – śpiewali klauni. Zamaskowani „przodkowie” szli za nimi statecznie parami, podczas gdy błaźni podskakiwali i robili miny do widzów, stojących po obu stronach wiodącej do krematorium ulicy. Pogrzeb tych rozmiarów stanowił nie tylko rozrywkę dla biedoty; okazał się wydarzeniem dla całego Xenos. Bergenowie to stary, lecz niezbyt wysoko postawiony ród. Stacey, który opuścił FRC w randze komandora, był typowym przedstawicielem swej rodziny. Dziś jego rodowód uświetniały postacie wiodących wojskowych i polityków z przeszłości. Skoligacone rody nigdy nie użyczyłyby swych pośmiertnych masek, gdyby nie naciski, które mogły pochodzić jedynie od Cordera Leary’ego. Adele Mundy nigdy nie poznała ojca Daniela i miała nadzieję nigdy go nie spotkać; oszczędzi jej to decyzji, czy zastrzelić człowieka odpowiedzialnego za śmierć jej rodziców, czy też nie. Niemniej nikt jeszcze nie oskarżył mówcy Leary’ego, że robi coś połowicznie. – …a dzieci onanizują się! – śpiewali klauni. – Mistrzyni Mundy? – wymamrotał jej do ucha jeden z pracowników zakładu. – Proszę za mną. Żyjąca rodzina siedzi obok. Adele podążyła za niepozornym człowieczkiem przez zebrany na dziedzińcu tłum. Był uprzejmy stosownie do rangi zgromadzonych, ale przeciskał się między nimi ze stanowczością kogoś znacznie roślejszego. – Pani i mistrzyni Leary pójdziecie za porucznikiem Learym i wdową – oznajmił człowieczek, ustawiając ją obok Deirdre Leary i z powątpiewaniem marszcząc brwi. Starsza siostra Daniela miała na sobie szyty na miarę, czarny kostium z naturalnego materiału. Do beretu przypięła kremowo-różową kokardę w barwach Bergenów. – Ach, Deirdre – zwróciła się do niej Mundy. – No tak, to oczywiste, że tutaj jesteś. Deirdre Leary sama zaproponowała jej, żeby były ze sobą po imieniu, lecz uznanie łączących je stosunków za nieformalne byłoby nadużyciem tego słowa. Adele szanowała ją, uważała jednak, że mają ze sobą równie mało wspólnego, co z oddychającą chlorem rasą z Charaxa IV. Odnosiła wrażenie, że Deirdre całkowicie podzielała jej odczucia. Adele zirytowało, że nie przewidziała obecności siostry Daniela na pogrzebie. Obydwoje dzieci mówcy Leary’ego były wszak najbliższymi krewnymi zmarłego. Adele Mundy zaś nie miała z Danielem nic wspólnego – przynajmniej oficjalnie. Przez bramę przeszedł ostatni aktor. Przedsiębiorca pogrzebowy powiedział coś Danielowi, poganiając go gestami z większą bezceremonialnością, niż zdaniem Adele winno okazać się człowiekowi, który za to wszystko płacił. Daniel Leary wyszedł na ulicę, podtrzymując wdowę – prowincjuszkę, która gotowała i prowadziła dom emerytowanemu komandorowi, a w obecności Adele nigdy nie wypowiedziała ani słowa. Przymrużyła oczy. Tak w ogóle, to ile to kosztowało? Jako uczona, gardziła pieniędzmi, lecz podejście Daniela przypominało zachowanie pijanego kosmonauty… którym zresztą dosyć często się stawał. Porucznik Leary był obdarzonym szczęściem dowódcą, lecz nawet kapitański udział w pryzowym nie zaspokajał potrzeb dwudziestotrzyletniego oficera, który okazywał ten sam entuzjazm do życia, co do wydawania rozkazów pod ostrzałem wroga. Mistrz ceremoniału odwrócił się do Adele i jej towarzyszki. Otwarte do wydania szorstkiego polecenia usta zamknęły się gwałtownie. Ukłonił się nisko Deirdre. Mundy ruszyła naprzód, dostosowując krok do tempa Daniela i wdowy. Dopiero teraz zaświtało jej, że rachunek – przynajmniej jego część, znając sztywny kark Daniela i niewielką orientację w prawdziwych kosztach – mógł wcale nie pójść do siostrzeńca Bergena. Zerknęła na Deirdre, lecz nic nie powiedziała; zresztą nie było o czym mówić. W tłumie na ulicy panowała iście karnawałowa atmosfera, przewyższająca nawet tradycyjne, wychwalające życie, sprośności prowadzących kondukt błaznów. Adele słyszała, jak widzowie rozpoznawali członków procesji, w tym ją, informując o tym swoje dzieci i towarzyszy. Nie miała pojęcia, jak to robili, dopóki nie usłyszała domokrążcy, pokrzykującego nieopodal: „Programy! Kupujcie programy! Są w nich wszystkie słynne osoby, żywe i martwe, wraz z notkami biograficznymi”. Deirdre Leary spojrzała na nią z cierpkim uśmiechem. – Zdziwiona? – zapytała. – Raczej zadowolona – odrzekła Adele. – Nie sądzę, żeby cokolwiek bardziej uszczęśliwiło Daniela. Przynajmniej odkąd objął swoje pierwsze dowództwo. Zakładam, że ty to zorganizowałaś? – Realizowałam instrukcje – powiedziała Deirdre. – Mój przełożony będzie bardzo zadowolony, gdy dowie się, że twoim zdaniem wszystko się udało. Przełożonym Deirdre był jej ojciec… jej i Daniela. Przecinająca trzy kwartały aleja prowadząca z Kaplicy Stanislasa do krematorium wiodła przez teren publiczny, który przed skanalizowaniem i puszczeniem pod ziemią Rzeki Rynkowej był obszarem zalewowym. W dzień powszedni ludzie gimnastykowali się tutaj i biegali ścieżkami wokół obu połówek nieruchomości. Labirynt budek w północnej części zapewniał byt sprzedawcom wszelakich specjalności. Co wieczór rozbierano je, oddając pole prostytutkom obu płci. Jako iż Port Trzy znajdował się tuż za płotem, handel w godzinach nocnych również odbywał się dosyć sprawnie. Tego ranka wszyscy zebrali się, by podziwiać pogrzeb. Uśmiechnęła się cierpko i odwróciła do Deirdre. – Biorąc pod uwagę ilość szlaków handlowych, jakie komandor Bergen otworzył dla Republiki, jego pogrzeb naprawdę zasługuje na taką oprawę… – zauważyła, przekrzykując tłum. – Ale to nie jego dokonania są tego powodem, prawda? Rozmówczyni wzruszyła ramionami. Ciemnowłosa i całkiem atrakcyjna w swym eleganckim kostiumie. Gdyby w swój wygląd włożyła tyle samo wysiłku, co większość kobiet, mogłaby stać się olśniewająca. Adele wątpiła jednak, żeby siostrę Daniela to obchodziło. Pieniądze i władza zdobędą dla niej każdego mężczyznę, jakiego by zapragnęła, a istniało duże prawdopodobieństwo, że, tak samo jak jej brata, zupełnie jej nie interesuje, co towarzysz nocy postanowi zrobić rano. Adele nie miała nic przeciwko temu. Jej w ogóle nie interesował żaden partner. – Zależy, co masz na myśli, mówiąc: „jego dokonania” – odparła Deirdre, spokojnie wytrzymując wzrok Adele. – Fakt, że był dobrym przyjacielem i nauczycielem syna Cordera Leary’ego, również miał z tym wszystkim coś wspólnego. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec
Inna wojna
— Janusz A. Urbanowicz
Krótko o książkach: Wrzesień 2001
— Artur Długosz, Janusz A. Urbanowicz, Grzegorz Wiśniewski
Pierwsza krew
— Janusz A. Urbanowicz