WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Po drugiej stronie gwiazd |
Tytuł oryginalny | The Far Side of The Stars |
Data wydania | 4 lutego 2008 |
Autor | David Drake |
Wydawca | ISA |
Cykl | Porucznik Leary |
ISBN | 978-83-7418-178-5 |
Format | 448s. 135×205mm |
Cena | 34,90 |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Po drugiej stronie gwiazdDavid Drake
David DrakePo drugiej stronie gwiazd– Tak, rozumiem. – Pokiwała szybko głową Mundy. – Skoro jednak o interesach mowa… – podjęła tamta. – Nie wiesz może, co mój brat zamierza uczynić z odziedziczonymi po komandorze Bergenie udziałami w stoczni? Jak sądzę, pokój z sąsiadami, zawarty przez Republikę, znacznie ograniczy możliwości rozwoju młodego oficera floty. Adele patrzyła chłodno przed siebie. Pierwszą jej reakcję stanowił pełen zaskoczenia wstrząs; dopiero po chwili zauważyła pewną śmieszność sytuacji i się roześmiała. Przecież rozmawiały o interesach – według oglądu świata Deirdre. Wszystko można było sprowadzić do interesów, jeśli tylko przyjęło się odpowiedni punkt widzenia. Na jednej szali znalazł się koszt najbardziej wystawnego pogrzebu dekady; Adele nie miała pojęcia – nie potrafiła odgadnąć – co Deirdre Leary położyła po drugiej stronie, lecz z pewnością coś się tam znalazło. – Nie rozmawiałam z Danielem o planach na przyszłość – rzekła, zastanawiając się, czy tamta uznała jej śmiech za obraźliwy. Nie taki był jej zamiar, przynajmniej nie do końca. – Był bardzo zajęty organizacją pogrzebu. Jednak biorąc pod uwagę to, co mówił mi kiedyś, nie wyobrażam sobie, żeby pragnął zostać cinnabarskim biznesmenem. Prawdę mówiąc, nie była w stanie wyobrazić sobie swego przyjaciela w roli innej aniżeli oficera FRC. Możliwe, iż zbytnio ulegała świadomości, że przez rok ich znajomości Daniela absorbowały obowiązki wobec floty… lecz mundur wręcz idealnie do niego pasował. Jeżeli można o kimś powiedzieć, że przynależał do Floty Republiki Cinnabaru w czasie wojny i pokoju, to właśnie o poruczniku Danielu Learym. Uśmiechnęła się krzywo. Być może prawda ta dotyczyła również Adele Mundy, która odnalazła tam rodzinę pełną szacunku dla jej talentów, a zarazem gotową wykorzystać ją równie bezwzględnie, co jej przyjaciela, Daniela. – Nie można tak po prostu pozostawić stoczni robotnikom, żeby nią zarządzali – oznajmiła Deirdre głosem nieco wyższym niż przed chwilą. Nikt nie lubił, by ucierano mu nosa tylko dlatego, że rozmówca nie widzi wartości w tym, co jest dla niego ważne; zresztą zanim jeszcze podjęła ten temat, Deirdre musiała wiedzieć, że biznes nie interesował Adele, tak samo jak Daniela. – Jeżeli szybko nie pojawi się tam odpowiedni menadżer, cichy wspólnik zażąda sprzedaży Bergena i Wspólników. Rozumiem, że mój brat ma inne priorytety… Prawdopodobnie nie rozumiała, tak samo jak Daniel nie był w stanie pojąć jej zaaferowania majątkiem i wpływami politycznymi, lecz było uprzejmym z jej strony, że tak powiedziała. – …lecz został powiernikiem wdowy po wujku Stacey’u do końca jej życia. To z pewnością ma wpływ na jego decyzje? Krematorium było niskim betonowym budynkiem, wzorowanym na świątyniach z okresu przed Przerwą: fronton zdobił rząd korynckich kolumn. Przebrany za zmarłego aktor stanął w otoczeniu kobiet z pochodniami obok kwadratowych drzwi z brązu, podczas gdy jego towarzysze ustawili katafalk naprzeciwko wejścia. Trumna była zamknięta; ostatnie sześć miesięcy wyniszczyło Stacey’a do tego stopnia, że jego siostrzeniec postanowił nie wystawiać go na widok publiczny. Wduszenie przycisku sprawi, że katafalk zniknie w płomieniach za drzwiami. Klauni ustawili się po obu stronach krematorium, a także za nim, nadal w kostiumach, choć pogrążeni w przyciszonych rozmowach. Odegrali już swoje role, ale garderoby znajdowały się w przyczepach stojących za kaplicą, niedostępnych, dopóki nie rozejdzie się tłum. Grupa „przodków” zasiadła w trzech rzędach, ustawionych półkolem, rozkładanych krzesełek, zaopatrzonych w stojaki z kartkami, na których zapisano nazwiska osób odgrywanych przez poszczególnych aktorów. Woźny poprowadził Daniela i owdowiałą mistrzynię Bergen do ich miejsc na lewo za aktorami; inny woźny skierował Adele i Deirdre na prawo. Mundy spojrzała ponad pociemniałymi ze starości maskami pośmiertnymi na Daniela Leary’ego, od którego biła duma i radość życia. Obok i za nią siadali pozostali żałobnicy: admirałowie, ministrowie i znamienici kupcy. Zerknęła na towarzyszkę. – Deirdre – powiedziała – twój brat wywiąże się z zobowiązań wobec wdowy w sposób, jaki uzna za najlepszy. Nie mam pojęcia, co to będzie; nie jestem Danielem. Ale… Poczuła, że zesztywniała bardziej niż zwykle, a w jej głosie pojawiły się ostre nuty. – …byłabym bardzo zaskoczona, gdyby przyszło mu do głowy przejęcie udziałów, którymi twój ojciec obdarzył wujka Stacey’a. A gdyby naprawdę to rozważał, byłabym tylko jedną z grona jego licznych przyjaciół, którzy powtarzaliby mu, że to absurd. Czy wyrażam się dostatecznie jasno? Z głośników umieszczonych na narożnikach krematorium buchnęła instrumentalna wersja marszu pogrzebowego. Trumna ruszyła z turkotem naprzód. – Absolutnie – odrzekła Deirdre. – Przekażę twoją opinię zwierzchnikowi. Drzwi z brązu uniosły się w górę, po czym zatrzasnęły za trumną, chwilę później Adele poczuła pulsowanie płonących gazów. Siostra Daniela nachyliła się do jej ucha. – Cokolwiek to zmieni… Mówca Leary nie szanuje zbyt wielu ludzi. Wierzę, iż byłby bardzo zadowolony, gdyby jego syn należał do tej nielicznej grupy. • • • Pomocnicy otworzyli boczne wyjścia, żeby widzowie mogli odejść parkiem, a nie tylko tą samą aleją, którą przyszli tutaj z kaplicy. Daniel zdjął beret i otarł twarz i czoło chusteczką. Ledwo widział przez pot i emocje, jakie szarpały nim przez cały poranek. – Dobrze poszło, wujku Stacey’u – wymamrotał pod nosem. Na Boga, tak właśnie było! Cały Cinnabar wiwatował na cześć największego odkrywcy, który udał się w swą ostatnią podróż. Maryam Bergen odeszła, uczepiona ramienia brygadzisty ze stoczni Bergena i Wspólników, starego druha jej męża i – nieprzypadkowo – swego brata. Prosty robotnik nie mógłby, rzecz jasna, wziąć udziału w pogrzebie, lecz brygadzista i większość pracowników stali tuż za ogrodzeniem, skąd mieli znakomity widok. – Proszę, paniczu – mruknął Hogg, podając swemu panu srebrną buteleczkę. Zdążył już odkręcić korek, chroniący zatyczkę, a zarazem pełniący funkcję kubeczka. Obserwował rozchodzący się tłum z równie zadowoloną miną, co Daniel. – Co to jest? – zapytał Leary, wyjmując zatyczkę. – Jest mokre, a panicz tego potrzebuje – odrzekł Hogg. – Proszę to po prostu wypić. Nie była to wymiana zdań pomiędzy dżentelmenami, lecz Daniel był dżentelmenem z prowincji, a to bardzo odróżniało go od dżentelmena z miasta. Pociągnął łyk czegoś, co mogło być czereśniową brandy o mocy wystarczającej, by napędzać nią silniki. Odgrywający przodków Stacey’a aktorzy dołączyli do błaznów na tyłach krematorium. Oddali maski pośmiertne lokajom rodów, które je wypożyczyły, i właśnie zdejmowali kostiumy; pomocnicy składali krzesełka. Wcielający się w Stacey’a aktor rozmawiał z przedsiębiorcą pogrzebowym. Był w równej mierze impresario, co aktorem; to on otrzymał sakiewkę. Zważył ją w dłoni i ukłonił się. Adele stała samotnie za rzędami krzeseł. Poczuła na sobie wzrok Daniela i skinęła mu głową, po czym odwróciła się i odeszła. Tovera szła tuż za swoją panią; ceremonię musiała oglądać zza ogrodzenia. Młodzieniec uśmiechnął się z aprobatą. Adele nie chciała się narzucać, nie miała jednak zamiaru odejść bez pożegnania. – Poruczniku Leary? – przemówił z boku jakiś głos. Daniel obrócił się gwałtownie i stanął twarzą w twarz z szefem aktorskiej trupy. – Nazywam się Shackleford, Enzio Shackleford. Tuszę, iż nasz występ znalazł pana uznanie? Dziwnie było patrzeć na niego, pozbawionego maski i peruki, lecz wciąż w kostiumie. Żaden kosmonauta nie pozwoliłby sobie na hodowanie potarganych, siwych włosów. W ciasnym, pozbawionym grawitacji statku takie pukle sterczałyby na wszystkie strony. Daniel przełknął brandy, która znalazła się w jego ustach, gdy tamten go zaskoczył. Część dostała się do niewłaściwej dziurki, wyparskał ją nosem i ustami na rękaw Białego Munduru. Hogg mruknął coś i wyszarpnął chusteczkę zza mankietu Daniela, by zetrzeć alkohol. Lepiej byłoby opluć kostium aktora… Shackleford udawał, że jego uwagę przykuwały jakieś nadzwyczaj zajmujące widoki na horyzoncie. – Najbardziej godny szacunku ród, ośmielam się powiedzieć, poruczniku. A przedstawienia nie powstydziłby się najszacowniejszy admirał lub senator. Organizacja spektaklu była dla mnie najwyższą przyjemnością. – Proszę o wybaczenie, mistrzu Shackleford – wykrztusił porucznik Leary; mocna brandy paliła żywym ogniem delikatne wnętrze jego nosa. – Tak, tak, występ był znakomity. – Lubię sądzić, że Enzio Shackleford Company tworzy wartość znacznie przekraczającą tę niewielką nadwyżkę ponad koszt zatrudnienia zwyczajnych aktorów – oznajmił Shackleford z nonszalanckim gestem, mającym podkreślić, iż obaj są prawdziwymi arystokratami. – Proszę pozwolić sobie wręczyć mą wizytówkę, sir. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cudzego nie znacie: Średniowieczna SF
— Ewa Pawelec
Inna wojna
— Janusz A. Urbanowicz
Krótko o książkach: Wrzesień 2001
— Artur Długosz, Janusz A. Urbanowicz, Grzegorz Wiśniewski
Pierwsza krew
— Janusz A. Urbanowicz