Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Eugeniusz Dębski
‹Hell-P›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHell-P
Data wydania4 kwietnia 2008
Autor
Wydawca RUNA
CyklMoherfucker
ISBN978-83-89595-42-3
Format336s. 125×195mm
Cena28,50
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Hell-P

Esensja.pl
Esensja.pl
Eugeniusz Dębski
1 2 »
Przedstawiamy fragment powieści Eugeniusza Dębskiego „Hell-P”. Książka ukaże się nakładem Agencji Wydawniczej RUNA.

Eugeniusz Dębski

Hell-P

Przedstawiamy fragment powieści Eugeniusza Dębskiego „Hell-P”. Książka ukaże się nakładem Agencji Wydawniczej RUNA.

Eugeniusz Dębski
‹Hell-P›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHell-P
Data wydania4 kwietnia 2008
Autor
Wydawca RUNA
CyklMoherfucker
ISBN978-83-89595-42-3
Format336s. 125×195mm
Cena28,50
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Podszedłem do stróżówki i popatrzyłem przez okienko. Stosik indoktrynujących materiałów po angielsku i po polsku, jakaś księga, gości czy jak? Archaiczny telefon ze spiralnym przewodem, dobrze, że nie z tarczą. Nie rozpieszczają tu, na wejściu, akolitów. Potem, zresztą, też nie. Moonies mają się cieszyć nową wiarą i nowymi partnerami, a ich kasę i wypracowane dochody Moon inwestuje w fabrykę M-16 czy innych kałachów. Oparłem się o półeczkę dla petentów. Ciekawe, czemu zawsze te blaty, nieważne z czego, z betonu, blachy, lastryko czy z drewna zrobione, umieszczano tak, że petent musiał kornie pochylać łeb przed strażnikiem z gębą wypchaną kawałem bułki z leberką? Żeby od wejścia każdy wiedział, kto tu jest kto? W mleczarni? Kurwa moja mać…
Z budynku administracji wypadło czterech młodych bojówkarzy, ci mieli wyłogi zielone. Pewnie kaprale. W oknach pojawiło się kilka innych twarzy, nie widziałem wyłogów, obserwowałem raczej domek dowódczy, tam nic się nie poruszało. No jasne, przecież tam mieli podgląd z kamer. Rozejrzałem się. Pod ścianą stróżówki stały grabie. Ale jaja! Miałem jeszcze czas, chwyciłem je i migiem załatwiłem jedną kamerę, kaprale ruszyli biegiem, załatwiłem drugą, oparłem się teatralnie o grabie i czekałem. Dobiegli i… I nie bardzo wiedzieli, co dalej…
Czekałem. Jeden, blondynek z odstającymi szczeniacko uszami, wysunął się przed innych.
– Czego tu chcesz, bracie? – zaskrzeczał.
– Ja ci, kurwa, dam brata, piździelcu jeden! – syknąłem. – Pawian ci bratem, dupku. – Zaczerpnąłem tchu. – Gdzie jest Dorota?
– Doro… ta? – Grdyka skoczyła mu w górę i opadła. – Jaka?
– Gówno cię to obchodzi! Sprowadź tu wszystkie Doroty, a ja wybiorę tę właściwą.
– Nie ma tu żadnej Doroty. – Drugi, mały gnojek z bezczelnymi oczkami uciekiniera z policyjnej izby dziecka, nabrał odwagi i stanął obok uszastego. – Ziemskie imiona zostały za bramą…
– Za bramą, chujku jeden, zaraz zostaniesz ty! Za bramą, pod ziemią, w dupie! Wybieraj! – Dźgnąłem w jego stronę grabiami, ale – ku mojemu zdziwieniu – nie odskoczył, tylko oczka mu zlodowaciały. Tak jest, mały dymnął z domu dziecka albo z wałbrzyskiej wielodzietnej rodziny obciążonej wszelkim polskim złem. – Dawaj tu Doroty albo waszego szefa! No?!
Uszasty uznał, że dialog wspiął się na niedosiężne dla nich szczyty, cofnął się, odwrócił i mruknął coś do trzeciego, pyzatego. Ten cwałem ruszył do willi eksdyrektora. Splunąłem w bok i wbiłem bezczelne spojrzenie w małego złego. Odpowiedział mi strzyknięciem śliną w moim kierunku. Nie doleciała. Dobra, jeszcze nie czas na rozwiązania siłowe. Ponad jego głową zobaczyłem, że z willi, mimo że nie dotarł do niej pyzaty, wychodzi wysoki szczupły facet i godnie stąpa w moją stronę. Stąpa, nie idzie, jakżeby inaczej. Przecież jest namaszczony, nadęty boską mocą, może raczej wydymany mocą oną? Operetkowy pasterz – pasma siwych włosów w długich ciemnych gęstych kudłach. Peruga? Sygnet z promienistym słońcem na lewej dłoni, wyłogi czerwone, łańcuch z medalionem na tym białym szlafroku. Poczułem, że wzbiera we mnie złość. I to taka na serio.
– Pokój z to… – zaczął dziesięć kroków ode mnie.
– Nie pierdol, dobrze? – przerwałem mu. – Nie przychodzę tu po twoje jebane teksty dla gówniar i pryszczatych młodocianych koniobójców. Szukam Doroty, nie powiem ci, jakiej. Po prostu niech tu przyjdą wszystkie Doroty, wybiorę właściwą, zabiorę i chuj wam w dupę aż po łopatki. Choć powinno się rozpierdolić całe to zasrane towarzycho. Ale gówno mnie to… – Skrzywiłem się. Otworzył usta, ale uniosłem palec, a on sprytnie zmrużył oczy, jakby sobie pomyślał: Niech głupek gada. Może coś więcej zdradzi. – Zabieram Dorotę i wychodzę, a jak nie, to za kilka godzin będzie tu kilkunastu moich ziomów z Pragi, z ulicy Środkowej, mówi ci to coś, ciulu? I wtedy tak wpierdolimy tutejszej kadrze, że głowa mała, a całą resztę przegonimy na cztery wiatry. A jeśli myślisz, że gliny tu przyjadą cię bronić, to jesteś w ciężkim błędzie.
– Kim jesteś, bra… Kim pan jest? Nie ma tu żadnej Doroty… – powiedział, starając się, by zabrzmiało to przekonująco. Ale już początek zdania, zejście z „brata” na „pana”, uprzytomniło mooniesom i jemu samemu, że pęka. – Nie pamiętam…
– To se, kurwa, przypomnij. A co do mnie, to możesz myśleć, że jestem pojebanym księdzem, albo dziennikarzem, albo policjantem w cywilu, któremu zapłacono za odnalezienie córki, albo że jestem, kurwa, Gorbaczowem. Chuj mnie to obchodzi. Ruszajcie się, bo nie mam całego dnia na pierdolenie się z wami!
Zrobiłem szybki krok do przodu i świsnąłem grabiami przed nosem uszastego. Kapitan stał za daleko.
– Wy wypierdalać! – Wskazałem palcem młodych. – Po Doroty, migiem. Ty zostajesz – zwróciłem się do szpakowatego.
Teraz dojrzałem, że to naprawdę kapitan: miał po cztery pasemka siwizny z każdej strony głowy. Roześmiałem się, szczerze. Taki tandetny teatr, a zawsze znajdzie się jakiś młody sfrustrowany biedak, który da się na to złapać. I nikt nie stoi takim cwanym gnojom na przeszkodzie. Gdzie Kościół, co to, podobno, jest rozmiłowany w młodzieży? Gdzie ich rodzice? Przyjaciele?
Dwaj młodzi poruszyli się, ale widząc, że gnojek z bezczelnymi oczami stoi w miejscu, zatrzymali się.
– Nie przeciągaj – powiedziałem cicho do „kapitana”. – Tym razem trafiłeś na złego faceta, na złego wkurwionego faceta. Któremu bardzo zależy na wykonaniu zlecenia.
Wolno odwrócił się i skinął głową.
– Zawołajcie te siostry, które nosiły ziemskie imię Dorota. Niech wszystkie trzy zdecydują…
Co za skurwiel!
– Jeśli przyjdą tylko trzy – przerwałem mu – to zabiorę je wszystkie, a i tak przyjdziemy tu na rozpierduchę! – zagroziłem. – Ma przyjść ich tyle, żeby była z nimi ta moja!
– Przyprowadźcie siostry… – zaczął.
– Migiem! – ryknąłem.
Trzej prysnęli jak zające. Bezczelny posłał mi obiecujące spojrzenie i nie było to teatralne obiecujące spojrzenie. Zostaliśmy sami z kapitanem.
– Myślę, że ma pan niewłaściwe pojęcie…
– Przestań pierdolić! – odezwałem się zmęczonym tonem. – Mam w dupie, co myślisz. Mam w dupie, co robisz. Osobiście uważam, że za to, co robicie tym zakompleksionym dzieciakom, powinno się wam pourywać jaja na żywca, ale dopóki mnie to nie dotyczy, chuj z wami. – Uśmiechnąłem się. – A wiesz co? Rozpuszczę wici, że jestem profesjonalnym odzyskiwaczem straconych w waszej sekcie dzieci! Żaden Rutkowski jeszcze nikogo nie odzyskał. Bo on jednak jakoś tam trzyma się prawa. A ja będę inaczej, niczym mściciel z, kurwa, Wołomina, kumasz? Zbiorę grupkę takich, co mogą pracować na nocną zmianę, i będziemy was ganiać. Wszędzie, w Glanowie, w Izabelinie, przeczochramy Kraków, spuścimy wpierdol kilku studentom, których wciągacie wolno do saka, wpadniemy kupką kiboli na jakieś dwa wasze wykłady… – Wyraźnie się rozkręcałem. – Kurwa, bracie, to jest to! Będziemy jak Chuck Norris, nie – Charles Bronson, który sam się rozprawia za swoje prywatne krzywdy. Będziemy biczem bożym! – Okręciłem się na pięcie z grabiami w ręku.
Widziałem, że mi wierzy. Ja też zaczynałem sobie wierzyć. To jest właśnie istota gry aktorskiej, kwintesencja teorii Stanisławskiego, ekstrakt teorii Grotowskiego… Mojej teorii teatru totalnego! Uwierzyć, że jesteś żyrafą, i wtedy wszyscy zaczną zadzierać głowy, patrząc ci w oczy!
– Myli się pan… Bardzo… Prowadzimy tylko warsztaty, mające na celu…
– Celu-srelu-przyjacielu! – Uniosłem grabie, a jemu, przestraszonemu, drgnęła przepona. Cisnąłem grabie w krzaki. – Ty wiesz i ja wiem. Jestem katolikiem i głębokim wstrętem napawają mnie tacy jak wy. – Umyślnie od kurew przeszedłem do „napawania”. Niech się głowi, o co tu, kurwa, chodzi. – Chcecie się kisić w swoim zasranym towarzystwie, wasza brocha. Ale wykorzystywanie owieczek… – Pokręciłem głową.
Z budynku koszarowego wyszły trzy dziewczyny, potem dwaj młodzieńcy wyprowadzili jeszcze jedną. Ta nie miała ochoty na widzenie. Szybko uznałem, że tę właśnie zabiorę; przez moment absurdalnie pragnąłem, by to była ta dziewuszka z bramy, którą tak niecnie potraktowałem, ale to by było za bardzo hollywoodzkie: ona się zakochuje, a ja ją odprowadzam do rodziców i odjeżdżam na białym koniu w dal. Dobra, w białym kabrio. Nie znałem żadnej z Dorot. Wyjąłem komórkę i nacisnąłem kilka klawiszy, pojawiło się zdjęcie Pixela – zaciekawiona mordka, uszka postawione, różowy nosek… Zerknąłem na procesję i pokiwałem głową.
– Dobra. Zabieram swoją Dorocię i żegnam pana ozięble – rzuciłem.
Wskazałem palcem tę oporną i akolici podprowadzili ją bliżej. Wpatrywała się we mnie z przerażeniem, odwróciła głowę do kapitana, ale on uciekł spojrzeniem.
– Idziemy, dziewczyno – powiedziałem łagodnie. – Nikt i nic ci nie grozi.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: III kwartał 2008
— Michał Foerster, Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Paweł Sasko, Konrad Wągrowski, Marcin T. P. Łuczyński

Agent, władca grabi
— Paweł Sasko

Hell-P (fragment 2)
— Eugeniusz Dębski

Tegoż twórcy

Wycieczka w przeszłość
— Beatrycze Nowicka

W poszukiwaniu dobrej przygody
— Maciej Wierzbicki

Krótko o książkach: Styczeń-luty 2005
— Wojciech Gołąbowski, Michał R. Wiśniewski

Treściwie i dostępnie
— Wojciech Gołąbowski

Czarne czy białe?
— Agnieszka Szady

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.