WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Umierająca Ziemia / Oczy Nadświata |
Tytuł oryginalny | The Dying Earth / The Eyes of the Overworld |
Data wydania | 27 października 2010 |
Autor | Jack Vance |
Przekład | Jolanta Pers |
Wydawca | Solaris |
Cykl | Umierająca Ziemia |
ISBN | 978-83-7590-054-5 |
Format | 450s. |
Cena | 45,90 |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Turjan z zamku MiirJack Vance
Jack VanceTurjan z zamku Miir– Rób, co chcesz – wydyszała dziewczyna. – Życie i śmierć to bracia. – Czemuż usiłowałaś mnie zabić? – spytał. – Nie atakowałem cię przecież. – Jesteś złem, jak całe istnienie. – Emocje sprawiły, że delikatnie mięśnie na jej szyi zadrżały. – Gdybym miała moc, zmiażdżyłabym cały wszechświat na krwawą miazgę i wdeptała go w gnój. Zaskoczony Turjan rozluźnił ucisk i prawie udało jej się wydostać, ale pochwycił ją w porę. – Powiedz mi, gdzie znajdę Pandelume’a? Dziewczyna zamarła, jakby z wyczerpania, odwróciła głowę i spojrzała na Turjana. – Szukaj w całym Embeloynie. Ja ci nie pomogę. Gdyby nie była tak wrogo nastawiona, pomyślał, byłaby naprawdę piękna. – Powiedz, gdzie mogę znaleźć Pandelume’a – powtórzył – bo w przeciwnym razie znajdę dla ciebie inne zastosowanie. Przez chwilę milczała, a w jej oczach płonęło szaleństwo, po czym odezwała się dźwięcznym głosem. – Pandelume mieszka przy strumieniu, kilka kroków stąd. Turjan puścił ją, odbierając jej miecz i łuk. – Jeśli oddam ci broń, odejdziesz w swoją stronę w pokoju? Obrzuciła go niechętnym spojrzeniem, bez słowa wskoczyła na konia i odjechała w stronę drzew. Turjan patrzył, jak znika pośród snopów światła w barwach klejnotów, po czym ruszył we wskazanym przez kobietę kierunku. Po chwili zbliżył się do długiego, niskiego dworzyszcza z czerwonego kamienia, stojacego pod ścianą ciemnych drzew. Turjan zatrzymał się w pół kroku. – Wejdź! – usłyszał. – Wejdź, Turjanie z Miir! Turjan ze zdumieniem wkroczył więc do dworu Pandelume’a. Znalazł się w ozdobionej gobelinami izbie; nie było tam żadnych mebli poza jedną kanapą. Nikt nie wyszedł mu na powitanie. W przeciwległej ścianie były drzwi i Turjan podszedł do nich, przypuszczając, że tak powinien postąpić. – Stój, Turjanie – przemówił znów głos. – Nikomu nie wolno spojrzeć na Pandelume’a. Takie jest prawo. Turjan zatrzymał się na środku pomieszczenia i przemówił do niewidzialnego gospodarza. – Przybyłem z misją, Pandelume – rzekł. – Od jakiegoś czasu usiłuję hodować w kadziach istoty ludzkie. Nie udało mi się dotąd, bo nie znam czynników, które wiążą i porządkują wzorce. Musisz znać macierz główną, więc przybyłem prosić cię o radę. – Z chęcią ci pomogę – odparł Pandelume. – Wiąże się z tym jednak pewien aspekt. Wszechświatem rządzą symetria i równowaga i ten stan zrównoważenia objawia się w każdym aspekcie istnienia. Musimy zatem zachować równowagę w ramach naszej transakcji, pomogę ci więc, jeśli odwzajemnisz mi się przysługą o takiej samej wartości. Kiedy ukończysz to niewielkie zadanie, udzielę ci informacji, byś mógł postąpić tak, by uzyskać całkowitą satysfakcję. – Jakaż miałaby to być przysługa? – dopytywał się Turjan. – W krainie Ascolais, niedaleko zamku Miir, mieszka pewien człowiek. Nosi on na szyi amulet wyrzeźbiony z błękitnego kamienia. Odbierz mu ten amulet i przynieś go mnie. Turjan zastanowił się przez chwilę. – Doskonale – odparł w końcu. – Zrobię, jak każesz. Kim jest ten człowiek? Pandelume odpowiedział cicho. – Książę Kandyw Złoty. – Ach – rzekł Turjan – nie zadałeś sobie choć odrobiny trudu, by ułatwić mi zadanie. Ale wykonam je najlepiej, jak umiem. – Wspaniale – rzekł Pandelume. – A teraz udzielę ci kilku wskazówek. Kandyw nosi amulet ukryty pod koszulą. Kiedy w pobliżu pojawia się wróg, amulet staje się widoczny na jego piersi; taka jest potęga tego czaru. Bez względu na wszystko, nie patrz na amulet, ani zanim go zabierzesz, ani później, pod groźbą straszliwych konsekwencji. – Rozumiem – odparł Turjan. – Postąpię zgodnie z tą sugestią. A teraz chciałbym zadać pytanie; pod warunkiem, że uzyskanie odpowiedzi nie zobowiąże mnie do ściągnięcia z powrotem do Ziemi Księżyca albo odzyskania eliksiru, który niechcący rozlałeś na morzu. Pandelume zaśmiał się głośno. – Pytaj – rzekł – a ja odpowiem. Turjan sformułował pytanie. – Gdy zbliżałem się do twego domostwa, jakaś szalona kobieta usiłowała mnie zabić. Obroniłem się, więc odjechała rozwścieczona. Kim ona jest i dlaczego tak się zachowuje? W głosie Pandelume’a pojawiło się rozbawienie. – Ja także mam tu kadzie, w których nadaję kształt różnym formom życia. Stworzyłem tę dziewczynę, T’sais, lecz nie dopilnowałem całego procesu i doszło do błędu podczas syntezy. Wyszła więc z kadzi ze skrzywieniem w mózgu, z powodu którego to, co my uznajemy za piękne, jej wydaje się odrażające i brzydkie, a to, co my uważamy za brzydkie, jest dla niej niewyobrażalnie odrażające, w stopniu, którego pojąć nie sposób. Uważa świat za miejsce pełne goryczy, a ludzi traktuje z najwyższą wrogością. – A więc tak brzmi odpowiedź – mruknął Turjan. – Godna pożałowania nieszczęśnica! – A teraz – oznajmił Pandelume – powinieneś już ruszać w drogę do Kaiin, los ci sprzyja. Za chwilę otworzysz te drzwi; wejdź tam i stań na wzorze runicznym na posadzce. Turjan wykonał polecenie. Sąsiednie pomieszczenie było okrągłe, zwieńczone wysoką kopułą, a przed świetliki sączyło się zmienne światło Embelyonu. Stanął na wzorze z runów, a Pandelume znów przemówił. – A teraz zamknij oczy, gdyż muszę wejść i dotknąć cię. Zważ, że nie wolno ci rzucić nawet jednego spojrzenia. Turjan zamknął oczy. Usłyszał dźwięk kroków z tyłu. – Wyciągnij dłoń – powiedział głos. Turjan wykonał polecenie i poczuł w dłoni ciężki przedmiot. – Gdy twa misja się zakończy, zmiażdż ten kryształ, a znajdziesz się w tym pomieszczeniu. Chłodna dłoń dotknęła jego ramienia. – Za chwilę zaśniesz – rzekł Pandelume. – A obudzisz się już w mieście Kaiin. Ręka znikła. Dookoła był tylko półmrok. Turjan stał i czekał na skok. Powietrze nagle wypełniło się dźwiękami: stukanie, brzęczenie wielu małych dzwoneczków, muzyka, głosy. Turjan zmarszczył czoło, ściągnął usta. Co za dziwne dźwięki w surowym wnętrzu domostwa Pandelume’a! W pobliżu rozległ się głos kobiety. – Spójrz, Santanilu, zobacz człowieka-sowę, który zamyka oczy ku swej uciesze! Mężczyzna roześmiał się i nagle umilkł. – Chodź. Ten człowiek jest osamotniony i może zachowywać się agresywnie. Chodź. Turjan zawahał się i otworzył oczy. W Kaiin, mieście białych murów, panowała noc i trwało jakieś święto. W powietrzu unosiły się pomarańczowe latarnie, kołysane podmuchami wiatru. Z balkonów zwieszały się girlandy kwiatów i klatki z błękitnymi robaczkami świętojańskimi. Ulicami płynęły pijane winem tłumy, odziane w przedziwne kostiumy. Oto żeglarz z Melantyny, tu wojownik Zielonego Legionu Waldarana, tam znów ktoś ze starożytnych czasów, z zabytkowym hełmem na głowie. W niewielkim prześwicie obwieszona girlandami kurtyzana z Przybrzeża Kaczyków tańczyła do dźwięków fletu taniec czternastu jedwabnych ruchów. W cieniu balkonu barbarzyńska dziewczyna ze Wschodniej Almerii obejmowała mężczyznę o uczernionej skórze, przebranego w skórzaną uprząż deodanda z lasu. Jakże rozradowani w gorączkowej uciesze byli ci ludzie z umierającej Ziemi; jakże blisko była nieskończona noc, kiedy czerwone Słońce wreszcie zamruga i poczernieje. Turjan wmieszał się w tłum. W tawernie zamówił herbatniki i popił je winem, po czym ruszył w stronę pałacu Kandywa Złotego. Pałac wyłonił się przed nim nagle; ze wszystkich okien sączyło się światło. Władcy miasta oddawali się hulankom i ucztowaniu. Jeśli Książę Kandyw jest pijany i nieostrożny, rozmyślał Turjan, zadanie nie powinno być zbyt trudne. Wkraczając otwarcie mógł jednak zostać rozpoznany, gdyż znało go wielu mieszkańców Kaiin. Wyrecytował więc Płaszcz Maskujący Fandala i znikł z oczu zebranym. Przemknął pod arkadą i wkroczył do wielkiego salonu, gdzie władcy Kaiin radowali się tak samo, jak tłumy na ulicach. Turjan stąpał po tęczowym jedwabiu, aksamicie, satynie, obserwując z rozbawieniem zabawę. Na tarasie kilka osób przyglądało się zalanemu wodą zagłębieniu, w którym przechadzała się, rzucając spojrzenia, para schwytanych deodandów, o skórze jak oleisty strumień; inni ciskali rzutkami do rozciągniętego młodej wiedźmy z Gór Kobaltowych. W alkowach ukwiecone dziewczęta oferowały syntetyczną miłość staruszkom o świszczącym oddechu, gdzie indziej goście leżeli ogłupieni proszkiem snów. Turjan nie widział nigdzie księcia Kandywa. Wędrował po pałacu, komnata po komnacie, aż w ostatniej sali na górze natknął się na złotobrodego księcia, rozwalonego na kanapie z dziewczyną w masce, która miała zielone oczy i włosy ufarbowane na odcień bladej zieleni. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Esensja czyta: Czerwiec 2013
— Kamil Armacki, Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Paweł Micnas, Marcin Mroziuk, Agnieszka Szady
Esensja czyta: Listopad 2011
— Jędrzej Burszta, Miłosz Cybowski, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka
Esensja czyta: Styczeń 2011
— Jędrzej Burszta, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek, Agnieszka Szady, Monika Twardowska-Wągrowska, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Ciekawostka z dawnych lat
— Anna Kańtoch