Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Campbell
‹Żelazny Anioł›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŻelazny Anioł
Tytuł oryginalnyIron Angel
Data wydania25 lutego 2009
Autor
PrzekładAnna Reszka
Wydawca MAG
CyklKodeks Deepgate
ISBN978-83-7480-120-1
Format400s. 135×205mm
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Żelazny Anioł

Esensja.pl
Esensja.pl
Alan Campbell
1 2 3 »
Przedstawiamy pierwszy rozdział powieści „Żelazny Anioł” Alana Campbella. Książka będąca drugim tomem cyklu „Deepgate” ukaże się nakładem wydawnictwa MAG.

Alan Campbell

Żelazny Anioł

Przedstawiamy pierwszy rozdział powieści „Żelazny Anioł” Alana Campbella. Książka będąca drugim tomem cyklu „Deepgate” ukaże się nakładem wydawnictwa MAG.

Alan Campbell
‹Żelazny Anioł›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŻelazny Anioł
Tytuł oryginalnyIron Angel
Data wydania25 lutego 2009
Autor
PrzekładAnna Reszka
Wydawca MAG
CyklKodeks Deepgate
ISBN978-83-7480-120-1
Format400s. 135×205mm
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Rozdział 1
Cyrk osobliwości Miny Greene
Z okna swojego pokoju w tawernie Rachel Hael obserwowała, jak mała flotylla lekkich łodzi rybackich mija barkę na zakręcie rzeki. Krzyki krążących nad nimi mew przypominały ochrypły śmiech. Część ptaków przysiadła na rejach i wygrzewała się w popołudniowym słońcu. Krypa przewoziła piaskowiec z kamieniołomów Shale, znajdujących się dwadzieścia mil dalej w górę Coyle. Skiffy były miejscowe, a ich załogi trudniły się rabunkiem.
Rachel widziała poprzedniego ranka, jak złodzieje zastosowali tę samą taktykę wobec pałacowej barki z Dalamoor. Jej kapitan i marynarze byli tak zajęci wygrażaniem z rufy nieszczęsnym marynarzom odpowiedzialnym za korek na rzece, że nie zauważyli małego chłopca, który zakradł się do namiotu pilota.
Teraz Rachel obserwowała powtórkę wczorajszych wydarzeń. Pośród zamieszania, wrzasków, przekleństw i walenia pychami o kadłuby nikt nie dostrzegł młodego pływaka, który podciągnął się na rufę barki. Znalazłszy się na pokładzie, pomknął chyłkiem do sterówki. Chwilę później wypadł z niej i popędził z powrotem do burty, wpychając zwój papieru do nawoskowanej tuby.
Licencja kapitańska, domyśliła się Rachel. Gdy tylko statek przybije do portu, złodzieje zażądają za nią okupu. A kapitan będzie zmuszony zapłacić każdą cenę, inaczej przekonałby się, jak działa sprawiedliwość Avulsiora, i trafił na szafot, ponieważ Spine wprowadzili w Sandport stan wojenny.
Według nowego i ściśle przestrzeganego porządku prawnego miejscowi złodzieje i rozbójnicy dodali do swojej listy przestępstw szantaż i wymuszenia. Ostatecznie, Sandportczycy szukali zysku w każdej sytuacji.
Obecność tylu świątynnych asasynów w mieście przyprawiała Rachel o niepokój. Ona sama porzuciła skórzaną zbroję na rzecz gabardyny i drewnianych sandałów, a nawet, zgodnie z miejscową modą, wplatała koraliki we włosy, ale mimo to jej blada cera i intensywnie zielone oczy przyciągały wścibskie spojrzenia ludzi zamieszkujących to pustynne miasto. Widać było, że jest tutaj obca. Mimo wszelkich starań nadal wyglądała w każdym calu na zabójczynię Spine, tak jak ludzie, którzy teraz na nią polowali.
Dill oczywiście nie mógł wcale wychodzić z pokoju ani nawet pokazać się w oknie. Rachel i tak miała szczęście, że udało się jej przemycić go do samego serca Sandport, ale teraz nie mogła ryzykować. Obejrzała się na łóżko, na którym spał jej przyjaciel. Leżał na brzuchu, skrzydła miał złożone na plecach niczym skórzaną pelerynę. Nadal nosił poszarpaną kamizelkę kolczą, która niedawno kosztowała go życie. Jego miecz leżał na podłodze obok łóżka. Złoty jelec lśnił w blasku porannego słońca.
Tymczasem barka zbliżała się do jednego z pomostów, na którym już czekali dwaj urzędnicy Spine, żeby sprawdzić ładunek. Kapitan pozdrowił ich wesołym okrzykiem. Świątynni asasyni, odziani w czarne skóry, stali nieruchomo jak posągi i nie odpowiedzieli na powitanie.
Miasto Sandport wznosiło się nad przystanią rzędami domów z brązowej cegły suszonej na słońcu, niczym amfiteatr zbudowany wokół zakrętu rzeki Coyle. Nad stłoczonymi budynkami i ulicami wisiała cienka warstwa dymu z palonego łajna, który niemal zabijał odór gotowanych ryb i krabów płynący z portowych knajpek. Przez tłumy kłębiące się na targowisku Hack Hill maszerował oddział Spine, ignorując nawoływania kramarzy. Rachel w pierwszym odruchu cofnęła się od okna, ale zaraz sobie uświadomiła, że asasyni są za daleko, żeby ją rozpoznać.
W tym momencie usłyszała trzy stuknięcia do drzwi, a po nich kolejne dwa – umówiony sygnał.
Rachel wpuściła do pokoju właściciela tawerny.
Olirind Meer niósł tacę z dzbankiem wody, chlebem i dwiema miskami zimnej zupy rybnej. Postawił ją na stoliku przy oknie. Drobny, ciemnoskóry mężczyzna pochodził z małej wioski – czy też raczej faktorii – leżącej na północno-wschodnim krańcu Martwych Piasków. Włosy i brwi miał kruczoczarne, skórę barwy kory drzewa amarid; w jego żyłach płynęła krew nomadów.
– Kolejny dzień bez zapłaty – przypomniał wesołym tonem, pokazując w uśmiechu małe białe zęby.
– Bardzo to doceniam – odparła Rachel ze szczerą wdzięcznością. Meer chronił ich przed Spine od prawie tygodnia, choć pieniędzy zabrakło jej po pierwszych dwóch dniach. – Zapłacę ci, jak tylko będę mogła.
Właściciel tawerny zbyt jej obietnicę machnięciem ręki.
– Możecie zostać, jak długo potrzebujecie. Dla Ban-Heshette przyjaźń znaczy więcej niż zysk. W przeciwieństwie do tych chciwych sandport­czyków my spłacamy długi honorowe.
Rachel poznała Meera po rzezi w Hollowhill, gdzie pobiła żołnierza z Deepgate prawie na śmierć za to, co zrobił ze schwytanymi członkami plemienia. Jedna z tych kobiet była żoną Meera.
– Jak dzisiaj nasz anioł? – zapytał gospodarz.
– Bez zmian – odparła Rachel. – Cichy, ponury, wycofany. Myślę, że na swój sposób nadal próbuje uporać się z tym, co się stało. – Spojrzała na śpiącą postać. – Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek w pełni dojdzie do siebie.
– Archonci są twardzi – stwierdził Meer. – Zaufaj opatrzności. Chłopak jest zdrowy, a to więcej, niż mogłaby oczekiwać większość ludzi po wizycie w Piekle. Zacznie mówić, kiedy będzie gotowy.
To Rachel była odpowiedzialna za obecny stan Dilla. Użyła anielskiego wina, żeby go wskrzesić, wyrwać jego duszę z Labiryntu, ale potem zmusiła go do przypomnienia sobie strasznych przeżyć. Jej pytania wydobyły na powierzchnię mnóstwo bolesnych wspomnień, które teraz prześladowały chłopca.
– Nie powinnaś winić siebie – powiedział Meer. – Masz inne zmartwienia na głowie. – Zawahał się. – Każdego dnia coraz więcej Spine przybywa sterowcami. W dodatku wyznaczyli sowitą nagrodę za schwytanie ciebie. Lepiej, żebyś nie wychodziła, bo w mieście już nie jest bezpiecznie.
Była asasynka pokiwała głową. Nie powinni tak długo siedzieć w Sandport, ale Dill potrzebował jedzenia, odpoczynku i czasu, żeby dojść do siebie po ciężkiej próbie, a Rachel nie wiedziała, gdzie indziej mogliby się udać. Martwe Piaski były bezlitosne dla podróżnych, tubylcze wioski nadal żywiły urazę wobec ludzi pochodzących z łańcuchowego miasta. Olirind Meer pozostał jedną z niewielu osób, którym mogła zaufać. Gdy Rachel ogłosiła swoje zamiary, anielica z bliznami, Carnival, tylko splunęła i opuściła ich bez słowa pożegnania. Choć wspólnie stawili czoło tylu niebezpieczeństwom, Rachel nie żałowała, że jej dawna nieprzyjaciółka odeszła. Carnival była nieprzewidywalna i groźna.
– Mam inny pokój na zapleczu. – Oberżysta zwilżył wargi. – Trochę mniejszy i bez okna, ale przez to jest przytulniejszy i bardziej… prywatny. Nikt was tam nie zobaczy, nie mówiąc o zadawaniu pytań. Już wiele razy pytano mnie o to, czy wasz obecny pokój jest wolny. Moja lepsza klientela bardzo go sobie ceni, rozumiesz. Podoba im się widok.
Rachel też lubiła tutejszy widok. Mogła bez przeszkód obserwować, kto zbliża się do gospody. Zamiana na ciemną klitkę bez okien była mało pociągającą perspektywą.
– Sprawiamy ci kłopot, Olirindzie? – zapytała. – Nie chciałabym, żeby twoje interesy ucierpiały z naszego powodu.
– Nie, nie, nie – zapewnił szybko gospodarz. – Interes idzie dobrze. Tym się nie przejmuj. Ja tylko myślałem o waszym bezpieczeństwie.
Ale Rachel zauważyła ostatnio różnicę w zachowaniu Meera. W miarę jak mijały dni, lekkim tonem, ale coraz częściej napomykał o swojej niepewnej sytuacji finansowej i obowiązkach wobec stałych gości, a jednocześnie podkreślał, jak się cieszy, że mógł oddać swoim gościom najlepszy i najdroższy pokój od południowej strony jako spłatę długu honorowego. Rachel podejrzewała, że gospodarz zaczyna się zastanawiać, czy dług już nie został spłacony. Mogła na to wskazywać stale zmniejszająca się ilość ryby w zupie, którą przynosił im każdego dnia.
Może i w żyłach Meera płynęła krew nomadów, ale w głębi serca stał się sandportczykiem.
– Jeszcze tylko kilka dni – powiedziała. – Potem na dobre zejdziemy ci z oczu.
Właściciel cmoknął z dezaprobatą.
– Nie chcę o tym słyszeć. Niech chłopak dochodzi do siebie w swoim tempie. – Uśmiechnął się szeroko i ruszył do drzwi. – Będę odprawiał natrętnych gości z całą zręcznością, z jakiej słynę. Jedz śniadanie.
– Dziękuję.
Po jego wyjściu Rachel zaniosła jedną miskę do łóżka i lekko potrząsnęła śpiącym.
– Dill?
Anioł drgnął i otworzył oczy. Kiedy się zorientował, gdzie jest, przerażenie zniknęło z jego twarzy.
– Straszny sen… – Westchnął, przeczesując dłonią włosy.
– Ten sam? – zapytała Rachel.
Dill pokiwał głową.
– Śniło mi się, że jestem tym pokojem. Ściany były moją skórą i kość­mi. Okna oczami. Krew płynęła przez drewniane żyły w deskach podłogi. Moje nerwy… Czułem, że chodzisz po mnie i… – Kiedy na nią spojrzał, jego oczy zmieniły barwę z białych na szare. – Meer? Był tutaj?
– Właśnie wyszedł.
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Wow i opad szczęki
— Anna Kańtoch

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Na łańcuchach, nad przepaścią i w sąsiedztwie boga
— Anna Kańtoch

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.