Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Tomasz Kołodziejczak
‹Krew i kamień›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKrew i kamień
Data wydania24 października 2003
Autor
Wydawca superNOWA
ISBN83-7054-158-5
Format260s.
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Krew i kamień

Esensja.pl
Esensja.pl
Tomasz Kołodziejczak
1 2 »
Pierwsza prezentacja z wydawnictwa superNOWA. Nowe, lekko poprawione wydanie powieści Tomasza Kołodziejczaka „Krew i kamień” nominowanej do Nagrody imienia Janusza A. Zajdla. Zapraszamy do lektury.

Tomasz Kołodziejczak

Krew i kamień

Pierwsza prezentacja z wydawnictwa superNOWA. Nowe, lekko poprawione wydanie powieści Tomasza Kołodziejczaka „Krew i kamień” nominowanej do Nagrody imienia Janusza A. Zajdla. Zapraszamy do lektury.

Tomasz Kołodziejczak
‹Krew i kamień›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKrew i kamień
Data wydania24 października 2003
Autor
Wydawca superNOWA
ISBN83-7054-158-5
Format260s.
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Rozdział trzeci
PRÓBY
Doron przeszedł na drugą stronę ulicy, minął kramy piekarskie i ruszył w stronę Zachodniej Bramy. Nie zrobił jednak dziesięciu kroków, gdy usłyszał za sobą cichy głos.
– Liściu…
Zatrzymał się i powoli odwrócił. Rzadko zaczepiano go na ulicy. Pomimo że ludzie zdążyli już przyzwyczaić się do obecności Liścia, wciąż się go bali.
Mężczyzna był stary, średniego wzrostu, ubrany raczej ubogo – w lnianą koszulę i spodnie, na nogach miał łapcie, a na głowie słomiany kapelusz. Doron nie potrafił odczytać klanowego tatuażu na policzku starca.
– Niech dłonie twe będą mocne – mężczyzna powitał Dorona pozdrowieniem wolnych drwali. Liść pochylił głowę z szacunkiem należnym wiekowi.
– Panie, pochodzę z rodziny Omi, tniemy drzewa na wschód od Hoewl – mężczyzna mówił szybko, jakby bał się, że Doron zaraz odejdzie. – Mój wnuk, najstarszy, Illomi, przyszedł na turniej. Czy mógłbyś, panie, popatrzeć, jak on walczy?
Doron milczał. Człowiek szybko odpowiadający na zadane pytania i spełniający w mig życzenia innych, traci ludzki szacunek. Jednakże człowiek odmawiający prośbom, też nie ma zbyt wiele poważania.
– Gdzie ćwiczy twój wnuk?
– Niedaleko, mistrzu. Razem ze swym bratem. On też zgłosił się do turnieju, ale to jeszcze młodzik. Siostra mojej żony ma na ulicy garncarzy dom, tam jest podwórko…
Kiedy ruszyli, drwal szedł nieco z przodu, jakby nie chcąc drażnić Dorona swoją bliskością.
Doszli do Bramy Chmielnej. Wał otaczający Daborę w zasadzie nie miał znaczenia obronnego. Wojna nie dotarła tu od dziesięcioleci. Nasyp oddzielał od reszty miasta kwartały zamieszkane przez najlepszych rzemieślników i najbogatszych kupców. W jego obrębie znajdowały się place targowe, na których w czasie jarmarku wolno było handlować. Przyjezdni kupcy zostawiali co roku wielkie myto przy czterech bramach Dabory. Za dwa dni, gdy zacznie się turniej, mincerze nie nadążą z robotą. Teraz mieli dość czasu, by pozdrowić Dorona. Pobór myta w Daborze należał do obowiązków wojska, a wojownicy zawsze okazywali Liściowi wielki szacunek.
Doron odkrzyknął słowa powitania, a starzec dumnie się wyprostował. Bo choć to nic takiego podejść do Brata Drzew i poprosić go o radę – jednak strach. Ten sam lęk, który czuje człowiek powierzający budowę swego domu cieśli. Cieśla, wiadomo, posiada dary, może uczynić zacios na progu domu i zesłać śmierć lub chorobę na mieszkańców. Albo garncarz. Palcem wyciśnie swój tajemny znak od środka dzbana i jeśli ktoś uwarzy sobie strawę w takim naczyniu, to jakby jad gotował. Tyle, że domy trzeba budować, garnki kupować, a z Liściem gadać nie trzeba. Więc mało kto się z nim zadaje, bo on przecież po stokroć mocniejszy od tych wszystkich cieśli, garncarzy i jadowników. Stary kroczył więc dumnie, a Doron szedł za nim.
Zwarta zabudowa Dabory ustąpiła miejsca luźno rozrzuconym chatom podgrodzia. Tu nie stały już drewniane budynki – znak bogactwa i władzy, a i niewiele było domów z kamienia. Większość chat miała ściany z wysuszonej na słońcu cegły, albo plecionek z wikliny obłożonych potem gliną.
Na ziemi przynależnej do miasta zwykle żyło pięć tysięcy ludzi. Teraz, gdy na jarmark przybywali mieszkańcy okolicznych osad i przybysze z odleglejszych krain, mogło ich być w Daborze i trzy razy tyle.
– To tu – powiedział stary, wskazując ręką rząd ziemianek, pokrytych płaskimi słomianymi dachami. Każde z domostw miało nieduże okno, w które wprawiono szybę z zakopconego i chropowatego co prawda, a jednak prawdziwego szkła z Uwegny.
– Zechcesz się napić panie, albo coś zjeść? – spytał stary. Doron potarł dłonią policzek.
– Nie. Pokaż mi swoich wnuków.
– Tędy, Mistrzu… – wskazał Doronowi wąskie przejście między ścianami domów. Od razu można było poznać, że chaty należą do garncarzy. Na małej przestrzeni między ziemiankami nie rosła ani kępa trawy. Ziemię pokrywała warstwa zeschłej gliny, wyrzucanej tutaj przez pokolenia rzemieślników, tworzącej teraz twarde klepisko. Doron poczuł coś dziwnego, jakiś niepokój sprawił, że jego serce zabiło szybciej. Trwało to tylko chwilę, bo zaraz uwagę Liścia przyciągnęło dwóch młodzieńców walczących na środku podwórka.
Obaj, ubrani tylko w przepaski biodrowe, zgodnie z rytuałem walki zdjęli też wszystkie swoje amulety. Twarz pierwszego, mocno zbudowanego, czarnowłosego, od kącika ust po lewe ucho znaczyła brunatna szrama. Drugi był niższy, szczupły, jednak wprawne oko docenić mogło siłę jego mięśni prężących się pod skórą.
Gdy tylko zobaczyli starca i Dorona, natychmiast przerwali walkę.
– Witaj, Liściu, nazywam się Illan – przedstawił się czarnowłosy.
– Witaj, Mistrzu, nazywam się Illomi – powitał Liścia drugi.
– Zwycięstwo niech znaczy waszą drogę – odpowiedział Doron – przyszedłem zobaczyć, jak walczycie.
– Pokażcie, co potraficie – stary machnął ręką. Doron kiwnął głową. Młodzieńcy stanęli naprzeciw siebie, ich karoggi skrzyżowały się.
Pierwszy zaatakował Illotan. Opuścił pałkę i uderzył od dołu, starając się sięgnąć nadgarstków brata. Jednak Illomi odskoczył błyskawicznie, karoggi kilka razy uderzyły o siebie z jękiem.
Karogga – broń wodzów i bohaterów. Drewniana pałka o długości czterech stóp, u jednego końca zwężona tak, by można ją chwycić dłonią. U drugiego rozszerzona w płaskie pióro o ostrych krawędziach, nabijana kamieniami, częstokroć zakończona rogowym szpicem. Pałek turniejowych nie wysadza się krzemieniem, nie ostrzy ich krawędzi ani czuba. Mimo to, często się zdarza, że z placu boju trzeba znosić ciężko rannych bądź zabitych wojowników.
Doron szybko spostrzegł, że Illan jest lepszym szermierzem i że mniej wysiłku kosztuje go powstrzymywanie naporu brata. W końcu sam zaczął atakować – pałka sięgnęła torsu Illomi, uderzyła w dłonie, wytrącając karoggę.
– Dość – powiedział Doron. Na turnieju walkę tę zakończyłby znacznie wcześniej. Tu jednak wiedział, że żaden z braci nie wyrządzi drugiemu krzywdy.
Oddychali ciężko, pot spływał po ich piersiach i ramionach. Illan odgarnął włosy z czoła.
– Jesteście dobrymi wojownikami – powiedział Doron. – Myślę, że wielu chciałoby mieć takich jak wy rębaczy u swojego boku. Ale na turniej przybywają żołnierze z całych Leśnych Gór, wojownicy z Oltomar, pasterze z Gornau-Hemi, drwale z Ziemi Os, no i gwardziści.
Myślę, że ty Illomi musisz jeszcze dużo ćwiczyć. Pokonasz jednego lub dwóch przeciwników, a potem przegrasz. Bacz, by nikt ci nie zrobił krzywdy. Wielu dobrych wojowników nie zwraca w ogóle uwagi na słabszych, chcąc pokonać ich jak najszybciej. I dlatego co roku ginie najwięcej takich jak ty, Illomi, silnych, lecz nie tak dobrych, by przeciwstawić się prawdziwym mistrzom karoggi.
– Ciebie Illan będę obserwował bacznie – Doron zwrócił się do drugiego mężczyzny. – Ale w tym roku nie zdobędziesz tego, co pragniesz. Pamiętaj, że każda walka z dobrym przeciwnikiem przybliża cię do celu – Doron skończył mówić i odwrócił się do starego.
– Dziękuję, Mistrzu. Mamy najlepsze miody z okolic Wróblego Potoku, może…
– Nie chcę od ciebie miodu. Chcę natomiast, abyś wyjaśnił mi pewną zagadkę.
– Tak, Mistrzu? – stary najwyraźniej się stropił. Obaj bracia podeszli bliżej, także zaciekawieni.
– Wytłumacz mi, dlaczego mnie oszukałeś?
– Ja? Ciebie?! – głos starca drżał. – Mistrzu…
– Dlaczego powiedziałeś, że oni dwaj są braćmi. Widziałem ich ruchy, słyszałem głosy. Nie zrodziła ich jedna kobieta, ani nie spłodził ten sam mężczyzna.
Twarz starego rozjaśniła się.
– Twe oko, panie, nie może się mylić. Ale mimo to, są braćmi, a połączyła ich siła mocniejsza od więzów krwi. Otóż panie, choć ja jestem drwalem, to ci dwaj należą do bartniczego rodu i zawarli przymierze patoki.
– A cóż to za znak?
– Otóż zdarza się czasem, że gdy jeden z bartodziejów drąży nową barć, a u innego bartnika pszczoły zaczynają się roić, to ten nowy rój osadza się w ulu zrobionym przez pierwszego. To znak, Mistrzu, pszczoły łączą ich i pszczelarze stają się braćmi. Kiedy rój Illana zajął barć T-omi, ten przyjął rodowe imię Ill i obaj pokłonili się sobie, składając u granic lasu miód zmieszany z krwią.
– Wiem, co oznacza braterstwo z przeznaczenia – powiedział Doron po chwili namysłu. – Sam z woli ¦więtego Gaju przyjąłem na braci wszystkich Liści. Przyjdę na turniejowe pole w ten dzień, gdy twoi wnukowie staną do walki – odwrócił się i ruszył przed siebie wolnym krokiem.
Nie gonili go, nie powiedzieli choćby słowa, bo byłoby to nietaktem, skoro on już nie chciał rozmawiać.
Teraz zrozumiał, skąd wzięło się to dziwne uczucie na początku spotkania i dlaczego odważyli się prosić o radę. Byli bartnikami, a pszczelarze posiadali dar nie mniejszy niż władza cieśli nad stawianym domem. Na dodatek obu młodych bartodziejów naznaczyły pszczoły i każdy z nich władał siłą swoją i swego brata. Stąd też mniej niż zwykli ludzie bali się Dorona. Liścia.
Strażnicy przy bramie pokłonili mu się powtórnie. Ulice Dabory już się uspokoiły po przejściu Szerszeni, ludzie wrócili do swych zajęć.
Doron spojrzał w górę. Ponad miastem wznosiła się Wieża Dymów – znak panowania banów z Gorczem, władztwa rozciągającego się na całe Leśne Góry. Znak ich poddaństwa Matkom Miasta Os.
Doron ruszył w stronę Zachodniej Bramy.
* * *
– Ty głupcze! – twarz Magwera poczerwieniała ze złości. – Przeklęty głupcze, teraz pijesz?! Mógł ktoś iść za tobą, mógł…
– Piję – Rodam popatrzył na niego poważnie. – Muszę…
Rodam stał na nogach pewnie, ale jego oczy nieprzytomnie patrzyły na Magwera.
– Ja…? – wymruczał, jakby mu się nie chciało otwierać ust, kiwnął głową. – Piłem.
– Chodźże tu! – Magwer popchnął go lekko. Na szczęście Rodam nie opierał się za mocno, szedł posłusznie.
– Gdzie ty mnie…? – spytał tylko.
– Idźże! Łeb ci muszę wsadzić w wodę, żebyś trochę ochłonął. Nie masz krzty rozumu.
– Magwer… – wybełkotał Rodam. – Ja muszę ci coś…
– Dobra, dobra…
– Magwer… ja nie potrafię.
– Rozumu nie masz! Pić teraz!
– Musiałem, Magwer.
– Musiałeś?
– Rzec ci muszę… ale… coś mnie… – Rodam potknął się, a Magwer nie zdołał go utrzymać. Mężczyzna upadł.
– Wstawaj! Już niedaleko!
– Co niedaleko?
– Studnia. Podnoś się!
– Magwer… on kazał… Ja…
Zeszli w boczną uliczkę, wąską i krótką. Drzwi i okiennice domów o tej porze już pozawierano. Z dala dobiegały jakieś krzyki i ujadanie psa. Zapowiadała się ciemna noc, chmury pokryły całe niebo.
U wylotu uliczki stała studnia, a obok niej napełnione do połowy koryto. Magwer pchnął Rodama.
– Muszę ci powiedzieć… słów brakuje.
– Dobra – Magwer przygiął Rodama do ziemi, chwycił go za kark. – Pochyl łeb.
– Słuchaj, ja… – Magwer przytrzymał chwilę głowę Rodama, puścił. Rodam poderwał się kaszląc i parskając, odgarnął mokre włosy z czoła. Jego oczy patrzyły już trzeźwo.
– Chciałeś coś powiedzieć – uśmiechnął się Magwer.
– Ja? Nie… – Rodam pokręcił głową.
– Co się stało? Nigdy nie lałeś w gardło za dużo piwa i łeb masz mocny.
– Nigdy nie miałem umrzeć. Zresztą… chciałem. To nieważne teraz. Więc jak?
– Dobrze, wszystko będzie dobrze – Magwer uspokajał się. – Jutro pójdziesz do Gorczem. Wtedy to się stanie.
Rodam wykrzywił twarz w grymasie, który miał być uśmiechem.
– Jak?
– Tego ci nie powiem. Sam jeszcze nie wiem. Nie wiem! Zresztą, ty też nie możesz poznać tej chwili. To musi być prawdziwa śmierć. I będzie.
– Wiesz – odezwał się Rodam po chwili milczenia. – Boję się.
– To dobra rzecz – strach. Człowiek, który się boi, żyje dłużej. Ale… potrzebna mi jest…
– Tak?
– Twoja krew. Dwie miski, Rodam.
Mężczyzna zaczął podwijać rękaw bluzy.
– Po co?
– Nie wiem. Ale potrzebna. Na pewno.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Krwawo i z kamienną twarzą
— Jakub Gałka

Tegoż twórcy

Kajtek i jego magiczny miecz
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Marzec 2016
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Luty 2016
— Miłosz Cybowski, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Grudzień 2015
— Dominika Cirocka, Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Anna Kańtoch, Tomasz Kujawski, Konrad Wągrowski

Potwory zachodu i wschodu
— Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Maj 2011
— Miłosz Cybowski, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Marzec 2011
— Miłosz Cybowski, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Joanna Słupek

Elfy lubią oglądać westerny
— Konrad Wągrowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.