Seson grypowo-oskarowy najwyraźniej nie sprzyja lekturom, ale nie powstrzymało to nas przed zebraniem lutowej porcji krótkich recenzji.
Seson grypowo-oskarowy najwyraźniej nie sprzyja lekturom, ale nie powstrzymało to nas przed zebraniem lutowej porcji krótkich recenzji.
Autobiograficzna opowieść Carrie Fisher nosi polski podtytuł „Nie tylko o Gwiezdnych wojnach”. Och, to bardzo dobry podtytuł. Rzeczywiście, w książce czytamy nie tylko o wspomnieniach na temat gwiezdnej sagi. Owo „nie tylko” obejmuje bowiem jakieś 99% treści książki, bo filmowi Lucasa poświęcone jest w sumie 1-2 strony. Ten nieładny chwyt nie jest jedyny – polski tytuł główny „Księżniczka po przejściach” również sugeruje, że treść będzie miała coś wspólnego z postacią Lei, podczas gdy oryginalny tytuł to „Wishful Drinking” – gra słów, łącząca w sobie myślenie życzeniowe i nałóg alkoholowy. Można więc jasno stwierdzić, że dla osób, które chciałyby się dowiedzieć czegokolwiek więcej o nieznanej historii „Gwiezdnych wojen” nie będzie to idealna pozycja.
Co w żaden sposób nie zmienia faktu, że warto po nią sięgnąć. Carrie Fisher z ironią, sarkazmem spogląda na swoje niespecjalnie udane życie. Życie, w którym łączyła uzależnienia od alkoholu i narkotyków z chorobą dwubiegunową. Dzieciństwo w rodzinie niedobranych rodziców, zajmujących się showbiznesem (aktorki i piosenkarza), których związek błyskawicznie się rozpadł. Życie w środowisku ludzi niespecjalnie stabilnych emocjonalnie (a właściwie po prostu: zdrowo popieprzonych). Kilka wyraźnie nieudanych związków. Światełko w tunelu, jakim jest relacja z córką (a także, w pewnym stopniu z matką). Książka jest szczera, momentami ekshibicjonistyczna, owszem, zabawna (Carrie Fisher ma dość specyficzny styl mocno zgryźliwego humoru), ale bardzo gorzka.
Tak jak w przypadku „Czarnego horyzontu”, tak i w „Czerwonej mgle” mamy do czynienia z kawałkiem (a właściwie kilkoma, bo książka to zbiór czterech opowiadań) solidnej fantastyki. Trzy teksty były już wcześniej publikowane i jedynie tytułowa „Czerwona mgła”, będąca jednocześnie najlepszym opowiadaniem w zbiorze, jest czymś, z czym fani twórczości Kołodziejczaka nie mieli wcześniej do czynienia. I mniejsza już o to, że w wielu miejscach schematyczne rozwiązania fabularne i przewidywalność potrafią nieco zepsuć lekturę kolejnych historii (dzieje się tak nawet w „Czerwonej mgle”) – autor z nawiązką rekompensuje nam to zabawą fantastycznymi i historycznymi motywami, które wypełniają karty książki. Jest to szczególnie interesujące w opowiadaniu tytułowym, które wydobywa na światło dzienne dotychczas owiane, nomen-omen, mgłą tajemnicy Wschodnie Kresy Ostatniej Rzeczypospolitej. Mieszanka tolkienowskiej mitologii z historyczno-geograficznymi zaszłościami regionu to naprawdę kawał porządnej roboty. Mam cichą nadzieję, że ten jednorazowy wypad Kajetana Kołbudzkiego na wschód nie będzie ostatnim. Dwie inne historie osadzone są w znanych nam z „Czarnego horyzontu” zachodnich rejonach, stanowiących główny obszar działań Królewskiego Geografa. Poszerzają one naszą wiedzę na temat wojny, barlogów i ich sług (ze szczególnie ciekawym wątkiem kleszczy i prób rozwiązania agadki zamachu na króla). Nieco mniej zajmująco przedstawia się „Klucz przejścia”, czyli retrospekcja przedstawiająca początek znajomości Kajetana z jego przybranym ojcem, Robertem i historię zdobycia przez tego pierwszego tytułowego artefaktu. Między nami mówiąc: uniwersum stworzone przez Kołodziejczaka jest tak bogate, że zastanawiam się, jak długo przyjdzie nam czekać na oficjalne (lub też nie) fanfiki.
Wprawdzie pomysł na magiczny przedmiot, który pozwala na spełnianie życzeń, nie jest specjalnie odkrywczy (wystarczy wspomnieć niezapomnianą „Karolcię”), ale mimo to książka Andrzeja Maleszki potrafi bez reszty wciągnąć młodych czytelników. Z wypiekami na twarzy śledzą oni perypetie bohaterów, które są efektem użycia tytułowego czerwonego krzesła. Wraz z trojgiem rodzeństwa, w którego posiadaniu znalazł się ten niezwykły przedmiot, niejednokrotnie możemy przekonać się, że spełnienie się nieostrożnie wypowiedzianego życzenia czasem bywa źródłem naprawdę poważnych kłopotów, a odwrócenie skutków czaru nie zawsze jest takie proste. Istotne jest, że przygody będące udziałem rodzeństwa próbującego odzyskać rodziców są na tyle ciekawe, że w trakcie lektury nie zastanawiamy się ani przez moment, czy pomysły autora są wtórne, czy też nowatorskie, tylko w okamgnieniu połykamy kolejne strony.
Pierwszy tom „Magicznego drzewa” to nie tylko błyskawicznie tocząca się akcja, wiele z filmowym rozmachem nakreślonych scen (w końcu autor jest także reżyserem i scenarzystą) oraz budzący sympatię bohaterowie, ale również mądre przesłanie (nie ma znaczenia, że niezbyt odkrywcze), uświadamiające młodym czytelnikom, że w życiu są ważniejsze wartości niż posiadanie pieniędzy i luksusowych przedmiotów. Powieść ta zachwyci więc z pewnością nie tylko wielbicieli filmu pod tym samym tytułem.
Joanna Kapica-Curzytek [70%]
Życie potrafi czasem dopiec do żywego i przeważnie jest komediodramatem. Tak jak losy Jess, opisane w powieści „Razem będzie lepiej”. Pisarka Jojo Moyes znana jest z tego, ze jej książki są niebanalne, ale życiowe, pozostają blisko ludzi i ich problemów. Tu także nie zawodzi. Jess wychowuje samotnie dwójkę dzieci i ledwo wiąże koniec z końcem, bo były mąż uporczywie uchyla się od płacenia alimentów. Co zrobić, żeby znaleźć choć trochę wytchnienia od codziennych kłopotów z kasą? Jej życie w zaskakujący sposób przecina się z losami informatyka Eda, zamożnego właściciela „wypasionego” mieszkania i pracownika korporacji. Ale na pewno dalej nie będzie tak, jak myślicie. W powieści znajdziemy świetnie zarysowane postacie, zwłaszcza nastolatków – duże brawa za postać uzdolnionej matematycznie Tanzie, (kto powiedział, ze dziewczyny nie ogarniają „królowej nauk"?) i za sylwetkę Nickiego, ofiarę przemocy w szkole. Nie brak tu poruszanych poważnych tematów – jak rozdarte emocje dzieci po rozwodzie rodziców, ojcowie, którzy perfidnie unikają kontaktu emocjonalnego (i finansowego!) z byłą rodziną, cyberprzemoc, budowanie zaufania. Pomimo tylu trudnych spraw, książka jest pełna subtelnego humoru, dystansu i optymizmu i czyta się ją bez wysiłku. A także – uwaga – „Razem będzie lepiej” to powieść drogi, jej rozmach jest iście amerykański. A jak wiadomo, w podróży może zdarzyć się jeszcze więcej niż gdybyśmy zostali na miejscu. Polecam gorąco.
Zapewne kiedy czytacie te słowa wiadomo już, czy ekranizacja „Marsjanina” stała się hitem na miarę oscarów, dowodząc (lub nie) wielkości powieści Weira. Czy wpłynie to na sposób, w jaki odbierana będzie sama książka? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że w pełni rozumiem popularność i medialny szum narosły wokół powieści. Jest wyrazisty bohater, są niezobowiązujące (ale obowiązkowo geekowe) żarty, jest też walka o przetrwanie w niesprzyjającym środowisku. A wszystko to ukłon w stronę dawnych powieści sf oferujący, z jednej strony, wystarczająco dużo elementów „hard”, by zadowolić co bardziej wymagających, ale jednocześnie bez przeładowywania fabuły naukowym żargonem, który odrzuciłby laików i humanistów. Unosi się nad tym wszystkim duch uniwersalnego humanizmu, kiedy cała ludzkość zaczyna kibicować jedynemu człowiekowi na Marsie, głęboko wierząc w konieczność ratowania go bez względu na koszty. I jest to chyba element, który najmniej do mnie trafia. Oczywiście doceniam ten akcent i zamierzenia autora, by uczynić z „Marsjanina” coś więcej, niż zwykłą powiastkę sf, ale jakoś trudno mi to przełknąć. Co nie zmienia oczywiście faktu, że przy lekturze powieści Weira bawiłem się bardzo dobrze i mogę ją z czystym sercem polecić. Kłopot jednak w tym, że nie pozostaje ona w pamięci na długo i nie ma w niej nic, co zachęcałoby do ponownej lektury.
Wierni fani „Biura Detektywistycznego Lassego i Mai” mogą dzięki tej lekturze przede wszystkim zaspokoić swoją ciekawość odnośnie pierwszego spotkania pary głównych bohaterów. Trzeba też przyznać, że opowieść o jedynym przypadku w dotychczasowej karierze młodych detektywów, kiedy sprawca (w tym przypadku kradzieży bułeczek cynamonowych w przedszkolu) uszedł bez kary, jest nie tylko zajmująca, ale również bardzo zabawna. Historyjka ta jest wprawdzie znacznie krótsza niż w zwykłej książce z tego cyklu, ale młodzi czytelnicy w zamian otrzymują tutaj gotowe formularze do sporządzania własnych detektywistycznych notatek oraz serię pytań sprawdzających znajomość przygód Lassego i Mai przedstawionych we wcześniejszych tomach serii. Świetna propozycja – do czytania i zabawy – dla wszystkich wielbicieli książek Martina Widmarka.