Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Fannie Flagg
‹Wciąż o tobie śnię›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWciąż o tobie śnię
Tytuł oryginalnyI Still Dream About You
Data wydania10 listopada 2010
Autor
PrzekładWojciech Szypuła
Wydawca Nowa Proza
ISBN978-83-7534-029-7
Format356s. 125×129mm
Cena35,—
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wciąż o tobie śnię

Esensja.pl
Esensja.pl
Fannie Flagg
« 1 2 3 »

Fannie Flagg

Wciąż o tobie śnię

– I wiesz co? Mogę nam załatwić dwa darmowe bilety, przez Cecila. Powiedz, nie chciałabyś ich zobaczyć?
– Kiedy przyjeżdżają? – spytała Maggie, wciąż skoncentrowana na swoim liście.
– Drugiego listopada. Zajrzyj do kalendarza.
– W tej chwili?
– Tak, poczekam. Zdajesz sobie chyba sprawę, że pół miasta będzie się zabijało o te bilety?
O rany… Maggie dobrze wiedziała, że Brenda będzie jej wiercić dziurę w brzuchu, więc dla świętego spokoju sięgnęła po firmowy kalendarz Red Mountain Realty, ozdobiony wspólnym zdjęciem całej ekipy. Przerzuciła kartkę na listopad.
– Kotuś, ale to jest niedziela – powiedziała. – Nie dam rady. Szlag by to… A tak bym chciała ich zobaczyć. Może weź Robbie?
– Robbie?
– Pewnie, spodoba się jej.
– Dobrze wiesz, że mojej siostry nie da się nigdzie wyciągnąć wieczorem. A już na pewno nie na tańczących derwiszów. Maggie, nie wygłupiaj się, musisz ze mną iść. Kiedy będziesz miała drugą szansę zobaczyć derwiszów? Nie wybierasz się w najbliższym czasie do Turcji, prawda?
– No… niby tak, ale…
Brenda nie dała jej dojść do słowa.
– Nie masz nic do gadania, idziemy i już. Rano zadzwonię do Cecila. Na razie!
Rozłączyła się, zanim Maggie zdążyła odmówić.
O rety…
Maggie odruchowo zaczęła oddzwaniać, żeby powiedzieć, że naprawdę nie może z nią pójść, ale się zawahała. Jak miała się wyłgać? Nie lubiła kłamać. Mogłaby chyba powiedzieć, że wyjeżdża – zwłaszcza że naprawdę wyjedzie, ale, jak znała Brendę, ta zaraz zaczęłaby się dopytywać, dokąd wyjeżdża, z kim i po co. Rany… Po co w ogóle odbierała ten telefon? Skoro już podjęła decyzję, chciała ją wprowadzić w życie. Im szybciej, tym lepiej. I tak dostatecznie długo zajęło jej dotarcie do punktu, w którym się teraz znalazła.
Oczywiście nie była to decyzja z rodzaju tych, jakie podejmuje się codziennie, ale po sporządzeniu niezliczonych list wszystkich „za” i „przeciw” i dogłębnej analizie wszelkich możliwych rozwiązań stało się boleśnie oczywiste, że innego wyjścia nie ma. Naturalnie, najłatwiej byłoby rozpiąć suwak spinający jej czaszkę, wyjąć mózg, przytrzymać go nad zlewem w kuchni i spłukać wszelkie stare żale, krzywdy i upokorzenia, a potem zacząć wszystko od nowa – ale to akurat było niemożliwe. Pozostało jej tylko wycofać się, i to teraz, bezzwłocznie, dopóki ma dość energii i hartu ducha. Na szczęście, szczegółowe plany tego, jak to zrobić – czyli wybór sposobu, opracowanie logistyki i tak dalej – miała już dawno za sobą. Musiała jeszcze tylko rano podjechać na chwilę do Walmartu, żeby dokupić niezbędny sprzęt, i mogła jechać.
Nadal jednak nie wiedziała, co zrobić z Brendą. Powinna oddzwonić? A może po prostu do niej wpaść? Brenda nie była jakąś przypadkową koleżanką z pracy, tylko jej prawdziwą partnerką w biznesie; wiele razem przeszły, zwłaszcza po śmierci Hazel. W innych okolicznościach Maggie z radością poszłaby z nią do teatru, zwłaszcza że Brenda nie raz i nie dwa okazała jej wiele dobroci. O, chociażby w zeszłym miesiącu, kiedy dopadła ją ta paskudna grypa: Brenda uparła się, że będzie przyjeżdżać i jej gotować. I tak czule się nią zaopiekowała. Boże, naprawdę nie chciałaby sprawić jej zawodu – ale teraz, przez to, że jak ostatnia idiotka odebrała ten przeklęty telefon, będzie musiała ją zawieść.
Z westchnieniem spojrzała w kalendarz. Wolałaby to załatwić jutro, najdalej pojutrze, tak byłoby najłatwiej – ale Brenda była taka podekscytowana, a ostatnio przechodziła ciężkie chwile… Do drugiego listopada zostało raptem sześć dni. Biorąc pod uwagę, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik, może nie musi się aż tak bardzo śpieszyć? Może poczekać z realizacją planu do trzeciego listopada rano? Co to za różnica? Najważniejsza była decyzja, żeby w ogóle to zrobić; wystarczy, że w niej wytrwa, dokładna data nie jest najważniejsza. Bo zdania na pewno nie zmieni, co to, to nie. A ta mała zwłoka pozwoli jej dodatkowo uporządkować sprawy i jeszcze raz wszystko przećwiczyć, żeby nic jej nie zaskoczyło w ostatniej chwili. W końcu to była jedna z tych rzeczy, które muszą od razu wypaść idealnie.
Poza tym, Brenda miała rację: to by była straszna szkoda, przegapić takich derwiszów.
Miała jedenaście lat, kiedy w jednym z należących do ojca egzemplarzy „National Geographic” znalazła zdjęcie tańczących derwiszów. Wyglądali jak żywcem wyjęci z Baśni tysiąca i jednej nocy – byli tacy egzotyczni w tych wysokich stożkowych czapach i szerokich spódnicach. A zobaczenie ich na żywo w noc przed odejściem dałoby jej dodatkowy impuls i podkreśliło doniosłość okazji. Poza tym, każdy wie, że należy wspierać artystów. A nade wszystko chciała być miła dla Brendy – to byłby dla niej prezent pożegnalny. Chociaż tyle mogła dla niej zrobić, jako przyjaciółki.
Sięgnęła po telefon i wybrała jej numer.
– Posłuchaj, Brenda… Kiedy będziesz rozmawiała z Cecilem, zapytaj, czy mógłby nam załatwić miejsca w środku rzędu. Najlepiej gdzieś z przodu, żebyśmy mogły dobrze obejrzeć te ich stroje.
– Nic się nie bój. Jak Cecil się dowie, że idziesz ze mną, załatwi najlepsze miejscówki. Na wszelki wypadek wezmę lornetkę, to się im przyjrzymy.
– Świetnie.
– Jestem taka podekscytowana! Maggie, a jak myślisz, co oni noszą, kiedy nie ubierają się w te stroje sceniczne?
– Rany, nie mam pojęcia…
– Ja też nie. Już nie mogę się doczekać drugiego listopada! A ty? Tak się cieszę!
Maggie się uśmiechnęła.
– A ja… ja się cieszę, że ty się cieszysz.
– Do zobaczenia jutro.
– Z pewnością.
Na co warto czekać
Brenda tak się ucieszyła, że zobaczy tańczących derwiszów, że sama omal nie zaczęła tańczyć w kuchni. Miała teraz na co czekać – na coś ciekawego i zabawnego, a Bóg jeden wiedział, jak bardzo na to zasługiwała. Pracowała w ogromnym stresie. Rynek nieruchomości przeżywał dramatyczny kryzys, a z prognoz wynikało, że ceny jeszcze nie sięgnęły dna. Miała wrażenie, że w firmie ograniczają się do organizowanych co weekend dni otwartych we wszystkich możliwych niesprzedawalnych starociach ze średniego segmentu i mogą tylko bezradnie patrzeć, jak najlepsze oferty, wysoko wycenione i dające nadzieję na sprzedaż, sprząta im sprzed nosa ich główna konkurentka, Babs Bingington. Nawiasem mówiąc, nie było to jej prawdziwe nazwisko, czego Brenda nie omieszkała wytknąć w rozmowie z każdym, kto jeszcze o tym nie wiedział. „Babs Bingington Realty. Najlepsze nieruchomości w Birmingham” – takim hasłem, opatrzonym dodatkowo swoim zdjęciem, Babs okleiła wszystkie wózki sklepowe, billboardy i ławki na przystankach. W branży nazywano ją Bestią z Birmingham.
Wszyscy już zdążyli się zorientować, że potrafi być bezwzględna i nic jej nie powstrzyma przed ukradzeniem cudzego klienta. Podobno za dwóch klientów specjalnie wyszła za mąż, a następnie się z nimi rozwiodła – tylko po to, żeby ich przejąć. Ethel Clipp, kierowniczka biura w Red Mountain Realty, często powtarzała, że Hazel Whisenknott, ukochana założycielka ich firmy, przewraca się pewnie w grobie na myśl o tym, jak tania stała się moralność w handlu nieruchomościami. Hazel zbudowała nienaganną reputację agencji w oparciu o ściśle przestrzegany kodeks etyczny. Na Boga, była nawet jedną z założycielek Biura Etyki Biznesowej w Birmingham! Tyle że na obecnym rynku etyka na nic się nie przydawała. Przez ostatnie pół roku przychody ze sprzedaży nie pokrywały nawet kosztów reklamy, nie mówiąc już o opłaceniu czynszu czy wypracowaniu zysku. Brenda nie potrafiła zrozumieć, skąd się bierze spokój, opanowanie i zimna krew Maggie – ale jeśli chodzi o Maggie, to wiele rzeczy nie mieściło się Brendzie w głowie. Mimo wszechobecnych w tej branży draństwa i zajadłości, Maggie nigdy się nie denerwowała i nie powiedziała o nikim złego słowa. Brenda się domyślała, że komuś takiemu jak ona łatwiej jest nie przejmować się byle czym – bo i po co? Była wysoka, szczupła i piękna; miała śliczne zęby i gęste, proste włosy, które nawet po związaniu w kucyk wyglądały bosko. W dodatku nie miała żadnych krewnych, którzy dniem i nocą by się jej naprzykrzali. A Brenda? Tłum braci, sióstr, bratanków i siostrzeńców obojga płci nieustannie domagał się pieniędzy na różne bzdury, przez co nie mogła zaoszczędzić nawet dziesięciu centów, nie mówiąc już o zakupie tego pięćdziesięciocalowego telewizora HD, który wpadł jej w oko w Costco. Czasem chciało jej się śmiać na samą myśl o Maggie – zawsze dobrze ubranej, idealnie uczesanej, miłej i sympatycznej, płynącej przez życie na różowej chmurce. Maggie nie miała pojęcia, jaką jest szczęściarą, i nie zrozumiałaby tego, nawet gdyby ktoś próbował jej to wytłumaczyć. Trzymała świat w garści. A Brenda mogła co najwyżej żałować, że nie jest do niej podobna.
« 1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Scenariusz sto pierwszy
— Joanna Kapica-Curzytek

Tegoż twórcy

Ciesz się każdą chwilą
— Joanna Kapica-Curzytek

Pozostają tylko wspomnienia
— Joanna Kapica-Curzytek

Powrót do Elmwood Springs
— Joanna Kapica-Curzytek

Ciepła, puchowa kołderka
— Agnieszka Szady

Nigdy byście nie zgadli!
— Agnieszka Szady

To lubię: Kuchnia pełna książek
— Anna Brzezińska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.