Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jakub Ćwiek
‹Ofensywa szulerów›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułOfensywa szulerów
Data wydania7 października 2009
Autor
Wydawca RUNA
CyklOfensywa szulerów
ISBN978-83-89595-55-3
Format352s. 125×195mm
Cena29,50
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Ofensywa szulerów

Esensja.pl
Esensja.pl
1 2 3 »
Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Jakuba Ćwieka „Ofensywa szulerów”. Objęta patronatem Esensji książka ukaże się nakładem Agencji Wydawniczej Runa.

Jakub Ćwiek

Ofensywa szulerów

Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Jakuba Ćwieka „Ofensywa szulerów”. Objęta patronatem Esensji książka ukaże się nakładem Agencji Wydawniczej Runa.

Jakub Ćwiek
‹Ofensywa szulerów›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułOfensywa szulerów
Data wydania7 października 2009
Autor
Wydawca RUNA
CyklOfensywa szulerów
ISBN978-83-89595-55-3
Format352s. 125×195mm
Cena29,50
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
PROLOG
Wszyscy ludzie Richa

Brown
Technicznie rzecz biorąc, tabliczka przed wejściem do hotelu Concorde: „Lokal wentylowany”, nie kłamała. Dawała jednak przyjezdnym złudną nadzieję, że wstępując do środka, można się schronić przed palącym egipskim słońcem. Co było kompletną bzdurą.
Mimo ogromnych wentylatorów, kręcących się nieustannie pod sufitem, małych wiatraków, ustawionych na kontuarze niczym na wystawie sklepowej i pracujących na pełnych obrotach, wreszcie mimo grubych ścian i kotar szczelnie zasłaniających drzwi, w hotelowym holu – połączonym z niewielką, prostą w wystroju restauracją – wcale nie było chłodniej niż na zewnątrz. O tej porze roku Kair nie sprzyjał obcym. Nawet zwycięzcom.
Mister Brown dopił swoją brandy, przetarł chusteczką spocone czoło i ostrożnie poruszył się na krześle. W głowie zaczynało mu już szumieć, co w innych okolicznościach mogłoby być niepokojące – wypił przecież dopiero cztery szklaneczki – teraz jednak spokojnie dawało się to zrzucić na karb zmęczenia podróżą i tego cholernego upału.
Przyleciał do Kairu tego dnia rano, późnym rankiem, wcześniej jednak nie było mowy, by udało mu się zdobyć samolot. Fakt, że miał udziały w lotniczej spółce przewozowej, nie oznaczał jeszcze, że jego prywatne sprawy mogły być ważniejsze od interesu firmy.
Brown był mężczyzną średniego wzrostu o rumianej, lekko pyzatej twarzy, wysokim czole i chytrym uśmieszku ulicznego cwaniaka. Było w jego ruchach i posturze coś, co sugerowało niegdysiejszego wojaka, ale wydatny brzuch i rysujący się drugi podbródek mówiły wyraźnie, że od chwili zawieszenia broni wiodło mu się lepiej niż dobrze. O tym samym świadczył jego ubiór – elegancka koszula, kremowy garnitur skrojony na miarę, złoty zegarek…
Tylko buty brudne i podniszczone, jeden nawet z przetartym sznurowadłem, zupełnie nie pasowały do reszty. Musiał sobie zdawać z tego sprawę, ponieważ, siedząc, dokonywał istnych akrobacji, żeby ten defekt ukryć – zaplatał nogi, co chwila przecierał czubki butów o tył nogawek, krył stopy za stojącą na podłodze walizką. Dopiero trzecia szklaneczka brandy uwolniła go od problemu; dopiwszy ją przestał się przejmować.
Kolejny raz skinął na barmana, ale ten tylko pokręcił głową i wskazał mu czarnego dzieciaka, który właśnie szedł do niego z tacą. Leżała na niej elegancka kremowa koperta z czerpanego papieru. W środku znajdował się klucz do hotelowego pokoju i kartonik, na którym skreślono starannym pismem kilka słów:
Panie Brown!
Myślę, że już wystarczy tego adaptowania się do nowego środowiska. Dziś wieczorem (godzina dwudziesta, sala kameralna) rad będę widzieć Pana na rozmowie kwalifikacyjnej i ufam, że zdoła Pan na nią dotrzeć o własnych siłach. Kolejną szklaneczkę brandy przed nocą zmuszony będę uznać za rezygnację z mojej oferty.
Sługa uniżony
Samuel Rich
Brown wsunął karteczkę z powrotem do koperty i rozejrzał się wokoło, tłumiąc przekleństwo. A zatem był obserwowany. Tylko przez kogo? W zacienionym kącie siedziało dwóch angielskich żołnierzy, a dwa stoliki dalej skryty za gazetą mężczyzna w piaskowej koszuli z prezencją aktora z Hollywood, tego, jak mu tam, Gable’a.
Wygląda na dzianego, pomyślał Brown, a to znaczy, że to może być on. Mój przyszły pracodawca.
Dla pewności rozejrzał się jeszcze po restauracji, ale pozostałe stoliki były puste. Tylko niedopałki w popielniczkach, opróżnione szklanki i talerze świadczyły, że jeszcze przed chwilą w lokalu ktoś był. Brown nie bardzo wiedział, czy wszyscy wyszli tak nagle, czy też on siedział tu już tak długo. Zerknął na zegarek, na rozmyte, dwojące się cyfry, i stwierdził, że już najwyższa pora, by się zameldować. Do mężczyzny z gazetą podchodzić nie zamierzał. Skoro tamten wybrał liścik zamiast rozmowy, znaczy, że zależy mu na dyskrecji. I to nawet jeśli dupa z niego nie szpieg i daje się rozszyfrować pijanemu gościowi w minutę. Bo teraz już Brown był niemal pewien, że to właśnie on, facet z gazetą, chciał mu zapłacić za jakieś niezwykłe zadanie równowartość dwóch samolotów i małego lotniska.
Ostrożnie podniósł się z krzesła i podszedł do recepcji. Zamachał recepcjoniście kluczem z koperty, a ten zawołał dziesięciolatka w postrzępionym mundurku boya.
– Zaprowadź pana do pokoju – powiedział po angielsku. – I ani słowa na temat samolotów, słyszysz?
Chłopiec wydawał się zawiedziony tą ostatnią uwagą, ale posłusznie wziął od Browna walizkę i ruszył w stronę schodów.
– Proszę za mną, sir.
– Już gnam, mały. Pędzę co sił w nogach – powiedział Brown i potoczył się za chłopcem.
W pokoju, ciasnym i nagrzanym jak szklarnia, zwalił się na łóżko i przez chwilę gapił na łopatę wentylatora pod sufitem, obracającą się leniwie i młócącą nagrzane powietrze. Pomyślał, że przypomina śmigło samolotu i, że skoro widzi je na wprost siebie, znaczy, że coś zaraz w niego wleci. A potem usnął.

Smith
W recepcji przedstawił się jako Smith, John Smith. Przyjęli to bez zastrzeżeń, nie poprosili o żadne dokumenty. I dobrze, bo miał tylko prawdziwe, na swoje rzeczywiste nazwisko.
Mógł jeszcze użyć nazwiska Doe, Bóg świadkiem, że przyszło mu ono do głowy we właściwym momencie, ale uznał, że jednak Smith będzie właściwszy. Nie chciał się nazywać jak niezidentyfikowana ofiara wypadku, a poza tym Joe Doe brzmiało tak strasznie… amerykańsko. Rockefeller mógł się nazywać Doe, kiedy jeszcze pracował na ulicy. To nazwisko wręcz śmierdziało pastą do butów.
W hotelu fałszywy Smith zameldował się z samego rana. Był w Kairze już od trzech dni, zdecydował jednak, że nie będzie się wystawiać na widok podglądających go oczu wcześniej niż to absolutnie konieczne. Nie chciał też, by jego potencjalny pracodawca uznał, że Smith za nim węszy, że chce szpiegować. Zamiast tego zajął się więc zwiedzaniem i kupowaniem zupełnie bezużytecznych pamiątek dla znajomych w Londynie.
Te trzy dni pozwoliły mu złapać trochę słońca. Przypiekł się od razu na brązowo, bez tego żałosnego etapu „świńskiej skórki”, zupełnie jakby jego skóra przypomniała sobie, jak właściwie chłonąć promienie. Była więc jakaś wymierna korzyść z tych kilku lat spędzonych w Afryce – nauczył się przynajmniej opalać.
W recepcji oprócz klucza do pokoju otrzymał kopertę z listem, której nie spieszył się otwierać. Zamiast tego usiadł sobie przy jednym ze stolików i, mimo słabego światła, rozłożył gazetę, by poczytać rubrykę towarzyską.
Kilka stolików dalej ogorzały, pyzaty facet pił brandy szklaneczkę za szklaneczką i od pewnego czasu posyłał mu zaciekawione spojrzenia. Smith nie reagował. Jeśli był to człowiek jego przyszłego pracodawcy, to w końcu sam podejdzie i się odezwie. Jeśli nie, szkoda było zachodu na pogaduszki z pijanym najemnikiem. Bo żołnierzem ten człowiek nie był na pewno. Zbyt rozlazły.
W końcu nieznajomy podniósł się z krzesła i zataczając, podszedł do recepcji, a zaraz potem ruszył ku schodom w ślad za chłopcem udającym boya.
Smith patrzył za nimi przez chwilę, po czym ziewnął, przysłaniając usta i ponownie skupił się na lekturze. List, nietknięty, nadal tkwił w kieszeni.

Martha
Nie było mowy, by udało jej się zdobyć dokumenty inne niż niemieckie, ale przynajmniej nie było większego kłopotu ze zdobyciem paszportu z nazwiskiem budzącym mniejsze kontrowersje niż jej własne. Pozostawał jednak jeszcze problem twarzy. Na swoje nieszczęście była piękna. I znana.
Och, nie tak, jak Marlene Dietrich czy Greta Garbo, ale wystarczająco, by miłośnicy kina potrafili bez większego zastanowienia, po prostu na poczekaniu, wymienić przynajmniej dwa jej filmy. Kiedyś ta sława ją cieszyła, teraz stanowiła wyłącznie przekleństwo.
Do Kairu dotarła statkiem, o ile ta śmierdząca bydłem krypa w ogóle zasługiwała na tak szczytne miano. W każdym razie kosztowała jak transatlantyk w klasie lux. Ale przynajmniej nikt nie zadawał pytań i mogła dostać się do Egiptu niezauważona.
Właściwie nie była pewna, czy robi dobrze. Cała ta tajemnicza oferta pracy i wynagrodzenie przekraczające po wielokroć najwyższe dochody, jakie miała do tej pory. A przecież był czas, że zarabiała naprawdę dużo.
Właściwy hotel znalazła bez trudu, ale długo wahała się, czy wejść do środka. Wyobrażała sobie, że z chwilą odsłonięcia ciężkiej, wełnianej kotary i przekroczenia progu hotelu, nie będzie się już mogła wycofać. Że niezależnie od tego, jak naprawdę będzie brzmieć tajemnicza oferta, nie zdoła odmówić.
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Ofensywa szulerów – fragmenty
— Jakub Ćwiek

Esensja czyta: Lato 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

Witaj w ciemnym mieście Grimm
— Magdalena Kubasiewicz

W ponurym mieście Grimm
— Magdalena Kubasiewicz

Dorośnij, Piotrusiu
— Magdalena Kubasiewicz

Uwierz we wróżki
— Magdalena Kubasiewicz

Zapoznać się, zaśmiać, zapomnieć
— Mieszko B. Wandowicz

Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Maj-czerwiec 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Michał Kubalski, Daniel Markiewicz, Joanna Słupek, Agnieszka Szady, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Zobaczyć człowieka
— Agnieszka Szady

Bóg od brudnej roboty
— Agnieszka Szady

Powieść, której mogłoby nie być
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.