WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Vatran Auraio |
Data wydania | 10 lutego 2011 |
Autor | Marek S. Huberath |
Wydawca | Wydawnictwo Literackie |
ISBN | 978-83-0804-569-5 |
Format | 500s. 123×197mm |
Cena | 44,90 |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
S.O.D.: Ogród mąk nieziemskichJacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak
Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit SzostakS.O.D.: Ogród mąk nieziemskich9. Postęp w degeneracji Szostak: Nie mogę się powstrzymać od poczucia dziwaczności świata przedstawionego. Nie jest to prosty zarzut niespójności świata, ale raczej jakaś fundamentalna wątpliwość dotycząca zasadności zderzenia dwóch porządków. Z jednej strony mamy dość prymitywną społeczność, która żyje w rytmie kalendarza przyrody, silnie przeniknięta myśleniem magicznym i rytualnym, pełna sfer tabu. Z drugiej jest wysoko rozwinięta wiedza naukowa i myśl technologiczna, co więcej – istnieją instytucje jej kultywowania i rozwoju. To dałoby się pogodzić, gdyby założyć jakiś silny społeczny podział pomiędzy tymi sferami, np. auraiowie żyją w samotni od pokoleń i utrzymują lud w nieświadomości po to, by zachować nad nim – dla dobra ludu, rzecz jasna – władzę. Tymczasem auraiowie wyrastają z tego ludu, uczą się w tej samej szkole, co wszyscy. Zderzenie tych dwóch sposobów myślenia, a raczej próba znalezienia pomiędzy nimi pełnej koherencji odsłania nie tylko jakąś słabość tej kreacji, ale też jakieś ważne pęknięcie, które znajduje się u podstaw całego – danego nam w tekstach literackich – myślenia Huberatha o relacji nauki z religią. Orbitowski: Jeśli mieszkańcy Dolany nie są ludźmi, to mogą żyć w ten sposób. Nic nie stoi na przeszkodzie, po prostu wytwarzają struktury społeczne, których człowiek by nie wytworzył. Byłoby raczej dziwne, gdyby stworzyli jakąś wariację ładu, na którą każdy z nas by się zgodził. Dukaj: Tak, wejście w rolę auraio wymaga przynajmniej częściowego wydobycia się z tej owadziej bezmyślności. Huberath próbuje uzasadniać: że poprzedni auraio wybiera właśnie tych najbardziej samodzielnych, wyłamujących się. Ale też mnie to nie do końca przekonuje. Pamiętajmy jednak o tym perwersyjnym odwróceniu wektora: tutaj nie ma nauki jako postępu i kumulacji wiedzy; wiedzę posiadaliśmy kiedyś (i to wcale nie wiedzę o jakichś supertechnologiach), teraz zasadniczo chodzi o to, żeby jak najmniej, jak najwolniej ją tracić. To trochę rozbraja tę analogię. Szostak: Obok idei postępu mamy więc drugą ideę, zupełnie przeciwstawną: mit arkadyjski. Stan pierwotny był doskonały, potem może być tylko gorzej, bo wiedza jest tracona. A bez wiedzy dalsze przetrwanie ludzi w Dolane jest niemożliwe: skoro wymiana pokoleń jest tak totalna, że Vatran jest najstarszym członkiem wspólnoty (pozostali albo idą na vylet, albo umierają w nieciekawy sposób), to ciągłość myśli jest zagrożona. Jeśli z jakichś powodów dwoje mieszkańców Samotni by zginęło, to pojawienie się kolejnego pokolenia w vylecie staje pod znakiem zapytania. Mamy więc dwa kierunki: albo postęp, albo degrengoladę. I w tym miejscu warto zapytać o pochodzenie tej wiedzy. Bo jeśli mieszkańcy Dolany są potomkami kolonizatorów (lub: wygnańców) z Ziemi, to wiedza, którą przywieźli, miała się nijak do panujących w Dolane warunków. Jeśli dobrze rozumiem, rozmaite mutacje (w tym zwężenie spojenia łonowego) dokonywały się w czasie. A zatem cała teoria vyletu powstała już w Dolane, i to wiele pokoleń po kolonizacji. Czyli nie jest to taka sytuacja, w której moment zerowy – tu: przybycie na planetę – jest apogeum wiedzy, a potem mamy już tylko upadek i tracenie, tylko społeczność ta musiała posiadać jakieś intelektualne metody, by z tą nową sytuacją sobie jakoś poradzić. A to komplikuje, poza wszystkim, prostą wizję winy i wygnania. Orbitowski: Tego nie wiemy. Być może Huberath zrobił błąd, ale wtedy nie ma o czym gadać. Mogę jednak wyobrazić sobie coś takiego. Ludzie lądują, postępuje degeneracja, generowana przez wiele czynników: mutacje, trudne warunki bytowe, wino mleczne i tak dalej. Teoria vyletu może być wynikiem przypadku, wynikłego choćby z kary na parze cudzołożników. Sam basen służył do czegoś zupełnie innego, mógł być częścią jakiejś skomplikowanej aparatury, ale znalazł takie właśnie wykorzystanie. Wrzucono tam ludzi, oni umarli, pojawiło się dziecko. Rzucam to trochę w powietrze. Dukaj: Bardzo mi się podoba rozwiązanie Łukasza. Wiemy na pewno, że ludzie sobie nie wybrali tych warunków, tylko zostali w nie rzuceni, i że pierwsi koloniści nie pojawili się stadnie z technologiami, laboratoriami, maszynami itp., tylko jak wszyscy, wypadli po kilkoro z cyvutów. Mieli przewagę pamięci nauki ziemskiej i może trochę podręcznych narzędzi, trochę książek – co się zmieściło w jajach cyvuta. I z tym musieli sobie radzić. Wiedzę o biologii planety dopiero sukcesywnie zdobywali, równocześnie tracąc wiedzę czysto naukową, tę przyniesioną z Ziemi (w miarę wymiany pokoleniowej, niszczenia papieru itd.), i zmieniając się pod wpływem środowiska. Gdzieś w okolicy przecięcia tych dwóch trendów pojawiło się rozwiązanie z vyletem. Mamy więc dwa rodzaje wiedzy: wiedza naukowa ziemska, w tym podstawowe, ogólne prawa fizyki czy biologii, oraz wiedza o specyfice tej planety oraz metodach przeżycia na niej. Istnieje też możliwość następująca: inteligentny prorok-wąż kuszący Alicę nie był pierwszym. Wyobraźmy sobie, że ten dialog nie został przerwany, że pociągnęli go aż do porozumienia umożliwiającego przekazywanie wiedzy praktycznej. Czy nie takie było źródło tej „wiedzy drugiej” kolonistów w Matcinaj Dolane? Czy nie był to ów zakazany owoc podsunięty przez węża? Im dłużej o tym myślę, tym bardziej kluczowy wydaje się mi ten właśnie motyw. Zaczynamy grać z porokiem i on nam przestawia tryby rozumu – nie przez jakiś magiczny wpływ, lecz przez samą informację, wiedzę. Nie ma błędu, a jednak dostajesz na końcu szaleństwo, kalectwo, absurd, koszmar, perwersję. I MSH pokazuje to na różnych poziomach: Alicy, która odbiera te same bodźce i przepracowuje je rozumowo, a jednak żyje w innej rzeczywistości (dla Ajfrida – szalonej); nauczyciela, który stosując naukową metodę dochodzi do wniosków po równo bzdurnych i słusznych; biologii Matcinaj Dolany, która stanowi logiczne rozwiązanie problemu przeżycia ludzkości w obcych warunkach, a zarazem z nieubłaganą konsekwencją degeneruje ich z pokolenia na pokolenie. I na poziomie metafory podróży w nieznaną przyszłość człowieka: nauka prowadzi nas rozumowo krok po koniecznym kroku, nie ma, nie ma błędu, a jednak na końcu – piekło i obłęd. |
Podobnie jak przedmówcy, bardzo podobała mi się Wasza dyskusja. W kilku miejscach mam inne zdanie, np. w sprawie człowieczeństwa. Najbardziej nieludzcy wydawali mi się przybyli ziemianie(?), a nie mieszkańcy.
Mnie zaciekawiła postać włodarza wioski, o którym nie wspomnieliście, i jego stosunków z nauczycielem. Mimo wyjaśnień uczennic, czytając książkę, miałem wrażenie, że jego wina była nie do końca prawdziwa... Wydaje mi się, że równie winny był włodarz, że podobne grzechy miał na sumieniu.
I jeszcze ostatni wątek, rozwój i upadek społeczności. Ja odczytałem sytuację następująco: cywilizacja przybyła na planetę, początek kolonizacji to z jednej strony rozwój wiedzy na temat świata w jakim się znaleźli, próba przeniesienia własnych doświadczeń na nowy ląd a potem... w którymś momencie doszło do utraty komunikacji z Ziemią(?), oraz z innymi wioskami znajdującymi się na planecie - bo raczej jestem pewien że było ich więcej. Wydaje mi się, że było to już na etapie rozrodu przez vylet i zimowej hibernacji. Brak kontaktów wiąże się z zamknięciem społeczności, rozrodem wewnątrz wioski a co za tym idzie również mutacjami itd. Czytając zastanawiałem się również, kiedy vylet zaczął równać się śmierci...
I jeszcze na koniec, ciekawa interpretacja poroka jako węża... w ogóle tak tego nie odczytałem, ale coś w tym jest.
Pozdrawiam serdecznie
Adam
Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?
więcej »Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.
więcej »Science fiction bliskiego zasięgu to popularna odmiana gatunku, łącząca zazwyczaj fantastykę z elementami powieści sensacyjnej lub kryminalnej. W poniższych przykładach chodzi o walkę ze skutkami zmian klimatycznych oraz o demontaż demokracji poprzez manipulacje opinią publiczną – w Niemczech to ostatnio gorąco dyskutowane tematy.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Esensja czyta: Czerwiec 2015
— Miłosz Cybowski, Jarosław Loretz, Daniel Markiewicz, Joanna Słupek
Entliczek-pentliczek, zajdlowy tomiczek
— Aleksandra Graczyk, Sławomir Graczyk, Agnieszka Szady
Człowiek składa jaja tylko raz
— Mieszko B. Wandowicz
Do księgarni marsz: Styczeń 2011
— Esensja
Burza dziejów, ucieczka z powieści 2010
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak
Kołek w serce horroru
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak
Zagadka czy pułapka? „Ada” albo żart Nabokova.
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak
Na marginesie: Samoświadomość poza fikcją, czyli od Wattsa do Metzingera
— Jacek Dukaj, Wit Szostak
Ślepoczytanie
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak
Bajka z garbem
— Jacek Dukaj, Łukasz Orbitowski, Wit Szostak
Sympozjum ostateczne
— Konrad Wągrowski
Balsam dojrzałej lektury
— Marcin Zwierzchowski
Sekretarz Diabła
— Magdalena Sperzyńska
Łamigłówki Marka S. Huberatha
— Magdalena Śniedziewska
Pierwszy czytelnik
— Artur Długosz
Wszyscy jesteśmy dysfunkcyjni emocjonalnie
— Łukasz Orbitowski
Kanał
— Łukasz Orbitowski
Moc generowania sensów
— Jacek Dukaj
Miasto grobów. Uwertura
— Wit Szostak
MetaArabia
— Wit Szostak
Konsekwencje wyobraźni
— Jacek Dukaj
Kosmos obiecany
— Jacek Dukaj
Słowo dla narodu
— Jacek Dukaj
Córka łupieżcy
— Jacek Dukaj
Kilka uwag o wzlocie i upadku fantastyki naukowej
— Jacek Dukaj
Panowie,
(Tym samym, dziękując za tą wspaniałą dyskusję...Oby takich więcej!)
A ja uważam, że to po prostu świetna powieść. Kawał wspaniałej i zapadającej w pamięć literatury. Jednej z lepszych, jakie ostatnio czytałem (osobiście, zbliżam ją do wymiaru Diuny). Czytasz to i zapamiętujesz nawet ten dziwaczny i nieznośny chwilami pseudo-słowiański język (chyba najbliżej mu do serbsko-chorwackiego). Szkoda, że nic żeście o tym nie pogadali... Przecież mało kto, potrafi zmusić czytelnika do akceptacji odmiennej lingwistycznie narracji. Świadczy to tylko o wielkości Autora i charyźmie (czy też literackiej sprawności) Jego dzieła. Z reguły, ad hoc, odrzuca się tego rodzaju wstawki lingwistyczne - tymczasem tu - po prostu jen uznajesz, czytasz dalej; tym samym AKCEPTUJESZ. Fantastycznie napisane (i tu nie mogę zgodzić się z Jackiem, co do sprawności językowej autora dzieła MSH).
Niekoniecznie, trzeba tą historię, aż tak bardzo analizować, choć czytanie Waszych jej interpretacji sprawiło mi wielką przyjemność. Kłopot w tym, że więcej tu mówicie o Was samych, o Waszych rozterkach i oczekiwaniach, filtrowanych bardzo osobniczo, zatem przecież równie subiektywnie...
Gdyby poddać takiej surowej analizie jakikolwiek uznany tekst literacki, efekt byłby dosyć zbliżony. Chyba jednak nie w tym rzecz. Sam fakt potrzeby stworzenia tej dyskusji pokazuje, jak wspaniały literacko świat stworzył MSH. Oczywiście - jest to Fantastyka pełną gębą. Jaki sens ma analizowanie, czy to kostium SF, czy prawdziwa SF? Przecież Autor pisał tą powieść w konwencji, którą realizuje od lat. I konwencja ta, wydaje mi się bardzo naturalną.
Raz jeszcze: Huberathowi udało się zbudować piękną i poruszającą historię. Nie sądzę, aby odmienna biologia człowieka gubiła w powieści jego człowieczeństwo, możliwość utożsamienia się z bohaterami, co tak często tu sugerujecie. Psychika tych ludzi jest mi bardzo bliska. Ich dylematy, zagubienie, izolacja, lęk, problematyka chorowania, wreszcie rychła śmierć - czymże się to różni od nas samych? Czymżesz są rozbieżności w temacie rozmnażania, odmienność rytuałów erotycznych, pojęcie prymitywizmu/głupoty/wiedzy/niewiedzy, lub odmienny sposób pochówku (zresztą, bardzo bliski rytuałom rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej)? Ot, bardzo to zależne od wieku, a jeszcze bardziej od pokory potencjalnego czytelnika.
Natomiast fatalną sugestią (wręcz groźną w swej naiwnej wymowie), zdaje się być sugerowany w Waszej dyskusji pomysł równoważności (zrównania wątków) świata urojeniowego ze światem rzeczywistym. "Piękny Umysł", maluje przecież oparty na faktach dramat osoby cierpiącej z powodu schizofrenii: gdzież tu szukać racjonalności wątków ukrytych w urojeniowych ich interpretacjach? To nie magiczność lub tania sensacja, to dramat osoby cierpiącej z powodu biologicznego schorzenia, tym samym dramat osób bliskich choremu. Mądrze rozegrał to MSH, za co składam mu szczególne wyrazy uznania. I tą część Waszej dyskusji, muszę po prostu napiętnować mianem sensacyjnej naiwności.
Summa summarum: ma rację Jacek, pisząc, że dzieło MSH powstawało w perpektywie dekady i wcale nie było pewne swego zrodzenia się.
Ode mnie - MSH napisał wspaniałą powieść. W żaden sposób nie chcę jej bronić, bo świetnie broni się sama, nie czuję też, aby była przez Was wielce zaatakowana.
Jestem pod wrażeniem możiwości telentu MSH.
Ściskam,
(mż)