‹Science Fiction, Fantasy i Horror luty 2010 (52)›
WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Science Fiction, Fantasy i Horror |
Redaktor | Rafał Dębski |
Numer | luty 2010 (52) |
Data wydania | luty 2010 |
ISSN | 1641-4292 |
Cena | 9,99 |
WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Nowa Fantastyka |
Redaktor | Kamil M. Śmiałkowski |
Numer | 02 (329) / 2010 |
Data wydania | luty 2010 |
ISSN | 0867-132X |
Cena | 9,90 |
Subiektywny Przegląd Prasy: Luty 2010‹Science Fiction, Fantasy i Horror luty 2010 (52)›
Kolorowe strony miesięcznika wykorzystane są na reklamę, podobnie jak frontowa okładka (co już od dawna jest standardem w tym piśmie). Na jej przedostatniej stronie umieszczony jest komiks o Jakubie Wędrowyczu w piekle – szczerze mówiąc, opowiadanie, które jest jego kanwą, podobało mi się znacznie bardziej. Jak wspomniałam we wstępie, pismo zawiera nieobecne przez wiele lat ilustracje – część z nich jest właściwie bardziej winietkami graficznymi niż komentarzem do tekstu, ale wszystkie prezentują dobry poziom. Nazwisko Łukasza Orbitowskiego skusiło mnie do zakupienia tego numeru. Jego „Ludzie jak motyle” to przykład dość typowej dla tego autora prozy: w realistycznie odmalowane codzienne życie zwykłych ludzi wkradają się dziwne wydarzenia. W tym akurat tekście pomysł na oś fabularną jest raczej niezwykły niż groźny: rozwiewający się w powietrzu ludzie; choć nie zabraknie i morderstwa i poważnych okaleczeń (w końcu mówimy o najlepszym polskim horroryście). Opowiadanie mniej więcej do połowy jest bardzo dobre, lecz niestety końcówka wygląda na niedopracowaną, jakby autor pisał w pośpiechu albo na siłę próbował skrócić znacznie dłuższy tekst. Psychodeliczne sceny wychodzą mu jak zwykle świetnie, szczególnie upiorny bębenek, do którego przykleja się ciało grającego, tym razem jednak wydaje się, że pokręcenie wzięło górę nad pisarską dyscypliną – efektem są sceny, w których nie bardzo wiadomo, o co chodzi. Na przykład: „Kopnęła odruchowo, zerwała się i znów upadła – ból odebrał jej oddech. Niespodziewanie uderzyła Gruszczaka łokciem w twarz. (…) Poranne słońce oślepiło Gruszczaka, uniósł więc rękę ku czołu i aż wrzasnął, zaskoczony cierpieniem wrzynającym się w ciało. Zacisnął zęby i wyszarpnął nóż.” (godzi się zaznaczyć, że nóż nigdzie wcześniej się nie pojawia – nie ma go ani kobieta ani napastnik, który atakuje młotkiem). Na szczęście, mimo chaosu drobnych scenek, fabuła jako całość jest konkretna i zrozumiała. „Bezdech” Mileny Wójtowicz prezentuje zupełnie inne klimaty od tych, do których przywykli miłośnicy lekkich i groteskowych, rusałczano-załatwiaczkowych opowieści tej autorki. Tutaj mamy bohaterkę borykającą się ze stratą bliskiej osoby, co jest opisane w sposób przejmujący, a jednocześnie zawierający kilka celnych obserwacji z życia codziennego. Wprawdzie fantastyka w tym jest raczej pretekstowa (tytułowy bezdech aż się prosi o traktowanie czysto symboliczne, zaś scenę spotkania Śmierci można by usunąć bez większej szkody dla fabuły), tym niemniej tekst jest zdecydowanie wart przeczytania. Kiedy zaczęłam czytać „Zabójcę magów” Jerzego Grundkowskiego, coś mi zamajaczyło w pamięci. Cork, Cork… po chwili już wiedziałam: tekst jest ciągiem dalszym opublikowanej w NF 08/2008 „Zaświatowej przygody rycerza Corka”. Podobnie jak pierwsza część, „Zabójca” jest fatalnie napisany pod wszystkimi względami: niekonsekwentna stylizacja, sztuczne dialogi, nic nie wnoszące ani do akcji ani do kreacji bohaterów, fabuła będąca garścią luźno powiązanych epizodów. Do tego kwiatki w rodzaju wiatru przynoszącego „niemiły zapach kurzu”, przerabiania winogron na soczysty miąższ czy zarostu przechodzącego w długą brodę. Styl w wielu miejscach kuleje mocno, a zdania w rodzaju „Dziecko bezczelnie zawodziło, domagając się czegoś tam, czegoś, do czego w oczywisty sposób miało prawo” każą się zastanawiać, czy ten tekst w ogóle widział jakikolwiek redaktor. Główny bohater jest rycerzem, który w poprzednim opowiadaniu odwiedził zaświaty i wrócił między żywych, aby przekonywać ludzi, że nie powinni czynić zła. Ścigany przez wyznawców Odysa (sic!) ucieka z miasta ze swoimi towarzyszami oraz córką kupca. W bezimiennym (sic!) miasteczku Cork zamierza ocalić dwoje młodych ludzi, skazanych na rytualną śmierć po jednorocznym symbolicznym „królowaniu”, lecz rezygnuje z tego na widok wężokształtnych strażników. Grupa jedzie dalej, są goszczeni przez szlachcica, który jednak sam okazuje się wężokształtnym potworem (rasa ta nazywa się crreole, jak oryginalnie!) , po czym mają być złożeni w ofierze na szczycie góry, ale rycerz ocalał, bo nagle pojawiła się drabina, po której wszedł do nieba, przywitał się z paroma osobami i zasnął2). Chaotyczna akcja ubarwiona jest „filozoficznymi” przemyśleniami: autor na przykład poświęca dwa akapity na prawienie banałów w stylu „czymże jest majętność bez ostrej broni” oraz „człowiek jest istotą złą i cyniczną”, by na koniec dokonać odkrycia, że upiorne rzeźby na świątyni być może nie są wcale przejawem wyobraźni artysty, lecz zostały wykonane na zlecenie lub pod przymusem. Genialne, prawda? „Dziura” Przemysława Borkowskiego jest sprawnie napisanym, ale wydłużonym ponad wszelką miarę opowiadaniem o… niczym. Ot, w bloku pewnego Piotra (autor sam stwierdza, że nie fatyguje się wymyślić nazwiska, bo przecież to i tak postać fikcyjna) pojawia się szczelina, która stopniowo wsysa powietrze i różne przedmioty, a na koniec bohatera. „Tak kończy się ta historia, co tu dużo ukrywać, bez wyraźnej puenty.” Zaiste, trudno o lepsze podsumowanie. Marek Żelkowski jest autorem najlepszego opowiadania w numerze. „Biada zwyciężonym!” ma wszystko, co potrzeba: realistyczne dialogi, dobry język, precyzyjnie przemyślaną fabułę, która opowiedziana jest na tyle dokładnie, by czytelnik wiedział, o co chodzi, a jednocześnie pozostawia kilka niedomówień, zaś odwrócona struktura (prolog i epilog zamienione miejscami) zmusza do pewnego wysiłku umysłowego przy czytaniu. I chwała za to autorowi. Sam pomysł – turystyczne wycieczki w zaświaty – też jest interesujący i całkiem niebanalny, a wplecenie wątków rodem z II wojny i III Rzeszy nadaje całości nieco przerażający klimat. „Sekret” Joanny Malik to raczej kryminał niż fantastyka. Pomysł przypomina „Pacykarza” Konrada Lewandowskiego, lecz tym razem upiorny artysta nie tworzy kompozycji z wysadzonych w powietrze przechodniów – ogranicza się do jednej osoby, która w dodatku cieszy się z bycia „dziełem” i ma pretensje do pracowników pogotowia i policji, że uniemożliwili jego ukończenie. Właściwie w pewnym sensie bliżej temu opowiadaniu do klimatów grozy niż utworowi Łukasza Orbitowskiego: pocięta na strzępy panienka żałująca, że pracownicy służb ratunkowych „popsuli arcydzieło” jest bardziej przerażająca od psychopatycznego mordercy, jakim niewątpliwie jest artysta (obawiam się, że „sekret”3) ze zwłok nienarodzonego dziecięcia bohatera to coś, co przekracza wytrzymałość znacznej części czytelników). Pięć miniatur literackich Aleksandra Kusza to sympatyczne opowiadanka – szczególnie przypadło mi do gustu to, w którym bohater w zaświatach wybiera sobie następne wcielenie: leniwca grzywiastego, żeby odpocząć. W części poświęconej publicystyce mamy tekst Grzędowicza, Pilipiuka, Pawlaka oraz Cebuli. Jeremiasz popełnił tekst o zdradzieckich zapędach Google’a przeciwko prawu autorskiemu, Pierwszy Grafoman RP narzeka na poprawność polityczną w języku – wsio normalno, w każdym razie u tych konkretnych pisarzy. Adam Cebula pisze… hm, właściwie w każdym akapicie o czym innym: światło, cząsteczki, promieniowanie – niestety, wszystko razem stanowi mieszaninę dość trudną do strawienia przez nie-inżyniera. Romuald Pawlak od zjawiska dyskusji internetowych przechodzi płynnie do egoizmu i adoptowania afrykańskich dzieci, co w streszczeniu brzmi dziwnie, tym niemniej jego artykuł najbardziej przypadł mi do gustu: wbrew pozorom jest spójny i nie popada w przesadyzm. Gdyby nie nieszczęsny rycerz Cork, byłby to numer idealny. 1) Głosowanie trzydziestu osób na tekst z miesięcznika o nakładzie 25 000 jest niezbyt miarodajne, ale innych danych nie ma.
2) To nie jest pełne streszczenie, lecz daje pojęcie o sposobie prowadzenia akcji.
3) W mojej podstawówce nazywaliśmy je „widoczkami” – chodzi o kompozycję z kwiatków zakopanych w ziemi pod kawałkiem szkła. Ciekawe, czy małe dziewczynki nadal się w to bawią. |
Pora przedstawić książkę, która okazała się najlepiej przyjętą przez czytelników powieścią SF 2021 roku. Nie zaniedbam również krótkiej formy i spojrzę na kolejną antologię opowiadań wielokrotnie nominowanego do nagród wydawnictwa Modern Phantastic.
więcej »Czy „Nowy wspaniały świat” Aldousa Huxleya, powieść, której tytuł wykorzystałem dla stworzenia nazwy niniejszego cyklu, oraz ikoniczna „1984” George’a Orwella bazują po części na pomysłach z „After 12.000 Years”, jednej z pierwszych amerykańskich antyutopii?
więcej »Kontynuując omawianie książek SF roku 2021, przedstawiam tym razem thriller wyróżniony najważniejszą nagrodą niemieckojęzycznego fandomu. Dla kontrastu przeciwstawiam mu wydawnictwo jednego z mniej doświadczonych autorów, którego pierwsza powieść pojawiła się na rynku przed zaledwie dwu laty.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Górki i dołki
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Nie tylko o duchach
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
„Fantasy & Science Fiction” – zima 2010
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Po komiks marsz: Maj 2024
— Paweł Ciołkiewicz, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Po komiks marsz: Marzec 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Po komiks marsz: Luty 2024
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Marcin Knyszyński, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Krótko o filmach: Walka Thora z podwodnym Sauronem
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Weekendowa Bezsensja: Wszystko, czego nigdy nie chcielibyście wiedzieć o… Esensji (31)
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
I gwiazdka z nieba nie pomoże, kiedy brak natchnienia
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Tajemnica beczki z solą
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Serializacja MCU
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Od Lukrecji Borgii do bitew kosmicznych
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Półelfi łotrzyk w kanale burzowym
— Agnieszka ‘Achika’ Szady
Wkradł się błąd. Jacek Sobota, nie Piekara;)