Will Ferguson zdecydował się odbyć wielce oryginalną podróż po Japonii, pragnąc najlepiej jak się da poznać kulturę i społeczeństwo japońskie. „W drodze na Hokkaido” to przyjemna i – co wcale nie tak częste w literaturze podróżniczej – mądra relacja z autostopowej wyprawy szlakiem kwitnącej wiśni.
Chryzantema i kciuk
[Will Ferguson „W drodze na Hokkaido” - recenzja]
Will Ferguson zdecydował się odbyć wielce oryginalną podróż po Japonii, pragnąc najlepiej jak się da poznać kulturę i społeczeństwo japońskie. „W drodze na Hokkaido” to przyjemna i – co wcale nie tak częste w literaturze podróżniczej – mądra relacja z autostopowej wyprawy szlakiem kwitnącej wiśni.
Will Ferguson
‹W drodze na Hokkaido›
Will Ferguson to popularny kanadyjski pisarz, wcześniej znany w Polsce z dwóch opublikowanych powieści, „Szczęścia” oraz „Hiszpańskiej muchy”. W ojczyźnie popularność zapewnił mu przede wszystkim humorystyczny traktat o Kanadzie, przekornie zatytułowany „Why I Hate Canadians” („Dlaczego nienawidzę Kanadyjczyków”), doceniony przede wszystkim za odważne – i z pewnością wymagające otwartej głowy – posunięcie, jakim było obranie na kraj perspektywy obcego, osoby z zewnątrz. Inspiracją do przyjrzenia się bliżej historii i społeczeństwu ojczystego kraju dostarczyło osobiste przeżycie – szok kulturowy, jakiego doświadczył Ferguson po powrocie z Japonii, gdzie przez blisko pięć lat pracował jako nauczyciel języka angielskiego. „W drodze na Hokkaido” traktuje właśnie o ostatnim okresie jego pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni, w czasie którego zdecydował się wybrać na niecodzienną wyprawę.
„W drodze na Hokkaido” to niby-reportaż o autostopowej podróży przez Japonię; „niby”, bo na równi z elementami przynależącymi do reportażu, w relacji Fergusona znaleźć można wiele fragmentów bliższych pisanemu „na gorąco” dziennikowi z podróży, poddanemu jednak pieczołowicie przeprowadzonemu sfabularyzowaniu. Rozważania o naturze Japończyków, specyfice odwiedzanych miejsc czy dalej sięgające implikacje natury historycznej łączą się z zabawnymi anegdotami z drogi, nad wyraz szczerymi refleksjami na temat własnego życia, nierzadko graniczącymi z uproszczoną odsercową psychoanalizą. Efektem tego jest silnie subiektywna i w pełni autorska opowieść o… No właśnie, o czym?
Naturalnie tematem przewodnim jest Japonia, na którą autor spogląda z punktu widzenia gaijina, naznaczonego niezmywalnym piętnem obcego. Pomimo że Ferguson – wbrew pojawiającym się co rusz zastrzeżeniom – całkiem sprawnie włada językiem japońskim (w stopniu wystarczającym przynajmniej do zazwyczaj bezproblemowego porozumiewania się z Japończykami), a jego wiedzy o Japonii z pewnością nie można określić jako powierzchownej, w widoczny sposób uwiera go etykietka obcego – objawiająca się wytykaniem palcami, złośliwymi komentarzami, ciągłym zaczepianiem na ulicy (sprowadzającym się zazwyczaj do wykrzykiwania losowo wybranych angielskich słówek typu „Fuck!”). Ułatwia mu to jednak zdystansowanie się do opisywanej kultury, a co za tym idzie, pozwala uniknąć niebezpiecznego, bo nienaturalnego „zlania się” z tubylcami; przeciwnie, Ferguson wykazuje się godną podziwu samoświadomością swojej osobliwej sytuacji, co zdecydowanie działa na korzyść jego relacji. Opowiada o Japonii współczesnej, choć niezbywalnie doświadczonej historią – raz lepszą, raz gorszą, niezmiennie jednak wpływającą na codzienność. Zadanie o tyle trudniejsze, że – jak sam wielokrotnie odczuwa na własnej skórze – Zachód i Japonia rzeczywiście stanowią dwa odległe od siebie kręgi kulturowe, a najprostsze nawet podobieństwa często okazują się o wiele mniej oczywiste.
Trasa autora prowadzi niemal przez całą Japonię, od położonego na południowym skraju przylądka Sata do wyspy Rishiri, ostatniego prawie że przyczółku wyspiarskiego kraju, równolegle do przemieszczającej się w okresie wiosny fali kwiecia zwanej Sakura Zesen – Frontem Kwitnienia Wiśni. Ferguson zdecydował się dodatkowo urozmaicić podróż, za środek transportu obierając autostop – mało popularny w Japonii sposób przemieszczania się, co w humorystycznym tonie podsumowuje wymiana zdań pomiędzy autorem a jego japońskimi przyjaciółmi: Inni niepokoili się o moje bezpieczeństwo. – Ale przecież – argumentowałem – Japonia jest bardzo bezpiecznym krajem, nie? – O tak. Bardzo bezpiecznym. Najbezpieczniejszym na świecie. – No to dlaczego nie miałbym zabrać się „okazją”? – Bo Japonia jest niebezpieczna. Podróż autostopem umożliwia mu pełniejsze poznanie kraju – mniej uwagi niż mijanym miastom poświęca bowiem podwożącym go ludziom. Spotkani „przy drodze” Japończycy nie przestają zaskakiwać Fergusona, a podziw często miesza się ze zdziwieniem, czy wręcz niezrozumieniem. Skoncentrowanie relacji na opisach kolejnych napotkanych kierowców z pewnością wyróżnia „W drodze na Hokkaido” na tle innych tego typu reportaży, proponujących czytelnikom pogłębiony wgląd w opisywaną kulturę; zamiast irytującego generalizowania czy próby wyciągania daleko idących wniosków (nierzadko podawanych jako prawda objawiona), Ferguson kreśli portret mieszkańców Japonii kładący nacisk nie na to, co wspólne, ale indywidualne, zależne od każdego człowieka z osobna. Za sprawą tego dość relatywistycznego ujęcia, jego opowieść o Japonii nie powiela błędów tak często dyskredytujących literaturę podróżniczą – co więcej, nie ferując jednoznacznych wyroków, pozostawia miejsce na własne odczucia czytających. Można się z nim zgadzać, można sprzeczać, być pod wrażeniem jego postawy bądź krytykować ją – dzięki temu „W drodze na Hokkaido” pozostaje z nami w stałym dialogu.
Choć to stwierdzenie co najmniej banalne, Japonia od zawsze fascynowała Zachód swoją odmiennością i egzotyką, rzeczywistą bądź przerysowaną. Will Ferguson nie przełamuje intrygującego czaru Kraju Kwitnącej Wiśni i nie szuka łatwych odpowiedzi – opowiada jedynie o swojej własnej, oryginalnej autostopowej przygodzie, która tyleż mówi o zwiedzanych miejscach, co o łapiącym okazję podróżniku.
Super książka!