„Submarino”, tytuł książki Jonasa Bengtssona, to określenie tortur polegających na podduszaniu przez zanurzanie w wodzie. Ale bohaterom tej powieści daleko do sadystów. Najczęściej są swoimi własnymi oprawcami.
Wszystko będzie źle
[Jonas T. Bengtsson „Submarino” - recenzja]
„Submarino”, tytuł książki Jonasa Bengtssona, to określenie tortur polegających na podduszaniu przez zanurzanie w wodzie. Ale bohaterom tej powieści daleko do sadystów. Najczęściej są swoimi własnymi oprawcami.
Jonas T. Bengtsson
‹Submarino›
Nick wychował się w domu dziecka. Był tam z bratem, którego imienia nie poznajemy. Obu chłopców adoptowała ładnie ubrana, sprawiająca doskonałe wrażenie pani. Nowa mama szybko okazała się prawdziwym wybawieniem. Kochała przybrane dzieci miłością tak wielką, że postanowiła stworzyć im jak największą przestrzeń do ich zabaw. Z domu znikały więc kolejne sprzęty i meble. Jedynym minusem kobiety było to, że uzyskane z ich sprzedaży pieniądze nie przeznaczała na zabawki, ale na alkohol i leki. Od obu tych rzeczy była uzależniona.
To, co wyżej, nie jest punktem wyjścia książki. Ale jest początkiem losów dwójki dojrzałych już mężczyzn. Najpierw bliżej poznajemy Nicka. Jego codzienność jest monotonna – wypełniają ją wizyty na siłowni, popijanie piwa, seks z mieszkającą niedaleko znajomą. I jeszcze coś, a raczej ktoś: Ivan. Brat Any, która zostawiła Nicka. Ten nie może się z tym pogodzić, ciągle wspomina dziewczynę. W końcu postanawia zaopiekować się Ivanem, najwyraźniej nieco opóźnionym umysłowo. Spędza z nim dużo czasu, dba o jego wygląd, wreszcie umożliwia mu przeżycie inicjacji seksualnej. Wydaje się, że Nick znalazł w tym sens życia – pomaganie mniej rozgarniętemu chłopakowi to jakaś namiastka troszczenia się o jego siostrę, jedyna, jaka mu jeszcze przysługuje.
Losy brata Nicka potoczyły się dość podobnie. Również znalazł sobie kobietę, a nawet ożenił się i doczekał potomka. Był tylko jeden problem – po drodze uzależnił się od narkotyków, wciągając w to swoją ukochaną. W efekcie został sam z małym Martinem. I tu Bendtsson stosuje identyczny zabieg – Martin jest punktem odniesienia, papierkiem lakmusowym dla zachowań ojca. Ojca, którego nałóg wciąga w coraz większe kłopoty.
Historie braci rozplatają się i splatają za sprawą precyzyjnie zorganizowanej narracji. Rzeczywistość obserwujemy najpierw z punktu widzenia jednego, potem drugiego, a we wszystko są jeszcze wkomponowane retrospekcje. Spojrzenia w przeszłość dotyczą traumatycznego pobytu chłopców u zastępczej matki, kiedy mieli okazję wejść do świata używek, w którym kobieta czuła się najswobodniej. Bendtsson chce tu pokazać coś, co równie świetnie opowiedział zeszłoroczny film Davida Michôda „Królestwo zwierząt” – że to środowisko w ogromnej mierze decyduje, kim się stajemy. Że raz obrana zła ścieżka prowadzi już tylko w dół. Takie jest też całe „Submarino” – rozwija się spokojnie, niespiesznie pokazuje kolejne zdarzenia, jakby przyzwyczajając czytelnika do sytuacji, oswajając go z myślą, że tu już się nic dobrego nie wydarzy. Defetyzm siedzi pod skórą tego tekstu na tyle głęboko, że nie sposób go wykorzenić i jednocześnie na tyle płytko, że doskonale go wyczuwamy.
Śledzące losy dwojga braci „Submarino” to tak naprawdę jedna i ta sama opowieść. Nick ucieka w przemoc i seks, zaś ten drugi, bezimienny, w narkotyki. Uciekają przed utratą kobiet, które kochali, żaden z nich nie może znaleźć na tyle silnego bodźca, by coś w swoim życiu zmienić. A jeśli takim bodźcem nie jest nawet będący zaledwie w wieku przedszkolnym syn, to mamy wyraźną sugestię, że z niektórych sytuacji wyjść po prostu nie sposób.
Duński pisarz ma sporą skłonność do posługiwania się brutalizmem. Jednak w tej powieści nie jest on niczym dodanym, odstającym od całości. Przypomina nieco regularny seks Nicka z przyjaciółką: „Ona z ręką w moich spodniach. To bardziej odruch, sposób na powiedzenie dzień dobry”. I takim „dzień dobry” Bendtsson wita swojego czytelnika na niemal każdej stronie. Naturalistyczne, niekiedy wulgarne opisy mieszają się z poetyckością. A wszystko to w dobrze wyważonych proporcjach. Z niezmiennie towarzyszącym odbiorcy wrażeniem, że koniec jest już doskonale mu znany. Ale i tak warto się w „Submarino” zanurzyć, pójść na dno z Nickiem i jego bratem nie po to, żeby doznać oczyszczenia, ale po prostu po to, by zobaczyć, jak tam jest.
IMO to nie była zastępcza matka chłopców, oni wylądowali w domu dziecka, bo była niewydolna wychowawczo. Tak ja to zrozumiałam. A Ivan też nie był opóźniony umysłowo, tylko ciągle przeżywał traumę wojny.