Kolejna pozycja Rebisu w serii powieści z Jakem Graftonem, bohaterem większości książek Stephena Coontsa. W chronologii życia bohatera jest to pozycja wcześniejsza niż wydana u nas „USS America” i, niestety, słabsza. Jednak dla fanów historii typu „co by było, gdyby” powinna stanowić ciekawy kąsek. Tym razem bowiem Coonts „gdyba” na temat umierającego Fidela Castro…
Artur Długosz
Fidel nie żyje!
[Stephen Coonts „Kuba” - recenzja]
Kolejna pozycja Rebisu w serii powieści z Jakem Graftonem, bohaterem większości książek Stephena Coontsa. W chronologii życia bohatera jest to pozycja wcześniejsza niż wydana u nas „USS America” i, niestety, słabsza. Jednak dla fanów historii typu „co by było, gdyby” powinna stanowić ciekawy kąsek. Tym razem bowiem Coonts „gdyba” na temat umierającego Fidela Castro…
Po „USS America”, pierwszej wydanej przez Rebis książce Stephena Coontsa, wydawca zdecydował się na „Kubę” (1999), zapowiadając rychłe wydanie nowszego „Hongkongu” oraz najnowszej „Wolności”, inspirowanej wydarzeniami z 11 września 2001 roku. „Kuba” jest więc najwcześniejszą z czterech powieści opisujących losy Jake’a Graftona. Występuje on w niej w stopniu wiceadmirała Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych. Niestety, na tle intrygującego i trzymającego w napięciu thrillera, jakim była „USS America”, nowa książka jest senna, niemrawa i leniwa. Ale może właśnie taka miała być, odzwierciedlając tym samym nastrój wyspy.
U południowo-wschodnich wybrzeży Kuby znajduje się słynna Zatoka Guantanamo, a w niej osamotniona amerykańska baza wojskowa. Wielu uważa zatokę za najpiękniejsze miejsce na wyspie, a może i na całym świecie. Ale są też tacy, którzy określają ją „dupą Kuby”. To właśnie tu oddelegowany zostaje Jake Gratfon z grupą okrętów marynarki amerykańskiej, z rozkazem nadzoru załadunku przechowywanej w bazie broni chemicznej i biologicznej na statki, które mają bezpiecznie je przetransportować do Stanów Zjednoczonych. Rozkaz, wydany z samego Białego Domu, nie odpowiada jednak na dręczące Gratfona pytanie, dlaczego następuje to właśnie teraz…
Tymczasem na wyspie rozgrywają się wydarzenia, które już wkrótce zmienić mają nie tylko Kubę, ale i cały region. A wszystko to za sprawą przykutego rakiem do łóżka, wycieńczonego i przegranego Fidela Castro. Czarny charakter powieści, Alejo Vargas, natenczas jeszcze minister spraw wewnętrznych, ostrzy sobie zęby na przejęcie władzy na Kubie, kompletując teczki wszystkich znaczących osób życia publicznego. Na dodatek na wyspie prawdopodobnie prowadzony jest zaawansowany program badań nad bronią biologiczną, a cztery poradzieckie rakiety z bardzo groźną mutacją polio wycelowane zostają w duże amerykańskie miasta. Dwaj agenci CIA zostają wysłani na Kubę w celu zbadania zagrożenia i, w przypadku potwierdzenia, wyeliminowania go za wszelką cenę.
Pomysł Kuby bez Fidela pojawił się u Coontsa także w jego wcześniejszej powieści „Under Siege”, gdzie wódz zostaje rozstrzelany. Motyw ten jednak stanowił jedynie poboczny wątek książki, w „Kubie” zaś został przywrócony za sprawą sugestii wydawcy pisarza. Oczywiste było, że tym razem Coonts musi podejść do drugiej kubańskiej rewolucji w inny sposób. Rozwinął otoczenie Fidela, dodał zagrożenie bronią biologiczną, ale przede wszystkim nadał powieści smak rajskiej wyspy. Podobno dla lepszego oddania nastroju Kuby chciał się tam nawet udać, ale wybiła mu to z głowy żona, argumentując, że kubańska władza mogła przeczytać „Under Siege”. Na szczęście okazało się, że jedna z sąsiadek Coontsa pochodzi z Puerto Rico – i to z nią pisarz konsultował kolejne wersje powieści.
Książka miejscami przypomina o realnym zagrożeniu, jakie miało miejsce w 1962 roku, kiedy otwarcie mówiło się o możliwości konfliktu na skalę Trzeciej Wojny Światowej. Jednak Kuba lat 90. nie może już liczyć na pomoc upadłego Związku Radzieckiego i musi swoje problemy rozwiązywać we własnym zakresie. Coonts popuszcza tu wodze fantazji, ale inspiruje się także wnioskami ze zmian zachodzących na tej wyspie w ostatnich latach. W powieści znajdziemy całą galerię charakterystycznych postaci, które dla ojczyzny gotowe są zrobić wszystko. Jeden i ten sam cel można osiągnąć wszakże na wiele sposobów… Jedni szukają wsparcia u amerykańskich biznesmenów, licząc na rozwój gospodarki, amerykańskie inwestycje i zniesienie embarga, inni zaś chcą ukarać złowrogie imperium. Oczywiście nie braknie także takich, którzy tragedię państwa pragną obrócić na korzyść swego dostatniego życia gdzieś daleko. Wielość oryginalnych wątków przemawia na korzyść książki.
Coonts nie wypada w tej powieści na mistrza pióra. Choć książkę czyta się lekko i przyjemnie, to jednak cały czas przez skórę czytelnik czuje, że coś jest nie tak. A to za sprawą jednego poważnego defektu. „Kuba” nie jest thrillerem, trzymającym w napięciu page-turnerem – i to zdecydowanie największa wada książki, promieniująca na wszystkie inne cechy, w większości pozytywne. Ciekawa intryga zniweczona zostaje ospałością narracji, barwne postacie toną w leniwym rozwoju wypadków. Niewykluczone jednak, że jest to świadomy zabieg autora, mający urealnić fikcyjną opowieść… Niemniej z punktu widzenia czytelnika, „Kuba” traci przez to wiele z rozmachu, z jakim została zaplanowana, co stawia ją znacznie niżej niż „USS America”.