Od ostatniej książki Fredericka Forsytha upłynęło nieco wody. Ale pisarz nie tracił czasu, bo odezwał się książką będącą z jednej strony doskonałą beletrystyką, z drugiej zaś komentarzem do ostatnich wydarzeń geopolitycznych. „Mściciel” to pochwała lojalności i rozprawa na temat islamskiego terroryzmu.
Artur Długosz
Zemsta i lojalność
[Frederick Forsyth „Mściciel” - recenzja]
Od ostatniej książki Fredericka Forsytha upłynęło nieco wody. Ale pisarz nie tracił czasu, bo odezwał się książką będącą z jednej strony doskonałą beletrystyką, z drugiej zaś komentarzem do ostatnich wydarzeń geopolitycznych. „Mściciel” to pochwała lojalności i rozprawa na temat islamskiego terroryzmu.
Frederick Forsyth
‹Mściciel›
Twórczość Fredericka Forsytha stanowi klasę sama w sobie. Mało kto potrafi jak on konstruować fabuły, w których fakty splatają się z literacką fikcją, i opowiadać je w wiarygodny, przekonujący sposób. Pisze raczej wolno, niezwykle starannie i niebanalnie. Jego powieści to kocioł wydarzeń i postaci – prawdziwych i fikcyjnych – w których czytelnik zanurza się stopniowo, a autor konstruuje w jego wyobraźni świat przerażający realny. Autentyczne wydarzenia są, w przypadku tego autora, nie tyle pretekstem do napisania książki, ile jej dopełnieniem. Tak też jest z najnowszą powieścią Forsytha o nieco pretensjonalnym tytule „Mściciel”.
Ujmując rzecz krótko, książka stanowi analizę wydarzeń lat 90., w które wplecione zostają żywoty kilkunastu kluczowych dla powieści postaci. Ostatnie dziesięciolecie zeszłego stulecia obfitowało w wydarzenia, które odmieniły nasz świat – z wygasłej epoki Zimnej Wojny weszliśmy w następną, której wyróżnikiem jest rosnący w siłę terroryzm. Dla Forsytha to naturalna ewolucja, niechciana, ale nieuchronna, bo przejawy kipiącej nienawiści i nierówności można było zaobserwować już parę dziesiątek lat wcześniej. Kreśląc postacie, pisarz cofa się często do chwili ich narodzin szkicując przy tym ówczesną sytuację geopolityczną, a następnie równocześnie śledzi losy bohatera i przemiany, jakie przechodzi otaczający go świat. Jak przystało na Forsytha, mamy w książce do czynienia z bardzo szerokim przekrojem społecznym, od biedaków po magnatów, a tym samym rekonstruowana rzeczywistość jest bardzo kompletna. Trudno nie zgodzić się z tezami pisarza, wypowiadanymi czy to przez usta bohaterów, czy też bezosobowego, zdystansowanego narratora i w tym tkwi siła tej książki – bolesna, ale prawdziwa analiza wydarzeń, które doprowadziły do tragedii dzisiejszego świata.
W gruncie rzeczy postacie tej książki nie odgrywają w niej żadnej roli, poza oczywistymi wymaganiami formalnymi. Oczywiście pisarz dba, aby czytelnik przywiązał się do bohaterów, identyfikował z ojcem zamordowanej córki, przeżywał jego wściekłość i spokój, jaki przynosi wymierzona, ojcowska sprawiedliwość. Ale ten dramat jednostki to narzędzie służące ukazaniu pewnego procesu, nieuchronnego zbiegu przypadków i świadomych decyzji, w wyniku których powstają międzyludzkie więzi zdolne przetrwać i zaowocować w odpowiednim czasie. Część z nich opiera się na czystej przyjaźni, inne na wierności, jeszcze inne na pamięci o przeszłości. Pełno tu więc ludzi doświadczonych w taki czy inny sposób przez los, których najczęściej łączy przypadek, wspólne przeżycia cementują znajomość, która często potem zostaje zamrożona, aby obudzić się do życia, kiedy wymaga tego jedna ze stron. Forsyth buduje w powieści gęstą siatkę międzyludzkich relacji, nadając jej dodatkowy, bardzo humanistyczny wymiar. Tworzą nas czyny – zdaje się mówić autor – to, co uczyniliśmy dla innych i to, co inni zrobili dla nas. Ci, którzy wyrządzili nam szkodę muszą wcześniej czy później zapłacić. Wobec tych, którzy nam pomogli, winni jesteśmy wdzięczność i lojalność.
Właśnie o zemstę i lojalność rozchodzi się w tej książce. O ich genezę, rozwój i skutki. Przy tym autor traktuje oba pojęcia bardzo szeroko. Zarówno zemsta jak i lojalność mogą mieć znaczenie lokalne, dotyczące pojedynczych ludzi, jak i globalne – odnoszące się do większych ich grup, do całych państw włącznie. Lojalni muszą być wobec żołnierze, ojciec i syn, ale także polityczne czy międzypaństwowe formacje. Jednak ostatecznie wszystko rozgrywa się na poziomie jednostek. Wielkie tragedie to skutki pomysłu zrodzonego w umyśle jednego człowieka; niezawinione śmierci to efekty wcielonego z rozmysłem w życie szatańskiego planu, uknutego przez małą grupę szaleńców; ból po stracie kogoś bliskiego to konsekwencja decyzji kogoś, kto pociągnął za spust. Tak więc mamy w powieści Forsytha do czynienia z wydarzenia, które wstrząsały światem, ale w wizji autora ich mechanizm, ukryty przed oczami publiki, napędzany był pragnieniami pojedynczych ludzi kierujących się zemstą lub lojalnością.
Próba streszczania fabuły byłaby krzywdząca dla książki (podobnie jak jest nią blurb spłaszczający powieść), bo Forsyth z wojny wietnamskiej, wojny domowej w Jugosławii czy najazdu Rosjan na Afganistan buduje powieść o podstawowych ludzkich emocjach. Historia, z której czerpie pełnymi garściami, jest tłem do zabrania głosu na temat nas samych, którzy tę historię tworzą. Nie nawołuje przy tym do opamiętania, nie udziela wskazówek, ale z uporem wytrawnego publicysty i zdolnego analityka przedstawia wielkie koło ludzkich dziejów, które toczyć będzie się tak długo, jak będą w nas ludzkie uczucia.
„Mściciel” to bezdyskusyjnie wielka powieść. Przykuwa do lektury i nie pozostawia obojętnym. Jej przynależność gatunkowa to sprawa drugorzędna, bo określanie jej sensacją czy politycznym thrillerem, byłoby równoznaczne z zaklasyfikowaniem „1984” do science fiction.