Najwyraźniej Frederick Forsyth pożałował, że spóźnił się na opisanie historii polowania na Osamę bin Ladena. Tematem „Czarnej listy” jest bowiem historia analogiczna, choć fikcyjna – łowy na doskonale zakamuflowanego terrorystycznego lidera.
Konrad Wągrowski
Znaleźć, zabić
[Frederick Forsyth „Czarna Lista” - recenzja]
Najwyraźniej Frederick Forsyth pożałował, że spóźnił się na opisanie historii polowania na Osamę bin Ladena. Tematem „Czarnej listy” jest bowiem historia analogiczna, choć fikcyjna – łowy na doskonale zakamuflowanego terrorystycznego lidera.
Frederick Forsyth
‹Czarna Lista›
Frederick Forsyth to instytucja. Jest legendą literatury sensacyjno-szpiegowskiej, rozgłos zdobył już od czasów swojego debiutu – „Dnia szakala”, opowieści o próbie zamachu na prezydenta Francji generała de Gaulle’a, w której sprawnie łączył historyczne fakty i literacką fikcję. To zresztą zawsze było wyróżnikiem jego twórczości. W książkach, które ugruntowały jego pozycję – „Aktach Odesssy”, „Psach wojny”, „Czwartym protokole”, „Diabelskiej alternatywie”, „Fałszerzu” – granica między prawdą i pisarską fantazją nie jest łatwa do określenia. Forsyth nie strzela powieściami w tempie karabinu maszynowego, jak wielu jego kolegów po fachu, produkuje jedną na kilka lat, solidnie się przygotowując i starając się dotykać najbardziej gorących tematów geopolityki. Dawniej pisał o Zimnej Wojnie i rywalizacji wywiadów supermocarstw („Czwarty Protokół”, „Diabelska alternatywa”, „Fałszerz”), potem opowiadał o świecie po upadku Żelaznej Kurtyny („Ikona”, „Weteran”, „Mściciel”), by sięgnąć po tematy związane z zagrożeniem terroryzmem islamskim („Pięść Boga”, „Afgańczyk”). Po chwilowym wytchnieniu w „
Kobrze”, której wątkiem przewodnim uczynił walkę z przemysłem narkotykowym, powraca w „Czarnej liście” do tematyki terroryzmu i konfliktu świata zachodniego z fanatycznym islamem.
Forsythowskim Osamą jest niejaki Kaznodzieja – fanatyczny islamski ideolog, wrzucający do Internetu swe kazania zachęcające do zabijania niewiernych. Jego mowy są niezwykle przekonujące – wkrótce dochodzi już do kilkunastu zabójstw, głównie w USA i Wielkiej Brytanii. Owe ataki terroru mają tylko jeden element wspólny – na komputerach wszystkich zamachowców znaleziono kazania fanatyka. Ofiary dobierane były bez specjalnego klucza, rządy zdają więc sobie sprawę, że obrona przed tego rodzaju atakami może być tylko jedna – wyeliminowanie ich głównej inspiracji. Kaznodzieja trafia więc na tytułową „czarną listę” („kill list”) – przygotowany przez amerykański wywiad supertajny spis ludzi, których należy po prostu zabić, nie zastanawiając się nad jakimikolwiek moralnymi czy prawnymi aspektami takiego czynu. Do zadania desygnowany zostaje niejaki Kit Carson, pułkownik marines, człowiek o doskonałym przygotowaniu i długoletniej, zróżnicowanej karierze, a także o osobistej motywacji – jedną z ofiar był jego własny ojciec. Zadanie nie będzie łatwe – Kaznodzieja jest nie tylko doskonale zakamuflowany, ale dysponuje też równie profesjonalnym wsparciem technologicznym – zlokalizowanie transmisji wydaje się praktycznie niemożliwe. Carson pozyskuje jednak do współpracy komputerowego geniusza, ma wsparcie wywiadów zaprzyjaźnionych krajów – USA, Wielkiej Brytanii i Izraela, szuka słabych punktów wroga i próbuje zbudować jego profil, poznać i zrozumieć jego historię. Cel jest oczywisty – znalezienie aktualnej lokalizacji Kaznodziei i eliminacja go za pomocą ataku drona, bądź akcji lądowej. Rozpoczyna się polowanie.
Każdy kto oczekuje od Fredericka Forsytha skomplikowanych wizerunków psychologicznych bohaterów czy moralnych dylematów, będzie z pewnością rozczarowany – ale jednak jeśli miał takie oczekiwania, najprawdopodobniej nie znał do tej pory twórczości Brytyjczyka. Forsytha nie interesują bowiem ludzie, lecz mechanizmy. „Czarna lista” jest właśnie próbą rekonstrukcji militarnych, politycznych, szpiegowskich i technologicznych aspektów takiego polowania. Forsyth realizuje się w wymyślaniu, w jaki sposób poszukiwany przez najpotężniejsze wywiady świata człowiek może się kamuflować, i jak można przez ten kamuflaż przeniknąć. Pierwszy chyba raz w twórczości autora „Dnia szakala” odnajdziemy wątki poszukiwań w cyberrzeczywistości – Forsyth chyba jednak nie czuje się w tym temacie najlepiej, bo idzie na literacką łatwiznę, przydzielając głównemu bohaterowi do pomocy autystycznego geniusza komputerowego. Gdy jednak opowiada o politycznych relacjach, układach między wywiadami, o klasycznym szpiegostwie i infiltracji przeciwnika, o oddziałach specjalnych, widać, że porusza się po swoim, doskonale rozpoznanym terytorium. Swoistym novum jest natomiast rozbudowany wątek związany z porwaniami pirackimi w Somalii, odsłaniający również kulisy negocjacji prowadzonych w celu odzyskania uprowadzonych załóg i statków.
Książkę czyta się – jak przystało na powieść mistrza gatunku – nieźle, choć jej finał jest stosunkowo łatwy do przewidzenia. Bohaterowie pozytywni nie wzbudzają zbytnich emocji, czytelnika ma utrzymać w napięciu raczej niechęć do Kaznodziei i pragnienie, by odpowiedział za swe przewiny. Jak zwykle w przypadku dzieł Forsytha zabawą może być odkrywanie przemycanych między wierszami poglądów autora. Nic się nie zmieniło: Forsyth pozostał konserwatystą przekonanym o wyższości swej kultury, słuszności wojny z terroryzmem islamskim (należy jednak dodać, że autor nie krytykuje islamu jako takiego, podkreślając poprzez słowa pewnego starego imama, że terror jest wypaczeniem idei, a nie jej urzeczywistnieniem) i moralnej akceptacji wszelkich metod prowadzących do osiągnięcia w niej sukcesu – w tym także istnienia tytułowej listy, arbitralnego decydowania o tym, kto zasługuje na śmierć.