Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Allison Pearson
‹Nie wiem, jak ona to robi›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNie wiem, jak ona to robi
Tytuł oryginalnyI Don't Know How She Does It
Data wydania2003
Autor
Wydawca Albatros
CyklKate Reddy
ISBN83-7359-048-X
Format431s.
Cena27,50
Gatunekobyczajowa
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Co z tymi kobietami?
[Allison Pearson „Nie wiem, jak ona to robi” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
„Nie wiem, jak ona to robi” wydaje się być jeszcze jedną mutacją powieści o Bridget Jones. Jednak Allison Pearson, autorka książki, jest zbyt mądra i spostrzegawcza, aby zadowolić się naklepaniem ploteczek. Dzięki jej bystremu oku prosta z pozoru opowieść o pracującej matce staje się spisem ważkich pytań o przyszłość naszej cywilizacji.

Eryk Remiezowicz

Co z tymi kobietami?
[Allison Pearson „Nie wiem, jak ona to robi” - recenzja]

„Nie wiem, jak ona to robi” wydaje się być jeszcze jedną mutacją powieści o Bridget Jones. Jednak Allison Pearson, autorka książki, jest zbyt mądra i spostrzegawcza, aby zadowolić się naklepaniem ploteczek. Dzięki jej bystremu oku prosta z pozoru opowieść o pracującej matce staje się spisem ważkich pytań o przyszłość naszej cywilizacji.

Allison Pearson
‹Nie wiem, jak ona to robi›

EKSTRAKT:100%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułNie wiem, jak ona to robi
Tytuł oryginalnyI Don't Know How She Does It
Data wydania2003
Autor
Wydawca Albatros
CyklKate Reddy
ISBN83-7359-048-X
Format431s.
Cena27,50
Gatunekobyczajowa
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Różne są nośniki informacji. Jednak postawy, które obserwujemy u naszych rodziców, kodują nas na całe życie i rzadko kiedy dają się wykorzenić. To, co przez skórę zaabsorbowaliśmy w domu, będzie kształtowało nasze życie do końca. Toteż nie sądzę, abym nadmiernie przesadzał, twierdząc, że to, co dana kultura sobą reprezentuje, tworzy się i przechowuje w rodzinnych tradycjach.
Co to ma do książki będącej według blurba powieścią kultową i zdającej się być jeszcze jedną humoreską z życia Anglików? Wiele. Kate Reddy, bohaterka „Nie wiem, jak ona to robi” jest kobietą pracującą, a jednocześnie matką dwojga dzieci. Stara się pogodzić w jednym kapitalistyczny bieg po zawał, zwany popularnie karierą, i rolę pani domu dbającej o to, żeby świat nie zawalił się dzieciom na głowy. Czy jej to wychodzi? Niech to oceni czytelnik. Czy jej to wyjść może? To jest pytanie, które pobudziło mnie do pisania tego tekstu.
Na moment zajmijmy się jeszcze samą książką, a nie wynikającymi z niej wnioskami Widać, że powstała jako zbiór felietonów. Fabuły tam tyle, co kot napłakał – ot, żałosna próba dorobienia jakiegoś zwrotu akcji, jakiejś tam, choćby marnej, kulminacji. Jednak styl autorki – leciutki, swobodny, dowcipny i złośliwy, połączony z błyskotliwością i umiejętnością analizy wynagradza fabularne braki. Rzekłbym, że czyta się to jak serię lekkich filozoficznych rozprawek na różne związane z życiem rodzinnym tematy, a nie jak jeszcze jedną powieść o kobietach dnia dzisiejszego.
Wróćmy jednak do sedna, czyli pytań, które z „Nie wiem, jak ona to robi” wynikają. Pierwsze – czy Kate powinna pracować? Z książki ewidentnie wynika, że traci na tym jej rodzina. Może gdyby jęła się zajęcia prostszego, mniej popłatnego, chciałoby się powiedzieć – kobiecego, może wtedy byłby czas i na pracę, i na dzieci. Ale ona chce być zarazem boginią domowego ogniska i drapieżną lwicą londyńskiego City, pragnie królować w kuchni i na giełdowym parkiecie. Efekt – permanentny brak czasu, błędy wychowawcze, problemy w rodzinie i w pracy, rosnące rozdrażnienie i zmęczenie. A zatem nie da się jednego z drugim połączyć. Dlaczego jednak w imię rodziny kobieta ma rezygnować z innych swoich planów? Prawo do samorealizacji należy się jej jak psu zupa. A zatem – niech pracuje mimo wszystko. W końcu, patrząc bardziej praktycznie, analizując kobiety jako pracowników, widzi się ich zalety – empatię, większą otwartość, inny sposób podchodzenia do problemów; firmie są tacy ludzie potrzebni. Kate jest zresztą pracownikiem bardzo dobrym, nie ma co do tego wątpliwości.
Zanurzając się jednak głębiej w krainy bezdusznych liczb i równie bezdusznych potrzeb społecznych, można dojść do wniosku, że kobiety nie powinny pracować.
Powoli do świadomości europejskich społeczeństw docierają pesymistyczne prognozy wyludniającej się Europy i załamujących się systemów emerytalnych. A problem jest jeszcze głębszy. To, że dzieci są i będą, jest tak głęboko zakorzenione w naszym myśleniu, że żaden system społeczny i żaden typ gospodarki nie jest odporny na załamanie demograficzne (najlepiej sportretował to chyba Brian Aldiss w „Siwobrodym”). Rodzenie i wychowywanie dzieci, drodzy panowie politycy, to fundament każdego kraju, silniejszy i ważniejszy niż wszelkie Sejmy i Senaty. I choć jasnym jest dla wielu, że to straszliwa całodobowa harówka, to mało kto przyzna, że bez tej całej pracy wykonywanej przez bezimienne matki, interes dawno rozleciałby się w drzazgi. Robiąc karierę, kobiety zyskują – poprzez samorealizację i finansową niezależność. Czy społeczeństwo na tym zyskuje, jest już dyskusyjne.
Gorzej nawet – ustrój, jaki nam miłościwie panuje, wymaga bezrobocia i w miarę technologicznego postępu będzie je raczej powiększał niż pomniejszał. A jasnym jest, że kobiety znoszą brak pracy lepiej niż mężczyźni, choćby dlatego, że odnajdują w swoim życiu inne istotne wartości, podczas gdy samiec wypchnięty z hierarchii dziobania (choćby z najlichszej pozycji bitego kundla) – głupieje.
Z tych dwóch przyczyn wydaje się, że możemy wkrótce oczekiwać nacisków na powrót kobiet do domu i przyjęcie tradycyjnej roli. Trendów, szykan, praw, ognistych dyskusji o prawach jednostki i potrzebie ich poświęcenia na ołtarzu wyższych wartości. Ba – może nawet nastąpić wewnętrzny podział kobiet na pracujące bezdzietne i niepracujące mamy, różniące się między sobą mentalnie i postrzegające się jako odrębne grupy, przypadkiem połączone biologią.
Tu mała dygresja – kobieta w domu wykonuje bardzo istotną z ekonomicznego punktu widzenia pracę, choć nikt jej za to nigdy nie zapłaci. A może powinien?
Drugie pytanie – czy mąż może pomóc Kate? Czy jest w stanie zdjąć z niej obowiązki domowe, ulżyć jej w utrzymywaniu domu? Nie. I to jest może najbardziej zaskakujący wniosek z tej książki. Okazuje się, że Richard, choć się stara i robi, co może, nie jest w stanie pokierować rodziną pod nieobecność żony tak, aby mogła ona wrócić i spokojnie wypoczywać. Kate nosi w sobie pewien wyidealizowany obraz domu i rodzinnego życia (do czego jeszcze wrócimy) i tak wysoko stawianym ideałom mąż nie jest w stanie sprostać. Zresztą – ich tryb życia nie sprzyja komunikacji i poszukiwaniu wspólnej drogi do celu. I tak rozchodzą się powoli, nawet bez złośliwości – po prostu z braku czasu. Ona chce mieć męża, który jej pomoże, ale jego wysiłki drażnią ją i budzą pogardę, bo ona przecież wie lepiej. To jest koszt pracy. Nie każdej pracy, ale tej, którą się u nas fetyszyzuje, zachwycając się wydajnością.
Trzecie pytanie – czy mężczyźni w pracy mogą pomóc Kate? Paradoksalnie – tak. Mąż nie miał szans, będąc jedynie dodatkiem do jej domowego imperium, natomiast w pracy, gdzie jej pozycja jest znacznie słabsza, zrozumienie jej roli i związanych z nią wymagań, mogłoby wiele ułatwić. Ale Kate nie może liczyć na zmiłowanie. Weszła w świat, gdzie rządzi bezwzględność i nikt nie poda jej ręki. Nie ma wsparcia, wręcz przeciwnie, za plecami czai się głodny jej pozycji asystent, czekający tylko na jej potknięcie. Samce nie pojmują matczynej roli, jednak należy się zastanowić, na ile jest to ich wina, a na ile wynik gorących modłów do bożków zysku, wydajności i mamony. Czy dehumanizacja to efekt unoszącego się w biurach zapachu męskich hormonów, budzących w mężczyznach rasowego macho, czy też jest to suma agresywnych zachowań zalęknionych słabeuszy walczących histerycznie o swoją pozycję w stadzie?
Odpowiedź na to pytanie może przynieść lekarstwo. Tymczasem Kate dostaje w kość. Ciągła walka niszczy ją psychicznie, pozbawiając cierpliwości niezbędnej w domu i sił potrzebnych do wniesienia minimalnego choćby wkładu w jego funkcjonowanie.
I tu czas na pytanie czwarte – co wyniosą z domu jej dzieci i czy jej postawa poniesie się dalej? Kogo te maluchy widzą? Co z samorealizacji Kate na nie spływa? Pieniądze? Nie zrozumieją tego. Radość i duma, jaką matka odczuwa w pracy? Nie przynosi tego do domu, a nawet jeżeli, to nastrój pryska po kwadransie, bo albo w domu, albo w pracy Kate o czymś zapomina i jest o to zła. Nie ma powodów, aby sądzić, że jej dzieci wyniosą z domu obraz matki szczęśliwej dzięki swojej pracy. W oczach córki i syna nic w jej zachowaniu nie świadczy o tym, że jest dzięki swojej mordędze choćby ciut szczęśliwsza.
Pytanie piąte i parę dalszych, to poszukiwanie przyczyn. Na ile potrzeba pracy Kate wynika z wyniesionego z domu przekonania o konieczności udowadniania swojej wartości przez szmal i nieustanne obsypywanie nim bliskich? Kate kilkakrotnie wspomina, jaką szkołę dał jej ubogi i rozbity dom rodzinny z ojcem alkoholikiem na dokładkę. Kiedy spotyka inne pracujące kobiety, zauważa, że one również niosą w sobie blizny po nieudanym dzieciństwie. Bardzo nietypowa to obserwacja, idąca mocno w poprzek feministycznych ideałów. Czyżby potrzeba pracy u kobiet była jedynie skrzywieniem wynikającym z finansowej słabości domu rodzinnego?
Idąc dalej tropem przyczyn – na ile Kate realizuje siebie, a na ile jest wypadkową nacisków bliźnich? Mowa tu o Mamafii – wszystkich niepracujących matkach w okolicy niezdolnych do zaakceptowania fenomenu kobiety pracującej. Kobiety te mają swoją wizję macierzyństwa, do której bohaterka „Nie wiem, jak ona to robi” stara się dopasować. Do tego dochodzi presja rodziny, która też ma swoje wizje, wspomniane wyżej oczekiwania z pracy… Jakie fragmenty życia Kate wynikają z potrzeb jej samej?
Mówiąc o oddziaływaniach z zewnątrz – jaki wpływ na tę rodzinę ma nieustannie nadawany przekaz o potrzebie luksusu i najwyższego standardu? W „Podziemnym kręgu” jeden z bohaterów wygłasza slogan „Chodzicie do pracy, której nienawidzicie, aby kupować rzeczy, których nie potrzebujecie”. W przypadku Kate sprawa nie jest taka prosta, jej odczucia, zarówno wobec pracy, jak i nabywania, są bardziej ambiwalentne. Jednak i ona zdaje sobie sprawę, że zabrnęła w błędne koło pogoni za możliwością nabywania coraz piękniejszych przedmiotów kosztem czasu dla najbliższych – i cichy, stały, psychiczny nacisk sugerujący, że każdemu należy się odrobina luksusu, mógł tu odegrać swoją negatywną rolę.
Co z tej całej wyliczanki wynika? Nietrwałość idei kobiety pracującej. A przynajmniej niemożność jej stosowania w praktyce w zawodach rasowego kapitalizmu, gdzie osiem godzin w pracy spędza się podczas urlopu. Nie rozstrzygam, ile w tej niemożności biologii, a ile zwyczaju. Ważne jest co innego – ten sposób funkcjonowania nie przekazuje się dalej. Pracująca matka nie zakoduje swoim dzieciom, że kariera jest dobra, bo sama na co dzień im udowadnia, że jest przeciwnie. Nie widzą jej triumfującej – widzą ją zmęczoną, czują jej rozdarcie i niepewność. Ten trend nie miał jeszcze okazji do ujawnienia się, jednak może odegrać swoją rolę w wydarzeniach najbliższych lat. Trwa bowiem kotłowanina – ruchy feministyczne domagają się kobiecej wolności i godności; demografowie biją na alarm; redefiniuje się pojęcie rodziny; wielkie koncerny propagują równouprawnienie, widząc w tym szansę na wzbogacenie portfeli kobiet – lepszych konsumentek. Więcej jest takich podskórnych starań i na nie wszystkie może się jeszcze nałożyć to, co synowie i córki pracujących matek będą o takim trybie życia myśleć. Czy ustali się jakaś nowa równowaga, jaka ona będzie – i jaka być powinna – na to pytanie należałoby już dziś szukać odpowiedzi, zamiast bawić się w komisje.
Wracając jednak do książki – nie traktujmy jej jako biblii. Oczywiście, Kate Reddy nie musi być matką typową. Oczywiście, może w życiu normalnych kobiet nie ma tych skrajności. I tak dalej, i tak dalej, zastrzeżenia można mnożyć. Dlatego radzę zapoznać się samemu z „Nie wiem, jak ona to robi” i samemu zastanowić nad dylematami pracujących matek, i tym, co z nich wynika. Nie dość, że to nasze problemy dnia powszedniego – bo albo sami rodzinę mamy, albo pracujemy z ludźmi, którzy te problemy sami rozwiązują – to jeszcze w najbliższych latach będziemy prawdopodobnie obserwować przesilenie, w wyniku którego kobiety zdołają wypracować formułę łączącą te dwa obowiązki. Bo alternatywą jest powrót do kuchni, do której je w Renesansie zapędzono.
koniec
18 lutego 2005

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ten okrutny XX wiek: Budowle muszą runąć
Miłosz Cybowski

29 IV 2024

Zdobycie ruin klasztoru na Monte Cassino przez żołnierzy armii Andersa obrosło wieloma mitami. Jednak „Monte Cassino” Matthew Parkera bardzo dobrze pokazuje, że był to jedynie drobny epizod w walkach o przełamanie niemieckich linii obrony na południe od Rzymu.

więcej »

Jak to dobrze, że nie jesteśmy wszechwiedzący
Joanna Kapica-Curzytek

28 IV 2024

Czym tak naprawdę jest tytułowa siła? Wścibstwem czy pełnym pasji poznawaniem świata? Trzech znakomitych autorów odpowiada na te i inne pytania w tomie esejów pt. „Ciekawość”.

więcej »

PRL w kryminale: Człowiek z blizną i milicjant bez munduru
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Szczęsny szybko zaskarbił sobie sympatię czytelników, w efekcie rok po roku Anna Kłodzińska publikowała kolejne powieści, w których rozwiązywał on mniej lub bardziej skomplikowane dochodzenia. W „Srebrzystej śmierci” Białemu Kapitanowi dane jest prowadzić śledztwo w sprawie handlu… białym proszkiem.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Najstarsza magia
— Eryk Remiezowicz

Kronika śmierci niezauważonej
— Eryk Remiezowicz

Zamknąć Królikarnię!
— Eryk Remiezowicz

Książka, która nie dotarła do nieba
— Eryk Remiezowicz

Historia żywa
— Eryk Remiezowicz

Na siłę
— Eryk Remiezowicz

Wpadnij do wikingów
— Eryk Remiezowicz

Gdzie korekta to skarb
— Eryk Remiezowicz

Anielski kryminał
— Eryk Remiezowicz

I po co ten pośpiech?
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.