Dramat sądowy to gatunek wyeksploatowany już poważnie zarówno przez literaturę i kino. Twórcy sięgają po ten gatunek, gdyż „za darmo” otrzymują olbrzymie pokłady dramaturgii, które zawarte są w konstrukcji systemu sądowego Stanów Zjednoczonych. Powstały nawet kanały telewizyjne, które non-stop emitują programy wzorowane na procesach lub relacje z samych procesów. Trudno w tak oklepanym temacie stworzyć coś oryginalnego i na tym najniższym, sensacyjnym poziomie, powieści Buffy nic nowego nie prezentują. Niemniej autor zbiera kolejne plusy za spojrzenie na problem z nieco innej perspektywy, pokazuje, że przyjęty system często niewiele ma wspólnego ze sprawiedliwością.
Moralność i prawo
[D.W. Buffa „Obrońca”, D.W. Buffa „Prokurator” - recenzja]
Dramat sądowy to gatunek wyeksploatowany już poważnie zarówno przez literaturę i kino. Twórcy sięgają po ten gatunek, gdyż „za darmo” otrzymują olbrzymie pokłady dramaturgii, które zawarte są w konstrukcji systemu sądowego Stanów Zjednoczonych. Powstały nawet kanały telewizyjne, które non-stop emitują programy wzorowane na procesach lub relacje z samych procesów. Trudno w tak oklepanym temacie stworzyć coś oryginalnego i na tym najniższym, sensacyjnym poziomie, powieści Buffy nic nowego nie prezentują. Niemniej autor zbiera kolejne plusy za spojrzenie na problem z nieco innej perspektywy, pokazuje, że przyjęty system często niewiele ma wspólnego ze sprawiedliwością.
Oszałamiający sukces wydawniczy Johna Grishama zapoczątkował renesans podgatunku literatury sensacyjnej – thrillera prawniczego. Jeden autor nie był oczywiście w stanie nasycić chłonnego rynku, wydawcy wszczęli więc poszukiwania, aby odkryć kolejnych prawników-literatów. Jednym z nich okazał się Dudley W. Buffa, doktor nauk politycznych i czynny adwokat. Do książek będących tego typu produktami machin marketingowych podchodzi się sceptycznie, z nastawieniem, że wydawca próbuje wyciągnąć z czytelnika pieniądze; na szczęście powieści Buffy pod tę kategorię nie podpadają, są uczciwą, solidną literaturą sensacyjną, a porównania z Grishamem są nie do końca uzasadnione. Buffa uprawia podgatunek nazywany dramatem sądowym, tymczasem Grisham dobiera raczej tematy okołoprawnicze, po debiutanckim „Czasie zabijania” coraz dalej ucieka od sali sądowej („Raport pelikana”, „Komora”), by w końcu całkowicie opuścić rejony sensacji („Ominąć święta”, „Malowany dom”).
Obie omawiane powieści – „Obrońca” oraz „Prokurator” – należą do cyklu, którego głównym bohaterem jest Joseph Antonelli (na dniach powinna ukazać się część trzecia – „Wyrok”). Jak nie trudno się domyślić, Antonelli jest adwokatem – błyskotliwym, o nieskalanej opinii, który nigdy nie przegrywa. Nie udało mu się założyć rodziny, ale nieszczególnie mu też na tym zależy, jest pracoholikiem, całkowicie oddaje się wykonywanej pracy, która go uszczęśliwia i nadaje sens życiu. Antonelli nie jest, jakby mogło wynikać z takiego opisu, postacią płaską. Narracja prowadzona jest pierwszoosobowo, dzięki czemu łatwiej nam zrozumieć bohatera i się z nim zidentyfikować.
Na prośbę przyjaciela, sędziego Leopolda Rifkina, podejmuje się bronić oskarżonego o zgwałcenie nastoletniej dziewczynki. Po raz kolejny wygrywa proces, jednak świadomy winy swojego klienta, pod wpływem przestrogi przyjaciela „że czasami opłaca się przegrać”, przypłaca to wyrzutami sumienia. Miną lata, Antonelli zdąży zapomnieć o mało znaczącym procesie, ale sprawa gwałtu powróci i odmieni jego życie oraz karierę. Trudno jest zarysować fabułę „Obrońcy”, nie psując przy tym przyjemności z lektury. Z tych samych powodów jeszcze mniej można zdradzić z akcji „Prokuratora”, w którym Antonelli po raz pierwszy stanie po drugiej stronie, jako oskarżyciel. Choć powieści można czytać całkowicie niezależnie, warto to zrobić we właściwiej kolejności, po pierwsze: „Prokurator” powiela niestety schemat „Obrońcy”, po drugie: na jego wstępie narrator streszcza wydarzenia opisane w pierwszej części.
Powieści Buffy to bardzo dynamiczna lektura. Już po pierwszych sześciu stronach „Obrońcy” – na których Antonelli zdołał opisać swoje dzieciństwo, karierę, rozmowę z przyjacielem o moralnej stronie zawodu adwokata oraz szczegóły pierwszej sprawy – trafiamy wraz z bohaterem na salę sądową. Wydarzenia rozwijają się bardzo szybko, gdy autor utyka z akcją, potrafi w kilku zdaniach ominąć dłużyzny, streścić dni, tygodnie, a nawet całe lata, które upłynęły w powieściowej rzeczywistości. W książkach brak jest typowej akcji sensacyjnej: pościgów, strzelanin, padających trupów. O morderstwach czy innych dramatycznych wydarzeniach Antonelli dowiaduje się tylko z relacji osób postronnych, niemniej obie powieści trzymają w napięciu, opartym o konfrontacje pomiędzy obiema stronami konfliktu, pytaniach „kto zabił?” oraz dwuznacznościach moralnych prowadzonych spraw. Świetnie wychodzi Buffie to, na czym zna się najlepiej, czyli opisy procesów – są dynamiczne i wciągające.
Dramat sądowy to gatunek wyeksploatowany już poważnie zarówno przez literaturę i kino. Twórcy sięgają po ten gatunek, gdyż „za darmo” otrzymują olbrzymie pokłady dramaturgii, które zawarte są w konstrukcji systemu sądowego Stanów Zjednoczonych. Powstały nawet kanały telewizyjne, które non-stop emitują programy wzorowane na procesach lub relacje z samych procesów. Trudno w tak oklepanym temacie stworzyć coś oryginalnego i na tym najniższym, sensacyjnym poziomie, powieści Buffy nic nowego nie prezentują. Niemniej autor zbiera kolejne plusy za spojrzenie na problem z nieco innej perspektywy, pokazuje, że przyjęty system często niewiele ma wspólnego ze sprawiedliwością. Kwestia rozstrzygnięcia winy i kary zatraca się, proces jest starciem adwokata i oskarżyciela, którym zależy przede wszystkim na własnym wizerunku, sztuką manipulacji przysięgłymi, zagrywkami w celu zdobycia stołka prokuratora lub sędziego. Autor subtelnie wplata w powieść dyskusje na te tematy oraz odwołania do klasycznych dzieł z dziedziny prawa i filozofii. Antonelli zostaje postawiony przed dwoma dylematami moralnymi. W „Obrońcy” musi bronić osobę winną, w „Prokuratorze” odwrotnie, doprowadzić do skazania osoby niewinnej. Jako wyśmienity prawnik, czyli – jak się sugeruje – manipulator, ma spore szanse doprowadzić do własnego zwycięstwa bez względu na to, gdzie leży prawda. Buffa stosuje jeszcze jeden ciekawy zabieg – wszystkiego dowiadujemy się wraz z Antonellim, nie wiemy, czy oskarżony jest winny, czy nie, autor lawiruje i mnoży poszlaki świadczące za i przeciw winie, dzięki czemu znacznie łatwiej jest wczuć się w sytuację i zrozumieć dylematy bohatera. W chwili wydawania wyroku sami nie wiemy, czy postępuje on słusznie.
D.W. Buffa
Do prozy Buffy można mieć też kilka zastrzeżeń. Przede wszystkim szwankuje konstrukcja powieści. W „Obrońcy” po zakończeniu pierwszego procesu następuje kilka rozdziałów, w których nie bardzo wiadomo, co się właściwie dzieje. Pojawiają się nowe wątki, nowe postaci, niektóre zaraz znikają, mijają nagle całe lata. Koniec książki wyjaśnia, po co było to autorowi potrzebne, ale czytelnika średnio to obchodzi, nie usprawiedliwia faktu, że w połowie powieści zadajemy sobie pytanie „To już koniec, czy jak?”. Dokładnie ten sam błąd powtarza zresztą „Prokurator”; jest nawet gorzej, gdyż finał nie do końca spina dwie części, na które powieść jest wyraźnie podzielona. Autorowi zdarzają się także potknięcia językowe, czasem chyba zapomina, że nie pisze tekstu prawniczego, i częstuje nas zdaniami, których rozbiór logiczny może sprawiać kłopot (dla przykładu: „(…) w sądzie roi się od słabych na umyśle sędziów, którzy zbyt się boją tego, czego nie wiedzą, żeby wiedzieć, co zrobić z kimś, kto udaje, że wie”). Kolejny zarzut dotyczy tylko „Prokuratora”, który niestety jest wtórny. To typowy sequel, który zrobiony jest dokładnie według tego samego przepisu co „Obrońca”. Troszkę też szkoda, że autorowi nie starczyło odwagi (lub ambicji), aby wysunąć poruszane kwestie moralne na pierwszy plan.
Podsumowując, powieści Buffy to porcja solidnej rozrywki, skierowanej do ściśle określonego czytelnika, który nie powinien się zawieść. Niższa ocena „Prokuratora” płynie z kolejności czytania książek oraz z nieco słabszej konstrukcji fabularnej.