Lektura wydanej w ramach „Uczty Wyobraźni” powieści Laviego Tidhara zatytułowanej „Stulecie przemocy”, pomimo nietypowego podejścia do prezentowanego tematu oraz ciekawej formy, okazała się zawodem. Czytelnik podczas lektury odnosi wrażenie spaceru przez galerię zmarnowanych pomysłów.
Kim mógłby być bohater?
[Lavie Tidhar „Stulecie przemocy” - recenzja]
Lektura wydanej w ramach „Uczty Wyobraźni” powieści Laviego Tidhara zatytułowanej „Stulecie przemocy”, pomimo nietypowego podejścia do prezentowanego tematu oraz ciekawej formy, okazała się zawodem. Czytelnik podczas lektury odnosi wrażenie spaceru przez galerię zmarnowanych pomysłów.
Lavie Tidhar
‹Stulecie przemocy›
Gdyby Izraelski autor był bardziej konsekwentny w nadawaniu swojej powieści twardego, naukowego szlifu, można by napisać, że stworzył science fiction o pop – fantastyce. Bardzo powszechna w ostatnim czasie konwencja superbohaterska, zainspirowała bowiem Tidhara do zaimplantowania jej motywów do poważniejszej literatury. W warstwie fabularnej „Stulecie przemocy” jest historią superbohaterów, którzy zyskali nadzwyczajne zdolności w latach dwudziestych ubiegłego wieku, w wyniku eksperymentu z „urządzeniem manipulującym prawdopodobieństwem na poziomie kwantowym”. Szereg mocy został podzielony między wszystkich na świecie losowo, w momencie powstania tzw. „fali Vomachta”, nie otrzymujemy jednak konkretnych wyjaśnień co do natury, bądź działania tego zjawiska. Obdarzeni szczególnymi umiejętnościami „Ubermenschowie” z uwagi na swoją wartość bojową i propagandową zostają prędko uwikłani w wichry II Wojny Światowej i postawieni na przeciwnych frontach. Ten burzliwy okres warunkuje resztę ich życia, oraz inne konflikty XX wieku, w których tidharowscy superbohaterowie biorą udział – okazuje się bowiem, że wraz z przemianą przestają się starzeć.
Fabuła zaprezentowana została w formie krótkich notatek – wspomnień, sporządzanych w trakcie przesłuchania, opatrzonych datą i miejscem. Wyraźne usytuowanie czasoprzestrzenne wydarzeń wydaje się konieczne ze względu na nieraz duże tempo zmian miejsc akcji i wspominających postaci. Język powieści w zależności od wspominanych sytuacji wydaje się zmienny: najczęściej rwany i chaotyczny, bywa jednak nawet rozwlekle ckliwy. Niestety pomimo sporego potencjału tej formy powieści do odmalowywania klimatycznych momentów, nie uświadczymy ich w książce zbyt wiele, a przecież okupowany Berlin, czy pokryty mgłą Mińsk wręcz nakłaniają do stworzenia gęstszego literackiego szkicu.
Czym zatem, oprócz usytuowania czasowego, różni się „Stulecie przemocy” od klasycznej superbohaterskiej fabuły? Autor nagromadził w powieści cały szereg pomysłów, które miały za zadanie ukazać to kulturowe zjawisko w zupełnie świeżych perspektywach – pomijanych w filmach i komiksach. Tych koncepcji jest jednak tak wiele, że większość została kiepsko dopracowana i całość pozostawia wrażenie chaosu. Gdyby Tidhar rozwinął swoje pomysły w sposób kompletny – skupiając się na jednym z nich, bądź poświęcając całości wystarczającą ilość miejsca, jaką powieść mógłby stworzyć? Jakie historie o superbohaterach opowiedzieć?
Poruszony już wcześniej wątek naukowy historii Nadludzi zawodzi niestety na całej linii – autor niejasno tłumaczy naturę „przemiany kwantowej” bohaterów, nie dając czytelnikowi w zasadzie żadnych konkretnych informacji. Dziwi również sama natura doboru superbohaterskich „mocy” – obok pasujących do konwencji umiejętności jak zdolność rozbijania przedmiotów na cząsteczki, czy przeskakiwania krótkich interwałów czasowych, otrzymujemy pomysły tak dziwne jak strzelający lianami rewolwerowiec, czy walczący ogromnym sierpem alkoholik z ZSRR. Tidhar zaprzepaścił ciekawą możliwość ukucia superbohaterskiej powieści noszącej choćby znamiona twardej science fiction.
Koncepcją, której Tidhar zdaje się poświęcać najwięcej miejsca w swojej powieści, jest prezentacja ludzkich emocji superbohaterów na tle wydarzeń XX wieku. Ubermenschowie boją się w okopach, żywią szalone i zakazane uczucia pośród wojennej zawieruchy, zdradzają, a także decydują się na bohaterskie poświęcenia. Próba o tyle zacna, co nieudana w realizacji – bohaterowie są dla czytelnika umiarkowanie obojętni, a emocjonalne sytuacje przedstawiane w postaci krótkich i rwanych wspomnień nie pogłębiają zaangażowania czytelnika. Ostatecznie chyba jedynie niewielki wątek Klary jest dobrze rozplanowany i domknięty. Świetnie wypada za to przedstawienie zniszczonych przemocą i wojnami Ubermenschów, którzy wspominają z nostalgią II Wojnę Światową, będącą okresem ich młodości, świeżej niepewności i kształtowania się sił na świecie. Wszystkie inne konflikty minionego wieku są dla nich wtórne, zdają się tylko echem największego konfliktu.
Izraelski autor dość szeroko porusza także wątki historyczne, począwszy od epizodów z historii swojego narodu, przez rozsiane i mniej znane miejsca walk II Wojny Światowej, aż po wojnę Rosyjsko – Afgańską i rolę jaką odegrał w niej Osama Bin Laden. Tidhar zapewne świadomie decyduje się by bieg historii nie został zaburzony przez pojawienie się uzbrojonych w supermoce żołnierzy. W efekcie zamiast analizować ewentualny możliwy wpływ efektów fali Vomachta na konflikty w XX wieku, raczej obserwujemy wydarzenia, które miały miejsce w rzeczywistości z perspektywy udręczonych żołnierzy, przymuszanych do walki ze względu na swą wartość bojową i ciągłą młodość połączoną z wojennym doświadczeniem. Autor poprzez losy Ubermenschów opowiada m.in. prawdziwe historie nazistowskich naukowców, o których sowieci walczyli z blokiem zachodnim po upadku Rzeszy. Podobne i mniej znane epizody obserwujemy, aż po upadek Muru Berlińskiego. W trakcie lektury odniosłem wrażenie, że to ten pomysł pomimo skromnej realizacji i był najbardziej udanym w galerii Tidhara.
Rozpatrując całość, nie można potraktować „Stulecia przemocy” jako powieści jednoznacznie złej – pomimo poczucia niedosytu poznawanie kolejnych pomysłów Tidhara jest przyjemne, a lektura z uwagi na formę krótkich notatek i język przebiega płynnie. Czy jednak w zestawieniu z poważnymi tematami jakie poruszył Tidhar, jego powieść powinna zapadać w pamięć głównie jako szybkie czytadło o superbohaterach?
Nic mi ta recenzja nie mówi o jakości powieści, poza tym, że recenzent chciałby, żeby to było hard SF, a pisarz odwołał się do konwencji superbohaterskiej znanej z komiksów made in USA... Cóż, proponuję kolejne pretensje - dlaczego Władca Pierścieni to fantasy, a nie SF? Dlaczego Solaris to SF, a nie urban fantasy? Dlaczego Trylogia Millenium to kryminał, a nie horror?