Najnowszą książką, „Kiedy Bóg zasypia”, Rafał Dębski potwierdza swoją pozycję na rynku i udanie kontynuuje eksplorację terenów tak zwanej fantasy historycznej – bawiąc, uczy i ucząc, bawi. A że opisywane krainy oraz czasy są mroczne i dzikie, to i przestraszy od czasu do czasu…
Polska w złych rękach
[Rafał Dębski „Kiedy Bóg zasypia” - recenzja]
Najnowszą książką, „Kiedy Bóg zasypia”, Rafał Dębski potwierdza swoją pozycję na rynku i udanie kontynuuje eksplorację terenów tak zwanej fantasy historycznej – bawiąc, uczy i ucząc, bawi. A że opisywane krainy oraz czasy są mroczne i dzikie, to i przestraszy od czasu do czasu…
Rafał Dębski
‹Kiedy Bóg zasypia›
Za sprawą przede wszystkim dwóch wydawnictw – Runy i Fabryki Słów – polska fantasy od dłuższego już czasu nie stoi tylko Kresem, Sapkowskim i Białołęcką. Ba, nawet rozszerzenie listy o Kossakowską, Brzezińską czy Pilipiuka nie zapełnia całej górnej półki. Dziś każdy miłośnik fantasy choć trochę śledzący rynek wie, kto zacz Grzędowicz, Komuda, Szostak, Pawlak lub Dębski. „Młode wilki” mają już po kilka dobrze sprzedających się książek na koncie (wydanych zazwyczaj w bardzo krótkim odstępie czasu), a niektórzy dostąpili nawet zaszczytu wznowienia. Dla czytelnika najlepszą zaś rzeczą jest fakt, że ani krótki staż, ani pośpiech wydawniczy nie przeszkadzają w pisaniu naprawdę dobrych rzeczy.
Nie inaczej jest z Rafałem Dębskim. Choć w przeciągu niecałych dwóch lat wydał sześć powieści (a jak rozgłasza sam autor na internetowych forach, kilka innych jest prawie gotowych do druku), to właściwie każda z nich trzyma co najmniej przyzwoity poziom. Za to najnowsza zdecydowanie zalicza się do wybijających ponad przeciętność.
Z enigmatycznego opisu na okładce wynika, że czytelnik ma do czynienia z brutalną, krwawą i straszną fantasy w realiach historycznych, gdzie główną rolę odgrywać będą wszelkiej maści strzygi, upiory, wąpierze, wilkołaki i tym podobne potworności. I rzeczywiście tak jest. „Kiedy Bóg zasypia” to opowieść osadzona w czasach rodzącej się w bólach polskiej państwowości. Gdy umiera Mieszko II Lambert, głowę podnoszą tak lokalni możnowładcy, jak i kmiecie mający dość ucisku. Okazję wietrzy też władca sąsiednich Czech, książę Brzetysław. Przede wszystkim jednak odradzają się żercy – kapłani starych pogańskich bogów, takich jak Czarnobóg, Perun, Swarożyc, Światowid, Trygław, Weles czy Żywia. Mając poparcie sporej części chłopstwa, również wolącego stary porządek, a nie „niemieckiego boga”, którego księża są synonimem wyzysku, żercy dążą do całkowitego wyrugowania chrześcijaństwa z ziemi Polan. Nie cofają się przy tym przed podjudzaniem kmieci do krwawych masakr, zachęcaniem obcych władców do najazdu, a przede wszystkim przyzywaniem całych armii leśnych potworów, upiorów i ożywieńców, które sieją spustoszenie zarówno wśród chrześcijan, jak i pogan. Co gorsza, również ludzi – niezależnie od strony konfliktu – zaczyna opanowywać prawdziwe zezwierzęcenie, a jedyną emocją staje się nienawiść do bliźniego. Zaprawdę, Bóg musiał usnąć (jak tłumaczą to sobie bohaterowie książki), skoro nie reaguje na krew zalewającą Piastowe ziemie. Jednym słowem: „
Dziesięć, trójka i siódemka – czas wygnania, kraj w złych rękach”, jak śpiewali T-Raperzy
1). Jedynie największa świętość młodego polskiego chrześcijaństwa, relikwie świętego Wojciecha, dają odrobinę nadziei rycerzom walczącym o utrzymanie państwowości i pokój.
Okładkowa nota, akcentująca fantastyczne stwory, strach i brutalność, nie oddaje jednej bardzo istotnej rzeczy. „Kiedy Bóg zasypia” to wciąż, a może przede wszystkim, powieść historyczna. Autor dokonał tytanicznej pracy, umieszczając fabułę bardzo precyzyjnie w realiach średniowiecznej Polski. Wszelkie wydarzenia, poczynając od pogańskiego buntu, przez najazd czeski, po złupienie katedry gnieźnieńskiej, jak i większość bohaterów, wyjęci są z kart źródeł historycznych (a zapewne również ogólny rozwój fabuły, na przykład kolejność bitew zgodna jest z hipotezami historyków). Nawet szczegóły istotne fabularnie, takie jak istnienie Mieszkowego bękarta, walczącego o władzę z prawowitym Kazimierzem, Dębski buduje nie tylko na czystej fantazji, a rozwijając odpowiednio domniemania historyczne.
Właśnie realizm historyczny jest największą zaletą książki. Gdyby nie umieszczenie akcji w państwie wczesnych Piastów, byłaby to kolejna, ani lepsza, ani gorsza fantasy traktująca o walce o władzę w królestwie. Tymczasem nazwy i wydarzenia, które każdemu kiedyś obiły się o uszy na lekcjach historii, ożywają na kartach wartkiej i wciągającej powieści, co wydatnie wzmaga zainteresowanie czytelnika. A że wystarczy odrzucić elementy nadprzyrodzone i mamy naprawdę wierne opracowanie tego okresu historycznego, tym większy plus dla autora. Szkoda tylko, że wydawca nie zdecydował się na umieszczenie w książce jakiejś noty faktograficzno-chronologicznej czy bibliografii, co ponoć Rafał Dębski chciał uczynić. Na pewno taki zabieg pomógłby i w zorientowaniu się w fabule, i w późniejszym zaspakajaniu na własną rękę rozbudzonej ciekawości o początkach naszego państwa (co jest reakcją gwarantowaną, tym bardziej że zakończenie książki nie daje do końca jasnych odpowiedzi).
Oczywiście „Kiedy Bóg zasypia” nie jest książką idealną. Największą wpadką jest wątek miłosny (pojawiający się regularnie, choć na szczęście rzadko) który nie dość, że zupełnie nie łączy się z główną historią, to jeszcze jest miałki i zwyczajnie słabo poprowadzony. Drugim minusem jest wprowadzenie stosunkowo dużej ilości postaci i brak rozróżnienia między nimi. Wiąże się to ze specyficznym stylem Dębskiego, który unika opisów postaci, pozostawiając to wyobraźni czytelnika. W zależności od gustu można to odebrać pozytywnie w przypadku opisów wyglądu fizycznego – takie fragmenty są często nudne, a i tak czytelnik ma wyrobione schematy i raczej wie jak wygląda rycerz czy biskup (z drugiej strony jednak, akurat w przypadku powieści historycznej nie zaszkodziłoby czytelnikowi trochę więcej wiedzy o XI-wiecznych Słowianach). Jednak brak rozróżnienia psychologicznego jest dużym błędem. Właściwie każdy z głównym bohaterów, czy to kmieć, czy rycerz, czy to chrześcijański zwolennik porządku, czy pogański buntownik, jest tym samym twardym, doświadczonym, zręcznym, zgorzkniałym, sprawiedliwym wojem i znakomitym dowódcą. Tylko imiona się różnią. Wreszcie trzecią i ostatnią wadą jest brak wyraźnego zakończenia i niezadowalające rozwiązanie wszystkich wątków fabularnych. Dębski tak ściśle wpasował się w ramy historyczne, że zabrakło mu albo miejsca, albo pomysłu, żeby cały ten buntowniczo-potworno-czeski kogel-mogel w przekonujący (i zgodny z wiedzą historyczną) sposób zakończyć. Historia zostaje urwana, a happy end (w postaci przyszłego księcia Polski) pojawia się na zasadzie deus ex machina – to, co może mieć miejsce w chronologicznej tabeli podręcznika do historii, niestety nie ma racji bytu w beletrystyce.
Powyższe błędy nie są jednak szczególnie rażące ani tym bardziej przeszkadzające w lekturze. Jest to raczej lista życzeń, która z książki dobrej mogłaby uczynić wybitną. Tymczasem i tak wystarczająco przyjemności sprawia wartka akcja, wciągająca intryga i dobre operowanie językiem (w końcu książka, w której archaizmy są dawkowane w odpowiednich proporcjach i inteligentnie). Więc jeśli komuś nie przeszkadzają opisy ogólnej beznadziei, zepsucia, trwogi i upadku, oraz nie odstręczają go sceny wbijania na pal, pożerania dzieci czy rozkładania się zwłok, powinien po książkę Rafała Dębskiego sięgnąć. Gorąco ją polecam i jako rozrywkową fantasy, i jako powieść historyczną.
Plusy:
Minusy:
- wątek miłosny
- brak wyraźnego zakończenia
- jednorodność postaci
1) T-Raperzy znad Wisły: utwór „Kazimierz Odnowiciel” z płyty „Poczet królów polskich”