Coś się kończy… Niezależnie od tego, jak oceniamy „Hobbita”, jak oceniamy „Władcę pierścieni”, nie możemy nie przyznać, że były wielkim wydarzeniem kinowym. Co więcej, wydarzeniem, rozciągniętym w czasie niczym Esensja… Nie wypada więc nie poświęcić im osobnej obszernej dyskusji. Pogadajmy zatem o „Bitwie Pięciu Armii”, o „Hobbicie” jako całości, oraz o „Hobbicie” jako części sześcioczęściowej opowieści, w której spoiwem jest oczywiście Pierścień.
Pacjent zmarł, po czym wstał jako zombie
Coś się kończy… Niezależnie od tego, jak oceniamy „Hobbita”, jak oceniamy „Władcę pierścieni”, nie możemy nie przyznać, że były wielkim wydarzeniem kinowym. Co więcej, wydarzeniem, rozciągniętym w czasie niczym Esensja… Nie wypada więc nie poświęcić im osobnej obszernej dyskusji. Pogadajmy zatem o „Bitwie Pięciu Armii”, o „Hobbicie” jako całości, oraz o „Hobbicie” jako części sześcioczęściowej opowieści, w której spoiwem jest oczywiście Pierścień.
Peter Jackson
‹Hobbit: Bitwa Pięciu Armii›
WASZ EKSTRAKT: 60,0 %  |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Tytuł | Hobbit: Bitwa Pięciu Armii |
Tytuł oryginalny | The Hobbit: The Battle of the Five Armies |
Dystrybutor | Forum Film |
Data premiery | 26 grudnia 2014 |
Reżyseria | Peter Jackson |
Zdjęcia | Andrew Lesnie |
Scenariusz | Fran Walsh, Philippa Boyens, Guillermo del Toro, Peter Jackson |
Obsada | Luke Evans, Evangeline Lilly, Hugo Weaving, Cate Blanchett, Elijah Wood, Martin Freeman, Benedict Cumberbatch, Ian McKellen, Christopher Lee, Ian Holm, Andy Serkis, James Nesbitt |
Muzyka | Howard Shore |
Rok produkcji | 2014 |
Kraj produkcji | USA |
Cykl | Hobbit |
Gatunek | fantasy |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Konrad Wągrowski:„Drużyna pierścienia” – na imdb ocena 8.8, na rottentomatoes 91%, w podsumowaniu roku 2002 w „Esensji” na miejscu 1.
„Dwie wieże” – na imdb ocena 8.8, na rottentomatoes 96%, w podsumowaniu roku 2003 w „Esensji” na miejscu 2.
„Powrót króla” – na imdb ocena 8.9, na rottentomatoes 95%, w podsumowaniu roku 2004 w „Esensji” na miejscu 1.
„Niezwykła podróż” – na imdb ocena 8.0, na rottentomatoes 64%, w podsumowaniu roku 2012 w „Esensji” na miejscu 8.
„Pustkowie Smauga” – na imdb ocena 8.0, na rottentomatoes 74%, w podsumowaniu roku 2013 w „Esensji” na miejscu 11.
„Bitwa Pięciu Armii” – na imdb ocena 7.8, na rottentomatoes 60%, w podsumowaniu roku 2014 w „Esensji” na miejscu 69.
Nie ma bata, według każdej dostępnej klasyfikacji wychodzi nam, że „Bitwa Pięciu Armii” to najsłabszy film z Tolkienowskiego cyklu. Ale właściwie dlaczego? Brak nowych pomysłów? Za mało treści książkowej w nim wykorzystane? Za mało Bilba? Zbytnia monotonia rozgrywki? Złe pomysły (skok elfiej armii, Legolas skaczący po spadających kamieniach, Bard strzelający „z syna”)? Czy też może po prostu zmęczenie czytelnika, który po raz szósty nie miał już chęci na to samo?
Michał Kubalski: Wg mnie dwie kwestie: „przefajnowanie” efektów specjalnych oraz rozbicie fabularne na szereg epizodów. Bitwa Pięciu Armii, pomimo bycia tytułowym starciem, właściwie nie doczekała się ekranowego rozstrzygnięcia – ot, w pewnym momencie Thorin ogląda z oddali jakieś mróweczki poruszające się w kierunku dziur w ziemi. Jeśli nie skojarzy się, że to orkowie, uciekający do tuneli wyżartych przez czerwie pustyni, to właściwie można przegapić zwycięstwo sił Dobra. Bo ważniejsze okazały się bieganiny po ruinach Dale oraz pojedynki Kiliego, Legolasa i Thorina. Efekty specjalne – mieliśmy to już w poprzednich częściach „Hobbita” (Legolas skaczący po beczkach), a także we „Władcy” (upiory z Dunharrow obłażące mumakile na polach Pelennoru jak robactwo, Legolas serfujący na tarczy), więc w sumie nie należało spodziewać się niczego innego. Ale teraz Legolas (z oczami wampira) biega po rozpadającym się moście, lata na nietoperzach, ogólnie robi wszystko.
Beatrycze Nowicka: Zgodzę się z przedmówcą. „Bitwa…” wydała mi się chaotyczna – zabrakło spójnego poprowadzenia fabuły, sensownego splecenia wątków. Niby upchnięto do tego filmu sporo: wątek szaleństwa Thorina i jego walki z Azogiem, „romans” Kilego, Final-Fantasy-Advent-Child-Legolasa niemalże fruwającego w powietrzu tudzież jego relacje rodzinne w zamierzeniu twórców zdaje się skomplikowane, Barda i jego ludzi, Galadrielę et consortes ratujących Gandalfa, tytułową bitwę. Ale wszystko to nie zagrało razem – tu coś rozgrzebane, tam rozgrzebane, ktoś rzuci jakieś zdanie, ktoś na kogoś spojrzy. I zdecydowanie – to wyszło fatalnie – najpierw ścierają się armie, potem kilku krasnoludów i elfy wyrusza na wzgórze… a potem mamy ich indywidualne walki i naraz się okazuje, że już po bitwie. Z drugiej strony po negatywnych opiniach, jakie usłyszałam na temat filmu, spodziewałam się czegoś gorszego. A tu, cóż, oglądało się nawet przyjemnie.
Jarosław Robak: Mnie od „Bitwy Pięciu Armii” odrzuca koncepcja wojny jako wielkiej przygody. Tu (niemal) wszyscy rwą się do bitki, kobiety i dzieci, starzy i młodzi. Ostatnia część straciła mnie w momencie, gdy krasnoludy z niepokojem spoglądają na zgromadzone pod Górą wojska elfów i ludzi, przerażone, że szaleństwo Thorina doprowadzi do bezsensownego rozlewu krwi. Jednak gdy po chwili na horyzoncie pojawia się armia krasnoludów, cała kompania zaczyna przybijać sobie piątki i zagrzewać się do walki. Nawet jeśli we „Władcy Pierścieni” Jacksonowi zdarzało się przefajnować w pokazywaniu przemocy (choćby wspomniany surfing Legolasa), to jednak nigdy nie miałem poczucia, że wojna jest tam czymś więcej niż koniecznym złem. Trudno odebrać „Bitwę Pięciu Armii” w podobny sposób.
Michał Kubalski: Masz rację. Przy obronie Helmowego Jaru wydawanie hełmów i mieczy dzieciom i starcom było pokazane jako desperacki krok osaczonego narodu. W Dale natomiast kobiety radośnie łapią broń, żeby „pomóc naszym chłopom” i przy okazji następuje „śmieszna” scenka z Alfridem, ukrywającym się w damskich ciuchach. No i w końcu o co walczyli ludzie, krasnoludy i elfy? O złoto i klejnoty.
Łukasz Bodurka: Zgroza! Desekracja! Profanacja! Tauriel!
…
Już mi lepiej. Dusiłem się z tym od wyjścia z kina.
Przejdźmy do racjonalnych zarzutów: przeszczep się nie udał, pacjent zmarł, po czym wstał jako zombie i odgryzł chirurgowi twarz. Doktorowi Jacksonowi należało się, za próbę stworzenia takiego potworka. Zarzutów jest multum i mam nadzieję, że w trakcie dyskusji zostaną wskazane i rozstrzelane.
Rozumiem, że ekranizacja książki ma swoje prawa, pewne rzeczy muszą być zmienione lub wycięte. Jednego medium nie da się przerobić na drugie punkt po punkcie. Ale niech reżyser zrobi z tego spójną i logiczną całość! Bo patrząc na „Bitwę Pięciu Armii” z punktu widzenia filmowego widza, a nie fana Tolkiena – odczuwam niedosyt. To jest jakiś chaos luźno zlepionych wydarzeń i efektów specjalnych. A na koniec – właściwie to koniec nie istnieje. Taki porządny koniec, zamykający wątki i nagradzający widza pokazaniem, co zmieniło się wskutek działań bohaterów, a zatem, po co oglądał film. Nam nie pokazano nam, co stało się z Dainem (a przecież koronacja nowego Króla pod Górą byłaby podniosłą i emocjonującą sceną), co z Bardem i tak dalej.
Konrad Wągrowski: Pogrzeb Thorina, ze złożeniem na jego piersi Arcyklejnotu, też mógłby być pięknym zwieńczeniem.
Beatrycze Nowicka: Wyszłam z kina i zaczęliśmy się zastanawiać, co też się właściwie stało z Ereborem…
Łukasz Bodurka: Widzieliśmy tylko, jak bohaterowie machają mieczami i tną orków na plasterki, ale nie pokazano nam, po co. Zupełnie jakby oglądanie wojny i komputerowych efektów specjalnych było nagrodą samą w sobie. Zamiast tego krasnoludy ukłoniły się na pożegnanie i film przeskoczył prosto do sceny powrotu Bilba do domu. Bardzo niesatysfakcjonujące a przecież wcale nie trwało by to długo.
Michał Kubalski: Wypowiedziałeś te same zarzuty, i to prawie tymi samymi słowami, co moja małżonka po wyjściu z kina. Great minds i tak dalej.
Łukasz Bodurka: No, ale jak się marnuje czas na elfkę i krasnoluda robiących do siebie maślane oczy to nic dziwnego, że potem brakuje go na naprawdę ważne rzeczy.
Koronnym symbolem tego chaosu są dla mnie wspomniane przez Michała Kubalskiego czerwie pustyni. Skoro mam w szeregach armii takie potwory (zresztą skąd? – Paul Muad’Dib był jednym z Upiorów Pierścienia?), to po co mi machiny oblężnicze w postaci olbrzymów z katapultami i taranami? Że przemówię Obelixem: ale głupi ci orkowie. Jeden taki robaczek mógł zjeść miasto z obrońcami, a potem podkopać się prosto pod Samotną Górę i zrobić sobie deser z Thorina. Kolega po obejrzeniu filmu wysnuł teorię, że po dostarczeniu armii na pole bitwy czerwie zastrajkowały. Ale sam fakt, że był zmuszony do snucia teorii świadczy, że film, który powinien dostarczyć odpowiedzi sam z siebie, zawiódł. Czerwie po prostu wstawiono, bo ktoś uznał, że będą dobrze wyglądały w 3D, bez namysłu, jak dopasować je (i czy w ogóle powinno się) do świata. Tak samo jak parę innych rzeczy.
I tak, hobbita było zdecydowanie za mało.
Beatrycze Nowicka: Ja tam bym nawet nie miała nic przeciwko rozwinięciu wątku Tauriel i Kilego. Ale niechby był on jakiś, a nie tuż przy początku popatrzyli na siebie tęsknie, on poprosił, by z nim pojechała, ona odmówiła, potem długo długo nic i wreszcie walka, śmierć krasnoluda, Tauriel chlipie nad zwłokami a król elfów wygłasza grobowym głosem „złote myśli” (nawiasem pisząc, jak usłyszałam go mówiącego „Tak” „Bo była prawdziwa” miałam ochotę parsknąć śmiechem, tak sztucznie to zabrzmiało). Nijako wyszła ta „miłość”, zredukowana do patrzenia na siebie i przechodzącego z rąk do rąk kamyka. Jeszcze odnośnie Tauriel – jej rola w „Bitwie…” ograniczyła się głównie do spoglądania w dal, miałam wrażenie, jakby w scenopisie co parę stron padały słowa: „zbliżenie na twarz Tauriel: elfka patrzy tęsknie/ z zaniepokojeniem/ z uwagą”.
Jarosław Robak: W domknięciu (?) wątku Tauriel Jackson zepsuł jedną z niewielu rzeczy, które z pewnym sukcesem udało mu się do Tolkiena dołożyć: jeszcze w „Pustkowiu Smauga” to była wyrazista postać kobieca (a tych u pisarza zawsze brakowało), kopiąca orkowe tyłki równie sprawnie co Legolas. W „Bitwie Pięciu Armii” już tylko tęskni i wzdycha.
Co do pytania skąd wzięły się "czerwie" - otóż wzięły się z Tolkiena. W filmie nazwano je robakołakami, a ta nazwa pojawia się również na początku książki, tak w wersji oryginalnej (were-worms), jak i w tłumaczeniu Skibniewskiej. Można o tym nie pamiętać, ale to fakt. A że taka jedna mała wzmianka wystarczyła Jacksonowi do przeniesienia jej w bardziej namacalnej formie na ekran nie powinno chyba nikogo dziwić.
Tajemnicą pozostanie, dlaczego ich rolą było tylko i wyłącznie wydrążenie tuneli dla orków, a nie wykorzystanie w bitwie. Mój kuzyn po seansie wyszedł z propozycją, że robakołaki po prostu nie dały się kontrolować w większym stopniu. Ot, stworzenia zbyt prymitywne, żeby moc Saurona była w stanie mieć na nie większy wpływ. Moim zdaniem próba wyjaśnienia całkiem ciekawa.