Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Z dziennika podróży do ziemi charkowskiej

Paweł Laudański
« 1 2

Paweł Laudański

Z dziennika podróży do ziemi charkowskiej

Prezentacja wydawnictwa
Prezentacja wydawnictwa
Godryk śpi jak zabity, dlatego też tylko we dwóch wkraczamy do pokoju zajmowanego przez Tanię i Miszę. Nie jesteśmy jedynymi gośćmi; prócz nas jest tu kilka osób z „Real’nosti fantastiki” z jej redaktorem naczelnym, Iraklijem Wachtangiszwilim, na czele. Co chwila zaglądają autorzy tekstów opublikowanych przez pismo po odbiór honorariów; jakaś dziewczyna cieszy się ze swej pierwszej w życiu wypłaty za publikację tekstu literackiego. Radzimy jej z Wojtkiem z dobroci serca, co z takim honorarium należy zrobić. Atmosfera staje się szybko coraz gorętsza; wydaje się, że dyskusje o fantastyce rosyjskiej, ukraińskiej i polskiej toczyć się mogą bez końca. Dostaję pierwszą na tym konwencie książkę z autografem (potem było ich jeszcze kilka, ale ten pierwszy raz szczególnie zostaje w pamięci…); ofiarodawczynią jest Maria Galina, której wcześniejsze trzy powieści bardzo mi się podobały. Ano, poczytamy, zobaczymy.
Pokój zaczyna przypominać narkomańską norę – pełno tytoniowego dymu wiruje w powietrzu, flaszki w różnym stopniu opróżnienia toczą się po stole i podłodze. Jakiś trzyletni na oko chłopiec śpi okryty narzutą; padają wyjaśnienia, że to tylko dlatego, że dziecko boi się spać samo w pokoju. No, skoro tak…
Po trzecim piwie czuję, że mam dość. Ulatniam się po angielsku, zostawiając Wojtka w szponach pewnego Tatara, pijącego ostro, bez oszczędzania się. Tatar tę noc kończy podobno pod stołem. Podobno, bom tego już nie widział. Zasypiam, znużony pierwszym dniem konwentu.
dzień czwarty – piątek, 17 września
Dziś jest nasz dzień – w programie konwentu przewidziana jest prezentacja „Solarisu”, ze szczególnym uwzględnieniem jego osiągnięć na polu przekładów rosyjskojęzycznej fantastyki.
Sala na spotkaniu jest wypchana po brzegi; kilka zdań wstępu wygłaszają Oldi, i już do akcji wkracza Wojtek. Nawet dość dobrze mu idzie, choć zarzekał się dopiero co, że on pa-russki ni-ni. A tu proszę – wystarczyły trzy niecałe dni, by przypomnieć sobie dawno pogrzebaną wiedzę wyniesioną ze szkół. Sala słucha, zadaje pytania. Wyraźnie wrażenie robią przywiezione przez nas książki „Solarisu”. Zawszeć to już obcy język ten polski.
Po spotkaniu wybieramy się na kniżnyj bazar. Jest o wiele mniejszy od kijowskiego, mniej jest też stoisk z fantastyką (doliczyłem się raptem pięciu, góra sześciu), a co za tym idzie – o wiele mniejszy wybór niż w stolicy. Książki tańsze niż w księgarniach, nie zastanawiam się zatem zbyt długo i realizuję jakieś dwie trzecie planów zakupowych. Jeden ze sprzedawców, gdy tylko orientuje się, z kim ma do czynienia, pyta się, kiedy wyjdzie kolejna powieść Sapkowskiego. Informacja, że lada dzień, wprawia go wyraźnie w dobry nastrój.
Największy plac Europy.
Największy plac Europy.
Po południu ruszamy z Wojtkiem na zakupy. Tragedia! Nic ciekawego; szczególnie jestem zawiedziony tym, co proponują sklepy z zabawkami. Z każdego wyjazdu na wschód staram się przywieźć dla dwójki moich maluchów jakieś oryginalne, niedostępne u nas zabawki. Tym razem – guzik z pętelką. Może później..?
Wieczorem – znów aktywne życie towarzyskie. Tym razem na tarasie hotelowej kawiarni. Ciemno, więc nie widać całej mizerii tegoż przybytku. Przy zsuniętych stolikach pojawiają się m.in. Tania, Misza, Julij Burkin, Oleg Diwow, Fiedor Bierezin i wielu, wielu innych. W dole, kilkanaście metrów pod nami, trwają przygotowania do wielkiego weekendowego festynu, na który mają się zjechać producenci wszelkiego dobra z całej Ukrainy. Ot, ma to być taki wielki kiermasz; po cichu liczę, że może na nim uda mi się coś ciekawego namierzyć dla dzieci.
A całemu temu radosnemu bałaganowi przygląda się z wysokości swego cokołu wódz rewolucji. Czort znajet, co sobie o tym wszystkim myśli.
dzień piąty – sobota, 18 września
Przed i tuż po śniadaniu brniemy przez największy plac Europy zastawiony specjałami, z których słyną ukraińskie ziemie: traktorami, samochodami, z których najnowocześniejszym jest tutejsza wersja lanosa, zbożem, kaszą, olejem, miodami, mięsiwem, wódkami, piwem… Wszystko to okraszone bogatym programem artystycznym: zespoły folklorystyczne złożone – poza nielicznymi wyjątkami – z dość leciwych pań dwoją się i troją, by jakoś uprzyjemnić mieszczuchom trudy zaopatrzenia. Nici z zakupów – wyrobów sztuki ludowej przeznaczonej dla najmłodszej części ludzkości widać w ogóle nie przewidziano.
Kręcimy się po mieście – jakoś trzeba dotrwać do popołudnia i wieczoru, na które zaplanowano uroczyste zamknięcie festiwalu oraz wystawny bankiet. Przedtem jeszcze kilkunastominutowa rozmowa z Wasilijem Gołowaczowem – ten bez wątpienia niezwykle popularny (jak sam twierdzi, łączny nakład jego książek w samej Rosji przekroczył 16 milionów egzemplarzy; Wojtek powątpiewa, ja, znając jako tako realia tamtejszego rynku, nawet jestem w stanie w to uwierzyć) w swej ojczyźnie, ewentualne publikacje u nas chciałby traktować jako możliwość dodania do swej biografii kolejnej wzmianki. Szkoda tylko, że – moim skromnym zdaniem – u nas raczej by się nie przyjął. Chociaż, z drugiej strony, skoro ostatnio popularność zdobywają autorzy czwartej czy jeszcze niższych lig z zachodu, jakieś Salvatory czy tym podobne twory, to czemu nie miałby jej zdobyć również taki Gołowaczow?
Ceremonia zamknięcia Festiwalu. Nagrodę odbiera Marina Diaczenko.
Ceremonia zamknięcia Festiwalu. Nagrodę odbiera Marina Diaczenko.
Możemy też cieszyć się z kolejnego sukcesu: wreszcie mamy w ręku bilety na pociąg z Kijowa do Charkowa. Wiąże się z nimi cała historia – ktoś z komitet organizacyjnego wziął na swe barki ciężar ich zakupu, i dobrze, bo pewnie sami nie dalibyśmy sobie z tym rady. Na Ukrainie otóż nie kupisz biletu kolejowego bez okazania dokumentu tożsamości; to taki ichni patent na powstrzymanie terrorystów (uświadamiamy sobie przy okazji niejako, że prawdopodobnie bliżej nam było wtedy do słynnego Biesłanu niż do Warszawy). Nasze dane były sprawdzane w samej stolicy, a trwało to kilka dobrych godzin. W tym czasie wspomniana uprzejma osoba tkwiła na dworcu, czekając, aż cała ta idiotyczna, utrudniająca życie zwykłym ludziom procedura dobiegnie do szczęśliwego końca.
Na zamknięcie festiwalu przybył jedynie mer Charkowa. Ponownie gościmy w pałacu prawników. Impreza jest szalenie męcząca – trwa dobrze ponad dwie godziny, wypełniona przemówieniami, podziękowaniami i rozdaniem kilkunastu bardziej lub mniej prestiżowych nagród. Te najważniejsze zgarniają Siergiej Łukianienko za najlepszy cykl-kontynuację (Sumierecznyj dozor, trzecia część cyklu sławnego przede wszystkim dzięki ekranizacji pierwszej części, tj. Nocznowo dozora), Oleg Diwow za najlepszą powieść (Nocznoj smotrjaszczij; mój faworyt, Waran Mariny i Siergieja Diaczenków, zajmuje trzecie miejsce) oraz Oleg Owczinnikow za najlepszy debiut książkowy (Siem’ griechow). Nagrodę honorową za wkład w rozwój fantastyki dostaje Wasilij Gołowaczew.
Po uroczystości wpadamy na chwilę do hotelowego pokoju Siergieja Łukianienki; Wojtek chciałby opublikować w Polsce jedną z lepszych moim zdaniem powieści tego autora, napisaną wspólnie z Julijem Burkinem, Ostrow Rus’.
Wreszcie bankiet – stoły uginają się pod ciężarem jadła i trunków. Te ostatnie – poza koniakiem, szampanem i piwem – pędzone są osobiście przez Oldiego. Na etykietkach widnieją odpowiednio upozowani członkowie komitetu organizacyjnego. Ot, taka ciekawostka. Siedzimy przy stole m.in. z Diwowem; Wojtek nawiązuje kolejne kontakty, zaprasza na przyszłoroczny Festiwal Fantastyki w Nidzicy Władimira „Wochę” Wasiljewa, tego od Wiedźmina z Wielkiego Kijowa. Zaproszenie zostaje przyjęte.
Bankiet. W środku - Władimir Wocha Wasiliew
Bankiet. W środku - Władimir Wocha Wasiliew
O 23 – koniec zabawy. Wystawiają wszystkich z klubu – kto może, chwyta nieliczne ocalałe flaszki i rusza kontynuować zabawę w hotelu. My, mając w perspektywie przeszło dwudziestopięciogodzinną podróż powrotną, idziemy grzecznie spać. Jeszcze zdążymy się posocjalizować, zwłaszcza że, jak się okazuje, spora grupka kijowian wraca do domu tym samym pociągiem, co my.
dzień szósty – niedziela, 19 września
Ostatni dzień festiwalu – o 12 wystawiają nas z hotelu. Od razu jedziemy na dworzec, zostawiamy bagaże w przechowalni i, objuczeni tylko małymi plecakami i torbami, robimy ostatni rajd przez miasto. Wojtek wyrusza na poszukiwanie turnieju paintballa; rywalizują zwolennicy fantasy z fanami science-fiction. Ci pierwsi ponoć oszukują, albowiem po trafieniu nie chcą wycofać się z gry, twierdząc, że zostali zombi. Wydajemy ostatnie hrywny, zostawiamy tylko tyle, by wystarczyło na w miarę przyzwoity obiad. Pociąg do Kijowa mamy dopiero o 22.50, wracamy zatem do hotelu, gdzie w znanej nam już kawiarni koczują grupy uczestników festiwalu z Moskwy i Kijowa.
Jakoś udaje nam się przeczekać tych kilka godzin dzielących nas od wyjazdu. Ostatnią z nich spędzamy w pobliżu dworca, gdzie podziwiamy przedstawienie z cyklu „woda, światło i dźwięk” z użyciem fontanny, różnokolorowych reflektorów i ukrytych głośników. Nie powiem, nawet robi na nas wrażenie.
W pociągu, już po rozpakowaniu pakietów z pościelą, dowiadujemy się, że ten luksus nie był wliczony w cenę biletu. Niby to groszowe sprawy, jakieś 8 hrywien od łebka, ale nawet na to nas nie stać. Głupia sprawa. Wojtek ma na szczęście jeszcze trochę dolarów, rusza zatem na poszukiwanie znajomych kijowian, jadących w innym wagonie. Oni też są bez kasy, muszą się składać w kilku, żeby zebrać potrzebną kwotę. Jakoś się udaje.
W przedziale duszno, gorąco – okno nie daje się otworzyć. Urok postsowieckich wagonów. Mimo to udaje się zasnąć. Pociąg wiezie nas przez wschodnią, okrytą całunem nocy Ukrainę. W stronę domu. Mocno już się stęskniliśmy…
dzień siódmy, ostatni – poniedziałek, 20 września
O 7.15 czasu miejscowego, tylko pięć minut po czasie, jesteśmy w Kijowie. Szybka przesiadka, i już pół godziny później ruszamy do Warszawy. Na Dworcu Wschodnim lądujemy około 23.00… Zmęczeni, ale zadowoleni.
* * *
Podsumowując – wyjazd, choć nie pozbawiony pewnych niedogodności, całkiem udany, i to zarówno pod względem towarzysko-konwentowym, jak i turystycznym. To był mój trzeci konwent na wschodzie, mogę zatem pokusić się o pewne uogólnienia: w porównaniu z polskimi imprezami tego typu, program jest o wiele mniej naładowany; nie mnie oceniać, które rozwiązanie jest lepsze. Na ZM miało miejsce bodaj tylko jedno oficjalne spotkanie z przedstawicielami wydawnictw publikujących fantastykę – z naszym „Solarisem”, a spotkania autorskie, połączone z podpisywaniem książek, odbywały się w zaprzyjaźnionych księgarniach, jakby obok festiwalu. W sumie może to i lepiej, toć to niezła promocja fantastyki. Ta, dzięki festiwalowi, jest ponoć mocno obecna w lokalnych mediach, w tym również w telewizji. Tylko pozazdrościć. Sam konwent sprawiał wrażenie, jakby odbył się jedynie dla umożliwienia spotkania starych znajomych, odebrania nagród i bankietu. W sumie to fajne, zwłaszcza w połączeniu z atrakcjami turystycznymi i możliwością uzupełnienia braków w domowej biblioteczce, ale polski fan, przyzwyczajony do nieco innych warunków, może czuć się nieco nieswojo. Nam to jednak nie przeszkadzało. Wcale ale to wcale.
koniec
« 1 2
6 października 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Wiatr ze Wschodu (74)
Paweł Laudański

9 X 2019

Fantasy (choć nietypowe), science fiction (utrzymane w najlepszych tradycjach gatunku), horror (z rosyjską duszą). O tym wszystkim słów kilka w kolejnym raporcie o aktualnym stanie rosyjskojęzycznej fantastyki.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (73)
Paweł Laudański

19 VI 2019

Trochę prozy najświeższej (Salnikow, Iwanow, seria „Зеркало”), i trochę prozy klasycznej (Warszawski, zbiór „Фантастика 1963”, czyli kolejna, już 73 edycja WzW.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (72)
Paweł Laudański

5 IV 2019

„Wyspa Sachalin”, „Zapomnienia”, „Uśmiech chimery”, „Oddział”… - czyli krótki, subiektywny przegląd najciekawszych książek rosyjskojęzycznej fantastyki roku 2018.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Z tego cyklu

Wiatr ze Wschodu (74)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (73)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (72)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (71)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (70)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (69)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (68)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (67)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (66)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (65)
— Paweł Laudański

Tegoż autora

Ballada o poświęceniu
— Paweł Laudański

Wspomnienie o Maćku
— Paweł Laudański

Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Rok 2007 w muzyce
— Sebastian Chosiński, Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Paweł Laudański

Kir Bułyczow – polska bibliografia
— Paweł Laudański

Kroki w Nieznane: Sześciu wspaniałych
— Paweł Laudański

W sieci: Rodem zza wschodniej granicy
— Paweł Laudański

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.