Wiatr ze Wschodu (19)Paweł Laudański
Paweł LaudańskiWiatr ze Wschodu (19)Ponadto nowe książki wydali (nadal pozostaję w kręgu autorów już u nas mniej lub bardziej znanych): Michaił Achmanow (Ja – inopłanietianin, Straż faraona), Siergiej Bułyga (Wied’mino otrod’je), Wasilij Gołowaczew (Ischod zwiera; Wojna s dzinnami; Izbawitiel’), Jewgienij Guliakowskij (Labirint mirow), Ludmiła Koziniec (Kaczieli sud’by) Leonid Kudriawcew (Ubit’ gieroja, Usłowija wyżiwanija), Władimir Michajłow (Zawiet Szurgana) oraz Władimir Wasiljew (Wiesełyj Rodżer na podwodnych kryl’jach; Nasliedije ispolinow). Na zakończenie tego krótszego niż zwykle przeglądu aktualnej sytuacji na rosyjskim rynku sf&f kilkoma słowami wspomnę o kilku innych książkach, wydających mi się – z różnych względów – ważnymi lub przynajmniej interesującymi. Dwa tomy (Chto budiet, to i budiet, Wsie razumnyje) wydał Paweł Amnuel, autor kilku znakomitych opowiadań opublikowanych w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, potem nieco zapomniany, czemu przysłużyła się zapewne emigracja do Izraela. Bardzo dobrze przyjęta została najnowsza powieść specjalisty od hard sf, Aleksandra Gromowa, Zawtra nastupit wiecznost’; gdyby nie Spiektr Łukianienki, kto wie, czy to nie ona właśnie zgarnęłaby kilka ważnych branżowych nagród za najlepszą powieść roku. Kolejne zbiory krótszej formy opublikowali Jewgienij Łukin (Tipa towo szto kak by) oraz Siergiej Siniakin (Złaja łaska zwiezdnoj ruki i Liudi Sołniecznoj Sistiemy). Wszystkie wymienione w poprzednim akapicie książki ukazały się w ramach serii Zwiezdnyj łabirynt wydawnictwa AST. Z kolei seria Absoliutnyje orużije wydawnictwa Eksmo-Press wzbogaciła się o zbiór dwóch powieści jednego z najbardziej interesujących twórców młodego pokolenia rosyjskiej sf, Jewgienija Proszkina, zatytułowany Zima 0001 (recenzowałem tę książkę dla Fahrenheita). To było moja pierwsze, jeśli nie liczyć niezbyt udanego opowiadania w Zwiezdnoj dorodze, spotkanie z twórczością tego autora; z tego, co dochodzi do mych uszu, wnioskuję, iż kolejne jego utwory jakościowo zachowują tendencję wzrostową, bardzo zatem możliwe, że w najbliższym czasie poświęcę mu nieco więcej uwagi. Proszkin popełnił nadto do spółki z Wiaczesławem Szałyginem powieść Naszi fioletowyje brat’ja, zaliczoną do fantastyki humorystycznej. I jeszcze trzy nowe pozycje z serii Nit’ wriemien Eksmo-Pressu, czyli Ordien Swiatowo Bestsiellera, ili Wyjti w tiraż i Cziużoj sriedi swoich H. L. Oldiego oraz alternatywna historia, przedstawiająca świat, w którym powstanie Spartakusa zakończyło się sukcesem, czyli Spartak Andrieja Walentinowa. Jakoś nie zdarzyło mi się dotąd napisać relacji z konwentu, i to bynajmniej nie z lenistwa, lecz z powodu bardziej prozaicznego: po prostu jeśli nawet udawało mi się na jakiś konwent dostać, to bawiłem nań raptem jeden dzień. A to, rzecz jasna, o wiele za mało, by spróbować swych sił w kronikarskim fachu. Ale wreszcie i na mnie przyszła pora. Postanowiłem otóż wybrać się na tegoroczny Interpresskon, jedno z ważniejszych spotkań rosyjskiego fandomu, odbywający się w miejscowości Riepino niedaleko Sankt Petersburga. Chciałem poznać wreszcie ludzi, znanych mi tylko z prowadzonej elektronicznie korespondencji, miałem do załatwienia kilka spraw (umowy itp.), miałem nadzieję uzupełnić kolekcję książek, no i przy okazji przypomnieć sobie szkolne czasy, kiedy to odwiedziłem po raz pierwszy to piękne miasto, wówczas zwane jeszcze Leningradem. Każdy obeznany choć trochę z mapą Europy orientuje się, że cel mojej podróży leży niezły szmat drogi od naszych wschodnich granic; oznaczało to, że czeka mnie nie lada wyprawa, z wątpliwej jakości atrakcją (na dodatek do kwadratu), czyli trwająca ponad dobę podróż pociągiem. Nie przepadam za pociągami, nie lubię zwłaszcza jeździć nimi w nocy, bo pomimo największego nawet zmęczenia nie jestem w stanie usnąć w takt kołysania rozpędzonego wagonu. Ale może po kolei. Pociąg do Petersburga odjeżdżał z Warszawy wpół do siódmej rano, co wymagało ode mnie zerwania się z łóżka skoro świt. Gdyby nie dobre serce mojej teściowej, która zadeklarowała swą pomoc w podwiezieniu mnie na dworzec, nie obyłoby się bez konieczności skorzystania z taksówki. A tak – szast-prast, i już o szóstej mogłem pospacerować wśród bezdomnych koczujących na warszawskim Centralnym. Pociąg, o dziwo, wyjechał punktualnie. W trzyosobowym przedziale jedno miejsce było już zajęte przez jakiegoś ponurego dryblasa; facet był mało uciążliwy, gdyż, jeśli nie liczyć granicy, prawie w ogóle nie ruszał się ze swej leżanki. Władowałem się, wiedziony ciekawością, na swoje łóżko, znajdujące się tuż pod sufitem niewielkiego przedziału, po to tylko, by po jakichś dwudziestu minut zwlec się z niego, przeklinając swój totalny brak wyobraźni w tym zakresie: miejsca tam było tylko tyle, by położyć się plackiem; miałem wrażenie, że nie tylko nerwowe ruchy, ale i głębszy oddech jest zdecydowanie niewskazany. Istna trumna! Co ja mówię – gorzej, bo nawet nóg porządnie wyciągnąć się nie dało… Lektura czegokolwiek była w takich warunkach praktycznie niemożliwa, nie mówiąc już o siedzeniu czy zjedzeniu zabranych z domu zapasów. Na domiar złego współtowarzysz podróży zaległ na środkowej pryczy, i nie sprawiał wrażenia, by miał ochotę złożyć ją przed wieczorem… Po jakichś trzech godzinach jazdy dotarliśmy do granicy. Tam czekała nas zamiana osi wagonów na rozmiary wschodnioeuropejskie, i już wpół do drugiej po południu (czasu mińskiego, godzina do przodu względem czasu warszawskiego) mogłem przespacerować się po peronie brzeskiego dworca. Za bardzo się od pociągu nie oddalałem, ot, ze zwykłej ostrożności, żeby pociąg przypadkiem beze mnie nie odjechał. Wiele zatem nie zobaczyłem; sam budynek dworca sprawiał wrażenie dopiero co wyremontowanego, wszędzie czyściutko, prawie w ogóle nie było śmieci, widoku tak charakterystycznego dla naszych kolejowych świątyń. Hm, pomyślałem sobie, to pewnie taki pic dla wjeżdżających na Białoruś, żeby pomyśleli, naiwni, że wszędzie jest tam tak miło. No i się pomyliłem. Z powodu ponurego współpasażera, jak się okazało na granicy, Białorusina opuszczającego Polskę z wizą administracyjną za pracę na czarno, spory szmat drogi przestałem na korytarzu, obserwując mijane krajobrazy. Okazało się, że – poza naprawdę nielicznymi wyjątkami – wszędzie było może i niezbyt bogato, ale schludnie i czysto. Chałupy zadbane, ulice zamiecione, krawężniki wybielone. Żeby tak u nas… W Mińsku, do którego dotarliśmy późnym popołudniem, wysiadł ponury współtowarzysz podróży. Odetchnąłem z ulgą. Podniosłem zajmowaną przezeń pryczę, przeniosłem się na najniższy poziom i tak, wygodnie, sam w trzyosobowym przedziale, sącząc piwko, przyglądałem się mijanym krajobrazom, a gdy się ściemniło, przespałem kilka godzin, budzony co pewien czas przez podjeżdżający do gardła żołądek. Ech, to kołysanie… A rankiem, o dziewiątej (czasu moskiewskiego, dwie godziny do przodu), okazało się, że cel mej podróży już tuż tuż… Gdy wyjeżdżałem, w Polsce panował upał, jak to ostatnio u nas na początku maja. Całkiem ciepło było jeszcze w Mińsku. Rano przeżyłem mały szok termiczny – temperatura niewiele chyba przekraczała pięć stopni według skali dziadka Celsjusza. Brrr… I na dodatek lał – z krótkimi przerwami – lodowaty deszcz. Ohyda. Na dworcu czekała na mnie doborowa ekipa w składzie: Ewa Skórska (przedstawiać bliżej chyba nie muszę), Leonid Kaganow (popularny w Rosji autor najmłodszego pokolenia, znany u nas z dwóch opowiadań opublikowanych w tym roku w „Nowej Fantastyce”) oraz Wasilij Szmykow (współorganizator największego rosyjskiego konwentu, czyli Rosconu). Zapakowaliśmy się do Łady Samary stanowiącej własność tego ostatniego i po godzinie drogi w strugach ulewnego deszczu znaleźliśmy się w Riepinie, miejscowości uzdrowiskowej na północnym brzegu Zatoki Fińskiej, gdzie w sanatorium o dumnie brzmiącej nazwie «Buriewiestnik» odbyć się miał tegoroczny Interpresscon. Po zarejestrowaniu się, z materiałami konwentowymi w garści władowałem się do przydzielonego pokoju. Niezbyt ciekawy wygląd zewnętrzny „Buriewiestnika” budził niejakie obawy co do stanu jego wnętrza; na szczęście, obawy te nie sprawdziły się – pokoje, dość skromnie umeblowane, były czyste i schludne, przy każdym była świeżo wyremontowana łazienka. Stołówka i bar na miejscu, choć aby dojść do tej pierwszej zwłaszcza trzeba było pokonać dobre kilkaset metrów molocha wypoczynkowego, jakim okazało się być wspomniane sanatorium. No cóż, powstawało w zupełnie innych czasach. |
Fantasy (choć nietypowe), science fiction (utrzymane w najlepszych tradycjach gatunku), horror (z rosyjską duszą). O tym wszystkim słów kilka w kolejnym raporcie o aktualnym stanie rosyjskojęzycznej fantastyki.
więcej »Trochę prozy najświeższej (Salnikow, Iwanow, seria „Зеркало”), i trochę prozy klasycznej (Warszawski, zbiór „Фантастика 1963”, czyli kolejna, już 73 edycja WzW.
więcej »„Wyspa Sachalin”, „Zapomnienia”, „Uśmiech chimery”, „Oddział”… - czyli krótki, subiektywny przegląd najciekawszych książek rosyjskojęzycznej fantastyki roku 2018.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wiatr ze Wschodu (74)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (73)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (72)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (71)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (70)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (69)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (68)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (67)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (66)
— Paweł Laudański
Wiatr ze Wschodu (65)
— Paweł Laudański
Ballada o poświęceniu
— Paweł Laudański
Wspomnienie o Maćku
— Paweł Laudański
Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Rok 2007 w muzyce
— Sebastian Chosiński, Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Paweł Laudański
Kir Bułyczow – polska bibliografia
— Paweł Laudański
Kroki w Nieznane: Sześciu wspaniałych
— Paweł Laudański
W sieci: Rodem zza wschodniej granicy
— Paweł Laudański