Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wiatr ze Wschodu (51)

Esensja.pl
Esensja.pl
Paweł Laudański
Czas oczekiwania na nowe teksty Marii Galiny został nam osłodzony wyborem jej krótszych, znanych w przytłaczającej większości opowiadań. Родная кровь – taki tytuł nosi kolejny interesujący tekst Ludmiły i Aleksandra Biełaszów. Michaił Ługowoj wieszczy straszliwą klęskę polskiej armii już w 2015 roku, a Dmitrij Kołodan próbuje zsyntetyzować Lewisa Carrolla z Chiną Miéville′em.

Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (51)

Czas oczekiwania na nowe teksty Marii Galiny został nam osłodzony wyborem jej krótszych, znanych w przytłaczającej większości opowiadań. Родная кровь – taki tytuł nosi kolejny interesujący tekst Ludmiły i Aleksandra Biełaszów. Michaił Ługowoj wieszczy straszliwą klęskę polskiej armii już w 2015 roku, a Dmitrij Kołodan próbuje zsyntetyzować Lewisa Carrolla z Chiną Miéville′em.
1.
Proza Marii Galiny wydawana jest ostatnio poza seriami stricte fantastycznymi. Poprzednia jej książka – recenzowana niedawno w tym miejscu Малая Глуша („Mała Głusza”) – ukazała się w serii „Najlepsza współczesna proza kobieca” wydawnictwa Eksmo; kolejna, Красные волки, красные гуси („Czerwone wilki, czerwone gęsi”), zbiór krótszej prozy powstałej w latach 2001-2010, trafiła dokładnie w to samo miejsce.
Zabieg ten jest dla mnie nie do końca zrozumiały, bo choć w pełni pojmuję chęć zaistnienia poza granicami naszego getta, to zamysł ów może zakończyć się niewesoło tak dla autorki, jak i dla jej wydawcy (przyznam, że miałem początkowo spore trudności z namierzeniem obu wymienionych wyżej książek; znaczny w tym udział miały zapewne nikczemne jak na Rosję, bo trzytysięczne raptem nakłady).
Nie pomylę się chyba bardzo, jeśli napiszę, że Красные волки… to w dużej mierze kompilacja „The Best of Maria Galina"; nie do końca jednak, gdyż kilku tekstów bardzo mi w nim brakuje.
Ale pal sześć braki; spójrzmy, co w zbiorze się znalazło.
Znaleźć w nim można m.in. znakomite Заплывая за буйки (Przepływając za boje, 2005), o człowieku, który siłą swej wyobraźni jest w stanie wpłynąć na otaczającą go rzeczywistość; wystarczyło coś mu zasugerować, by sugestia ta znalazła odzwierciedlenie w otaczającym go świecie; czasem do wprowadzenia zmian wystarczała lektura gazety, czasem konieczne było zastosowanie wobec opornego dużo mocniejszych bodźców.
И все деревья в садах (I wszystkie drzewa w sadach…, 2003) to postapokaliptyczna opowieść o Ziemi zaatakowanej przez inteligentne, zużywające w błyskawicznym tempie wszelkie zapasy wody rośliny. В конце лета („Pod koniec lata”, 2002) – to historia o odwiedzinach złożonych przez dziewczynkę, która żadną miarą żyć nie powinna. Akcja В плавнях („W zalewiskach”, 2008) toczy się gdzieś na bagnistym pograniczu dwóch światów: rządzonego przez strach oraz dającego nadzieję na normalne, szczęśliwe życie. Córka człowieka trudniącego się przewożeniem uciekinierów z jednego brzegu rzeczywistości na drugi musi poradzić sobie z przybyszem z pierwszego z owych światów, którego obecność może zagrozić istniejącemu status quo.
I są tu jeszcze dwa inne utwory, znane już polskiemu czytelnikowi z publikacji w wydawnictwie Solaris: „Jaszczurka” (antologia „Kroki w Nieznane”, 2007) oraz „Żegnaj, mój aniele” (zbiór „Ekspedycja”, 2005).
A czego zdaje się tu wyraźnie brakować? W sumie niewiele, ale jednak. W pierwszym rzędzie omawianych tu wcześniej „Ekspedycji”, „Androidów Okrągłego Stołu” czy „Przewodnika”.
Czym tłumaczyć ów brak? Może wymienione teksty są za bardzo fantastyczne dla czytelników serii „Najlepsza współczesna proza kobieca"? Może wydawca doszedł do wniosku, iż dla czytelników nieprzywykłych do tego rodzaju prozy najzwyczajniej w świecie byłyby nie do przebrnięcia?
Nie ma jednak co narzekać. Chyba że na to, że tak mało w omawianym zbiorze nowych, nieznanych wcześniej tekstów (doliczyłem się raptem jednego; niestety, poniżej średniego poziomu tomu).
No cóż – widocznie nie można mieć wszystkiego naraz.
2.
Mniej więcej co dwa lata do rąk czytelników trafia zbiór Городская фэнтези (dosłownie – „Miejska fantasy”; chodzi rzecz jasna o gatunek funkcjonujący i u nas pod nazwą urban fantasy). Zbiór okraszony w tytule liczbą „2010” jest już trzecim z kolei.
Nazwiska figurujące w spisie treści nie robią generalnie rzecz biorąc oszałamiającego wrażenia, bo choć wśród nich znaleźć można Swiatosława Łoginowa, H. L. Oldiego czy Ludmiłę i Aleksandra Biełaszów, to przeważającą jego część zajmują nazwiska twórców mniej znanych (a w Polsce – nie znanych czytelnikowi nie władającemu językiem oryginału wcale): Antona Orłowa, Andrieja Frołowa, Olega Kułagina, Lwa Prozorowa, Leonida Alechina, Władimira Bierezina, Natalii Jegorowej, Olega Sinicyna, Andrieja Budarowa, Siergieja Gierasimowa, Aleksandra Grigorowa, Natalii Rezanowej czy Artiema Biełogłazowa…
I, niestety, w zasadzie na tym można by zakończyć zdawanie relacji z tej antologii, gdyby nie kolejny udany tekst małżeństwa Biełaszów – opowiadanie Родная кровь („Swoja krew”).
Oto świat, który wyczerpał już niemal całkowicie uważane za tradycyjne źródła energii. Na porządku dziennym staje się oszczędzanie tejże; komputer napędzany spirytusem staje się – luksusową – koniecznością. Coraz trudniej jest wyżywić liczniejszą z dnia na dzień ludzką rzeszę. Ale i na to znajdzie się sposób – młodzi nakarmią starszych. Własną krwią. Dosłownie. W zamian za perspektywę odziedziczenia mieszkania na przykład.
Co – że bezczelna eksploatacja modnej ostatnio wampirzej tematyki? A pewnie, że eksploatacja – choć nie nazwałbym jej już żadną miarą bezczelną. Odniosłem wrażenie, że mamy tu raczej do czynienia z próbą lekkiego sparodiowania wampirszmiry dla ograniczonych umysłowo gimnazjalistek; lekkiego, gdyż chyba nie o parodię wyłącznie autorom chodziło.
Dziw, że jak dotąd nie znaleźli Biełaszowie uznania u naszych wydawców…
3.
Czytelnicy niniejszego cyklu dobrze wiedzą, że staram się pisać o tekstach wartych uwagi, z rzadka odstępując od tej zasady na rzecz utworów z różnych powodów ważnych, czy to ze względu na osobę autora, czy też oddźwięk, z jakim utwór ów wywołał wśród rodzimych czytelników, wychodząc – być może niesłusznie – z założenia, że szkoda czasu mego i czytelników na pisanie i czytanie o rzeczach ewidentnie słabych; nie tak zresztą widzę swą rolę jako osoby piszącej o mej ulubionej rosyjskojęzycznej fantastyce.
Od czasu do czasu robię jednak wyjątek od powyższej zasady. Tak jak teraz. A przyczyną owego odstępstwa będzie powieść na tyle fatalna, że nie napisać o niej wydawałoby się błędem nie do wybaczenia.
Oto całkiem niedaleka przyszłość. Na terytorium północno-wschodniej Polski Amerykanie instalują swoje pociski systemu antyrakietowego; wiadomo, Polacy, amerykańscy sługusi, zgodzą się pod naciskiem swego potężnego sojusznika na wszystko – w tym na przyznanie, że wysiedlenie Niemców z ziem odzyskanych było aktem ludobójstwa, godząc się na wszystkie wynikające z faktu takiego przyznania konsekwencje.
W odpowiedzi Rosja umieszcza w obwodzie kaliningradzkim swoje rakiety. Amerykanie tylko na to czekali – przedstawiają Rosjanom ultimatum niemożliwe, z punktu widzenia adresata, do spełnienia: usunięcie własnych wojsk z obwodu i jego całkowita demilitaryzacja, a nadto ogłoszenie referendum pod nadzorem międzynarodowym, w którym mieszkańcy enklawy wypowiedzieć się mają co do dalszej jej przynależności do Rosji (w domyśle – dadzą wyraz swej chęci odłączenia się od metropolii). W razie niezastosowania się do ultimatum wojska NATO wkroczą do obwodu i same dopilnują spełnienia postawionych warunków.
Rosja, rzecz jasna, ani myśli o jego przyjęciu. I choć jej armia nie jest aż tak potężna jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu, to dzielności jej żołnierzom, pochodzącym w większości z organizowanego na chybcika poboru, jak również miłości do zagrożonej ojczyzny odmówić nie można. Ponadto rosyjska broń, a zwłaszcza nowe samoloty bojowe, wcale nie są tak kiepskie, jak by się zdawało…
Rosjanie wyprzedzają atak sił NATO, wkraczają na terytorium państw bałtyckich, a zwłaszcza Litwy, by zabezpieczyć linie zaopatrzenia dla obwodu. Pospiesznie formowane oddziały ochotników bez większego problemu dają łupnia zawodowcom z armii amerykańskiej oraz niby armiom państw bałtyckich. Polska armia dostaje łomot od armii białoruskiej; linia frontu szybko ustala się na wysokości Zambrowa. Rosjanom nieodmiennie dopisuje szczęście – czego by sobie nie zaplanowali, to im się udaje, w odróżnieniu od przeciwnika, który wykazuje się nie tylko straszliwą nieudolnością, ale również brakiem choćby odrobiny fartu na polu boju. Ale przecież, jak powszechnie wiadomo, szczęście sprzyja lepszym.
I tak się toczy ta nierówna zdałoby się walka, i czytelnik jest przekonany, że tylko kwestią czasu jest zatknięcie rosyjskiego sztandaru na gruzach polskiej stolicy, gdy amerykańscy sztabowcy w dawnej twierdzy modlińskiej szukają panicznie sposobu na ratunek z sytuacji zdałoby się bez wyjścia (dobrze im tak!; sami się wkopali!) gdy nagle okazuje się, że jakimś cudem ich nieudolni podwładni zdobywają Kaliningrad i wypierają Rosjan z terenu Pribałtiki.
Czy to oznacza klęskę Rosji?
Ależ skąd – na szczęście (jak dla kogo rzecz jasna) Rosja wciąż posiada kilkadziesiąt zdatnych do użytku pocisków z głowicami nuklearnymi…
Uff… Przeczytałem powyższy opis, i stwierdziłem, że nie udało mi się w pełni oddać uderzającej wręcz ilości bzdur, które przedstawione zostały przez „tfórcę” owego dzieła z jak najwyższą powagą. A dzieło owo jest nimi nasycone szczególnie obficie; zdołałem dobrnąć do jego końca tylko dlatego, że dość szybko zacząłem traktować je jako swego rodzaju pastisz fantastyki wojennej. Poza tym zawsze to na swój sposób ciekawie poczytać o współczesnej wojnie prowadzonej na terytorium Polski i w bezpośrednim pobliżu jej granic.
I gdyby to było jeszcze choć przyzwoicie napisane… Niestety, nawet tego w powieści brakuje. Styl jest dęty, postaci papierowe, ich zachowania mało wiarygodne, a dialogi drewniane aż do granic możliwości.
O jakim dziele piszę? O powieści niejakiego Michaiła Ługowoja Горячая весна 2015-го („Gorąca wiosna 2015”). Arghhh…
4.
Dmitrij Kołodan wymieniany jest często wśród najciekawszych autorów rosyjskiej fantastyki najmłodszego pokolenia. Jego jedyna jak dotąd pełnowymiarowa powieść Другая сторона („Inna strona”, 2008) zdobyła kilka prestiżowych nagród, w tym – Złotego Roscona dla najlepszej powieści roku, sam autor zaś uznany został za najciekawszego debiutanta na Euroconie 2009.
Wydawać by się zatem mogło, że nic tylko łapać książki tego Kołodana i czytać, czytać, czytać…
Niestety, nic z tego. Jak dotąd ani wspomniana „Inna strona”, ani – zbierający, co należy przyznać, pozytywne, a czasem wręcz entuzjastyczne opinie – zbiór opowiadań popełniony do spółki z kolejną młodą zdolną, czyli z Kariną Szainian (ma tu na myśli tom Жизнь чудовищ, czyli „Życie potworów” z 2009 roku) zupełnie do mnie nie przemówiły.
Nie, nie są to źle napisane historie. Podczas ich lektury odnosiłem jednak wrażenie, że są niczym wydmuszki – ot, sporo słów, które pięknie wyglądają z zewnątrz, wystarczy jednak głębiej się w nie wczytać, by odkryć, że tak naprawdę to niewiele niosą w sobie treści.
I dokładnie takie samo wrażenie miałem podczas lektury dwóch – z trzech – nowel zebranych w tomie prozy Kołodana Время Бармаглота („Czas Dżabbersmoka”). I Звери в цвете („Zwierzęta w kolorze”), i Сбой системы („Awaria systemu”) dokładnie pasują do powyższego opisu: długo, rozwlekle i, niestety, bez większego sensu.
Za to utwór tytułowy… palce lizać!
„Czas…” to – nie boję się tego porównania – „Po drugiej stronie lustra” napisana przez Chinę Miéville′a.
Jego akcja osadzona jest w świecie drugiej powieści Lewisa Carrolla o Alicji, na którym solidne piętno odcisnęła rzeczywistość Nowego Crobuzon: z jednej strony mamy Stolarza, Morsy, Ostrygi oraz pojawiającego się w snach głównego bohatera Dżabbersmoka, z drugiej zaś – chirurgiczne modelowanie żywych istot, implantowanie ludziom – bez ich zgody – mechanicznych elementów, tajemnicze morderstwa i miejską policję, która próbuje znaleźć i pojmać ich sprawcę… Czy uda się to Jackowi, który czas jakiś temu w nie do końca jasnych okolicznościach trafił ze znanej nam Ziemi do Zalustrza (tajemnicę owego pojawienia się próbuje wyjaśnić kilka wzajemnie wykluczających się teorii)? Czy tajemnicze morderstwa spowodowane zostały najzwyklejszą chęcią zemsty za doznane krzywdy, czy też kryje się za nimi jakiś inny, demoniczny sens?
Może „Czas…” nie jest arcydziełem, ale – w przeciwieństwie do innych tekstów Kołodana – jego lektura potrafi zafrapować, wywołać to jakże coraz rzadziej ostatnio pojawiające się poczucie obcowania z prozą znaczącą i – choć czerpiącą pełną garścią z dzieł Carrola i Miéville′a – na swój sposób oryginalną. Widać po tej noweli, że faktycznie w Kołodanie drzemie spory potencjał; inną sprawą pozostaje, czy autor będzie chciał rozwijać go w tym jakże obiecującym kierunku, czy też zadowoli się zabawianiem czytelników historiami może i zgrabnie napisanymi, ale przegadanymi i zbierającymi dobre opinie mocno na wyrost.
Ano, pożyjemy, zobaczymy.
koniec
10 września 2010

Komentarze

11 IX 2010   16:46:40

„Czas Dżabbersmoka” mnie zainteresował. Trzeba będzie się za nim rozejrzeć.

15 IX 2010   21:16:33

Proszę bardzo:
http://www.ozon.ru/context/detail/id/5106246/
Z dostawą do domu.
:)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Wiatr ze Wschodu (74)
Paweł Laudański

9 X 2019

Fantasy (choć nietypowe), science fiction (utrzymane w najlepszych tradycjach gatunku), horror (z rosyjską duszą). O tym wszystkim słów kilka w kolejnym raporcie o aktualnym stanie rosyjskojęzycznej fantastyki.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (73)
Paweł Laudański

19 VI 2019

Trochę prozy najświeższej (Salnikow, Iwanow, seria „Зеркало”), i trochę prozy klasycznej (Warszawski, zbiór „Фантастика 1963”, czyli kolejna, już 73 edycja WzW.

więcej »

Wiatr ze Wschodu (72)
Paweł Laudański

5 IV 2019

„Wyspa Sachalin”, „Zapomnienia”, „Uśmiech chimery”, „Oddział”… - czyli krótki, subiektywny przegląd najciekawszych książek rosyjskojęzycznej fantastyki roku 2018.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Z tego cyklu

Wiatr ze Wschodu (74)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (73)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (72)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (71)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (70)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (69)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (68)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (67)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (66)
— Paweł Laudański

Wiatr ze Wschodu (65)
— Paweł Laudański

Tegoż autora

Ballada o poświęceniu
— Paweł Laudański

Wspomnienie o Maćku
— Paweł Laudański

Esensja czyta: Styczeń 2010
— Anna Kańtoch, Paweł Laudański, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Rok 2007 w muzyce
— Sebastian Chosiński, Paweł Franczak, Piotr ‘Pi’ Gołębiewski, Paweł Laudański

Kir Bułyczow – polska bibliografia
— Paweł Laudański

Kroki w Nieznane: Sześciu wspaniałych
— Paweł Laudański

W sieci: Rodem zza wschodniej granicy
— Paweł Laudański

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.