Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka Hałas
‹Świątynia na wzgórzu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka Hałas
TytułŚwiątynia na wzgórzu
OpisAgnieszka Anna Hałas (ur. 1980) – z wykształcenia doktor nauk biologicznych. Debiutowała w 1998 r. w magazynie „Fenix” opowiadaniem „Białe dłonie”. Ma na koncie kilkanaście opowiadań, z czego część ukazała się w prasie fantastycznej, a część w zbiorze pt. „Między otchłanią a morzem” (2004), mikropowieść „Gad i sługa ziemi” w antologii „Młode wilki polskiej fantastyki, tom 1” (2003) oraz dwa tomiki wierszy, „Królewna liść” (1999) i „Ostatni z żyjących” (2006).
Gatunekfantasy

Świątynia na wzgórzu

« 1 2 3 4 »

Agnieszka Hałas

Świątynia na wzgórzu

– Co to było?… – wyjąkała chłopka. – Co ich zabiło?
– Nedgvarscy magowie zablokowali trakt! Rzucili urok na drogę! Słyszałem o tych ich czarnoksięskich sztuczkach! Wypowiada się zaklęcia, składa ofiarę… potem rysuje się linię i każdy, kto ją przestąpi, ginie!
Lida cofnęła się o krok. Ravin odniósł wrażenie, że wyjaśnienie, zamiast jeszcze bardziej kobietę przerazić, z niewyjaśnionego powodu nieco ją uspokoiło.
– Może da się to obejść bokiem? – odezwała się niepewnie.
– Nie mam pojęcia! – jęknął ze złością. Nie było żadnego sposobu, żeby poznać, czy zaklęcie obejmuje tylko sam trakt, czy też sięga w bok od niego – na dziesięć stóp, dwadzieścia, trzydzieści?
Chłopka rozejrzała się, osłaniając oczy ręką.
– Skoro nie możem iść naprzód, trza zawrócić – zawyrokowała cicho. – A rychło. Widać nas tu jak na dłoni.
– Zawrócić i dokąd iść? – Popatrzył na nią bezsilnie. – Jeśli nie dotrzemy do Rihen przed zmrokiem, volantes nas znajdą. Jest nas troje, w tym jedno dziecko. Wyczują nas z daleka.
W oczach Lidy nagle zabłysła nadzieja.
– Znam miejsce, gdzie możem się schronić! To świątynia Pani Światła. Potwory nas tam nie ruszą.
– Jak daleko stąd? Gdzie to jest?
– Tamój. Na pierwszym wzgórzu – Lida machnęła ręką w stronę wzniesień, tych samych, które Ravin widział rankiem z oddali. Teraz było wyraźnie widać, że łańcuch wzgórz zawija się na południe i zachód; do najbliższego z nich było bliżej niż do rzeki, która meandrowała gdzieś dalej pomiędzy nimi, niewidoczna z tego miejsca. Bliżej, ale bynajmniej nie blisko.
– Znaczy, kawałek drogi – stwierdził z rezygnacją Ravin.
– Przed zmierzchem dojdziem – zapewniła Lida.
Raz jeszcze spojrzał na nierozpoznawalne szczątki leżące na drodze, potem na słup dymu widoczny w oddali. Podjął decyzję.
– Prowadź.
• • •
Wzgórze, choć niezbyt wysokie, zbocza miało strome. Porastał je bukowy las, który wyżej przechodził w zarośla – maliny, jałowce i zielsko tworzyły jeden splątany gąszcz. Wędrowcy na początku kluczyli, na próżno starając się przezeń przebić. W końcu, gdy Ravin już niemal dawał za wygraną, Lida odnalazła na wpół zarośniętą ścieżkę.
Dotarli na szczyt, kiedy słońce prawie dotykało horyzontu. Na górze nie było już zarośli tylko łąka, z której roztaczał się widok na całą okolicę. Złota poświata uczyniła krajobraz złudnie pięknym. Jednak na horyzoncie bił teraz w niebo nie jeden, a pięć słupów dymu. Nedgvarska armia nie próżnowała.
Ilustracja: <a href='mailto:ortheza@wp.pl'>Łukasz Matuszek</a>
Ilustracja: Łukasz Matuszek
Świątynia znajdowała się nieco poniżej szczytu, w cieniu samotnej kępy buków. Stary budynek chylił się ku ziemi. Bluszcz porastał mury, na dziedzińcu pleniły się pokrzywy. Po witrażowych oknach zostały jedynie trzymające się w ramach resztki szkła.
Wewnątrz panował chłód i półmrok, światło z okien padało tylko w miejsce, gdzie niegdyś znajdował się ołtarz. Ravin poczuł dreszcz. Posąg bogini został zwalony z cokołu i rozbity. Na cokole wymalowano sadzą kształt, w którym bez trudu można było się dopatrzyć skrzydlatego potwora o trzech głowach.
Wojna symboli, przypomniał sobie wykłady z historii w szkole oficerskiej. Skośnoocy wierzą, że Czarny Smok, którego czczą, pewnego dnia objawi się w cielesnej postaci, żeby zniszczyć świat stworzony przez naszych bogów, a na gruzach zbudować własny.
– Bezbożnicy – potrząsnęła głową Lida. – Musieli to niedawno uczynić.
Uklękła przed ołtarzem, złożyła ręce, szepcząc modlitwę. Marille poszła za przykładem matki. Ravin tymczasem przyjrzał się pomieszczeniu i doszedł do wniosku, że najbezpieczniej będzie rozpalić ognisko w kącie, jak najdalej od wejścia. Okna znajdowały się na tyle wysoko, że blask płomieni nie powinien być widoczny z daleka, zresztą świątynię otaczały drzewa. Nie było zatem obawy, że ogień ściągnie nedgvarskich żołnierzy, mógł natomiast zapewnić ochronę przed volantes, które się go bały.
Młodzieniec zwrócił uwagę na fresk na jednej ze ścian. Nedgvarczycy nie tknęli go, zadowalając się zniszczeniem posągu i witraży. Malunek był pociemniały od nagromadzonego przez wiele lat kurzu i kopciu, częściowo uszkodzony przez wilgoć, pokryty pęknięciami. Wciąż jednak można było poznać, co przedstawia. Araya, Pani Światła, rozpościerała swój usiany gwiazdami płaszcz nad figurkami ludzi – szlachty, kupców, chłopów – którzy garnęli się do niej w nadziei na ochronę. Klasyczny motyw.
Na posadzce u stóp fresku Ravin zauważył ciemny, rozmazany ślad. No tak – świątynią ktoś musiał się opiekować, kapłan lub kapłanka. I wyglądało na to, że wiara nie ochroniła jego lub jej.
– Zostańcie tu, pójdę poszukać drewna – powiedział.
• • •
Niebo widoczne w otworach okiennych z granatowego stopniowo stało się czarne.
Ravin dorzucił do ognia. Lida wzdrygnęła się, kiedy płomienie oświetliły jego wyniszczoną twarz, do niedawna przystojną, jak zauważyła. Musiał być dumą swojego ojca, ten alkaryjski sokół. Teraz, w łachmanach munduru, wyglądał jak więzień wywleczony z lochu.
– Nie bójcie się – powiedział, błędnie odczytując jej spojrzenie. Dotknął rękojeści szabli. – Jeśli volantes nas odnajdą, przywitam się z nimi jak należy.
– Nie odważą się tu przyjść – odparła cicho. – To święte miejsce. Pani Światła ochroni nas.
Powędrował wzrokiem w stronę rozbitego posągu i pobazgranego cokołu. Lida potrząsnęła głową.
– To bez znaczenia. W ten sposób nie umniejszy się Jej mocy.
Ravin na chwilę pozazdrościł jej wiary, ślepej ufności niewykształconego człowieka. Do prostych ludzi nie trafiało to, co mówili mędrcy i magowie – że otucha czerpana z wiary jest złudna, bo bogowie na zawsze opuścili świat ludzi. Upłynęły wieki, odkąd Araya zawiesiła słońce i księżyc na nieboskłonie, a Leleya i jej syn Proserpis obudzili do życia rośliny i zwierzęta. Odkąd Haran ognistym mieczem zabijał potwory i własną ręką namaszczał królów, a Eresh leczył chorych i odprawiał sądy nad zmarłymi. Odeszli – zmęczeni własną wielkością, ciężarem władzy, cierpieniami, jakie przyniosła im egzystencja w materialnym świecie. W pożegnalnym darze ofiarowali ludzkości magię, a potem zniknęli gdzieś w przestworze sfer. Teraz czczono ich już głównie po wsiach, gdzie stare wierzenia zawsze trzymają się najdłużej.
– Nie modlicie się do bogów w Alkarze? – spytała chłopka, jakby odgadując jego myśli.
– Niektórzy się modlą – odparł wymijająco. Odgonił komara bzyczącego mu nad uchem.
Lida pokręciła głową, ale wyraźnie zabrakło jej odwagi, żeby kontynuować temat. Patykiem poprawiła gałęzie w ognisku, żeby mogły się spalić w całości. Marille, przykryta płaszczem Ravina, poruszyła się i zamruczała przez sen.
– Mój Espen miał kiedyś znajomka, wędrownego handlarza, co za młodu był w Alkarze – podjęła kobieta. Ravin wyczuł, że ona też się boi i ma potrzebę rozmawiania, żeby odgonić strach. – Opowiadał, jak pięknie jest w stolicy, jakże ona się zwie, Ponte…
– Ponte Auria. – Młodzieniec uśmiechnął się lekko. – To prawda. Ponte Auria to piękne miasto.
Mosty wsparte na smukłych łukach, barki sunące po rzece. Białe wieże królewskiego pałacu, a dalej morze i zachodzące słońce.
– Pochodzicie stamtąd?
– Nie, ale uczyłem się tam. W szkole oficerskiej.
– Mój Espen zawdy żałował, że za młodu na morze nie uciekł, marynarzem nie został. Zobaczyłby coś więcej, niż aby kuźnię i kowadło.
– Był kowalem?
– Tak. – Lida posmutniała.
– Nie żyje? Zginął teraz niedawno?
– Nie. – Kobieta otarła nadgarstkiem łzę. – Łońskiego roku, gdy wojsko maszerowało przez naszą wieś, zaciągnął się, bo potrzebowali kowali w taborach. Zawdy potrzebują. I pewno przepadł gdzie na bagnach. Z głodu pomarł albo od zarazy, albo od nedgvarskiej kuli padł. – Pociągnęła nosem, westchnęła ciężko. – Wszyscy przeklinają tera tego waszego króla. Trza było ostawić skośnookim góry i kopalnie.
Patrzyła w płomienie. Ravin dotknął jej ramienia.
– Połóżcie się. Będę czuwał.
• • •
Na zewnątrz, w trawie, koncertowały świerszcze. Ravin potrząsnął głową, z wysiłkiem odpędzając senność.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

15 X 2010   12:33:56

Fajny klimat: przegrana kampania, maruderzy, uchodźcy...
Ładna otoczka, ale prawie żadnej treści.

16 X 2010   00:05:10

Całkiem ciekawe, ale ja odniosłam wrażenie, że ten tekst jest niedokończony. Ogólnie zgadzam się z przedmówcą - otoczka ładna, treści brak.

05 IX 2014   21:41:55

Świetnie napisane opowiadanie, w którym czytając widzimy promienie słońca przebijające się przez liście drzew, słyszymy bzyczenie much i czujemy zapach dymu i chłód wody.
Dowiadujemy się też czegoś ważnego - bogowie tak do końca nie opuścili tego świata, jakaś część ich bytów pozostała, by nadal opiekować się swoim stworzeniem. Kto przeczytał Teatr Węży, ten mógł już co takiego podejrzewać, ale teraz ma już pewność :)

Nie mogę się więc zgodzić z przedmówcami, że treści/sensu w tym opowiadaniu brak.
I czyż nie jest to cudowna wiadomość, że jednak nasze modlitwy mogą zostać wysłuchane i to w czasach wojennej zawieruchy? A czy młody Ravin nie zacznie po tej przygodzie inaczej patrzeć na świat, czy nie będzie niosił w sobie pewnej nadzieji i otuchy, pomimo widma zbliżającego się upadku jego kraju?

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Innego końca świata nie będzie
— Miłosz Cybowski

Brune, gdzie jesteś?
— Marcin Mroziuk

Gdy tropikalny raj staje się piekłem na ziemi
— Marcin Mroziuk

Groza na rajskich wyspach
— Anna Nieznaj

Esensja czyta: Marzec 2017
— Dawid Kantor, Daniel Markiewicz, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Styczeń 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Osty kłują
— Magdalena Kubasiewicz

I potępieni mogą marzyć
— Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Sierpień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Kwiecień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.