Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka Hałas
‹Świątynia na wzgórzu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka Hałas
TytułŚwiątynia na wzgórzu
OpisAgnieszka Anna Hałas (ur. 1980) – z wykształcenia doktor nauk biologicznych. Debiutowała w 1998 r. w magazynie „Fenix” opowiadaniem „Białe dłonie”. Ma na koncie kilkanaście opowiadań, z czego część ukazała się w prasie fantastycznej, a część w zbiorze pt. „Między otchłanią a morzem” (2004), mikropowieść „Gad i sługa ziemi” w antologii „Młode wilki polskiej fantastyki, tom 1” (2003) oraz dwa tomiki wierszy, „Królewna liść” (1999) i „Ostatni z żyjących” (2006).
Gatunekfantasy

Świątynia na wzgórzu

« 1 2 3 4

Agnieszka Hałas

Świątynia na wzgórzu

Przed oczami stanęły mu wspomnienia z rodzinnych stron. Pola srebrnozielone od falującego zboża, przetykanego makami. Dwór na wzgórzu, a niżej strzechy chat wśród jabłoni, łąki, stawy rybne.
Dom wydawałby mu się teraz rajem. Ciepła strawa, czyste ubranie, czyste łóżko.
Przypomniał sobie twarz Rosaine de Sael, córki bajlifa. Jej uśmiech, figlarne iskry w czarnych oczach. Nie oświadczył się jej przed wyjazdem i dotąd tego żałował, nawet jeśli było niemal pewne, że spotkałby się z odmową. Długo nosił przy sobie medalionik z jej podobizną, lecz zgubił go razem z częścią ekwipunku, gdy przeprawiali się przez wzburzoną rzekę w przeddzień bitwy pod Astis.
Ojciec na pewno już wydał ją za mąż za kogoś starszego i zamożniejszego.
Ogień przygasł do czerwonego żaru. Ravin zmusił się, żeby dołożyć drewna, potem wyciągnął się na boku, opierając głowę o sakwę. Wiedział, że nie wolno mu spać, ale oczy same mu się kleiły.
Nie czuł już chłodu. Odpływał, ukołysany szmerem wiatru w gałęziach i cykaniem świerszczy.
• • •
Otworzył oczy i zerwał się na równe nogi.
Świątynia zniknęła. Znajdowali się na szczycie wzgórza, pod nocnym niebem. Wiatr ustał, drzewa trwały w bezruchu, milczące i ciemne.
Lida i Marille spały, oddychając spokojnie. Nie wiedział, czy powinien je budzić, czy czekać, co się wydarzy.
Usłyszał za sobą szelest. Odwrócił się i wstrzymał oddech.
Szła ku niemu młoda kobieta o długich jasnych włosach, tak blada, że jej skóra wydawała się jaśnieć delikatnym światłem. Jej płaszcz skrzył się gwiazdami, zaś oczy przypominały bezdenny przestwór niebios.
– Witaj w moim sanktuarium, Ravinie d’Aulnoy – powiedziała melodyjnym głosem.
– Araya – wyszeptał. Wiedział, że powinien paść jej do stóp, ale nie był w stanie oderwać wzroku od jej twarzy. – Ale to niemożliwe… przecież…
– Przecież? – uniosła brwi, a Ravin poczuł, że się czerwieni.
– Przecież odeszliście, opuściliście ten świat – dokończył, niemal wstydząc się tego, co mówi. – Proszę o wybaczenie, pani. Ja tylko…
Doznaję objawienia, chociaż nie wierzę w takie rzeczy?… Nie, przecież to tylko sen. Dziwny, piękny sen.
Bogini nie sprawiała wrażenia, jakby te słowa ją rozgniewały.
– Zgadza się. Odeszliśmy z waszego świata. Ale to my go stworzyliśmy, więc nadal pozostajemy jego częścią.
– Nie rozumiem.
– Nie musisz.
Zerwała kwiat dzikiej róży i w zamyśleniu obrywała z niego płatki.
– Chalkir płonie przez was, Alkaryjczyku – powiedziała nagle, przyszpilając go spojrzeniem niesamowitych bezdennych oczu. – Ale ziemia przetrwa wszystkie wojny. Kwiaty zakwitną na grobach, a żywi zapomną z czasem, jak zawsze. Nie, nie oskarżam cię. Jesteś tylko ziarenkiem piasku niesionym przez wiatr, tak jak i inni.
– Nedgvar ostrzy sobie zęby na ziemie położone na zachodzie i północy. Jeśli nie zdołamy pokazać skośnookim, gdzie ich miejsce, będą nas spychać do tyłu kawałek po kawałku! Następny w kolejności będzie Północny Chalkir, potem Lossor i Alkara. – Już mówiąc to, Ravin zdał sobie sprawę, jak niewiele znaczą sprawy ziemskich królestw w skali wieków, tysiącleci.
– Mój brat Haran zawsze mówił, że wojna jest jak żar, który hartuje stal. – Araya prychnęła gorzko. – Mężczyźni będą powtarzać takie rzeczy. A płacz sierot brzmi zawsze tak samo.
– Ale Nedgvar… – zaczął młodzieniec i zamilkł.
Tym razem to my złamaliśmy postanowienia traktatów pokojowych sprzed dwunastu lat, atakując pierwsi. Jednak gdybyśmy tego nie zrobili, za rok lub dwa oni uderzyliby na nas!
Tak czy owak, to już bez znaczenia. Wojna przegrana – chcieliśmy odzyskać góry, a straciliśmy cały Południowy Chalkir. Za miesiąc lub dwa zostanie ogłoszone zawieszenie broni i rozpoczną się rokowania.
Bogini tymczasem podeszła do śpiących kobiet.
– Lido! – zawołała niegłośno. Kobieta zbudziła się i oniemiała ze zdumienia. Marille również usiadła, rozwarła usta.
Araya mówiła coś; Ravin nie słyszał słów, ale na twarzy chłopki odmalowało się niedowierzanie, potem zachwyt i wdzięczność. Mocno przygarnęła do siebie córkę.
Bogini urosła w oczach; sięgała głową nieba, a jej płaszcz rozpostarł się jak chmura. Wyciągnęła do nich ręce i pomiędzy jej dłońmi otworzyła się brama jaśniejąca światłem.
Lida i Marille wstąpiły w nią bez wahania, bez śladu lęku. Ravin przez chwilę widział ich sylwetki obramowane błękitną poświatą. Potem zniknęły, a świetlista brama skurczyła się, stała się kometą, meteorem, który przeciął horyzont i zgasł.
Araya zmalała z powrotem do ludzkich kształtów. Końcami palców dotknęła czoła młodzieńca.
– Słuchaj mnie! Skoro świt zejdź ze wzgórza południowym zboczem. W brzezinie znajdziesz nedgvarskiego wierzchowca, które uciekł, gdy zabito jego pana. Ruszaj czym prędzej ku Złotej Wodzie, lasem, nie traktem. Jeśli nie będziesz mitrężyć ani zbaczać z drogi, dotrzesz bezpiecznie do mostu w Rihen i na drugą stronę rzeki.
Ravin w końcu odzyskał zdolność myślenia. Ukląkł, pochylił się jak przed królową, szepcząc podziękowanie.
Usłyszał jeszcze jej śmiech, podobny do szemrania potoku.
– Ależ mnie tu nie było, śniłeś. Moi bracia i siostry opuścili ten świat i ja wraz z nimi.
• • •
Obudził się, czując na twarzy ciepło. To promienie słońca wpadały przez wybite okno. Z ogniska została tylko kupka popiołu i wygasłych węgli. Na zewnątrz śpiewały ptaki.
Ravin przetarł oczy. Był głodny i zmarznięty po nocy przespanej na kamiennej posadzce, ale rana na głowie nie dokuczała mu już tak jak poprzedniego dnia.
Nagle uświadomił sobie, że jest sam. Lida i jej córeczka zniknęły.
W pierwszej chwili pomyślał, że wyszły na zewnątrz, ale zaraz potem uderzyło go wspomnienie snu. Jego spojrzenie padło na zniszczony fresk na przeciwległej ścianie. Poderwał się, żeby przyjrzeć mu się z bliska, i wstrzymał oddech.
Wśród ludzi, którzy znaleźli ochronę pod płaszczem Arayi, stała chłopka o ciemnym warkoczu, trzymająca za rękę małą dziewczynkę.
To niemożliwe… Jego racjonalny umysł protestował ze wszystkich sił.
Zbieg okoliczności. Wyruszyły w drogę o świcie, kiedy spałeś.
Wyszedł ze świątyni i zmrużył oczy w świetle poranka. Niebo było czyste, a powietrze rześkie. Na wszelki wypadek obszedł świątynię naokoło, lecz – tak jak podejrzewał – po Lidzie i jej córce nigdzie nie było śladu. Nie umiał wprawdzie wyjaśnić, czemu chłopka miałaby odchodzić sama, zamiast go obudzić, ale to było jedyne możliwe wytłumaczenie, jeśli założyć, że w nocy tylko śnił.
A jeśli nie…?
I czuł się lepiej. Zbieg okoliczności?
Napił się wody z manierki i wyjął z worka jeden z dwóch sucharów, jakie mu jeszcze zostały. Gryząc go, zaczął schodzić ścieżką, którą weszli na wzgórze poprzedniego dnia. Nagle coś sobie przypomniał.
Zejdź południowym zboczem.
Wahał się dłuższą chwilę. Jeśli gdzieś w okolicy znajdowali się żołnierze wroga, to najprędzej miał szanse się na nich natknąć właśnie na południe od wzgórza. W końcu jednak zawrócił.
Na południowym zboczu nie było ścieżki, lecz mimo to dało się schodzić w miarę bezpiecznie, chwytając się krzaków. Wkrótce zresztą stromizna się skończyła. Miejsce jałowców i krzewów dzikiej róży zajęły buki, a potem smukłe pnie brzóz. Nigdzie nie było żywego ducha, ale gdy Ravin znalazł się na samym dole, usłyszał parsknięcie konia.
Wśród drzew pasł się gniadosz z ozdobnym nedgvarskim rzędem.
koniec
« 1 2 3 4
13 października 2010

Komentarze

15 X 2010   12:33:56

Fajny klimat: przegrana kampania, maruderzy, uchodźcy...
Ładna otoczka, ale prawie żadnej treści.

16 X 2010   00:05:10

Całkiem ciekawe, ale ja odniosłam wrażenie, że ten tekst jest niedokończony. Ogólnie zgadzam się z przedmówcą - otoczka ładna, treści brak.

05 IX 2014   21:41:55

Świetnie napisane opowiadanie, w którym czytając widzimy promienie słońca przebijające się przez liście drzew, słyszymy bzyczenie much i czujemy zapach dymu i chłód wody.
Dowiadujemy się też czegoś ważnego - bogowie tak do końca nie opuścili tego świata, jakaś część ich bytów pozostała, by nadal opiekować się swoim stworzeniem. Kto przeczytał Teatr Węży, ten mógł już co takiego podejrzewać, ale teraz ma już pewność :)

Nie mogę się więc zgodzić z przedmówcami, że treści/sensu w tym opowiadaniu brak.
I czyż nie jest to cudowna wiadomość, że jednak nasze modlitwy mogą zostać wysłuchane i to w czasach wojennej zawieruchy? A czy młody Ravin nie zacznie po tej przygodzie inaczej patrzeć na świat, czy nie będzie niosił w sobie pewnej nadzieji i otuchy, pomimo widma zbliżającego się upadku jego kraju?

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Innego końca świata nie będzie
— Miłosz Cybowski

Brune, gdzie jesteś?
— Marcin Mroziuk

Gdy tropikalny raj staje się piekłem na ziemi
— Marcin Mroziuk

Groza na rajskich wyspach
— Anna Nieznaj

Esensja czyta: Marzec 2017
— Dawid Kantor, Daniel Markiewicz, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Styczeń 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Osty kłują
— Magdalena Kubasiewicz

I potępieni mogą marzyć
— Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Sierpień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Kwiecień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.