Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Magdalena Wolff
‹Pasterz gwiazd›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagdalena Wolff
TytułPasterz gwiazd
OpisNiedawno ukończyła japonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Rok spędziła w starej stolicy Japonii, Narze, mieście opanowanym przez jelenie. Jej największą pasją jest pisanie, lecz z zapałem oddaje się również kaligrafii (japońskiej i europejskiej), malarstwu i rysunkowi. Zadebiutowała w 2009 roku w numerze 14 „Magazynu Fantastycznego” opowiadaniem „Włamywacz na latającym wozie”. Najzabawniejsza praca dorywcza, jaka jej się przytrafiła: wypisywanie pismem gotyckim dyplomów na Mistrzostwach Świata w Sumo.
Gatunekfantasy

Pasterz gwiazd

1 2 3 6 »
Kiedy miał siedem lat, wędrowny kapłan znów zawitał do ich wioski. Miał ze sobą niezwykły skarb: księgę ozdobioną kolorowymi obrazkami. Wyglądały one tak, jakby podróżujące na chmurach wiły splotły światło słońca, zieleń murawy, błękit nieba, czerwień krwi – i przyprószyły to wszystko gwiezdnym pyłem.

Magdalena Wolff

Pasterz gwiazd

Kiedy miał siedem lat, wędrowny kapłan znów zawitał do ich wioski. Miał ze sobą niezwykły skarb: księgę ozdobioną kolorowymi obrazkami. Wyglądały one tak, jakby podróżujące na chmurach wiły splotły światło słońca, zieleń murawy, błękit nieba, czerwień krwi – i przyprószyły to wszystko gwiezdnym pyłem.

Magdalena Wolff
‹Pasterz gwiazd›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagdalena Wolff
TytułPasterz gwiazd
OpisNiedawno ukończyła japonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Rok spędziła w starej stolicy Japonii, Narze, mieście opanowanym przez jelenie. Jej największą pasją jest pisanie, lecz z zapałem oddaje się również kaligrafii (japońskiej i europejskiej), malarstwu i rysunkowi. Zadebiutowała w 2009 roku w numerze 14 „Magazynu Fantastycznego” opowiadaniem „Włamywacz na latającym wozie”. Najzabawniejsza praca dorywcza, jaka jej się przytrafiła: wypisywanie pismem gotyckim dyplomów na Mistrzostwach Świata w Sumo.
Gatunekfantasy
– Człowieczeństwo… To ciężki kawałek chleba – powiedziała. Jej oczy były tak ciemne i nieruchome, że nawet on nie potrafił z nich niczego wyczytać. – Ludzie żyją krótko, szybko się starzeją i brzydną. Jako dzieci są nieporadni, w wieku dorastania cierpią katusze. – Czyżby dostrzegł nutkę humoru w jej spojrzeniu? – Więc dlaczego człowiek?
– Żyją krótko i spotyka ich wiele nieszczęść – przyznał. – Ale dzięki temu żyją intensywnie, żyją naprawdę. Tylko znając troski można zaznać szczęścia.
– Domyślam się, że wiesz, z czego rezygnujesz.
– Tak. Błagam, spełnij moją prośbę. – Ukląkł, jak zawsze pokorny. – Tego jednego chcę.
– Łamiesz mi serce, ale jak mogłabym odmówić?
• • •
Promyk niecierpliwym gestem odgarnął włosy z czoła. Jasne kosmyki wiecznie opadały mu na oczy. Spoglądał w niebo, obserwując chmury, tak teraz podobne do owiec powierzonych jego pieczy.
Tak naprawdę nazywał się Ioel – to wędrowny kapłan, który zaszedł do wioski w dniu jego narodzin, kazał go tak nazwać. Jednak matka zaczęła na niego pieszczotliwie mówić Promyczek, z powodu jego jasnych, niemal srebrnych włosów. I takim sposobem mieszkańcy Sierpców chętnie zamienili obco brzmiące imię na swojskie przezwisko.
Spojrzenie chłopca nieodmiennie kierowało się ku górze, ku księżycowi, gwiazdom i słońcu. Pomimo to nie zdarzyło mu się zgubić ani jednej owcy. Inni pasterze nie mogli się nadziwić: jak to możliwe, że ta gapa o rozmaślonym wzroku potrafi mieć jednocześnie baczenie i na niebieskie, i na zielone błonia? I na co on tak patrzy? Liczy może, że zobaczy na niebie płanetnika, co chmury rozgarnia? Człowiek rozważny unika takich cudowności, ale niektórych zawsze ciągnie tam, gdzie nic dobrego nie może ich spotkać.
Pod koniec dnia, przekraczając próg domu, Promyk czuł zmęczenie. Gdy tylko wrócił, matka wysłała go po wodę do studni i tam spotkał Milankę, córkę sąsiadów. Znali się od dziecka, jednak ostatnio Milanka zaczęła przechodzić fascynującą i zarazem onieśmielającą Promyka transformację. Kiedyś górowała nad nim wzrostem, ale teraz, gdy on sam wyciągnął się w górę, chudy jak tyka, musiał pochylać się, by zajrzeć jej w twarz. A jednak onieśmielała go. Kanciaste niegdyś kształty zaokrągliły się teraz pod spódnicą i bluzką, a jej uśmiech sprawiał, że na policzki chłopca wypełzał zdradziecki rumieniec. Przy jej zgrabnej postaci Promyk czuł się niezręczny, często nie wiedział, co zrobić z rękami. Kiedyś złośliwie ciągał ją za żółty warkocz, teraz niespodziewanie brakło mu śmiałości. Mimo to lubił z nią przebywać.
Kiedy miał siedem lat, wędrowny kapłan znów zawitał do ich wioski. Miał ze sobą niezwykły skarb: księgę ozdobioną kolorowymi obrazkami. Wyglądały one tak, jakby podróżujące na chmurach wiły splotły światło słońca, zieleń murawy, błękit nieba, czerwień krwi – i przyprószyły to wszystko gwiezdnym pyłem. Kiedy kapłan pozwolił Promykowi obejrzeć kilka kart księgi, chłopiec nie mógł potem zasnąć w nocy przez długie godziny. Pod jego zaciśniętymi powiekami pojawiały się barwne ptaki, jasne gwiazdy i kolorowe tęcze.
Taka teraz była dla niego Milana – pięknym obrazkiem, na który chciałby wciąż patrzeć. Kiedy więc zaproponowała, żeby nazajutrz po śniadaniu wybrali się na wyprawę do starego kurhanu, zgodził się od razu.
– Jutro Gniewko i Jagoda doglądają owiec, mogę się na trochę wyrwać – powiedział.
– Mama ostatnio zaczęła się krzywić na nasze wyprawy – Milanka spojrzała na niego z ukosa, jakby sprawdzając jego reakcję.
– Dlaczego? – zdziwił się. – Przecież zawsze się razem włóczyliśmy.
Kiedyś chadzała z nimi także starsza siostra Milany, ale od kiedy wyszła za mąż, nie miała czasu na szczeniackie włóczęgi.
Milanka roześmiała się tylko i spojrzała na niego pobłażliwie.
– O, albo lepiej! – klasnęła naraz w dłonie. – Weźmy śniadanie ze sobą, zjemy po drodze. Po co mitrężyć w domu, jeszcze nam kto jakie zajęcie znajdzie.
Przystał i na to.
– No, to dobranoc – powiedziała. Obróciła się z furkotem spódnicy i już jej nie było. Ioel westchnął, wciągając do płuc rześkie powietrze. Już pomału zbliżała się Noc Kupalna, ale wieczory nadal bywały chłodne. Spomiędzy chmur wyjrzała samotna gwiazdka. Chłopak uśmiechnął się do niej.
– Do strumienia po tę wodę chodziłeś? – powitała go zniecierpliwiona matka.
– Chyba do niego biegał, bo patrzcie, jaki zarumieniony! – zaśmiała się Jagódka, starsza z sióstr Promyka.
– A może go coś miłego przy studni spotkało? – parsknął Gniewko, pierworodny syn.
– Promycek, mas dziewcyne? – wypaliła wprost sześcioletnia Malwa. Widać było, że zanim Promyk przyszedł, temat ten wałkowało całe rodzeństwo.
– A odczepcie się wy wszyscy ode mnie! – burknął chłopak, zapłonął świeżą czerwienią i uciekł na stryszek, gdzie sypiał z Gniewkiem.
Obudził się pierwszy w całym domu. Na paluszkach zszedł na dół, zawinął w chustę kawałek chleba i sera, wsunął łapcie na stopy i wyszedł na zewnątrz.
Młode słońce ucałowało go na powitanie. Wyglądało na to, że padało w nocy – na liściach drzew dyndały jeszcze świeże krople, a ziemia miękko uginała się pod nogami. Ioel przysiadł na cembrowinie studni, obserwując pogrążoną we śnie wieś. Zbliżało się lato i dzień wstawał teraz bardzo wcześnie.
Na ścieżce pojawiła się jedna z sąsiadek w kolorowej chustce na głowie, z dezaprobatą spoglądając na nieróbstwo chłopaka. Promyk zerwał soczyste źdźbło trawy i przygryzał je w zamyśleniu, wodząc wzrokiem wysoko ponad dachami domów. Podskoczył, gdy o kostki otarł mu się wioskowy kocur, zapewne wracający dopiero z nocnych łowów. I już w chwilę potem zobaczył uśmiech Milanki, która biegła w jego stronę, potrząsając wałówką.
– Chodź, zanim mamusia się obudzi – powiedziała i pociągnęła go za łokieć, schodząc spod obstrzału spojrzeń coraz większej liczby ciekawskich sąsiadów.
Pobiegli jak szaleni na wolność, wśród pól przykrytych delikatną kołderką mgieł. Gdy zabudowania zniknęły im z oczu, zwolnili kroku, wyrównali oddechy.
– Bardziej by pasowało zakraść się na kurhan o północy – zatroskała się Milanka.
– Ale po nocy trudno by nam było tam trafić – zauważył Promyk.
– No tak. To zadowolimy się kurhanem za dnia.
– A po co właściwie tam idziemy?
– Nie słyszałeś? Na kurhanie, niekoniecznie o północy, można spotkać ducha dawnego władcy, którego tam pochowano. A on wskaże drogę do skarbu…
– Czemu niby jakiś nieboszczyk król miałby się dzielić skarbem? – spytał powątpiewająco chłopak.
– Oj, głupiś. Klątwa na nim ciąży, że nie zazna spokoju, aż skarb komu odda – wzruszyła ramionami Milana. – A spróbować nigdy nie zaszkodzi.
Kiedyś bardzo się zaperzał, gdy zarzucała mu głupotę. Dziś tylko uśmiechnął się kącikiem ust. Pogoda była piękna, a on mógłby maszerować choćby za siódmą górę.
– Podobno ten władca zabił swojego brata – wprowadzała go w legendę dziewczyna. – Dla skarbu. I został przeklęty, tak że nie może zaznać spokoju nawet po śmierci, dopóki skarbu nie przekaże w ręce czystsze i godniejsze.
– Oj, było się lepiej wyszorować z rana – parsknął Ioel.
– Ot, tępak – westchnęła Milanka. – Czyste, czyli niewinne – wytłumaczyła jak krowie na miedzy. – Krwią nie zbrukane.
Po drodze zabawiała się zbieraniem polnych kwiatów, a Promyk obserwował ją z przyjemnością. Czasem, gdy dostrzegł w trawie ładny kwiat, zrywał go i podawał jej, a ona dodawała go do bukietu.
Na horyzoncie pojawił się tajemniczy kurhan. Porośnięty zieloną trawą, wyłaniał się z ziemi jak brzuch ciężarnej kobiety. Dziewczyna obiegła go, obejrzała uważnie. Nie znalazła jednak nic interesującego.
– Zgłodniałem – poskarżył się Promyk.
– Poczekaj, może trzeba się wspiąć na czubek? – Milanka nie dawała za wygraną.
Weszli więc na pagórek, ale i tam nie objawił im się zamożny duch. Za to głód wciąż im dokuczał. Usadowili się więc na wilgotnej trawie, podścielając sobie chustki, w które owinęli jedzenie, i zaczęli się posilać.
– Więc to jednak była bujda – pokiwała głową Milana.
– Albo rzeczywiście trzeba było przyjść w nocy – powiedział Promyk.
1 2 3 6 »

Komentarze

06 II 2011   11:32:04

Wzruszające :).

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bo wiemy więcej, niż nam się wydawało…
— Agnieszka „Raven” Szmatoła

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.