Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grażyna Sosińska
‹Dwie damy na pozór Fosse’a i de Laclosa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrażyna Sosińska
TytułDwie damy na pozór Fosse’a i de Laclosa
OpisPrzedstawiamy długie opowiadanie, przywodzące tematyką na myśl „Niebezpieczne związki” Choderlosa de Laclosa.
Gatunekobyczajowa

Dwie damy na pozór Fosse’a i de Laclosa – część 1

« 1 9 10 11

Grażyna Sosińska

Dwie damy na pozór Fosse’a i de Laclosa – część 1

Nawet specjalnie się nie wysilałem. Po prostu na wstępie olałem Mamkę i towarzystwo i przyłączyłem się do jej rodziców, którzy ochoczo poczęstowali mnie nalewką wiśniową. Gdy już wstawiłem się na tyle, żeby pozbyć się nerwicowych mdłości, poprosiłem o gitarę, wyłuskałem z tłumu Grześka (ku nieukrywanej złości Marty) i usiedliśmy na strychu, gdzie zaczęliśmy śpiewać sprośne piosenki.
Pływał raz marynarz, który
nie pierdolił przez rok chyba
i wytryskiem swojej spermy
zabił wieloryba
Hej-ha, kolejkę nalej…

Już pod koniec tego rejsu
bosman zrobił taką gafę
że spadł z najwyższego masztu
jajami na rafę
Aż wreszcie zabraliśmy się w drogę do domu, podczas której alkohol wyparował, a dobry nastrój mi przeszedł. Olga wyglądała, jakby dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, że dzieje się coś złego.
– Zajrzysz do mnie na chwilę?
– Po co?
– Chcę ci coś dać.
Weszliśmy do jej pokoju. Wręczyła mi wszystkie listy od Krzyśka i swój pamiętnik.
– Mogę to spalić? – spytałem w przypływie dobrego humoru. Olga się roześmiała.
– Nie, ale uznałam, że powinieneś to przeczytać – popatrzyłem na nią zdziwiony. Przytuliła się – Kocham cię. Idź już, zaraz masz ostatni autobus.
Pierdolić autobusy. Czekała mnie ciężka lektura, do której musiałem się przygotować. Z Ursynowa na Saską Kępę wróciłem na piechotę. Postanowiłem nie wchodzić jednak do domu, tylko usiadłem na klatce schodowej, zapałką zablokowałem włącznik światła i zacząłem czytać.
Gdy skończyłem, właśnie zaczynał brać mnie kac, co odwróciło moją uwagę od myśli, że czekają mnie poważne kłopoty, a ten skurwiel już się na to cieszy. Choć z drugiej strony nie mogłem nie docenić Olgowej polityki otwartości.
W ramach prewencji wybrałem jedyną metodę, która zdawała się gwarantować spokój i poprosiłem Olgę, żeby się więcej z nim nie spotykała.
– Nie będziesz mi mówił, z kim mam się spotykać, a z kim nie – odparła ostro. Mimo to przez kilka miesięcy był spokój.
Los pozwolił nam wykorzystać ten okres bardzo intensywnie.
Na początku listopada rodzice wyjechali w Polskę na groby.
Jeden nieostrożny ruch, „Janusz, patrz, krew”. W pierwszym odruchu myślałem, że to ja się skaleczyłem. Ale nie – to się właśnie stało. Następnego dnia znów to samo, choć jakby bez świadomości, że już możemy, że ten trudny moment jest już za nami. „Patrz, jesteś już bardzo głęboko” – powiedziała, a ja po prostu cały tam byłem, nie czując się bynajmniej poniżony faktem, że na chwilę cały zredukowałem się do „maleńtasa”, jak go nazywała.
I trzeci dzień, gdy Olga wpadła do mnie jak burza i jak burza się zachowywała, szepcząc rozwiązłym nieznanym, mi wcześniej, tonem „Myślałeś, że mogę tu przyjść w innym celu niż erotycznym?”.
Sylwestra świętowaliśmy na Ornaku, pijąc kupioną na Słowacji wódkę z colą. Olga pierwszy raz w życiu upiła się tak, że musiałem przekazać jej mój patent na powstrzymanie pawia i zawrotów głowy.
– Widzisz to okno? Musisz zatrzymać na nim wzrok, za wszelką cenę doprowadzić do tego, żeby było nieruchome – instruowałem ją na temat tego, co sam w tym momencie robiłem. Dotrwaliśmy jakoś do rana.
Jak mówiłem, przez kilka miesięcy było bosko. Tym bardziej nieoczekiwany był kolejny ruch Krzyśka, o którym już niemal zapomniałem. Tym razem on zaproponował, żebyśmy spotkali się we troje.
Wspominałem już o ortodoksyjnym podejściu Krzyśka do odprowadzania dziewczyn. Kolejny przykład jego gorliwości niestety ujawnił moją indolencję wobec bezczelności.
Mnie się pomysł tego spotkania spodobał. Chcąc jednak mieć jakąś kontrolę nad wydarzeniem zaprosiłem ich wszystkich do siebie. Był pewien minus – mieli się najpierw zobaczyć sam na sam, ale, będąc pewnym, że pozostałe warunki znajdują się pod moim wpływem, czekałem na to spotkanie z pewną ciekawością.
Pech chciał, że idąc na zakupy spotkałem Olgę – szła właśnie do niego.
Sprzeczność słów i języka ciała powinna budzić podejrzenie, że ktoś kłamie. Co sądzić o sytuacji, gdy znaki języka ciała są wzajemnie sprzeczne? Olga nie odezwała się ani słowem. Chwyciła mnie uspokajająco za ramię. Jednak jej oczy mówiły, że jest coś, o czym nie wiem.
Pojawili się u mnie wczesnym wieczorem. Zaproponowałem kupno jakiegoś alkoholu, więc Krzysiek zasugerował wycieczkę do sklepu całodobowego. Zebrałem pieniądze i poszliśmy. Uderzyło mnie to, że szedł bardzo szybkim krokiem, nawijając po drodze o swoim komputerze z drukarką igłową, o tym że pisze tak wszystkie listy – miałem to wykorzystać kilka lat później. To, a także fakt, że był dysgrafikiem.
Gdy wróciliśmy z butelką martini, czekały na nas zapalone świece i rozłożone na dywanie kieliszki. Zaczął się dziwny spektakl, w którym wszyscy zastanawialiśmy się, co powiedzieć. Ewidentnie ktoś był osobą trzecią. Zacząłem czekać na koniec tego epizodu, przekonany, że z przyjaźni z tym człowiekiem nic nie będzie. Nie myślałem w tym momencie o jego nieznośnej dla mnie osobowości. Myślałem o tym, że poza Olgą nie łączy nas żaden wspólny temat do wypowiedzenia choćby jednego zdania.
Gwóźdź programu objawił się niespodziewanie. Gdy Krzysiek wyszedł do toalety, Olga zabrała mnie do kuchni i:
– Słuchaj, on się zgodził na to spotkanie pod warunkiem, że to on mnie odprowadzi do domu.
Nie wykrzyknąłem „I ty się na to zgodziłaś?!”
Nie wyciągnąłem go z kibla i nie rzuciłem się na niego z pięściami.
Nie powiedziałem „Wypierdalać z mojego domu”.
Po prostu zamurowało mnie.
Odprowadziłem ich na przystanek, modląc się o pomysł na zachowanie spokoju. Pomysł był prosty – kolejna butelka wermutu.
Rano Olga zadzwoniła i powiedziała, że łazili razem po Warszawie całą noc. Przy okazji dowiedziałem się, że w autobusie siedziała mu na kolanach, bo „było tylko jedno miejsce”.
Wyceniłem ten wieczór na trzy dni ciszy. Naprawdę miałem ochotę zerwać. W dodatku ten drastyczny dysonans – zaledwie kilka dni wcześniej zrobiłem jej kilka aktów. Nie były to dobre zdjęcia, ale chodziło przecież o coś innego – pozowała mi nago!
• • •
Jeśli ktoś ma ochotę spytać, dlaczego z Olgą nie zerwałem, to odpowiedź jest bardzo prosta i logiczna. Ponieważ pomiędzy regularnymi od tego momentu sesjami z Krzykiem (co 3-4 miesiące) Olga była najbardziej kochającą, najbardziej czułą, najcieplejszą, najmądrzejszą i najbardziej seksowną istotą, jaką znałem – włączając w krąg porównawczy wszystkie możliwe postacie książkowe i filmowe – i taka miała na zawsze pozostać w mojej pamięci. Musiałem znieść tylko jedną jej wadę – że nigdy nie zdołała się wyzwolić spod wpływu Krzyska Wada ta była złagodzona faktem, że, pomijając ostatnie ich spotkanie, te seanse nie wyróżniały się niczym poza dwuznaczną aurą, jaką obydwoje wokół nich roztaczali. Żarliśmy się o to wściekle, ale temat (i zarazem przyczyna) awantur po prostu nie nadawał się do negocjacji opartych na logicznych argumentach, a do emocjonalnych nie chciałem się odwoływać, uważając, że samo wracanie do tematu jest wystarczającą demonstracją własnej słabości.
W miłości najbardziej zaskakującym odkryciem jest powolna przemiana postawy wywołana negatywnymi bodźcami. Poniekąd Olga powinna mieć sama do siebie pretensje o to, co się stało siedem miesięcy po „naszym” spotkaniu.
Mogę chyba powiedzieć: ja zdradziłem Olgę, bo ona nie umiała się oderwać od tego drania, a Olga odeszła ode mnie, po moja zdrada była zbyt ewidentna. Po prostu daliśmy sobie wzajemnie przyzwolenie na świństwo.

Siemasz Wróbel!
Dawno do Ciebie nie pisałem, no bo jakaś beznadzieja się zaczęła. Jako że jest to temat z grupy tych frustrujących, pogadamy o tym przy jakiejś wódce, bo na trzeźwo nie umiem.
Dość powiedzieć, że złamałem się i zacząłem dzwonić do Justyny. W dodatku za darmo. Wieczorami sprzątamy z Olgą taki sklep z elektroniką w jej bloku, więc mam nieograniczony dostęp do telefonu. Wiem, że to niepięknie, bo praca została załatwiona przez jej mamę, ale jakoś mi brak motywacji, żeby być w 100% przyzwoitym. Te 10% bez wyrzutów sumienia sobie odjąłem.
Rozmowy z Justyną są całkiem zajmujące i właściwie na tym mógłbym skończyć historię, ale, cóż, odezwał się we mnie duch eksperymentatora. Postanowiłem sprowadzić nasze konwersacje na tak interesujący mnie kiedyś temat. Przyznałem się jej mianowicie, jak straszliwie się upiłem po tej studniówce dwa lata temu – nie wyjaśniłem jednak, dlaczego. Justyna zamilkła na chwilę, po czym stwierdziła, że musimy o tym poważnie porozmawiać.
No i mam szatański plan. Wyobraź sobie, jesteśmy umówieni na spotkanie 3 sierpnia, dzień wcześniej ona ma przyjechać do Warszawy. A ja już planuję przeprowadzenie eksperymentu – chcę jej opowiedzieć o wszystkim, co do niej kiedyś czułem i zobaczyć jej reakcję. A, że jak wspominałem na początku, z Olgą nie najlepiej mi się ostatnio wiedzie (bo to o to chodziło), więc ona już o wszystkim wie.
Może trochę przeginam, ale jestem cholernie ciekaw, co z tego wyniknie. Cóż, Justyna pewnie mnie wyśmieje. Pewnie też byś tak przewidywał, bo opowiedziałem Ci o niej sporo i Ty uznałeś, że to wszystko było bez sensu.
Trzymaj się i wracaj z tego Krakowa jak najszybciej, bo naprawdę mam wielką ochotę z tobą pokonferować.
Janusz
koniec
« 1 9 10 11
1 października 2000

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.