Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Gajek
‹Trzy dni w piekle›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Gajek
TytułTrzy dni w piekle
OpisJa, Grzegorz Gajek, urodziłem się 28 lipca 1987 roku w Warszawie. Pierwsze swe "wielkie dzieło" skleciłem w wieku ośmiu lat, czerpiąc natchnienie z Lucasowskich "Gwiezdnych Wojen". Później brałem udział w licznych konkursach literackich, zarówno rejonowych, szkolnych, jak i ogólnopolskich, kilkakrotnie zajmując wysokie miejsca. Obecnie jestem uczniem Gimnazjum nr 38 im. Marii Skłodowskiej-Curie. Interesuję się filozofią, zwłaszcza w odniesieniu do obecnej sytuacji na świecie, a także historią. Moje zainteresowania literackie są dość szerokie. Czytuję Shakespeare′a, Prusa, Sienkiewicza, Lema, Tolkiena, Sapkowskiego oraz wiersze pisane przez moich przyjaciół. Podobnie jest z tym, co piszę - są to miniatury teatralne, opowieści SF, fantasy, obyczajowe (jest tego trochę). W dalekiej przyszłości planuję podjąć studia archeologiczne.
Gatunekobyczajowa, sensacja

Trzy dni w piekle

Grzegorz Gajek
« 1 2 3 »

Grzegorz Gajek

Trzy dni w piekle

- Jezu! - sapnąłem.
Odruchowo przyciągnąłem palec do cyngla, lecz powstrzymałem się w ostatniej chwili. Opuściłem karabin; z szafy wytoczył się mały chłopiec.
Po tym incydencie wzięliśmy chłopca do siebie. Nakarmiliśmy go i napoiliśmy. Później postanowiliśmy sobie z nim zrobić zdjęcia. Miał jakieś trzy-cztery lata i naprawdę miłą powierzchowność. Koledzy zrobili mi zdjęcie, jak chłopczyk mnie obejmuje, a ja daję mu buziaka. Miało to przedstawiać mnie, dowódcę, jako dobrego ojca. Swoją drogą, bardzo polubiłem tego dzieciaka. Nazwałem go w myślach Michasiem.
Potem wreszcie położyliśmy się spać, wcześniej jednak opatulając Michasia naszymi kocami.
Następnego dnia zbudziłem się wcześnie rano. Nawiązaliśmy kontakt z dowództwem. Zrzutu dokonają za trzy godziny. Pierwsze pojazdy opancerzone powinny dojechać za jakieś dwanaście. Takoż cały zadowolony z siebie wyszedłem na dwór i zaciągnąłem się świeżym powietrzem. Paru moich chłopców właśnie wchodziło do budynku, w którym urządziliśmy sobie latrynę.
Nagle jednak ogarnęło mnie dziwne uczucie niepokoju, jakieś zimno obejmujące ciało. Pamiętam... pamiętam, że uniosłem głowę. Był ten moment ciszy, a potem huk. Coś się stało, upadłem. Ujrzałem płomienie. Usłyszałem krzyk. Odłamki gruzu i skrwawionego ciała sypnęły się w moją stronę. Zdałem sobie sprawę, że kilku moich żołnierzy właśnie rozsmarowało po pobliskich budynkach. Że koło mnie leży urwana dłoń.
Poderwałem się z miejsca. Coś krzyknąłem. Chyba: "ALARM!!!" Skądś zagrały karabiny. Dostałem kilkoma grudkami ziemi. Zorientowałem się, że to do mnie strzelają. Dałem nura z powrotem do domu. Panował w nim dziwny huk, jakiś grzechot.
- CO SIĘ DZIEJE?! - krzyknąłem.
- ATAKUJĄ NAS! - Sohe przestał strzelać i zabrał karabin z okna.
Grucha podał mi mój karabin i hełm.
- MUSIMY SIĘ PRZEGRUPOWAĆ!!! - ryknął Sohe, przekrzykując huk strzałów.
Kiwnąłem głową. Wybiegliśmy na ulicę, oddając po kilka strzałów. Nie wiedziałem, do kogo strzelam, nawet go nie widziałem. Schowaliśmy się w alejce.
- HELLER! BIEGNIJ DO TAMTEJ ULICZKI!!! - zakomenderowałem. - BĘDZIEMY CIĘ OSŁANIAĆ!!
Chłopak przełknął ślinę i rzucił się biegiem w tamtą stronę. My w międzyczasie zasypaliśmy ogniem stanowiska wroga. Gdy ujrzałem, że Heller jest już na miejscu, kiwnąłem na Gruchockiego. On też przebiegł. Potem ja. Na końcu Sohe. Strzały w pobliżu ucichły, lecz nadal dochodziły z pewnego oddalenia. Okropny chrzęst i łomot.
Chwyciłem przenośne radio.
- Sokół! Sokół! - rzuciłem do mikrofonu. - Melduj!
- Niewesoło! - odparł ze słuchawki. - Strzelają do nas! Co mamy robić?!
- Cofajcie się do placu, gdzie są RKM-y! Tam zorganizujemy linię obrony! Przekaż rozkaz dalej! Bez odbioru!
Nagle usłyszałem pod nogami jakiś chrzęst. Coś podtoczyło się do mojego buta. Bogu dzięki, instynktownie kopnąłem to za róg. Usłyszałem huk - urwał się po ułamku sekundy. Wypiep..yło za mną ścianę! Byłem na ziemi. Słyszałem jakieś dudnienie, jakiś dziwny pisk. Sohe coś do mnie krzyczał. W oddali usłyszałem dwa strzały. Zorientowałem się, że to Heller strzela tuż nad moją głową. Po chwili słowa Sohego zaczynały robić się zrozumiałe.
- Już mnie pan słyszy?!
- Tak! - odkrzyknąłem. - Ruszajmy!
Wybiegliśmy na ulicę. Znowu otoczył mnie huk, wybuchy, strzały, krzyki. Nagle coś na mnie wpadło. Poczułem przeszywający ból w ramieniu. Przycisnąłem spust. Ochlapała mnie krew. Przede mną upadło ciało. Sohe właśnie kogoś zastrzelił. Heller ciągnął mnie za rękaw. Ja patrzyłem na ciało. Człowieka przed chwilą zabiłem. Obok niego pojawił się chłopiec jakby znikąd. To Michaś! Na Boga! Zabiłem mu ojca...
Wpadliśmy w kolejną alejkę. Padłem pod ścianą. Lewą rękę miałem jakąś dziwnie odrętwiałą i było mi w nią mokro.
- Nic ci nie jest?! - Sohe z trudem przekrzykiwał huk wystrzałów. Heller i Gruchocki odstrzeliwali się w stronę wrogów.
Co mi miało być. Ja tylko... miałem dziurę w ramieniu. Trochę krwawiącą.
- Nic! - pokręciłem głową.
Gruchocki odwrócił się w naszą stronę. Zauważyłem, że jest cały zapylony i lekko osmolony.
- Nadchodzą wielką grupą! - krzyknął.
W tym momencie jakby się ocknąłem. Chwyciłem karabin.
- Gruchocki - granat! Ubezpieczam!
Wychyliłem się. Zacząłem strzelać. On wyskoczył. Rzucił granat. Koło nas świstnęły kule. Schowaliśmy się. Huk! Krzyk!
- Jeszcze raz!
Powtórzyliśmy procedurę. Wychylam się - strzelam. On wyskakuje - rzuca - wraca. Znowu huk.
- Obchodzimy tyłem i do placu! Heller, Sohe! Sprawdźcie przejście!
Wydałem komendy. Co było potem? To trudno opisać. Pamiętam... pamiętam bieg. Strzelaliśmy. Bieg i strzał. Strzał i bieg. Magazynek - zmiana. Już trzeci. Trzy Przyciskam Strzał Spust Wokół trzepocą i furkocą Sohe dostał Heller chodź! CHODŹ!!! K..wa! Nie można! Strzelają Daleko granat. Ciągnę! Ogniem osłaniamy? Gdzie dokąd... Gruchocki. Biegiem! Osłona - skała - opoka. Nie żyje... Ryczą? Zgrzytają! Łomocą... Grzechocą, Tamtędy! Wydech, ucisk.
Eh... hu, hu, hu. Ah... ha, eh, uh, hu, hu, hu, hu, hu. Eh, eh, eh, he, eh, he, eh-e.
- Janek! Janek! Nic ci nie jest?!
Pokręciłem głową. Udało się. Byłem na placu. Sokół stał nade mną. Grucha i Heller byli też. Zdałem sobie sprawę, że Sohe nie żyje. Rozerwało mu głowę, kiedy biegliśmy. Biegliśmy... Spojrzałem na zegarek. Jezu, to było godzinę temu!
Spojrzałem na Sokoła. Był brudny i osmolony. Na twarzy miał trochę krwi.
- Gdzie zorganizowaliście posterunek medyczny? - zapytałem.
- Co?! - odwrzasnął Sokół.
- Gdzie medyczny?! - powtórzyłem. - Gruchocki jest ranny! Chyba ma przestrzelone kolano!
- Tam! - wskazał na pobliski budynek. - A co z tobą?! Oberwałeś?!
- A! Nie, to nic takiego! Niech mnie tylko na szybko połatają! To tylko nóż!
Połatali.
Podpełzliśmy pod prowizorycznie usypany szaniec, na którym stały oparte RKM-y. Kilku gości pruło przerywanymi seriami do wroga. Tamci też się odstrzeliwali. Od czasu do czasu jakiś zbłąkany nabój wbijał się koło nas w ziemię.
- Daj mi połączenie z HQ! - krzyknąłem do Sokoła.
Zaraz się połączyliśmy. Urywanymi zdaniami złożyłem raport. Dali mi jakiegoś spasłego pułkownika-sk..wysyna.
Ja: POTRZEBUJEMY WSPARCIA!!
Pułkownik: Trzymajcie pozycję. Oddziały są zajęte.
Ja: Głośniej, k..wa!
Pułkownik: Macie trzymać pozycję!
Ja: Te sk..wysyny mordują moich chłopców!
Pułkownik: Pie..olę to! Nie możemy wam dać wsparcia! Jakie macie straty?!
Ja: Czterech zabitych i dwóch rannych! Jeden ciężko!
Pułkownik: To mają być, cholera, straty!? Wasz oddział jest sprawny!
Ja: Tam jest do ..uja tych pie..olonych arabów! Nie mamy szans!
Pułkownik: Trzymać przyczółek! To nie powód, żeby srać w gacie, chłoptasiu! Dostaniecie wsparcie zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami! Słyszysz mnie? Rozkaz nie może być zmieniony! Jesteście k..ewskimi żołnierzami na k..ewskiej wojnie!
Ja: Nie mamy wystarczająco sprzętu!
Pułkownik: Macie te w dupę je..ne RKM-y i granatniki! Zróbcie z nich użytek!
Ja: Tak jest!
Pułkownik: Dobrze, k..wa! Misja ma być wykonana! O dwunastej trzydzieści siedem zrzucimy wam sprzęt do budowania mostu i posiłki! Około osiemnastej nadjadą dywizje opancerzone! Przeprawa ma być gotowa! I skopcie dupy tym zasrańcom! Bez odbioru!
Oddałem słuchawkę. Spojrzałem na zegarek. Była dziewiąta zero cztery.
Dziewiąta dwadzieścia cztery
Czterech zabitych, pięciu rannych. Atakują cały czas. Odpieramy. Moi chłopcy są lepiej uzbrojeni, ale tych dupków jest do cholery i jeszcze trochę.
Dziewiąta pięćdziesiąt
Przestali strzelać. Chyba się przegrupowują. Wysłałem pięciu ludzi, aby zabezpieczyli miejsce zrzutu. Mamy piątego martwego. Jeden chłopak zmarł od ran. Miał w ciele trzynaście pocisków niewielkiego kalibru i chyba ze sto odłamków.
Dziesiąta dwadzieścia trzy
Pięciu zabitych, ośmiu rannych. Ponowili atak. Kanonada prawie nie ustaje od jakichś dziesięciu minut. Naszym odcięli drogę do punktu zrzutu.
Dziesiąta dwadzieścia dziewięć
Chłopcy wrócili. Żadnych zabitych ani rannych nie ma wśród nich.
Jedenasta zero jeden
Pięciu zabitych, dwunastu rannych, trzech ciężko. Natarli na nas wielką kupą. Kilka razy rozpędziliśmy ich z granatników. Doszło do walki wręcz. Ale tylko na chwilę. Dopiep..yliśmy im z RKM-ów.
Jedenasta piętnaście
Czasu coraz mniej. Wysyłam Sokoła na punkt zrzutu. Dostanie czterech ludzi. Więcej nie mogę mu dać. Tu trwa prawdziwe piekło.
Jedenasta czterdzieści osiem
« 1 2 3 »

Komentarze

15 I 2010   20:13:46

Jak powiedział De Gaulle widząc francuską partyzantkę: 'Brak mi słów'. Zarzutów mam masę, wszystkie natury technicznej.

1. Jeśli w danej operacji udział bierze jednostka specjalna, pozostałe stanowią jej wsparcie (tutaj jest na odwrót).
2. Rozmowa z oficerem jest śmieszna ponad miarę. Nigdy żaden dowódca nie będzie niszczył celowo morale swoich żołnierzy - chyba, że to armia czerwona.
3. Oddziały GROM nie biorą udziału w podstawowych manewrach wojskowych, bo jak sama nazwa wskazuje – jest to jednostka specjalnego przeznaczenia.
4. Buty wojskowe to nie glany!
5. Żaden żołnierz nie dostałby wódki jako racji – posiadanie alkoholu jest zabronione. Sokół jest na specjalnych zasadach?
6. Kopnij 400 (relatywnie 700 - nie zaznaczyłeś co to za granat) gram tak, żeby odleciał na 5 choćby metrów. Granat to nie kapiszon! Jest tak zaprojektowany, żeby można było go co najwyżej odrzucić.
7. Na pustyni piach nie tworzy grudek. Wręcz przeciwnie – najmniejsze tupnięcie powoduje uniesienie się w górę chmury pyłu.
8. Natarcie zawsze wykonuje się z wykorzystaniem środków mobilnych (ciężarówki, wozy opancerzone, bojowe wozy piechoty, czołgi, śmigłowce itd.). Czasy, w których wojsko kroczyło od Azot do Nazot się skończyły na Napoleonie. Takie manewry wykorzystuje się nader rzadko i tylko w szczególnych przypadkach – nie takich jak ten.
9. W warunkach bojowych cały pluton ‘siedzi’ na jednej częstotliwości, więc nie ma potrzeby przekazywania rozkazów dalej.

DNO! Nie odrobiłeś pracy domowej, a redaktorzy Esensji nie muszą się na takich rzeczach znać, więc czuję się w obowiązku kopnąć cię w przysłowiową rzyć.

Na koniec powiem tylko tyle, że w Iraku obecność żołnierzy GROM na danym terytorium była zaznaczona tylko jednym – ktoś wiedział, że oni tam są i jakieś plotki, że Malinowski z jednym rozmawiał.

Polecane lektury:
Andy McNab ‘Bravo Two Zero’
(Od biedy) Bob Mayer ‘Angola’
Jako pogląd (i tylko pogląd) na to, jak wyglądają operacje specjalne.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Morderstwa, magia i afery szpiegowskie
— Beatrycze Nowicka

Obraz niezdecydowania
— Jarosław Loretz

Wielka Zieleń
— Grzegorz Gajek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.