Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Julia Szajkowska
‹Niepołomni›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJulia Szajkowska
TytułNiepołomni
OpisAutorka pisze o sobie:
Urodziłam się w 1981 w Łodzi, tu ukończyłam studia – fizykę na PŁ, tu mieszkam razem z mężem. Pracuję jako tłumacz języka angielskiego. Publikacja opowiadania w „Esensji” to mój debiut literacki.
Gatunekfantasy, historyczna

Niepołomni

« 1 13 14 15 16 17 18 »

Julia Szajkowska

Niepołomni

Wiedźma zachwiała się, gdy intensywne obrazy znów zatańczyły jej przed oczyma.
Drewno rozsycha…sięztrzas…kiem. Ma-asywny palllllllllll…
by wreszcie pęk…chwieje się…na dwo…
Ususzonekorale…żółtypiach
…sypiąsięwdółna…
Szarpnięciem uwolniła się z uchwytu leśnego. Rokita, przekonany, że szok odebrał Jadze zdrowe zmysły, chciał ją przytrzymać, lecz potężna łapa Boruty zatrzymała go w pół kroku.
– Zostaw – szepnął. – To jej wiedźmie sprawy. Niech się upewni, czy wszystko w porządku. Nie nam się w to mieszać.
Rokita po chwili namysłu skinął głową na znak zgody. Z doświadczenia wiedział, że Jaga nigdy nie była skora dzielić się swymi sekretami.
Ona tymczasem, zataczając się niczym w amoku, brnęła między ludzkimi szczątkami na środek polany. Gdy dotarła do celu, wyciągnęła zdrową dłoń w próżnię, jakby chciała pochwycić niewidzialnego kochanka i zamarła na moment z zamkniętymi oczami.
Tym razem nic nie zakłóciło wizji.
Korale sypią się w dół, odbijając się od zdobień posągu, lecz nim którykolwiek z nich dotknie ziemi, wszystkie rozpadną się w pył.
Odetchnęła z wyraźną ulgą. Uspokojona pozwoliła poprowadzić się na przewrócony pień i bez dalszych protestów poddała się oględzinom uszkodzonej ręki.
– No więc? – ciekawość nie pozwoliła Rokicie czekać dłużej. – O co wam poszło?
Jaga otworzyła usta, by wyjaśnić mu zajścia ostatnich chwil, lecz Boruta wybrał ten właśnie moment na rozpoczęcie leczenia złamanego nadgarstka. Ułożył szczupłe ramię na swojej wielkiej niczym bochen chleba dłoni i przesunął nad nim drugą ręką od łokcia aż po czubki palców. Bzowska wrzasnęła przeciągle. Odruchowo chciała cofnąć rękę, lecz ta leżała na dłoni Boruty niczym skamieniała.
– Musi boleć, wiedźmo. Pogruchotałaś sobie cały nadgarstek. Trzeba poukładać wszystkie te okruchy jeden po drugim. Zaciśnij zęby i bądź dzielna.
Ostatnie słowa tej przemowy utonęły w urywanym szlochu Bzowskiej. Boruta ponownie przesunął dłoń nad uszkodzony staw. Po twarzy wiedźmy popłynęły łzy.
– Jesteś bez serca – zarzucił mu przyjaciel. – Dama przez ciebie płacze. Nas możesz sobie łatać na żywca, ale toż to przecie boginka, delikatna istota. Masz, mała. Łyknij sobie ziółek.
To mówiąc, odkorkował wyciągniętą zza pazuchy manierkę i podetknął Bzowskiej pod nos. Powąchała ostrożnie, nim upiła nieśmiały łyk.
– Dalej, bez obaw. Przecież cię nie otruję. To sprawdzony, rodzinny przepis. Łyknij zdrowo, zobaczysz, że nic więcej nie poczujesz.
– Dlaczego przyszliście? – zapytała cicho, starając się nie patrzeć na poczynania Boruty ani na zmasakrowane ciała.
Rokita przykucnął naprzeciwko niej, miłosiernie zasłaniając sobą widok na polanę.
– Stary kazał. Powiedział, że włos ma ci z głowy nie spaść.
– Gdzie wilki? – Coraz trudniej było jej zebrać myśli i utrzymać ostrość widzenia. Zaniepokojona spytała: – Co ty mi dałeś?
– Ziółka, kochana, zwyczajne ziółka. Przeciwbólowe. Skuteczne jak widzę – wyszczerzył białe zęby w rozbrajającym uśmiechu. – A wilki? Mają inną robotę. W lesie kręci się dużo Niemców.
Zdrową ręką dała znak, by nie mówił dalej.
– Przecież odmówił… – Ziewnęła rozdzierająco.
– Ktoś poprosił – wyjaśnił Boruta, znużony ich gadaniem. – No, skończone. Teraz znajdziemy tylko coś, żeby to usztywnić. – Grzebał przez chwilę w przepastnych kieszeniach marynarki, po czym wyciągnął z nich dwie deszczułki i bandaż. – Takie czary!
Szybko i sprawnie unieruchomił połamany nadgarstek.
– Zrastać musi się, niestety, naturalnie. Pora się zbierać, boginko.
Jaga pokiwała energicznie głową i ani drgnęła. Wiedziała, że powinna się podnieść, iść do domu… Resztki sił opuściły ją zupełnie, głowa opadła ciężko na ramię.
– Oj, chyba nam dziecina odpłynęła – zaśmiał się Rokita.
– Za mocne te twoje ziółka – prychnął jego towarzysz. – Nic to, trzeba będzie zanieść jejmość do domu na barana.
– Na Boruta, chciałeś chyba powiedzieć.
– I tu się mylisz, mój drogi. Na Rokita. – Pękaty sługa kniei nie dał się zbić z pantałyku. – Ktoś przecież musi nas przeprowadzić przez las. Nie sądzę, żeby pieski zdołały już oczyścić teren. Chociaż Szkopy mają teraz pewnie ciekawsze zajęcia niż rozglądanie się za nami – zaśmiał się nieprzyjemnie.
Odszukał wzrokiem płócienną torbę Jagi. Leżała niedaleko szczątków dowódcy niemieckiego oddziału. Podszedł do niej, szturchnął parę razy butem, rozkopując przy tym różowy śnieg i skrzywił się niezadowolony.
– Mam nadzieję, że wiedźma nie była do niej nazbyt przywiązana, bo coś mi mówi, że ta pokrwawiona szmata powinna tu zostać. Trzeba będzie dać znać smykom, niech to trochę uprzątną. Nie potrzeba mi niemieckich trucheł w lesie.
Popatrzył wyczekująco na Rokitę. Leśny westchnął teatralnie i z miną ciężko pokrzywdzonego przez los uniósł Bzowską z pnia tak lekko, jakby kobieta ważyła nie więcej niż piórko.
– Tylko ostrożnie – ostrzegł Boruta. – Uważaj na rękę, takie złamania są cholernie bolesne.
– Po nalewce mojej babuni niczego nie poczuje. – Rokita błysnął zębami w uśmiechu. – Prawda, mała?
Bzowska mruknęła tylko coś niezrozumiale i ułożyła się wygodniej w objęciach sługi Leszego. Głowa opadła jej bezwładnie na ramię Rokity. Przez chwilę przyglądał się jak zaczarowany jej delikatnemu profilowi i dopiero głos Boruty wyrwał go z krainy marzeń.
– Chodź, chodź, lowelasie. I ciesz się chwilą, bo bliżej już obcować z boginkami nie będziesz, a przynajmniej nie z tą. Ona zajęta.
Ruszyli w stronę starej leśniczówki. Z każdą minutą robiło się jaśniej, śnieg przestał sypać, a ołowiane chmury rozeszły się nieco. Mróz zaczynał już szczypać skórę, ale na razie dzień zapowiadał się wyjątkowo przyjemnie.
Szli w milczeniu, wsłuchani w skrzypienie śniegu, ugniatanego ich butami. Boruta prowadził pewnie, przystając raz na jakiś czas, z uwagą skupioną na szeptach wiatru wywijającego dzikie wolty między gałęziami. Gdy zyskiwał pewność, że mają przed sobą wolną drogę, dawał znać kompanowi, który nadal co jakiś czas zerkał tęsknie na twarz boginki.
– A wiesz, że spróbuję – odezwał się Rokita niespodziewanie po jakiejś półgodzinie marszu.
– Czego? – Jego kompan, zajęty sprawdzaniem otoczenia, dał się tym razem zaskoczyć.
– Szczęścia u damy.
– Mówiłem ci, że zajęta. Nie znasz tej historii, ale ona ma już wybranka. Tylko… – urwał speszony.
– No właśnie – zauważył Rokita. – I mylisz się. Tę historię znają wszyscy. Wszyscy – podkreślił. – A ja sobie poczekam, przecież to musi się kiedyś skończyć. Kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, będę w okolicy, pocieszę…
– A mnie bardziej zastanawia, czego chcieli ci Niemcy – Boruta brutalnie zmienił temat rozmowy, urywając rojenia przyjaciela.
– Tak, też mnie to ciekawi. Te wzory na śniegu… – Rokita znów nie zdołał skończyć zdania.
– Mocy – mruknęła sennie Bzowska, zbudzona ich rozmową.
– Twojej, mała? – zdumiał się Rokita. – Wybacz, ale tym, co kiedykolwiek miałaś do dyspozycji, nie dałoby się skrzywdzić muchy.
– Echo uroku – padła kolejna enigmatyczna odpowiedź.
– Bredzisz, kwiatuszku. Lepiej pośpij sobie jeszcze. – Rokita ucałował ją w czoło niczym czuły rodzic.
– Czekaj, czekaj… – szepnął podekscytowany Boruta i aż przystanął na środku ścieżki, na którą weszli kilka minut wcześniej. – Skup się! Czujesz? Wibracje są bardzo słabe, ale to pewnie robota szefa. Źródło jest na polanie? – zapytał Bzowską.
– Mhm – potwierdziła półprzytomnie. – Pal rzezany.
– Ożesz w mordę! – Rokita aż zachłysnął się ze zdumienia. – Posąg bożyca?
– Ukryty, poza czasem…
Reszta jej wypowiedzi rozmyła się we śnie. Słudzy Leszego popatrzyli na siebie, nie kryjąc zaskoczenia. Baśniowe istoty również mają swoje legendy, a oni otarli się właśnie o jedną z nich. Las, ich dom, wydał się im nagle miejscem dużo bardziej ponurym niż przed chwilą. Bez słowa zaczęli mocniej wyciągać nogi, by jak najszybciej dotrzeć do leśniczówki.
Żaden nie wypowiedział tej myśli na głos, ale obydwaj żywili nadzieję, że Leszy nie dowie się o tej rozmowie. Nie mieli ochoty sprawdzać, jak daleko jest gotów się posunąć, by chronić tajemnicę polany.
« 1 13 14 15 16 17 18 »

Komentarze

20 XII 2011   15:30:54

Bardzo dobre opowiadanie,

04 I 2012   22:39:40

Świetny tekst.Trochę bym się doczepiła ...eeee seksualnych motywów Mieszka,ale po za tym świetne.Te mysie kości!

07 I 2012   20:07:59

Super mieszanka postaci z tutejszej mitologii, pomysły na dramatyczną miłość niebanalne, całość trochę egzaltowana ale w granicach wytrzymania. Słabszą stroną jest język dziwnie czasem nie pasujący do dialogów postaci.

11 XII 2012   11:07:31

Pomysł zaskakujący. Dobrze się czyta. Czekam na następne opowiadania

20 VII 2014   12:19:39

Przyjemne!

28 III 2016   12:52:05

Bardzo dobre opowiadanie. Trochę naciągane motywy kierujące Mieszkiem, ale całość świetna. Gratuluję :)

28 III 2016   21:01:33

Bardzo dziękuję wszystkim komentującym - z poślizgiem, bo od publikacji i pierwszych komentarzy minęło już sporo czasu, a jakoś nie przyszło mi do głowy zajrzeć tu na tyle szybko, żeby odpowiadanie miało sens. Ale skoro tekst nadal "się czyta" i nawet przyjmuje, to skorzystam z okazji :). Cieszę się, że całość się broni.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

PINKK
— Julia Szajkowska

Dwa procent
— Julia Szajkowska

Zdrowaś Matko
— Julia Szajkowska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.