Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Julia Szajkowska
‹Niepołomni›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJulia Szajkowska
TytułNiepołomni
OpisAutorka pisze o sobie:
Urodziłam się w 1981 w Łodzi, tu ukończyłam studia – fizykę na PŁ, tu mieszkam razem z mężem. Pracuję jako tłumacz języka angielskiego. Publikacja opowiadania w „Esensji” to mój debiut literacki.
Gatunekfantasy, historyczna

Niepołomni

« 1 12 13 14 15 16 18 »

Julia Szajkowska

Niepołomni

Nadchodziły z lasu. Dostojne, pełne spokoju, kroczyły w absolutnej ciszy ze ślepiami wlepionymi w odzianych na biało żołnierzy. Było ich kilkanaście, może nawet dwadzieścia – Lehman nie potrafił tego stwierdzić na pierwszy rzut oka, a że ciągle był nieco rozkojarzony, nie mógł policzyć ich dokładnie. Widział tylko szare cienie z pałającymi żądzą mordu oczami. Wyobraźnia podsunęła mu obraz demonów z granicy światów i dopiero po kilku sekundach zrozumiał, co tak naprawdę widzi.
Wilki. Wysokie, potężne sylwetki okryte nastroszoną, rozczochraną sierścią sunęły nieubłaganie w kierunku Niemców, którzy instynktownie zaczęli zbijać się w ciasną gromadę, jakby wierzyli, że razem zdołają odeprzeć atak bestii.
– I jak traktujesz damę, parchaty patałachu? – Donośny głos rozszedł się echem po całym lesie. – Puść ją w tej chwili, bo spuszczę pieski.
Zaskoczony Lehman na moment pozwolił, by opanowała go panika. Całą swoją moc skupił na unieszkodliwieniu wiedźmy i utrzymaniu w ryzach przepływu energii ze źródła, był więc w tej chwili zupełnie bezbronny. Żołnierze, których wybrał, byli wierni, odporni psychicznie na stres – sprawdził to osobiście – i w starciu z ludźmi stanowiliby doskonałą ochronę, wystarczającą, by Lehman mógł podjąć środki zaradcze.
Jednak w obliczu watahy wilków pierwotne instynkty wzięły górę. Obersturmführer Lehman czuł rozpływającą się wokół falę strachu. Wróg zaatakował w najbardziej podstępny sposób i oficer nie potrafił nic na to poradzić. Całą siłę woli skupił na umocnieniu więzi ze źródłem, wierząc, że zdąży pochłonąć jego moc na czas i zakończyć tę partię korzystnie dla siebie, przez co nie zdołał utrzymać pętających wiedźmę czarów.
Bzowska zupełnie niespodziewanie odzyskała zdolność ruchu, przez co wyłożyła się na śniegu jak długa. Wbrew rozsądkowi ciągle szarpała się, próbując przełamać czar i gdy zabrakło oparcia, jaką dawała bariera, zwyczajnie straciła równowagę.
Starała się zamortyzować upadek, lecz zrobiła to źle. Prawa dłoń podwinęła się dziwacznie i nie wytrzymała naporu ciała kobiety. Martwą ciszę zimowego lasu zmąciło najpierw nieprzyjemne chrupnięcie, a potem wysoki kobiecy krzyk, wywołany falą rwącego bólu promieniującego od nadgarstka aż po łokieć. Krótkie, ostre warknięcie zginęło w nim prawie niezauważone i gdyby nie reakcja kogoś, kto ciągle krył się za drzewami, pewnie nikt nie zwróciłby na nie uwagi.
– Cholera, stójcie!
W tej samej chwili wilki, nie zważając zupełnie na wydany rozkaz, rzuciły się do ataku. Bzowska, ciągle leżąc na śniegu, obserwowała przerażona, jak ogarnięci paniką ludzie próbują bronić się przed nacierającymi basiorami.
Widziała, jak broń zacina się w rozedrganych rękach, gdy wystraszony młokos próbuje utrzymać cel, widziała śnieg zabryzgany czerwienią, zbrukany ludzkimi szczątkami. Odwróciła szybko wzrok od makabrycznego widoku tylko po to, by natrafić na ogromne, żółte, wpatrujące się w nią z uwagą ślepia.
Wrzasnęła znowu, lecz głos utonął w krzykach konających ludzi. Spanikowana, zamiast wstać, czołgała się niezdarnie, na ślepo w tył. Bestia obserwowała kobietę, wyraźnie zaintrygowana, a po chwili przeniosła spojrzenie nieco wyżej. Z jej gardła wydobył się głuchy warkot. W ułamku sekundy ogromne ciało spięło się do skoku.
Szara, bezkształtna masa przeleciała nad głową Bzowskiej i z łomotem uderzyła w pierś kaprala Städtkego, którego jedynym przewinieniem było to, że przypadkiem na chwilę skierował broń w stronę leżącej na śniegu kobiety. Przygnieciony do ziemi siedemdziesięcioma kilogramami mięśni, czując wrzynające się w ciało pazury i buchający z rozwartej paszczy, śmierdzący oddech bestii, Städtke zrozumiał dwie rzeczy – że już nigdy nie usiądzie z kuflem zimnego piwa przy drewnianym blacie knajpki w oldenburskim rynku i że nigdy nie powinni byli wchodzić do tego przeklętego lasu.
Uśmiechnął się krzywo, nim bestia rozszarpała mu gardło. Lubił mieć rację.
• • •
Wilki jeden po drugim poczłapały pod linię drzew i pokładły się tam spokojnie. W kilka sekund na polanie zapanował spokój, w którym przyspieszony oddech przerażonej kobiety rozbrzmiewał głośno niczym sapnięcia miecha kowalskiego.
Ciągle jeszcze słyszała pod czaszką echa wrzasków rozrywanych na strzępy ludzi, wycia i warkotu bestii. W powietrzu nadal unosił się duszący aromat spalonych ziół, zmieszany teraz ze smrodem krwi i rozwleczonych wokół ludzkich wnętrzności.
Zapragnęła jak najszybciej odejść z przeklętej polany i nigdy więcej na nią nie wracać. Podjęła niezdarną próbę wydostania się z zaspy, w którą wpadła, lecz odruchowo podparła się prawą, złamaną ręką. Pociemniało jej w oczach. Jęknęła tylko głucho, zapadając się znów w śnieg.
• • •
Ból przypominał o uszkodzonym nadgarstku rytmicznymi falami rozchodzącymi się w nerwach milionem rwących impulsów. Nie rozumiała, dlaczego zaatakował tak nagle, lecz po chwili do ciągle oszołomionego mózgu dotarł jeszcze jeden sygnał. Ktoś szarpał ją za ramię. Otworzyła oczy, co okazało się być rozsądnym posunięciem – szarpanie ustało.
– No, nic ci nie jest, wiedźmo? Już się bałem, że pieski zapędziły się nieco. Szukaliśmy cię tu dobre pół godziny.
Próbowała rozejrzeć się wokół, ale zaspa śniegu i sylwetka klęczącego nad nią mężczyzny zupełnie przesłaniały jej widok. A potem przypomniała sobie, co zaszło na polanie i zrozumiała, dlaczego oni, kimkolwiek byli, mogli mieć problemy z odnalezieniem jej. Znów zakręciło się jej w głowie, lecz nim ponownie ogarnęła ją ciemność, obcy zdecydowanym ruchem chwycił ją za ramiona i postawił do pionu. Bzowska zadarła głowę, by przyjrzeć mu się nieco dokładniej.
Mężczyzna, który nadal podtrzymywał ją, chroniąc przed upadkiem, z pewnością mógł się podobać, choć cechowała go specyficzna uroda. Ostre rysy twarzy nadawały mu nieco drapieżny wygląd, co razem z ciemną oprawą oczu sprawiało bardzo niepokojące wrażenie. Mimo niewątpliwego uroku, ubrany w skórzaną kurtkę, z czapką nasuniętą mocno na czoło sprawiał wrażenie zwyczajnego bandziora, przystojnego, ale nadal bandziora, który bardziej pasowałby do miejskich zaułków niż do lasu tonącego w szarych cieniach przedświtu.
Wiedźma potrzebowała chwili, by uświadomić sobie, że zna nieco wyzywające spojrzenie, którym mierzył ją z uwagą.
– Rokita? Co ty tu robisz? – zdołała wyjąkać nieskładnie.
Na smagłej twarzy leśnego ducha wykwitł szelmowski uśmiech. Ostre rysy złagodniały nieco, a w oczach pojawiły się wesołe ogniki.
– Jaguś, pamiętasz mnie!
Rokita nie zdołał dłużej hamować swojego entuzjazmu i chwycił zdumioną Bzowską w ramiona. Bez trudu uniósł ją z ziemi i jął wirować w szalonych podskokach. Dopiero okrzyk bólu, jaki wydała z siebie wiedźma, gdy ranną ręka zahaczyła o jego kurtkę, przywołał sługę lasu do porządku.
– Pokaż – zażądał, chwytając jednocześnie jej prawe ramię. – Niech się temu przyjrzę.
– Ty już lepiej nic nie rób – zaskrzeczał ktoś za jego plecami. – Zajmij się czymś pożytecznym, na przykład wymyślaniem usprawiedliwienia na okoliczność tej rzezi, a uszkodzone kończyny zostaw komuś, kto się na nich zna.
Zza postawnego leśnego wytoczyła się baryłkowata postać. Kraciasta marynarka i żółty szalik sprawiły, że kontrastujące z nimi wściekle rude włosy jeszcze mocniej raziły poczucie estetyki każdego, kto spotkał ich posiadacza. Grubas mierzył Jagę badawczo spojrzeniem osadzonych głęboko w pucułowatej twarzy zielonych oczu, co przy jego wzroście stanowiło nie lada wyzwanie.
– Witaj, wiedźmo! – Ukazał w uśmiechu dwa rzędy pożółkłych zębów, z których każdy zdawał się rosnąć w innym kierunku.
– Boruta? I ty tutaj? O co w tym chodzi? – Jaga wyraźnie zdezorientowana spoglądała to na jednego, to na drugiego, szukając jakiegokolwiek wyjaśnienia.
– Spokojnie. – Skrzekliwy niczym trzask łamanych gałęzi głos brzmiał tak samo, jak setki lat temu. – Pokaż najpierw to zmiażdżone skrzydło, pisklaku. Chodź tam, o właśnie, na pieniek, usiądziemy sobie, wujek Boruta opatrzy ci rączkę i wszystko opowie.
– Wilki… – zaczęła znowu, tym razem z wyraźnym strachem.
– Strażnicy lasu. Już odeszli – wyjaśnił uspokajająco, prowadząc ją w stronę zwalonego drzewa, na którym nie tak dawno rozmawiała spokojnie z Leszym.
– Co tu się w ogóle działo? – wtrącił swoje trzy grosze Rokita, z uwagą przyglądający się pulsującym coraz słabiej błękitnym liniom. – Cóż to za wzorki?
« 1 12 13 14 15 16 18 »

Komentarze

20 XII 2011   15:30:54

Bardzo dobre opowiadanie,

04 I 2012   22:39:40

Świetny tekst.Trochę bym się doczepiła ...eeee seksualnych motywów Mieszka,ale po za tym świetne.Te mysie kości!

07 I 2012   20:07:59

Super mieszanka postaci z tutejszej mitologii, pomysły na dramatyczną miłość niebanalne, całość trochę egzaltowana ale w granicach wytrzymania. Słabszą stroną jest język dziwnie czasem nie pasujący do dialogów postaci.

11 XII 2012   11:07:31

Pomysł zaskakujący. Dobrze się czyta. Czekam na następne opowiadania

20 VII 2014   12:19:39

Przyjemne!

28 III 2016   12:52:05

Bardzo dobre opowiadanie. Trochę naciągane motywy kierujące Mieszkiem, ale całość świetna. Gratuluję :)

28 III 2016   21:01:33

Bardzo dziękuję wszystkim komentującym - z poślizgiem, bo od publikacji i pierwszych komentarzy minęło już sporo czasu, a jakoś nie przyszło mi do głowy zajrzeć tu na tyle szybko, żeby odpowiadanie miało sens. Ale skoro tekst nadal "się czyta" i nawet przyjmuje, to skorzystam z okazji :). Cieszę się, że całość się broni.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

PINKK
— Julia Szajkowska

Dwa procent
— Julia Szajkowska

Zdrowaś Matko
— Julia Szajkowska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.