Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Paweł Lach
‹Czas Mrozów›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorPaweł Lach
TytułCzas Mrozów
OpisAutor pisze o sobie:
Zamieszkały w Oświęcimiu, pracownik tamtejszego Centrum Kultury. Socjolog z wykształcenia. Miłośnik dobrej muzyki, książki i hokeja. Opublikował dotąd kilka opowiadań na łamach „Magazynu Fantastycznego”.
Gatunekgroza / horror, realizm magiczny

Czas Mrozów

« 1 2 3 4 »

Paweł Lach

Czas Mrozów

Czy Bóg istniał na pewno? Bardzo chciałem, aby tak było. Potrzebowałem stróża. I chyba był nim rzeczywiście. Bóg musiał spoglądać na mnie. Przecież zaklęcia babki działały. Pokraczna Madonna nie miała do mnie dostępu. Tak bardzo podobna do matki Chrystusa. Złączone tą samą miłością i tym samym cierpieniem. Największym, jakiego może doświadczyć kobieta.
Nikt o tym nie chciał mówić, poza Wędrowcem, chociaż on sam odzywał się tak rzadko. Gdy byłem dzieckiem, przypominał mi kupca, który docierał do niezbadanych zakątków świata, przywożąc stamtąd dziwne przedmioty i marzenia. Dorośli mówili na niego „Złomiarz”. My nie zwracaliśmy się do niego nigdy w ten sposób. Wędrowiec sam nie wyjawił swojego prawdziwego imienia. Wydawało się nam dziwne, że mówi tak niewiele – przecież od ludzi, którzy przemierzają dalekie szlaki i poznają sekrety nieznanych krain oczekuje się opowieści, jakby było to ich powinnością. A naszym świętym prawem było żądać opowieści.
Wędrowcowi towarzyszyła potężna machina, zmieniająca swój kształt i swoje moce. Nigdy nie nudziło się nam wspinać na jej maszty i przedziwne konstrukcje, piętrzące się, przysłaniające postrzępione chmury. Wędrowiec lubił metalowe przedmioty, które układał na pojeździe w wielką stertę. Machinę Wędrowca, częściowo rdzewiejącą, widać było już z daleka. Stopniowo wyłaniała się zza horyzontu. Najpierw ukazywało się jej bocianie gniazdo, potem potężny kadłub, przed którym kroczył sam przybysz, nakazując konstrukcji podążać w ślad jego kroków, w czym być może kryła się magia. Machina płynęła swobodnie po ulicach miasta, przyciągając wzrok ludzi.
Wózek, na którym ktoś ciągnął stertę złomu. Niewiele było potrzeba, by poruszyć naszą wyobraźnię.
Z jakiejś przyczyny Wędrowiec lubił nasze towarzystwo, gdy wraz z innymi dziećmi przesiadywaliśmy nad strumieniem – latem mocząc stopy w jego chłodnym nurcie, zimą jeżdżąc na łyżwach lub wpatrując się zazdrośnie w tych, którzy odnaleźli je pod choinką. Tylko dorośli nie lubili Wędrowca. Często przestrzegali nas, aby nie zbliżać się do „tego człowieka”. Tak dokładnie mówili wtedy: „ten człowiek”, nie Złomiarz. Nie wiedziałem, jaka była przyczyna tego niepokoju. Ale matka i ojciec powtarzali to wciąż, a wiem, że i inni musieli wysłuchiwać podobnych przestróg. Może dorośli bali się mocy wizji i opowieści, jaką dysponował Wędrowiec? Może przerażała ich machina i kryjące się w niej sekrety?
Wiem, że któregoś dnia Wędrowiec zniknął, a dorośli mówili, że to dobrze, po tym co zrobił jednej z dziewczynek. Gdy pytaliśmy, co zrobił, zbywali nas machnięciem dłoni. Dorośli byli bardzo źli. Pytali, czy Wędrowiec nie robił przy nas jakichś potwornych rzeczy, czy nie zachowywał się w dziwny sposób, czy nas nie dotykał. Pomyślałem wtedy, że twarze dorosłych przypominają te, które ujrzałem nad strumieniem, gdy mrok spadł na dolinę.
My nie widzieliśmy zła w spojrzeniu Wędrowca, choć w oczach tego człowieka rzeczywiście kryło się coś tajemniczego. Patrzył na nas w dziwny, przeszywający sposób. Właściwie wpatrywał się. W kącikach jego ust szkliła się zwykle ślina. Czasem wyciągał swoje długie dłonie, kładąc je na kolanie lub czuprynie któregoś z nas. Nie mówiliśmy o tym dorosłym, by nie gniewali się na Wędrowca. Baliśmy się, że go przegnają, a wtedy on, zabierając swą machinę, nie wróci już zza wzgórz. A przecież tak rzadko udawało nam się usłyszeć odeń coś ciekawego.
– Czy widzieliście ją? – spytał kiedyś, wyciągając pajdę chleba posmarowaną margaryną. – Nie? – Wszyscy zaprzeczyli, także ja, choć było to kłamstwo. Przecież widziałem ją. Tylko raz. Ale to wystarczyło.
– Nie wychodzi często – mówił dalej, pokazując swoje poczerniałe zęby – ale czasem widać ją na brzegu strumienia. Niektórzy mówią, że to zjawa. Czy jednak zjawę czuć trupem? – Wędrowiec zaczął się śmiać.
Było tak, jak mówił. Połączył nas sekret. Nie tylko ja widziałem Pokraczną Madonnę, tulącą martwe dziecko. Nie tylko ja słyszałem jej głos. Śnieg rzeczywiście skrzypiał pod stopami zmarłej dziewczyny, gdy szła za mną. Smród jej rozkładającego się ciała drażnił mój węch. Nocą jej głos usypiał mnie.
– Nie przejdzie przez strumień, choć bardzo by chciała – wyjaśniał Wędrowiec. – Boi się wody. Gdy jeszcze żyła, ludzie ją ścigali i zagonili aż tutaj. Ją i jej dziecko. To było bardzo dawno temu. Ja nie pamiętam, ale moi rodzice tak. Mówiło się różne rzeczy. Że miała dziecko z jednym z tych, którzy władali doliną. Mogło tak być. – Wędrowiec oblizał wargi i potarł pokryty szczeciniastym zarostem podbródek. – Chcieli jej odebrać to dziecko. Mówili, że jest szalona. Gdy znalazła się nad strumieniem, uciekając przed ludźmi z doliny, nie miała wyjścia. Rzuciła się do wody. Tak. Musiała być szalona. – Wędrowiec pokiwał głową. – Nurt wyrwał dziecko z jej ramion. A ludzie rzucali w nią kamieniami, gdy zanurzona do połowy próbowała utrzymać dłoń synka. Nienawidzili jej.
– Dlaczego? – zapytałem.
Wędrowiec tylko się uśmiechnął.
– Bo dawała się jebać każdemu. Wiesz co to znaczy? – Mężczyzna uśmiechnął się znowu w ten dziwny sposób. Obserwując nas, oceniał widać, jakie wrażenia wywołały te słowa.
– Pewnie nie wiecie – powiedział szeptem, jakby dzielił się jakimś sekretem. – Mężczyźni nie lubią się dzielić kobietami. A kobiety nie znoszą tych, które jebią się z ich mężami. Wasi tatusiowie i mamusie też. – Wędrowiec zamyślił się. – Jej wina nie była wcale wielka. Ale ludzie nienawidzą się nawzajem. Tak było zawsze i tak będzie – zawyrokował, oznajmiając nam prawdę, która była mu bliska. – Gdy ludzie z doliny zrozumieli, co zrobili, padł na nich strach. Zakopali ciało tamtej dziewczyny po drugiej stronie strumienia. Nikt nie miał się o tym dowiedzieć. Zresztą kogo to obchodziło? Ale drzewa uschły w miejscu gdzie ją pochowano, a potem zaczęły się dziać dziwne rzeczy.
– Jakie? – pytaliśmy chórem, z wypiekami na twarzy, z oczami otwartymi szeroko.
– Gdy zimą rzekę ścinał lód, czasem nocą znikało dziecko. Nie działo się to często, ale tak było. Nie pozostawał po nim nawet ślad. Lód nie był popękany. Żadne z dzieci się nie utopiło… Musicie uważać, gdy mrozy spadają na dolinę – powiedział Wędrowiec i śmiał się długo, a my nie wiedzieliśmy, czy żartuje, czy mówi prawdę.
Spojrzał po raz ostatni na nasze twarze i odszedł. W oddali jeszcze długo słychać było jego śmiech i szczęk stalowej machiny. Opuszczał dolinę i powracał do miasta, ciągnąc swój wózek ze złomem po poboczu. Światła latarni zaczęły rozbłyskiwać w dali. Ale w splątanych zaroślach po drugiej stronie strumienia roiło się od cieni.
• • •
Modliliśmy się razem. Chrystus milczał jak zwykle. Powykręcane przez reumatyzm dłonie babki drżały.
– A gdyby płomień zgasł? – spytałem. Starucha patrzyła na mnie bez słowa. Myślałem, że będzie zła. Oczy babki szkliły się. Usta były rozwarte. Coś się zmieniło. Świat stał się innym miejscem.
– Co wtedy? – powtórzyłem.
Babka nie powiedziała nic. Nie poruszała się. Uświadomiłem sobie, że w pokoju panuje cisza, jakiej to miejsce nigdy nie zaznało. Modlitwy staruchy zamilkły naprawdę. Zrozumiałem to, choć nie mogłem uwierzyć. Wpatrywałem się w jej zastygłą twarz, która oparła się na poręczy krzesła. Wydawało mi się, że przypatruje się dalej światu z lękiem, chociaż nic już nie może wyczytać z jego sekretów.
Babka odeszła, tak jak wielu starych ludzi z doliny. Dopiero wtedy zrozumiałem, że śmierć dotyczy także tych, którzy są nam bliscy. Nie wiedziałem, co robić. Sam także nie mogłem się poruszyć. Siedziałem z otwartymi ustami, próbując krzyknąć, poruszyć się, by zyskać pewność, że nie podzieliłem jej losu. Może ja też umarłem? Nie, moja pierś podnosiła się. Słyszałem świst powietrza, które wydobywało się z moich ust.
Pieśń Pokracznej Madonny nie umilkła. Wydawała się tylko inna. Przepełniona radością. I szmer strumienia, huk wiatru, skrzypienie śniegu – wszystko to wciąż trwało wokół mnie. Cisza, której doświadczyłem na początku, była tylko złudzeniem.
Okno otworzyło się nagle. Zimny powiew wdarł się do wnętrza pokoju. Płomień świecy zgasł. Zapadła ciemność. Stanęły przede mną widma. Zobaczyłem ich wszystkich, żywych i martwych. Ludzkie twarze wykrzywiały się. Każda przybrała nienaturalny wyraz. Widziałem matkę i ojca. Stali nad zwłokami babki, uśmiechając się. Do pokoju wszedł też Wędrowiec. Z kącika jego ust ściekała ślina. Wyciągał dłonie w moim kierunku. Czy była tu też ona? Nie, jeszcze nie. Tylko jej głos, coraz wyraźniejszy. Słyszałem skrzypienie śniegu. Szła przez lodowy pomost. Musiała słyszeć bicie mojego serca, czuć strach, który palił mnie od środka. Byłem sam.
Nie. Chrystus wciąż mi towarzyszył. Unieruchomiony, bezbronny i wyszydzany przez tych, którzy kroczyli teraz w ciemnościach pokoju. Tak do nich podobny. Słaby, z sercem przeżartym przez strach. Jego pełne cierpienia spojrzenie wyrwało mnie z bezruchu.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

09 III 2012   10:22:37

Fajne, klimatyczne.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krucze opowieści
— Magdalena Kubasiewicz

Pierwszy dzień zimy
— Paweł Lach

Porażka Callidufelosa
— Paweł Lach

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.