Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 12 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

C.S. Friedman

ImięC.S.
NazwiskoFriedman
WWW

Dominium

C.S. Friedman
« 1 2 3 4 5 12 »

C.S. Friedman

Dominium

Tłum wydaje się nie mieć końca. Zepsucie, jakie rozsiewał demon musiało sięgnąć wszystkich pobliskich miasteczek. Czemu agenci Kościoła wcześniej o niczym nie donieśli? Faith walczy zaciekle z atakującym ją bezkresnym motłochem. Wie, że ta walka jest bezcelowa, ale jest zbyt dumna – a może zbyt uparta – by umrzeć. Nie widzi już swoich towarzyszy broni. Wojowniczka nie wie, czy polegli, czy też ludzka tłuszcza osłoniła ich przed jej wzrokiem. Przestali być częścią jej wszechświata. Teraz liczą się jedynie otaczający ją ludzie i gorąca krew tłocząca się w żyłach…
Nagle uświadamia sobie, że to wszystko ma na celu jedynie odwrócenie jej uwagi. Za plecami jest stwór, którego przybyli tu zgładzić, który kontroluje tych ludzi niczym kuglarz bawiący się marionetkami. Nawet teraz, gdy ona walczy o życie, demon zbiera siły by się uleczyć. Jakże blisko byli zniszczenia tej podłej istoty! Jeden cios mógł przegnać ją na zawsze. Lecz teraz ta ważniejsza bitwa zostanie przegrana z powodu rozszalałego tłumu. Nim zdoła przebić się przez chmarę wyznawców demona – jeżeli uda jej się to zrobić – on zdoła zregenerować siły i będzie bardziej niż zdolny pokonać pojedynczego rycerza.
Nie może na to pozwolić.
Niesłychane wręcz poczucie spokoju zstępuje na nią, gdy uświadamia sobie, co musi zrobić. W tej chwili widły wystrzeliwują w kierunku jej głowy, lecz ona unika ciosu, schodząc i wbija tarczę w twarz przeciwnika. Ten cofa się pod siłą ciosu i krzyczy z bólu, gdy ostrze topora, przeznaczone dla niej, wbija się mu w ramię. Chwilowy triumf powinien ją ucieszyć, lecz tak się nie dzieje. Kolejny napastnik powinien ją zmartwić, lecz tak również się nie dzieje. Jej umysł jest teraz zupełnie gdzie indziej.
To jest jej ostateczna chwila służby.
Zamierza się po raz ostatni na swoich napastników, tak by się cofnęli i by zyskała moment na swój ruch. Strategia działa i wokół niej powstaje niewielką przestrzeń, wie że nie potrwa to długo. W jej stronę zmierzają już mężczyźni z prawdziwymi kopiami. Gdy tylko będzie w zasięgu ich ciosu, już po niej.
Teraz albo nigdy.
Siekąc naokoło, bez ostrzeżenia rzuca się na demona. W jej żyłach nie płonie już ogień, a w oczach nie widać furii, jedynie niesamowite uczucie spokoju wypełnia ją i dodaje sił. Stwór wciąż jest osłabiony po ich wcześniejszym ataku i najwidoczniej udało jej się go zaskoczyć. Wiedząc, że ma tylko jedną szansę na wyprowadzenie ciosu, chce żeby był on śmiertelny, dlatego mierzy w czarną grubą żyłę pulsująca na szyi demona. Wkłada w cios całą siłę i rozpęd. Jeżeli Bóg nad nią czuwa, może uda jej się odciąć temu czemuś łeb. Jeśli nie, a fizjonomia potwora jest podobna do ludzkiej, to przetnie główną aortę i bydle powinno się wykrwawić. Modli się, by tak się stało. W tej chwili to jedyna nadzieja, jaką ci ludzie mają na uwolnienie się spod wpływu tego stwora.
Lecz zanim ostrze dotyka przeklętego cielska, coś uderza ją w tył głowy, wystarczająco mocno by wgnieść hełm. Jej cios chybia celu. Coś zwala się kobiecie na plecy, wywracając ją na ziemię. A wtedy pochłania ją tłum, fala wściekłych ludzkich ciał, najeżona pordzewiałymi ostrzami i powykrzywianymi pikami przygniata ją do ziemi, miażdżąc swym ciężarem, aż zaczyna brakować jej tchu. Nie może oddychać, ciemność ogarnia ją zewsząd, nie zazna już powietrza…
– Wybacz mi, mój Boże. Zawiodłam Cię. Wybacz mi.
• • •
Wspomnienia zniknęły.
Drżąc, Faith objęła się ramionami. Dziękowała Bogu za to, że wreszcie może wziąć głębszy oddech, pomimo przeszywającego bólu klatki piersiowej, który odczuwała po każdym ruchu. Gdzie mogli być jej towarzysze? Prawie na pewno byli martwi. Miała nadzieję, że byli martwi. Śmierć w bitwie była honorowym końcem, zwłaszcza jeżeli walczyło się z imieniem Boga na ustach. Podczas gdy możliwość bycia pojmanym i złożonym w ofierze demonowi zrodzonemu z fae – lub przez niego pożartym – łączyła się z całkowitym zbezczeszczeniem religii. On i jej bracia w mieczu związani byli świętą przysięgą niszczenia takich właśnie wytworów fae.
Pamiętała już dokładnie całą bitwę i przypomniała sobie, gdzie jest. Najwidoczniej demon pałał rządzą zemsty i rozkazał swoim wyznawcom, by ją tu przynieśli. Być może zrobił to sam. W którymkolwiek z przypadków odmówiono jej śmierci nie tylko w bitwie, ale również jako krwawej ofierze. To byłoby zbyt szybkie.
Porzucili ją w Puszczy.
Wokół były jedynie drzewa… a raczej coś, co można by nazwać drzewami, gdyby znajdowało się w mniej zdegenerowanym środowisku. Powykręcane, chore struktury, pokryte mozaiką plam składających się z pasożytniczych narośli. Gdzieniegdzie ziały czarne otwory, wypełnione przez perliste larwy insektów. Wysoko w górze, wśród koron drzew, gdzie docierało jeszcze światło dnia, może były jakieś ślady normalnego życia, lecz tu na dole wszystko cuchnęło śmiercią, rozkładem. I mocą. Prądy fae ziemi były w tym miejscu tak skażone i złowrogie, że aż przyprawiały ją o gęsią skórkę. W normalnych warunkach nie byłaby w stanie wyczuć mocy, jako że nie posiadała wzroku adepta, lecz w tym miejscu fae była na tyle skoncentrowana, że reagowało na nią całe ciało kobiety. Instynktownie wyczuwała plugawość, która była tak silna, że Faith o mało nie zwymiotowała.
Mówiło się, że wszelkie ludzkie koszmary tego świata są przyciągane przez to miejsce oraz że manifestują się tu w sposób, który przyćmiewa wszystkie inne okropieństwa zrodzone z fae. Pojedyncza rozpaczliwa myśl mogła tu powołać do życia tuzin zjaw, które natychmiast rzuciłyby się pożreć swego twórcę. Zwykły człowiek porzucony w Puszczy nie miałby żadnych szans na przeżycie; jego strach natychmiast przybrałby materialną formę i pochłonął go. Bez wątpienia taki właśnie los przewidział dla Faith demon: desperacki i bolesny upadek człowieka, ucieczka przed pazurami i kłami jej wewnętrznych koszmarów i obaw, prowadząca do niechybnej śmierci przez rozszarpanie na kawałki.
Drżącą dłonią dobyła miecza z pochwy. W jej oczach ostrze zdawało się być tępe, pokryte zaschniętą krwią po niedawnej bitwie, ale wiedziała, że dla wzroku stworzeń fae jarzyło się jasnym, świętym płomieniem. Czy wróg zostawił jej broń dlatego, że odpychała go sama jej obecność, czy może chciał przedłużyć jej przedśmiertne męki? Jeden miecz może nie wystarczyć do odegnania wszystkich koszmarnych stworów czających się w tej plugawej krainie, ale doda jej odwagi, by walczyła o życie, zamiast poddać się nieuchronnemu losowi. A tym samym wydłuży jej mękę i jego rozrywkę.
Było jednak coś, o czym demon nie wiedział. Miała dar.
Klęcząc w gliniastej glebie, trzymając broń przed sobą, pozwoliła by jej wzrok spoczął na symbolu wyrytym na jelcu miecza. Dwa nachodzące na siebie okręgi. Dwa światy, nierozerwalnie połączone ze sobą. Poświęciła swoje życie oczyszczeniu tego świata z zepsucia, jakie szerzyło się za sprawą fae. Bóg pobłogosławił ją darem, aby jej misja miała szanse powodzenia. Jej dar nie był z gatunku tych, którymi cieszyli się czarnoksiężnicy, pozwalając im na kształtowanie fae siłą umysłu. Nie był to również dar, jaki posiedli adepci, dla których wszystkie zawoalowane moce tego świata były widoczne jak na dłoni. Nie, jej dar był zdecydowanie rzadszy niż oba te talenty, a w świecie gdzie używanie magii było codziennością, niewielu by jej go pozazdrościło. Większość stwierdziłaby nawet, że to klątwa. Ta zdolność pozwoliła jej jednak stać się śmiertelnie niebezpiecznym łowcą w służbie Jedynego Boga, a teraz być może – ale tylko być może – uratuje jej życie.
Fae nie reagowała na nią. Nigdy. Ta sama straszliwa siła, która zmieniała sekretne pragnienia ludzi w rzeczywistość i mogła powołać do życia demony karmiące się strachem, nigdy nie manifestowała jej uczuć. Nie przynosiło jej to szczęścia ani pecha, zdrowia ani choroby, ani jakichkolwiek innych niezliczonych błogosławieństw i klątw jakie dotykały innych ludzi. Och, cóż to był za cenny, ale i straszliwy dar, wszyscy rycerze w służbie kościoła jej go zazdrościli. Błogosławieństwo Ziemi – tak to nazywali. Znak od Boga, że jej przeznaczeniem była służba w jego imieniu.
Jak silna była jej nietykalność? Czy faktycznie nie groziło jej żadne niebezpieczeństwo ze strony fae, czy po prostu nigdy nie była w takim miejscu jak to, gdzie moc ziemi była na tyle duża, by przebić się przez osłonę.
Zaraz się dowiem, pomyślała ponuro.
« 1 2 3 4 5 12 »

Komentarze

12 V 2012   22:01:49

Fatalnie napisane. Przerost zaimków nad treścią.

24 V 2012   10:19:52

Zaimków? O__o

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Inne recenzje

Gdzieś w połowie drogi
— Beatrycze Nowicka

Cierp, Łowco, cierp
— Beatrycze Nowicka

Sztuka wyobraźni
— Beatrycze Nowicka

Nietypowe fantasy typowe
— Beatrycze Nowicka

Paleni i mrożeni
— Eryk Remiezowicz

Tegoż twórcy

Paleni i mrożeni
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.