Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Bichalska
‹Ogród pana B.›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Bichalska
TytułOgród pana B.
OpisAutorka pisze o sobie:
Rocznik 1983. Urodzona na skraju Podlasia, w miasteczku mlekiem płynącym, gdzie czerwony wilk (bez Czerwonego Kapturka) przemyka wśród drzew. Obecnie mieszka w Ełku. Od dziecka namiętny czytacz i pożeracz liter. Od kilku lat próbuje pisać. Miłośniczka (prawie) wszystkiego co czworonożne i kudłate oraz gitarowych brzmień. Lubi klasykę baśni i grozy.
Gatunekrealizm magiczny

Ogród pana B.

Anna Bichalska
« 1 2 3 4 »

Anna Bichalska

Ogród pana B.

– Jak w pracy, tato? – pytam.
– W porządku.
Zerka na mnie i omiata wzrokiem, nie zatrzymując go na dłużej. Podobnie patrzy na stół, krzesło, kanapę. Jestem stołem. Jestem krzesłem, myślę.
Nagle nieruchomieje i przygląda mi się przez chwilę.
– Skaleczyłaś się.
– Tak – mówię, choć właściwie nie pyta, jedynie stwierdza.
– Musisz uważać.
Nie mówi tego ze złością ani ze szczególnym naciskiem. Jest w tym trochę smutku, ale też coś z zadania domowego, które trzeba odrobić, mimo że w ogóle nie ma się ochoty.
Chwilę potem siadamy przed telewizorem i oglądamy. Zazwyczaj nie trwa to zbyt długo, po kilkunastu minutach słyszę rytmiczne chrapanie. Zerkam z ukosa na zmęczoną twarz, przymknięte oczy, lekko rozchylone usta i policzki pokryte kilkudniowym zarostem. Kłującym – myślę widząc w głowie obraz jak na przewiniętym czarno-białym filmie. Drapiesz…
…drapiesz jak tarka! – mówię chichocząc, kiedy łaskocze mnie po brzuchu i całuje w czoło.
Słyszysz! – woła do przedpokoju, śmiejąc się. – Nasza córka właśnie porównała mnie do tarki na buraki!
Połóż ją spać. Już późno. – Słyszę dźwięk otwieranych drzwi łazienki, a potem szum suszarki do włosów.
Słyszałaś, królewno, idziemy.
Po chwili ląduję w ciepłej, miękkiej pościeli. Opatula mnie kołdrą i całuje w policzek.
Ilustracja: <a href='mailto:wolffowna@gmail.com'>Magdalena Wolff</a>
Ilustracja: Magdalena Wolff
Tarka! – piszczę.
Śpij już, śpij…
…tato – myślę. Biorę koc i okrywam go ostrożnie, tak żeby się nie zbudził. Widać już tylko głowę. Opada lekko na ramię.
Nie tak łatwo zasnąć. Leżąc w chłodnej pościeli, myślę o tym, co było i co jest. I że czasem się znika. Najpierw robisz się blady, a potem coraz bledszy i bledszy jak wypłowiałe ubranie. Albo jak odcisk stempla na papierze, kiedy zaczyna brakować tuszu. Albo jak blednący z każdym dniem po trochu uśmiech. A potem się znika. Wcale nie muszą cię zjeść robaki, żeby dla kogoś zniknąć. Wcale nie muszą zakopać cię w ziemi, jak zdechłej wrony w pudełku po butach.
Mama też zniknęła. Ale gdzieś pod skórą, kośćmi i masą tkanek czuję, że to inne zniknięcie. Ja znikam inaczej.
Przypominam to sobie.
Chłopiec sąsiadów powiedział mi to w zeszłe wakacje.
– Ej, wiesz gdzie jest twoja matka? – Jego głos rozbrzmiewa echem w mojej głowie.
Zaprzeczam.
– Tak myślałem. Raz, jak byłem w kiblu, podsłuchałem starych. Mój ojciec mówił, że pewnie poszła z innym. Wszyscy to wiedzą. Ale ty pewnie nawet nie wiesz, co to znaczy?
– Nie – wyduszam z siebie i uciekam opanowując łzy.
Ale tak naprawdę wiem, co to znaczy.
Więc znikam inaczej. Jak odcisk stempla, jak stary, stemperowany ołówek.
• • •
– Jak stary, stemperowany ołówek – mówi Różany Chłopiec trochę ze smutkiem, a trochę z namysłem.
– Co takiego? – pytam.
– Myślę, że w ten sposób właśnie zniknął. Są różne sposoby znikania. Jedni znikają naprawdę, drudzy tylko na niby. Myślę, że on zniknął naprawdę.
– Kto?
– Pan Brodacz.
• • •
W miejscu, które można uznać za centrum i środek Ogrodu, na niewielkiej, okrągłej polanie, wśród zieleni traw, stoi krzesło. Wygląda ono jak zwyczajne, proste i stare, wysłużone krzesło. Drewno pociemniałe ze starości, lekko zaokrąglone, wąskie oparcie, liczne rysy i zadrapania. Nic nadzwyczajnego. Jednak krzesło, mimo że na takie wygląda, wcale zwykłym krzesłem nie jest. To tutaj dzieje się coś szczególnego. Właśnie ta polana i to krzesło stanowią coś w rodzaju miejsca narodzin każdego z nas. I to właśnie tu pojawiają się nowi mieszkańcy Ogrodu. Pojawiają się nagle. Wszyscy podobnie. Po prostu w pewnej chwili ktoś zauważa, że krzesło już nie jest puste. I tak trafia tu nowa osoba, a wiadomość o przybyciu kolejnego mieszkańca roznosi się bardzo szybko. Równie szybko przybycie to zostaje zauważone, gdyż dość często kręcą się tu ciekawscy, wypatrując nowej osoby.
Ale gdyby nawet tak nie było, gdyby przybycie nie zostało zauważone zbyt szybko, to nowa osoba nie ma szans na to, by pojawić się niepostrzeżenie wśród mieszkańców. Nie ma możliwości przeoczenia narodzin nowego mieszkańca. Dzieje się tak dlatego, że osoba taka nie może się ruszyć z krzesła przez całe dwie doby. Tak było ze wszystkimi. To coś w rodzaju otępienia, w które się popada w czasie narodzin w Ogrodzie. Tak jakby nie było się obecnym duchem i umysłem, jakby istniało najpierw jedynie ciało. Nikt z nas nie pamięta niczego, co miało miejsce w ciągu tych dwóch dni odrętwienia. To jest jak wylany na kartę książki czarny atrament. Nigdy już nie przeczyta się tych zapomnianych fragmentów, które wchłonęła czerń. Można się jedynie domyślać.
Na ogół nowo przybyła osoba, kiedy tylko zostanie zauważona, jest przenoszona do specjalnie przeznaczonego na ten cel domu. Przypomina to trochę mały, drewniany pensjonat. Nowicjusz spędza tam zazwyczaj kilka miesięcy, dochodząc do siebie i powoli zapoznając się ze wszystkim. Każda taka osoba dostaje też kogoś w rodzaju przewodnika. Moim był Różany Chłopiec.
• • •
– Czy ktoś zna historię przyjścia Pana Brodacza? – pytam Różanego Chłopca. Jego twarz z lekka smutnieje, oczy ma utkwione w niebieski horyzont.
– Ty znasz, prawda? – pytam znów po chwili.
– Tak. Sądzę, że tylko ja znam. Przybyłem tu niedługo po nim. Potem, kiedy powietrzny ekran wyświetlał historię Brodacza, byliśmy tylko my dwaj.
– Opowiedz mi. – Patrzę nieustępliwie w zamyślone, okrągłe oczy. – Proszę.
– Jak już mówiłem – zaczyna Różany Chłopiec – myślę, że pan Brodacz umarł naprawdę.
• • •
Kiedy tu trafiłam, miałam dziesięć lat. Nie wiem dokładnie, ile mam ich w tej chwili, być może około szesnastu, może siedemnastu. Tutaj i tak jest to mało ważne. Można mieć tyle lat, ile się tylko zechce, można też zatrzymywać się na określonym wieku w nieskończoność. Różany Chłopiec jest tu o wiele dłużej niż ja, a obecnie wygląda na mniej więcej szesnaście lat. Kiedy tu przybyłam, wyglądał natomiast na dziesięć. Twierdzi, że dziesięć lat to jeden z jego ulubionych okresów w życiu i w tej postaci czuje się bardzo dobrze, dlatego już wiele razy do niej wracał. Mówił mi, że przechodził już przez wszystkie lata życia – od niemowlęctwa do późnej starości. Jedne podobały mu się mniej – i te czasem skracał, na przykład jedynie do kilku dni – inne natomiast bardziej, wówczas pod tą postacią zostawał na dłużej.
Kiedy niedługo po przybyciu postanowiłam, że ja w najbliższym czasie nie będę przeskakiwać żadnego okresu dorastania, Różany Chłopiec stwierdził, że będzie mi w tym towarzyszył. Niektórzy z młodszych mieszkańców nigdy nie przeżywają starości. Boją się jej i uważają za niewygodną. Nie chcą nawet przez chwilę mieć na przykład osiemdziesięciu lat. Myślę, że ja sprawdzę, jak wygląda starość.
Pan Brodacz natomiast przez większość czasu żyje pod postacią starca, podobno bardzo rzadko zmienia ją na młodszą.
• • •
Nadchodzi wreszcie dzień, kiedy podejmuję decyzję. Wyciągam z szafy swój szkolny plecak, który od początku wakacji leży tam bezużyteczny. Obmyślam listę potrzebnych rzeczy. Latarka, koc, nadmuchiwany materac, druga para spodni, bluza z długim rękawem – przyda się wieczorem. Przeliczam zaoszczędzone drobniaki, niewiele tego, ale powinno wystarczyć. Część upycham do kieszeni spodni, część do plecaka. Wrzucam też po namyśle kilka książek. W kuchni przygotowuję trochę kanapek i wrzucam napój w dużej butelce, kilka batoników i chrupki kukurydziane. Później planuję jeszcze iść do sklepu i kupić parę rzeczy wiedząc, że taki zapas byłby zbyt mały. Trzy, cztery dni – tyle chcę tam zostać. A zwracanie na siebie uwagi poprzez częste chodzenie do sklepu mogłoby wszystko zepsuć. Trzy-cztery dni, myślę. Tyle powinno wystarczyć.
• • •
« 1 2 3 4 »

Komentarze

19 VI 2012   19:26:12

Zazwyczaj nie mam cierpliwości, by czytać opowiadania z sieci, ale tym razem przysiadłam na dłuższą chwilę i nie żałuję. Dobry tekst. Przekonująca bohaterka, zwłaszcza uwagę zwracają trafnie opisane drobne rzeczy - jak np. łapanie pasikoników, czy przemyślenia (ot choćby to o znikaniu), które budują całość.
Czuć w tym opowiadaniu prawdę, mam tylko nadzieję, że nie opiera się ono na osobistych przeżyciach (to znaczy mam nadzieję, że autorka miała lepsze dzieciństwo, a nie, że przeszkadzałby mi tekst oparty na własnych przeżyciach).

24 X 2012   13:40:06

Bardzo spójne, wciągające i depresyjne opowiadanie. Skłania do przemyśleń, co także lubię. Chociaż wydźwięk jest nieco niepokojący, to właśnie dzięki temu zapada ono w pamięć i sprawia, że czas spędzony na przeczytaniu go nie wydaje się stracony.;]

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Siła więzi
— Joanna Kapica-Curzytek

O trzech siostrach
— Anna Bichalska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.