Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Bichalska
‹Ogród pana B.›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Bichalska
TytułOgród pana B.
OpisAutorka pisze o sobie:
Rocznik 1983. Urodzona na skraju Podlasia, w miasteczku mlekiem płynącym, gdzie czerwony wilk (bez Czerwonego Kapturka) przemyka wśród drzew. Obecnie mieszka w Ełku. Od dziecka namiętny czytacz i pożeracz liter. Od kilku lat próbuje pisać. Miłośniczka (prawie) wszystkiego co czworonożne i kudłate oraz gitarowych brzmień. Lubi klasykę baśni i grozy.
Gatunekrealizm magiczny

Ogród pana B.

Anna Bichalska
« 1 2 3 4

Anna Bichalska

Ogród pana B.

Wprawdzie mogłabym już teraz wrócić do domu, lecz postanowiłam nie robić tego pod żadnym pozorem wcześniej, niż po czterech dniach. Nie wiedzieć czemu wmówiłam sobie, że tylko wtedy to zadziała. I że tylko wtedy to podziała na mojego ojca. Że tylko ta magiczna czwórka może odczarować małą dziewczynkę zaklętą w stół, kanapę, krzesło.
Tak więc trwam w swoim postanowieniu i tej nocy. Po pewnym czasie nawet udaje mi się nieco uspokoić i po chwili już czuję, jak senność wciąga mnie w swój świat długimi, ciepłymi rękami.
Budzę się i stwierdzam, że jest jeszcze kompletnie ciemno, więc musi być środek nocy. Sięgam po latarkę, którą trzymam przy głowie, obok materaca i świecę na gładkie szkiełko od zegarka. Druga czternaście. Zastanawiam się, dlaczego przebudziłam się o tej porze, zazwyczaj mi się to nie zdarza; kiedy już usnę, śpię mocnym snem do rana. Po chwili jednak ze zgrozą znajduję prawdopodobną przyczynę. Słyszę jakiś dziwny hałas, choć słowo hałas nawet niezbyt tu pasuje. Przypomina to bardziej dziwną i niepokojącą muzykę. Nasłuchuję. Tak – to bez wątpienia jest muzyka. Bardzo smutna i przygnębiająca, a instrument, z którego się wydobywa, brzmi jak fortepian. Słyszę też dziwne szuranie. Zamieram ze strachu. Jednak po chwili uświadamiam sobie, że nie mogę tu tak siedzieć bezczynnie. Muszę sprawdzić, skąd dochodzą te dźwięki. Jeśli ktoś tu jest, myślę z przerażeniem, muszę się stąd jak najszybciej wynieść. W pośpiechu zbieram swoje rzeczy i zakładam plecak. Czuję, jak serce łomocze ze strachu, a dłoń zaciśnięta na latarce jest mokra od potu.
Wychodzę na korytarz i nasłuchuję. Nie potrafię odgadnąć, skąd wydobywają się te dźwięki. Mój słuch zawodzi, wydaje mi się, że osaczają mnie z każdej strony jak sfora wściekłych psów. Dziwne stukanie, łomotanie, szuranie i ten fortepian, który brzmi coraz bardziej przerażająco i jednocześnie przygnębiająco. Postanawiam, że zajrzę do dwóch pozostałych pokoi na tym piętrze. Muszę wiedzieć, skąd wydobywają się te dźwięki, jeśli będę wystarczająco ostrożna, nikt tego nie zauważy. A jeśli okaże się, że to w którymś z tych pokojów, będę wiedzieć, że pierwsze piętro jest wolne. Ucieknę wtedy niepostrzeżenie przez drzwi wyjściowe. Wiem jednak, że to rozumowanie nie jest do końca rozsądne, a muzyka, choć przeraża, w jakiś sposób także woła mnie i przyciąga. Zupełnie jakby ktoś raz po raz wymawiał moje imię. Uchylam więc pierwsze drzwi. W myślach już szykuję się do ucieczki. Lecz pokój okazuje się zupełnie pusty. Tak samo sprawa wygląda z następnym, więc dźwięki muszą dobiegać z dolnego piętra.
Nie wiem co robić. Uciekać za wszelką cenę, wiedząc, że ktoś jest na dole? Ktoś lub coś, myślę, i wszystkie obrazy z obejrzanych po kryjomu horrorów kotłują mi się w głowie. Może lepiej będzie schować się i poczekać, aż wszystko ustanie. To jednak nie wchodzi w grę z bardzo prostego powodu. Te pokoje są kompletnie puste. Nie ma tu żadnej potencjalnej kryjówki. Ktoś, kto by tu postanowił wejść, miałby mnie podaną jak na talerzu. Powiedzenie to przywodzi mi na myśl wielkiego, dyszącego wilkołaka, który staje w drzwiach i wyszczerzając wielkie zębiska charczy: „No, no dziecinko, mam cię tu jak na talerzu” – po czym rzuca się, żeby mnie pożreć. To mnie przekonuje, że zostanie tutaj nie będzie najlepszym pomysłem. Przynajmniej, kiedy jest jeszcze szansa na ucieczkę. Muszę zejść na dół i sprawdzić, czy korytarz prowadzący do wyjścia jest pusty.
Kiedy stąpam po schodach, lekko oświetlam stopy latarką, starając się nie rzucać zbyt dużego snopa światła. Widzę tylko moje dziecinne sandały i dziwnie blade stopy w kręgu latarki, zsuwające się stopień po stopniu. Schody bardzo skrzypią, mimo że poruszam się ostrożnie. Nie przychodzi mi wtedy na myśl, że przedmioty także wydają ostrzegawcze dźwięki, takie jak warczenie psa czy prychanie kota. Nie zwracam na to zbytniej uwagi. Idąc, cały czas słyszę tę muzykę, ale dołącza do niej także coś innego. To zapach. Zapach, który z każdym krokiem staje się wyraźniejszy. Zapach świeżej trawy i liści. Lecz skąd mógłby się on wziąć w pustym, betonowym domu? Niemożliwe, myślę. Jednak wiem, że to prawda i że ten zapach tu jest.
I wtedy to się dzieje. Deska pod moją stopą skrzypi przeraźliwie, po chwili słyszę okropny trzask. Jednocześnie czuję, że moje stopy tracą oparcie. Odtąd wszystko dzieje się jak na zwolnionym filmie. Czuję, że powoli spadam w czerń.
I wtedy pojawia się to krzesło. Wygląda jak zwykłe, stare krzesło, lecz jednocześnie jest w nim coś niesamowitego. Świeci mocnym żółtym blaskiem, podobnym do światła świecy. Jednak jeszcze dziwniejsze jest to, że ono wcale nie stoi, lecz unosi się w powietrzu, kręcąc się wokół własnej osi jak nakręcana zabawka. Mimo zaskoczenia, zastanawianie się nad tym wszystkim jest ostatnią rzeczą, jaka przychodzi mi w tej chwili do głowy. W rozpaczy, czując, że lada chwila runę w dół na betonową podłogę, chwytam się wirującego krzesła. Podciągam się i siadam na nim z wyraźną ulgą. Po chwili, kiedy udaje mi się nieco ochłonąć, zaczynam zastanawiać się nad tym wszystkim. Widzę, jak dookoła wszystko wiruje, kiedy tak siedzę na tym świetlistym krześle jak na latającym dywanie. Skąd się wzięło? Czym jest? Jak dostać się na ziemię? Próbuję myśleć, lecz czuję, że ogarnia mnie coraz większa senność. Kiedy rozglądam się zaspanymi oczami dookoła, wydaje mi się że z każdym obrotem ściany i podłoga domu porastają zielonym mchem, trawą i liśćmi. Wyrastają z betonu niczym z żyznej gleby. Jestem zmęczona, a muzyka brzmi teraz uspokajająco i kojąco niczym stara, znana kołysanka. Kiedy zasypiam, ostatnim co sobie uświadamiam jest pewność, że już nigdy mnie nikt nie znajdzie. I nikt po mnie nie przyjdzie.
Ostatnie ujęcie pokazuje, jak stary, pusty dom rozwiewa się niczym mgła i znika.
Obraz z powietrznego ekranu także znika. Pozostaje tylko pusta, nieruchoma biel.
Tak właśnie trafiłam tutaj. To moja historia przyjścia.
• • •
– Jak myślisz – zwracam się do Różanego Chłopca, kiedy siedzimy bujając się na jednej z ogrodowych huśtawek – czym jest to miejsce?
– Nie wiem tak do końca. Niektórzy tutaj nazywają je Ogrodem Zapomnianych. To chyba ze względu na nasze historie przejścia.
Nastaje chwila ciszy, słychać tylko regularne skrzypienie huśtawki.
– Jaka jest twoja historia? – pytam.
– Cóż, prawdę mówiąc to nic nadzwyczajnego. Nie żyłem długo na tamtym świecie. Moja matka nie była zbyt dobrą matką. Często zostawiała płaczącego niemowlaka samego na całe godziny. Pewnego dnia, kiedy akurat jej nie było, dostałem potwornego ataku duszności. Ostatnie co pamiętam, to mocny zapach róż. Okna były uchylone, a róże z ogrodu za oknem pachniały tak mocno, jak nigdy dotąd. Prawdopodobnie dlatego moje ciało wydziela taki zapach. To taka jakby dziwna pamiątka. Każdy tutaj ma taką. Na przykład ty unosisz się o wiele wyżej nad ziemią niż przeciętny mieszkaniec Ogrodu.
– Więc to dlatego, że spadałam?
– Tak. Prawdopodobnie.
Znowu chwila milczenia.
– Myślisz, że Pan Brodacz był zwyczajnym człowiekiem? – pytam w końcu.
– Wydaje mi się, że Pan Brodacz nie był w ogóle człowiekiem.
Kiwam głową. Milczymy przez chwilę, wsłuchując się w skrzypienie huśtawki.
– Myślisz, że istnieje coś takiego jak Raj? – pytam ponownie, z wahaniem.
Spogląda na mnie z uwagą.
Jest wieczór, słychać ciche dzwonienie „szklanych” żabek ze stawów, świerszcze grają swoje skrzypcowe koncerty, a nocne ptaki nawołują cicho. Gdzieś w oddali rozbrzmiewają rozmowy i wesołe śmiechy mieszkańców.
Po chwili odwraca głowę i patrzy przed siebie nieruchomymi i spokojnymi oczyma. Szeleszczą liście ogrodowych drzew.
– Myślę, że jest już tylko Ogród – odpowiada.
koniec
« 1 2 3 4
26 maja 2012

Komentarze

19 VI 2012   19:26:12

Zazwyczaj nie mam cierpliwości, by czytać opowiadania z sieci, ale tym razem przysiadłam na dłuższą chwilę i nie żałuję. Dobry tekst. Przekonująca bohaterka, zwłaszcza uwagę zwracają trafnie opisane drobne rzeczy - jak np. łapanie pasikoników, czy przemyślenia (ot choćby to o znikaniu), które budują całość.
Czuć w tym opowiadaniu prawdę, mam tylko nadzieję, że nie opiera się ono na osobistych przeżyciach (to znaczy mam nadzieję, że autorka miała lepsze dzieciństwo, a nie, że przeszkadzałby mi tekst oparty na własnych przeżyciach).

24 X 2012   13:40:06

Bardzo spójne, wciągające i depresyjne opowiadanie. Skłania do przemyśleń, co także lubię. Chociaż wydźwięk jest nieco niepokojący, to właśnie dzięki temu zapada ono w pamięć i sprawia, że czas spędzony na przeczytaniu go nie wydaje się stracony.;]

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Siła więzi
— Joanna Kapica-Curzytek

O trzech siostrach
— Anna Bichalska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.