Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Bichalska
‹Ogród pana B.›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Bichalska
TytułOgród pana B.
OpisAutorka pisze o sobie:
Rocznik 1983. Urodzona na skraju Podlasia, w miasteczku mlekiem płynącym, gdzie czerwony wilk (bez Czerwonego Kapturka) przemyka wśród drzew. Obecnie mieszka w Ełku. Od dziecka namiętny czytacz i pożeracz liter. Od kilku lat próbuje pisać. Miłośniczka (prawie) wszystkiego co czworonożne i kudłate oraz gitarowych brzmień. Lubi klasykę baśni i grozy.
Gatunekrealizm magiczny

Ogród pana B.

Anna Bichalska
« 1 2 3 4 »

Anna Bichalska

Ogród pana B.

– Pan Brodacz mieszkał kiedyś, w czasach kiedy nie było jeszcze Ogrodu, zupełnie sam – mówi Różany Chłopiec. – Nie potrafię powiedzieć, jak wyglądało jego życie w młodości na długo przed pojawieniem się tego miejsca. Jak wiesz, ekran nie wyświetla całego życia, a jedynie historię przyjścia. Niektórzy nazywają to także historią przejścia. Historia Pana Brodacza nie jest zbyt skomplikowana. Na powietrznym ekranie widzieliśmy starca. Był to oczywiście Pan Brodacz, lecz tam wyglądał na o wiele starszego niż tu, w Ogrodzie, a jego skóra była o wiele bardziej wysuszona i pomarszczona. Mieszkał sam w niewielkim, rozpadającym się już domu. Pokój, kuchnia i niewiele więcej. Większość czasu spędzał w jedynym pokoju, w którym głównie czytał. Miał wiele książek poustawianych długimi rzędami na regałach. Od czasu do czasu wstawał i szedł do kuchni przyrządzić sobie skromny posiłek, a potem zjadał go w milczeniu lub przy skrzypiących dźwiękach starego radia. Przez większość czasu czytał, siedząc przy ciężkim ciemnobrązowym biurku.
Czasami jednak wstawał i stojąc w oknie wpatrywał się z dziwną uporczywością, nieruchomymi oczyma w dal. Innym znów razem z szuflady biurka wyjmował kilka starych albumów ze zdjęciami i drżącymi rękami przewracał tekturowe karty. Najdziwniejsze było to, że tak naprawdę za każdym razem były to inne albumy, z innymi zdjęciami, różnych ludzi. Jakby szuflada nie miała dna. Tylko jedna rzecz w tych zdjęciach była zawsze ta sama. Była to postać mężczyzny z krótką czarną bródką i przenikliwymi niebieskimi oczami. Takimi jak oczy pana Brodacza. Postać ta widniała na każdym zdjęciu i we wszystkich albumach.
Zawsze, kiedy zdarzyło mu się przeglądać zdjęcia, po odłożeniu albumów na jakiś czas zapadał w odrętwienie lub godzinami wpatrywał się w okno. Kładł się spać późnym wieczorem, budził się wczesnym rankiem. W kółko powtarzające się, niezmiennie, podobne sceny.
Jednak po jakimś czasie coś się zmieniło. Pan Brodacz wyrwawszy się pewnego razu z odrętwienia i zamyślenia, które trwało wyjątkowo długo, podszedł do biurka, po czym wyjął z niego stary, gruby zeszyt i kilka ołówków. To właśnie od tamtego dnia przez większość czasu, przerywając czytanie, zaczął rysować.
Rysował Ogród. Wszystkie szczegóły. Cierpliwie zapełniał kratkowane kartki czarno-białymi szkicami. Polana, na której obecnie stoi krzesło. Błękitne stawy. Drzewa ogrodowe, ptaki, zielone trawy, aleje. Po kilku dniach zapełnił już prawie cały zeszyt.
Tamtego dnia jak zwykle wstał wcześnie rano. Podszedł do biurka, na którym leżał zeszyt ze wszystkimi ogrodowymi szkicami. Usiadł na łóżku i zaczął go przeglądać kartka po kartce. Wreszcie dotarł do końca. Została tylko ostatnia, pusta strona. Rozejrzał się po pokoju, jakby czegoś szukał, po czym jego wzrok spoczął na prostym, drewnianym krześle stojącym przy biurku. To siedząc na nim przeczytał tyle książek, a także naszkicował cały ten Ogród. Właśnie to krzesło dźwigało jego ciężar i wchłaniało ciepło ciała przez tyle długich lat. Starzec po chwili zastanowienia ujął ołówek w drżące palce i zaczął szkicować na ostatniej pustej kartce. Starał się odwzorować wygląd krzesła najlepiej jak się tylko dało. Ze wszystkimi zadrapaniami, przebarwieniami, zabrudzeniami. Kiedy wreszcie skończył, na powietrznym ekranie pojawiło się zbliżenie obrazu. Naszkicowane krzesło wyglądało niemal jak czarno-białe zdjęcie, tak bardzo było dokładne. Wydawało się nawet być bardziej realne niż to w pokoju. Tak jakby ono było prawdziwe, a to przy biurku było jedynie bladym szkicem. Jakby ołówkowe krzesło skradło oryginałowi duszę.
Ilustracja: <a href='mailto:wolffowna@gmail.com'>Magdalena Wolff</a>
Ilustracja: Magdalena Wolff
To krzesło było jedyną rzeczą, która istniała materialnie, jedyną w szkicowniku, której nie wydobył ze swojej wyobraźni. Brodacz przez chwilę mu się przypatrywał, następnie zamknął zeszyt, po czym podniósł się z łóżka. Podszedł do biurka i usiadł na krześle. W dłoniach mocno zaciskał stary zeszyt w kratkę. Jego dłonie trzęsły się lekko, jednak po kilku chwilach znieruchomiały i opadły na kolana. Szary zeszyt zniknął. Zostało tylko blade krzesło i równie blada, nieruchoma postać na krześle. Postać wcale nie wyglądająca na prawdziwą.
Tak Pan Brodacz trafił do Ogrodu. Ja przybyłem jako drugi.
• • •
Tutaj Pan Brodacz również spędza mnóstwo czasu na czytaniu, w naszej ogrodowej czytelni. Ja także. Obserwuję go czasem. Kiedy mnie na tym przyłapuje, uśmiecha się tylko pod nosem.
Oprócz czytania prowadzi tu czasem długie rozmowy z mieszkańcami Ogrodu, kiedy tylko go ktoś zagadnie.
Ja też planuję kiedyś z nim porozmawiać. Mam mnóstwo pytań.
• • •
W pustym domu jest sporo pomieszczeń. Naliczam trzy na dolnym piętrze. Dwa niewielkie podobnej wielkości i jeden o wiele przestronniejszy. Na górnym piętrze natomiast – trzy pomieszczenia o rozmiarach niewielkiego pokoju. Na swoją kryjówkę wybieram ostatni, trzeci pokój na końcu korytarza.
Pierwsza noc okazuje się nieco straszna. Jest bardzo ciemno i cicho, a ja przewracam się z boku na bok, bezskutecznie próbując usnąć. Paradoksalnie to nie ciemność mnie tak przeraża, lecz cisza. Ta dziwna cisza. Chowam głowę pod koc wraz z książką i latarką. Udaje mi się na jakiś czas pozbyć strachu. Zatapiam się w lekturze. Po pewnym czasie zmęczona zasypiam.
Budzę się wczesnym rankiem. Słońce wpada przez puste okno i odbija się jaskrawymi plamami od surowych, betonowych ścian. Poprzedniego wieczoru byłam tak podekscytowana, że nie zjadłam nawet kolacji, więc teraz kiszki wygrywają swój żałobny marsz. Zjadam w pośpiechu kilka kanapek i popijam napojem z butelki.
Potem myślę, czym się zająć. W końcu, mimo że nie zamierzam tu zostać na długo, stwierdzam, że przydałby się jakiś stół. Wyruszam więc w poszukiwaniu czegoś, z czego można by go sklecić. Drewniane schody skrzypią niemiłosiernie, kiedy schodzę na pierwsze piętro.
W dużym pokoju znajduję sporej wielkości deskę, a w następnym kilka pustaków. To powinno wystarczyć. Ostrożnie wnoszę na górę deskę i kolejno cztery pustaki. Układam je w równych odstępach obok materaca, po czym przykrywam sękatą deską. Może być, myślę z zadowoleniem.
Próbuję czytać, ale nie bardzo mogę się skupić, toteż przez resztę dnia zajmuję się dokładnym zwiedzaniem domu i podwórza. W domu, również po dokładniejszych oględzinach, nie znajduję niczego szczególnie ciekawego. Trochę desek, pustaków, wszędzie te same betonowe ściany. W małym pomieszczeniu, które w założeniu miało być pewnie łazienką, kilka puszek z farbą, pudełko starych gwoździ i zardzewiały młotek. To wszystko.
Na podwórzu moją uwagę przykuwa rosnące tam drzewo. Jest to stara jabłoń. Bardzo duża i rozłożysta, o grubych, pomarszczonych konarach niczym ręce staruszki. Właściwie całe drzewo przypomina przygarbioną staruszkę z koszykiem świeżych jabłek. Bo jabłek, żółtych, lśniących papierówek, na drzewie jest całe mnóstwo. Zrywam jedno. Pachnie delikatnie i świeżo – deszczem i słońcem. Uwielbiam takie świeżo zerwane jabłka. Owoc okazuje się smaczny, więc zrywam jeszcze kilka na później.
Na dworze jest ciepłe popołudnie, wiec postanawiam, że zostanę tam na trochę. Rzucam koc na trawę i układam na nim jabłka. Przez resztę dnia czytam i poluję na rozśpiewane koniki polne. Kiedy udaje mi się je schwytać i zamknąć na chwilę w dłoniach, czuję łaskotanie i szybkie ruchy ich drobnych ciał. Kiedy po chwili rozchylam dłonie, wyskakują ku wolności z całą mocą swych długich i chudych odnóży. Ten widok w jakiś sposób przynosi mi radość i sprawia, że i ja w tej chwili czuję się oszałamiająco wolna.
I tylko od czasu do czasu myślę, że pewnie niedługo zaczną mnie szukać.
• • •
W Ogrodzie także są koniki polne. Różnią się jednak od tamtych. Ich cykanie brzmi tu zupełnie inaczej. Wydają takie dźwięki, jakby miały ze sobą maleńkie skrzypce. Może zresztą naprawdę je mają?
Lecz choć dźwięk ten jest bezsprzecznie piękny, czasami tęsknię do zwykłego cykania zwykłych koników z owego dnia.
Czasem tęsknię też za tatą, ciekawi mnie co teraz robi. Niekiedy przyłapuję się na tym, że przechodząc obok polany zastanawiam się, czy i jego zobaczę pewnego dnia na krześle wśród traw.
• • •
Wszystko to dzieje się tej nocy.
Układam się już na materacu i opatulam kocem, lecz nie mogę zasnąć, zupełnie jak za pierwszym razem. Zastanawiam się, czy już mnie szukają i czy znajdą mnie przed jutrzejszym wieczorem. Prawdę powiedziawszy, w tej chwili bardzo pragnę, żeby to nastąpiło jak najszybciej. Czuję się potwornie samotna, jakbym dopiero tej nocy zdała sobie sprawę z tego, że śpię w pustym domu, zdana tylko na siebie. Jeśli nie znajdą mnie przed jutrzejszą nocą, czeka mnie kolejna podobna do tej.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

19 VI 2012   19:26:12

Zazwyczaj nie mam cierpliwości, by czytać opowiadania z sieci, ale tym razem przysiadłam na dłuższą chwilę i nie żałuję. Dobry tekst. Przekonująca bohaterka, zwłaszcza uwagę zwracają trafnie opisane drobne rzeczy - jak np. łapanie pasikoników, czy przemyślenia (ot choćby to o znikaniu), które budują całość.
Czuć w tym opowiadaniu prawdę, mam tylko nadzieję, że nie opiera się ono na osobistych przeżyciach (to znaczy mam nadzieję, że autorka miała lepsze dzieciństwo, a nie, że przeszkadzałby mi tekst oparty na własnych przeżyciach).

24 X 2012   13:40:06

Bardzo spójne, wciągające i depresyjne opowiadanie. Skłania do przemyśleń, co także lubię. Chociaż wydźwięk jest nieco niepokojący, to właśnie dzięki temu zapada ono w pamięć i sprawia, że czas spędzony na przeczytaniu go nie wydaje się stracony.;]

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Siła więzi
— Joanna Kapica-Curzytek

O trzech siostrach
— Anna Bichalska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.