Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Tygrys! Tygrys! Tygrys!›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułTygrys! Tygrys! Tygrys!
OpisGrzegorz Wiśniewski, pisarz i publicysta, jeden z najpopularniejszych autorów "Esensji". Greg ma w dorobku już utwory cyberpunkowe - "Manipulatrice" (Nowa Fantastyka 11/1994 - piąte miejsce w głosowaniu czytelników na najlepsze opowiadanie roku), "Mój brat, Kain" (Framzeta 2/1999 - nominacja do Nagrody Elektrybałta 1999); humorystyczne, korzystające ze znanych schematów fantystyki - "Z kronik Powermana" (Nowa Fantastyka 3/1995), "Władcy labiryntu" (Framzeta (7)1/2000 ) lub z twórczości filmowej; na serio - "Dobrzy, źli ludzie" (Framzeta 4/1999 - Nagroda Elektrybałta 1999), lub z przymrużeniem oka - "Imperialna opowieść wigilijna" (Framzeta 1/1999), "Matrixowa opowieść wigilijna" (Framzeta 6/1999) i "Obca opowieść wigilijna" (Esensja 3/2000 - nominacja do Nagrody Elektrybałta 2000). Podaje się za nieprzyjaciela kotów, którym poświęcił świetnie przyjęte przez czytelników "Esensji" opowiadanie "Pies, czyli kot" (Esensja 1/2000 - nominacja do nagrody Elektrybałta 2000), a jego drugą pasją, obok fantastyki, jest historia, zwłaszcza historia wojen, której poświęcił tekst w rzeczywistości równoległej "Płomień Tiergarten" (Framzeta 3/1999 - nominacja do Nagrody Elektrybałta 1999), a także, w jakimś sensie, poniższe opowiadanie. "Tygrys! Tygrys! Tygrys!" to oczywiście literacka wersja pewnego znanego wydarzenia historycznego (nie trzeba chyba wyjaśniać jakiego), a także pełnoprawna opowieść fantasy. Miłej lektury!
Gatunekfantasy

Tygrys! Tygrys! Tygrys!

Grzegorz Wiśniewski
« 1 2 3 4 5 9 »

Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!

Podczas gdy grzęda coraz bardziej odsuwała się od osi okrętu, na śródokręciu karmiciele zwinęli stropy gniazd z porządnie nawoskowanego płótna. Morska bryza natychmiast zaczęła wywiewać stamtąd ostry odór odchodów i zepsutego mięsa. Chwilę później w powietrzu rozległ się przeraźliwy skrzek. Mammatoyo skrzywił się. Jego własny plan wydał mu się nagle nieodparcie szalony. Rejs trwał bardzo długo, o wiele dłużej niż grzędowcom kiedykolwiek przedtem zdarzało się żeglować. A to mogło mieć bardzo niekorzystny wpływ na...
Z pierwszego gniazda wynurzył się wielki, czarny łeb. Kilkukrotnie większy od końskiego, bardziej kanciasty i pokryty pozbawioną połysku, ciemną łuską. Bestia otworzyła krótka paszczę i wydała z siebie następny skrzek. Skrzek niezadowolonego smoka. Karmiciele zwabili go kawałem świeżo zaszlachtowanego jagnięcia, a gdy pochylił łeb by skorzystać z poczęstunku, zdjęli mu skórzaną opaskę z oczu. Ponownie skrzeknął i rozejrzał się wokół. Admirała na moment musnęło spojrzenie czerwonych jak ogień oczu.
Smok wciągnął potężny haust powietrza. Parsknął, a w powietrzu pojawił się płomień. Na szczęście nic się od niego nie zajęło. Grupa marynarzy jednak bacznie obserwowała zachowanie zwierzęcia. Karmiciele wynieśli na pokład jeszcze jeden kawał świeżego mięsa, napchany mieszanką suszonych ziół. Smok pochłonął go w mgnieniu oka. Dopiero wtedy zbliżył się do niego jeździec przewodnik. Stanął przed gniazdem i wyciągnął rękę. Smok wciągnął w nozdrza jego zapach i uspokoił się. Jeździec odczekał jeszcze chwilę, aż połknięte przez gada zioła zaczną działać. Potem zaczepił jeździeckie haki na skórzanej uprzęży, którą smokowi naciągnięto jeszcze pod pokładem i zsunął się po jego szyi w dół, w głębokie siodło klasycznie umieszczone między skrzydłami.
Dwóch karmicieli ostrożnie wyprowadziło smoka na pokład po drabinowej kratownicy, opuszczonej do gniazda. Zwierzę targnęło łbem i znów zaskrzeczało. Widać doskwierały mu skrzydła, złożone ciasno i spięte skórzanymi pasami. Nawet na wielkich grzędowcach było za mało miejsca, aby smoki mogły podróżować z rozłożonymi skrzydłami, na czas podróży starano się je więc składać. Niestety, źle odbijało się to na umiejętnościach latania gadów. Starano się wyhodować rasę odporną na kołysanie, wilgoć w powietrzu oraz bardzo drastyczne warunki transportu. Wysiłki te częściowo się powiodły, ale ich ubocznym skutkiem był fakt, że smoki floty były mniejsze, latały wolniej i wolniej nabierały wysokości od analogicznych zwierząt służących w armii. Mammatoyo zabrał ze sobą także kilka gadów świeżego chowu z podniebnej stadniny Reisen. Jeźdźcy wypowiadali się o nich w samych superlatywach, warto więc było zaryzykować i wziąć je ze sobą.
Służbowi ostrożnie wprowadzili smoka na początek grzędy znajdujący się jeszcze nad pokładem. Jeździec przewodnik uspokajająco gładził zwierzę po częściowo pozbawionej łusek skórze grzbietu. Od strony obrotowej barbety grzędy co chwila odzywały się okrzyki balansmistrzów, przygotowujących się do wzmożonego wysiłku. Gdy bestia dotarła do połowy grzędy, jeździec uwolnił jej skrzydła z pasów. Smok rozłożył je majestatycznie, ale nadal miał za mało miejsca. Dopiero gdy dotarł do końcówki grzędy, załopotał nimi swobodnie i zaskrzeczał głośniej niż kiedykolwiek przedtem. Poczuł wiatr, pomyślał Mammatoyo.
Jeździec przewodnik dźgnął swojego wierzchowca hakiem. Smok posłusznie zakołysał się razem z grzędą. Huśtał się przez chwilę, aż grzęda w dolnym położeniu zaczęła niemal muskać fale. Rozłożył skrzydła i, z kolejnym silniejszym podmuchem wiatru, płynnie poderwał się w powietrze. Natychmiast oddalił się w lewo, zataczając szeroki łuk nad flotą. Wznosił się, mocno pracując skrzydłami.
Admirał dostrzegł, że od sylwetek pozostałych grzędowców także odrywają się sylwetki smoków. Na pokład Kaggi karmiciele wyprowadzili kolejnego gada. Jego jeździec był już gotowy.
Minęło pół kwadry nim wszystkie smoki wypuszczono w powietrze. Krążyły teraz nad flotą w zwartej formacji, leniwie machając skrzydłami i skrzecząc jeden przez drugiego. Mammatoyo przyjrzał im się jeszcze raz. Czuł dumę. Każdego z jeźdźców wybrał osobiście, każdego z nich wyszkolił. I teraz, gdy nadszedł właściwy dzień, godnie reprezentowali potęgę Cesarstwa.
- Dajcie znać sygnaliście - rozkazał. - Niech wyruszają.
Z bocianiego gniazda Kaggi rozległ się sygnał, grany przez sygnalistę na wydrążonym rogu górskiego jelenia. Podniosłe, czyste tony wypełniły przestrzeń nad całą flotą. Formacja smoków odpowiedziała skrzeczeniem. Zawróciły w ślad za prowadzącym jeźdźcem z Kaggi i przeleciały nad flagowcem. Klucz za kluczem, smok za smokiem, minęły ich i oddaliły się ku horyzontowi. Na południe.
Załogi na wszystkich okrętach floty, niczym szarańcza, dawno już obsiadły omasztowania i pokłady. Teraz szaleńczo machały białymi chustami, życząc swoim kolegom powodzenia.
Mammatoyo tak samo jak wszyscy śledził odlatujących.
Za jego plecami jeden z oficerów zaintonował starą pieśń wojskową, śpiewaną w starocesarskim.
- Roo dinna obradnaya.... daa sveeda nya roo dinna....
Marynarze jeden za drugim wyprężali się tam, gdzie stali i dołączali do chóru. Wkrótce śpiewała już cała flota, a echo szeroko niosło się po falach.
Wczesny poranek
Nadmorska wieża cechu obserwatorów, wzgórze Opana, wybrzeże północne
Dwie i pół kwadry konnej jazdy od Perłowego Portu
Budowla była koślawa. No, może nie była, ale wydawała się być. Wszystko przez to, że zbudowano ją w dziwnym miejscu, na wzgórzu nad stromym nadbrzeżnym klifem, w okolicy pełnej dzikich garbów terenu, które trzeba było pokonać, by stanąć pod frontowymi drzwiami. W dodatku była brzydka, co jednak nie powinno dziwić, zważywszy, że za jej projekt i budowę zapłaciło wojsko. Wzniesiona z kiepsko dobranych polnych kamieni połączonych niedbale położoną zaprawą, liczyła sobie od podstawy do dachu jakieś dwadzieścia kroków. Trzydzieści, jeśli liczyć osadzone na czubku smukłe alchemiczne totemy, gęsto wysadzane górskim kryształem dla lepszego nasycenia wnętrza magią powietrza. Ściany od zewnątrz pokryto cienką warstwą tynku i pociągnięto na zgniłozielono najtańszą armijną farbą, w wyniku czego całość wyglądała jak kupa nawozu, pozostała po stadzie poważnie chorych na żołądek krów.
Lockard gapiąc się na koślawo osadzone krokwie dachu stwierdził, że wcale nie chce sprawdzać jak toto wygląda w środku.
- Macie mi tego kurna pilnować, zrozumiano? - rozdarł się starszy dalekowidz Akermito, potrząsając zaciśniętym kułakiem w kierunku Lockarda. Wytarta toga mundurowa ledwie dawała radę zakryć trzęsące się ze złości ciało. Mętny wzrok i czerwony nos upewnił Lockarda, że stopień starszego dalekowidza i wysyłka do nowej, strategicznie równie istotnej co architektonicznie oszałamiającej wieży, koronowały karierę Akermita w Korpusie Obserwatorów. - Wieża jest całkiem nowa, świeżutka, więc jej apparatus trzeba naregulować... ale najpierw załatwić to, co nie ścierpi zwłoki. Sprawdzić muszę czy, eee... w pobliskich wioskach istnieją odpowiednie możliwości aprowizacyjne. Przez ten czas macie wszystkiego tutaj dopilnować i w niczym nie grzebać! Czy to jasne? Elliot, mówię do ciebie!
Stojący nieco z tyłu przyjaciel Lockarda wyprężył się.
- Słucham, starszy dalekowidzu!
- Jak złapię was na zydlu obserwatorskim, to poobdzieram ze skóry - Akermito sapnął i podrapał się po trzecim podbródku - Jako kadeci nie macie prawa korzystać z instrumentarium Korpusu bez nadzoru. Jasne?
- Jasne! - krzyknęli jednocześnie.
- No... - Akermito wspiął się na kozioł wozu z wymalowanym z boku białym ideogramem taktycznym armii. Do wozu zaprzężony był chudy muł, którego w kwatermistrzostwie zaksięgowano pewnie jako istotny środek transportu taktycznego. - Posprzątajcie tutaj trochę, przynieście drewna. Jak wrócę to pokażę wam jak dostroić totem.
"Akurat", kwaśno mruknął Lockard w myślach. Założyłby się o roczny żołd - ba! dziesięcioletni - że starszego dalekowidza znajdą nad ranem pijanego jak bela i odsypiającego w okolicy wieży aprowizacyjne batalie. O ile będzie w stanie oddalić się aż tak daleko od gospody.
Akermito cmoknął na muła i powóz ruszył po wydeptanej, nieco zniszczonej drodze.
- Pamiętajcie, będę obdzierał bardzo wolno... - rzucił jeszcze przez ramię.
Obserwowali jak wolno i niewprawnie zjeżdża ze wzgórza. Zanim skryły go nierówności terenu, usłyszeli jak fałszywie zaintonował jakąś sprośną piosenkę.
- Kłopot z głowy - podsumował Elliot podchodząc do piętrzącego się stosu gratów, jakie niedawno wyładowali z wozu. - Dobrze, że kończę ten kadecki staż, bo chyba zgłupiałbym do reszty przez tego opoja - sięgnął między wypchane worki i powiązane powrozami paki, aby wydobyć spomiędzy nich sporą, siermiężną skrzynię zamkniętą na prosta kłódkę. Złapał ją za drewniany uchwyt z lewej.
- Podobno wszystkich krnąbrnych spotykają takie rzeczy - Lockard chwycił skrzynię z drugiej strony. Podnieśli ją nie bez trudu i ruszyli ku wejściu do wieży. - Jeśli dać wiarę plotkom, to nie największe ze świństw do jakich Korpus jest zdolny.
Elliot wskazał palcem kierunek, w którym oddalił się Akermito.
- Jak dla mnie to tamto wygląda na całkiem spore.
« 1 2 3 4 5 9 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski

Matriksowa Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.