Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Tygrys! Tygrys! Tygrys!›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułTygrys! Tygrys! Tygrys!
OpisGrzegorz Wiśniewski, pisarz i publicysta, jeden z najpopularniejszych autorów "Esensji". Greg ma w dorobku już utwory cyberpunkowe - "Manipulatrice" (Nowa Fantastyka 11/1994 - piąte miejsce w głosowaniu czytelników na najlepsze opowiadanie roku), "Mój brat, Kain" (Framzeta 2/1999 - nominacja do Nagrody Elektrybałta 1999); humorystyczne, korzystające ze znanych schematów fantystyki - "Z kronik Powermana" (Nowa Fantastyka 3/1995), "Władcy labiryntu" (Framzeta (7)1/2000 ) lub z twórczości filmowej; na serio - "Dobrzy, źli ludzie" (Framzeta 4/1999 - Nagroda Elektrybałta 1999), lub z przymrużeniem oka - "Imperialna opowieść wigilijna" (Framzeta 1/1999), "Matrixowa opowieść wigilijna" (Framzeta 6/1999) i "Obca opowieść wigilijna" (Esensja 3/2000 - nominacja do Nagrody Elektrybałta 2000). Podaje się za nieprzyjaciela kotów, którym poświęcił świetnie przyjęte przez czytelników "Esensji" opowiadanie "Pies, czyli kot" (Esensja 1/2000 - nominacja do nagrody Elektrybałta 2000), a jego drugą pasją, obok fantastyki, jest historia, zwłaszcza historia wojen, której poświęcił tekst w rzeczywistości równoległej "Płomień Tiergarten" (Framzeta 3/1999 - nominacja do Nagrody Elektrybałta 1999), a także, w jakimś sensie, poniższe opowiadanie. "Tygrys! Tygrys! Tygrys!" to oczywiście literacka wersja pewnego znanego wydarzenia historycznego (nie trzeba chyba wyjaśniać jakiego), a także pełnoprawna opowieść fantasy. Miłej lektury!
Gatunekfantasy

Tygrys! Tygrys! Tygrys!

Grzegorz Wiśniewski
« 1 2 3 4 5 6 9 »

Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!

Mijał właśnie czwarty rok ich stażu w Korpusie Obserwatorów, jednej z zajmujących się magią formacji wojskowych, z których usług korzystała Flota Oceanu. Obaj mieli za sobą wstępne nauki w Akademii Korpusu i teraz zgodnie z utrwalonym od dawna rytuałem, służyli jako giermkowie różnym obserwatorom w rozmaitych wieżach. Ich ostatnim przydziałem była ta właśnie nowa placówka, którą mieli doprowadzić do sprawności. Początkowo nawet się cieszyli, bo zadanie wyglądało na odpowiedzialne. Mieli ostrzegać o wszelkich ruchach na północy, które mogły stanowić zagrożenie dla Perłowego Portu i całej wyspy Kauii. Ich entuzjazm zniknął jednak wraz z wyznaczeniem przełożonego. Starszy dalekowidz Akermito, nie dość, że był postacią odpychającą zarówno wyglądem jak i zachowaniem, niewiele też potrafił w kwestii prowadzenia obserwacji. Już pierwsze kilka pytań, jakie zadali na początku podróży obnażyło jego przeraźliwą niewiedzę. Ostatnie miesiące stażu mieli więc spędzić na jakimś kompletnym odludziu, do tego w towarzystwie ignoranta. Poprzysięgli sobie, że nie zmarnują tego czasu. I mieli zamiar tego zobowiązania dotrzymać. Egzaminy obserwatorskie jakie czekały na nich po zakończeniu stażu, to nie były przelewki.
Na szerokich drzwiach wieży, pełnych szczelin i sęków, pyszniły się dwie wielkie, lakowe plomby Korpusu Obserwatorów. Elliot zerwał je nożem, po czym otworzył drzwi zamknięte jedynie na skobel. Pieczęć Korpusu w sposób wręcz fantastyczny powstrzymywała zapędy ciekawskich i złodziei. Prosty ludek gremialnie wierzył, że Korpus zawsze będzie w stanie znaleźć i zobaczyć sprawcę, gdziekolwiek by nie uciekł.
Wewnątrz wieży było dużo lepiej niż na zewnątrz. Do siermiężności i prostoty zdołali przywyknąć przez lata nowicjatu, a rzecz którą naprawdę cenili - apparatus obserwatora - tutaj wyglądał całkiem nieźle. Widzieli już większe, doskonalsze i bardziej złożone, jednak to co zabudowano w wieży także wzbudzało zainteresowanie. Postawili skrzynię na podłodze i rozejrzeli się.
Wieża nie była wewnątrz podzielona na mniejsze pomieszczenia. W połowie wysokości pociągnięto jedynie wzdłuż ścian rodzaj wąskiej antresoli, na którą można było dostać się po drabinie. Umeblowanie było skromne, kilka małych stołów, proste prycze, malutki piec. Wszystko po to, aby w centrum wieży pozostawić dość przestrzeni na zydel obserwatora i zwieszające z sufitu błyszczące metalem, górskim kryształem i miedzią fragmenty apparatusa. Skrzyły się światłem nabieranym poprzez totemy na dachu i mimo, że w wieży było ledwie kilka małych okienek, wnętrze było bardzo jasne. Zydel, ustawiony po środku wykutego w marmurze podłogowego pentagramu otaczał krąg słonecznych promieni. Jednoznacznie kusił.
- No, może pobyt tutaj nie będzie czasem całkowicie straconym - mruknął Elliot uśmiechając się lekko. - Kto go wypróbuje?
Lockard zostawił skrzynię i szybko podszedł do zydla. Rękawem oczyścił pokryty skórą mebel i sprawdził czy pentagram nie jest uszkodzony. Elliot tymczasem wydobył to co najpotrzebniejsze. Podłużny, rzeźbiony gong postawił w wykutym przy pentagramie wgłębieniu, a owiniętą miękką skórą obręcz z kryształem podał przyjacielowi. Lockard odwinął ją ostrożnie i nałożył, uważając, aby kryształ umiejscowić dokładnie na spojeniu brwi i nosa.
- Bez medytacji? - zapytał Elliot ugniatając prymkę wosku. - Długo nie wytrzymasz.
- Tylko spróbuję - Lockard wziął jedną prymkę i wcisnął sobie do lewego ucha. - Pewnie całość jest tak zakurzona, że niewiele zobaczę.
- Daj znak, gdy będziesz gotów.
Lockard skinął głową i wepchnął sobie resztę wosku w drugie ucho. Ostrożnie przysiadł na zydlu. Przymknął oczy. Elliot klęknął przy gongu, obrzucił apparatus uważnym spojrzeniem. Miał nadzieję, że żaden kryształ nie miał skazy. Gdy Lockard dał znak dłonią, uderzył w gong. Mocno, acz z wyczuciem, tak jak go szkolono.
Usłyszał jak apparatus się budzi. Wnętrze wieży wypełnił delikatny wtórny pogłos, słyszalny mimo długo wybrzmiewającego gongu. Pogłos zaskakująco czysty, jak na tak zakurzone, nie dostrojone instrumentarium. Skupiony Lockard, siedzący w samym centrum, słyszący wszystko dużo lepiej mimo zatkanych woskiem uszu, powoli wczuł się w aurę. Skupiający się wokół dźwięk nagle przeniknął go na wskroś, jakby wywracając na nice, z ciemności przed oczami nagle wykrzesując obraz....
...unosił się na oceanem, nad otwierającą się we wszystkich kierunkach równiną galopujących fal. Leciał na północ, wyprzedzając gromady mew i samotne fregaty żeglujące po niebie. W dole śmignęło mu najpierw stado delfinów, a potem dwa kiepsko ożaglowane kutry, na których rybacy zajęci byli wydobywaniem pełnych sieci. Nie zawrócił, by przyjrzeć się im bliżej, zbytnio pochłaniało go pragnienie gnania przed siebie, byle dalej od brzegu. Wpadł w samotny tuman mgły, niknący w promieniach słońca. Potem wzniósł się do chmur, ale spuściły na niego kurtynę deszczu. Przekoziołkował nieważkim ciałem i zsunął się nad fale. Gdy wdrapywał się znad nich z powrotem do chmur, odniósł wrażenie, że coś zamajaczyło na północy. Skupił uwagę spojrzenia na horyzoncie. Statek?
Nie, to było coś w powietrzu. Niewielka czarna plamka, bardzo daleko od miejsca gdzie się znajdował, która wkrótce zmieniła się w całą grupę czarnych plamek. Ruszył jej na spotkanie, z niepokojem zauważając, że widzi coraz bardziej nieostro. Tracił koncentrację, a słabnące brzmienie apparatusa coraz bardziej odzierało go z sił. Przyspieszył desperacko, bez ładu i składu zmieniając wysokość. Znów wpadł w chmury, więc skręcił w dół. Gdy wypadł z mlecznego tumanu, znalazł się w samym centrum długiej formacji lecących jeden za drugim smoków. Spojrzał na najbliższego, ale zobaczył już tylko ciemność, która nagle powróciła nie wiadomo skąd. Zakołysał się na zydlu, walcząc z bolesnym skurczem mięśni karku. Zakaszlał. Potem ostrożnie otworzył oczy. Świat zakręcił mu się w oczach.
- Jest brudny - usłyszał głos Elliota. - Nie ma skaz, ale jest strasznie zapaskudzony. Dlatego tak szybko cię zmęczył.
- Coś... - wykrztusił wreszcie Lockard. - Coś widziałem. Coś dziwnego. Smoki.
Elliot stracił na moment zainteresowanie kryształami apparatusa.
- Smoki? A cóż dziwnego jest w smokach?
- Leciały całą gromadą z północy. Wiele, bardzo wiele smoków... Co robią pośrodku oceanu?
Przyjaciel chuchnął na wiszący nisko duży kryształ osadzony w czystej miedzi. Przetarł jego lico rękawem.
- Pewnie lecą. O ile wiem smoki kontynentalne przylatują czasami na wyspy, a w tym roku chyba wypadają ich gody.
- Ale dlaczego taką gromadą?
- Może w tym roku po prostu było dużo chętnych?
Lockard zmierzył go wzrokiem. Był pewien, że widział jeszcze coś, ale nazbyt krótko, aby zapamiętać szczegóły. Dobrze za to zapamiętał niepokój, jak w nim wzbudziły. Powoli ściągnął obręcz z głowy.
- Może spróbuję jeszcze raz?
- Apparatus jest tak brudny, że możesz uszkodzić któryś kryształ - Elliot pokręcił głową. - Pomóż mi to najpierw wyczyścić. Akermito odklei się od kufla najwcześniej wieczorem, jeszcze zdążysz się nachapać - dodał grzebiąc w skrzyni.
Lockard starannie zawinął obręcz w skórę.
- Jestem pewien, że z tymi smokami coś było nie tak.
Elliot znalazł w końcu czego szukał.
- Nie martw się - powiedział wręczając Lockardowi pędzel z długiego włosia i jedwabną przecierkę. - Sądząc z niskiego brzmienia apparatusa to, co obserwowałeś nie znajduje się daleko. Te smoki pewnie szukały lądu, więc niedługo tu będą. Przekonasz się na własne oczy jak sprawy stoją.
Wczesny poranek
Grupa bojowa Demony tęczy
Pół kwadry lotu od Perłowego Portu
Gdy rozstąpiły się chmury, Nikkokoi dostrzegł brzegi wyspy. Zerknął na wstające słońce. Trzymali się planu. Nie zabłądzili, nigdzie nie zboczyli. Cała grupa, prowadzona przez wyszkolonego przewodnika z Kaggi, pewnie dotarła nad wyspę, tak jak przewidywał to plan. Teraz nic nie mogło się nie udać - przecież tę część zadania przećwiczyli dziesiątki razy. Cesarscy aperzy na podstawie szkiców marynarzy zbudowali na niewielkim stawie, w sekretnej części pałacu, dokładną makietę Perłowego Portu. Ustawili bambusowe modele zabudowań, instalacji portowych oraz okrętów, wliczając w to najistotniejsze - ogniowce i grzędowce Floty Oceanu. Każdy z jeźdźców spędził całe kwadry na planowaniu podejścia, wymierzaniu ciosów i obmyślaniu tras ucieczki, gdyby coś poszło nie tak. Ale teraz, gdy osiągnęli wulkaniczne, pokryte plamami zieleni brzegi Kauii, nic nie mogło się nie powieść.
Wiatr świstał wokół smoków. Nikkokoi błogosławił niedźwiedzie futro, w które był odziany. Na dużych wysokościach bywało naprawdę chłodno, a gdy smoki łapały wiatr z tyłu potrafiły lecieć tak szybko, że czubki palców w grubych jeździeckich rękawicach zdawały zmieniać się w sople lodu. Spróbował zmienić nieco pozycję w siodle, z umiarkowaną skutecznością. Długie loty zawsze były potwornie męczące. Tym razem jednak przynajmniej lecieli w dobrej pogodzie, przy stabilnym wietrze. Dużo gorzej byłoby lecieć w deszczu, opierając się jedynie na prostych instrumentach nawigacyjnych, osadzonych w rozłożyście wykończonym łęku siodła. Nikkoki machinalnie sprawdził kompas, ot tak, na wszelki wypadek.
« 1 2 3 4 5 6 9 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski

Matriksowa Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.