Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 14 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Tomasz Przewoźnik
‹Pozwól mi wyjść›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorTomasz Przewoźnik
TytułPozwól mi wyjść
OpisAutor pisze o sobie:
Urodził się i pracuje w Pszczynie. W wolnym czasie podgląda wiewiórki baraszkujące w gałęziach starej gruszy za oknem. Popijając kawę, pozwala swojemu umysłowi wypluwać mniej lub bardziej nienormalne pomysły. Kilka z nich przelał na papier, dzięki czemu udało mu się dostać na łamy Nowej Fantastyki, Magazynu Fantastycznego, Esensji, Qfantu i Dozy. W 2011 roku zwyciężył w „Horyzontach Wyobraźni”, ale ma świadomość, że to tylko dzięki wstawiennictwu samego Księcia Ciemności, który czasami, siedząc na lewym ramieniu Tomasza, podpatruje razem z nim wiewiórki. W kofeinowym zwidzie Tomasz postanowił, że przed końcem świata napisze powieść. W 2012 roku światło dzienne ujrzała „Hikikomori” i została pozytywnie przyjęta przez czytelników oraz recenzentów. Za to apokalipsa nie wyszła. Rozczarowany Tomasz pisał więc dalej i tak powstało opowiadanie „Pozwól mi wyjść”, które autor roboczo nazywa zaginionym rozdziałem „Hikikomori”. Sympatyków swojej twórczości zaprasza na stronę www.hikikomori.eu oraz na profil autorski.
GatunekSF

Pozwól mi wyjść

1 2 3 8 »
Jonasz zaczął masować jakieś miejsce na szyi pacjenta i podał mu antypsychotyk. Makuch połknął łapczywie, spragniony ulgi. Czekał. Wreszcie wyłoniła się, niczym słońce zza gęstych, burzowych chmur. Odetchnął głębiej.

Tomasz Przewoźnik

Pozwól mi wyjść

Jonasz zaczął masować jakieś miejsce na szyi pacjenta i podał mu antypsychotyk. Makuch połknął łapczywie, spragniony ulgi. Czekał. Wreszcie wyłoniła się, niczym słońce zza gęstych, burzowych chmur. Odetchnął głębiej.

Tomasz Przewoźnik
‹Pozwól mi wyjść›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorTomasz Przewoźnik
TytułPozwól mi wyjść
OpisAutor pisze o sobie:
Urodził się i pracuje w Pszczynie. W wolnym czasie podgląda wiewiórki baraszkujące w gałęziach starej gruszy za oknem. Popijając kawę, pozwala swojemu umysłowi wypluwać mniej lub bardziej nienormalne pomysły. Kilka z nich przelał na papier, dzięki czemu udało mu się dostać na łamy Nowej Fantastyki, Magazynu Fantastycznego, Esensji, Qfantu i Dozy. W 2011 roku zwyciężył w „Horyzontach Wyobraźni”, ale ma świadomość, że to tylko dzięki wstawiennictwu samego Księcia Ciemności, który czasami, siedząc na lewym ramieniu Tomasza, podpatruje razem z nim wiewiórki. W kofeinowym zwidzie Tomasz postanowił, że przed końcem świata napisze powieść. W 2012 roku światło dzienne ujrzała „Hikikomori” i została pozytywnie przyjęta przez czytelników oraz recenzentów. Za to apokalipsa nie wyszła. Rozczarowany Tomasz pisał więc dalej i tak powstało opowiadanie „Pozwól mi wyjść”, które autor roboczo nazywa zaginionym rozdziałem „Hikikomori”. Sympatyków swojej twórczości zaprasza na stronę www.hikikomori.eu oraz na profil autorski.
GatunekSF
Spocony ze strachu Wietnamczyk usłużnie prowadził policjantów i gejszę korytarzami komunalnego bloku. Jonasz Hosala, gejsza okiya Diamentowy Lotos, spostrzegł z zadowoleniem, że cieć przykłada się do swojej roboty. Nie śmierdziało tutaj bardziej niż w innych komunałkach, metalowe poręcze może nie lśniły, ale przynajmniej człowiek nie obawiał się ich dotknąć, większość żarówek wiszących pod sufitem była sprawna i zalewała korytarz zimnym światłem. Na każdym piętrze cieć zatrzymywał się, czekając na gości. Zginał się w pasie, jakby miał gumowy kręgosłup. W końcu stanął przed drzwiami mieszkania numer 23 i przybrał nieruchomą pozę, niczym sznaucer wystawiający zająca.
Kiedy podeszli, Wietnamczyk wstukał kod na panelu ściennym. Zamek kliknął. Gdy tylko cieć pchnął drzwi, nosy zgromadzonych zaatakował smród wysypiska. Młodszy gliniarz zaklął cicho i wszedł do środka. Za nim wkroczył Jonasz, uważając, żeby nie wdepnąć w walające się po niewielkim przedsionku śmieci. Zaaferowane karaluchy wybiegły na korytarz. Gejsza i policjant przyczaili się po obu stronach wewnętrznych drzwi prowadzących w głąb mieszkania, skinęli na ciecia i wyłączyli światło. W rogu zauważyli migającą diodę kamery, ale nie martwili się, że rezydent tego śmierdzącego lokum może ich podejrzeć, wiedzieli bowiem, że już dawno odcięto monitoring. Pieniędzy ledwo wystarczało mu na wodę, prąd i żywność, co oczywiście było zasługą domu gejsz. Uczyniono wszystko, aby gospodarz nie mógł zarobić więcej, niż było absolutnie niezbędne. Oczywiście wszystko zgodnie z literą prawa. Wszak mężczyzna był chory na hikikomori i od kilku lat nie wychodził z mieszkania, a od pół roku praktycznie nie wystawił nosa poza swój pokój.
– Panie Anczeju, psiniosłe jesenie – powiedział głośno Wietnamczyk. Wyszedł z przedsionka i zatrzasnął za sobą drzwi mieszkania.
W ciemności smród wydawał się jeszcze gęstszy, czuli go nie tylko w powietrzu, ale również w ustach, a nawet na skórze. Słyszeli karaluchy pasące się w śmieciach. Młody gliniarz nerwowo zacisnął zęby, bo właśnie coś wstrętnego właziło mu na łydkę. Oczami wybujałej wyobraźni widział robala wielkości psa, zmierzającego w kierunku bezcennych klejnotów.
Nagle wyłapali szum, jakby ktoś szedł w ich kierunku przez wzburzone morze. W zamku obrócił się klucz. Policjant nie wytrzymał nerwowo i naparł barkiem na drzwi, te ustąpiły jednak tylko na kilkanaście centymetrów.
– Gdzie, kurwa, leziesz – warknął Jonasz, ale nie pozostało mu nic innego, jak pomóc narwańcowi szarpiącemu się z klamką.
Pchnęli razem i trafili stojącego z drugiej strony gospodarza, który runął na podłogę. Buchnął niewyobrażalny smród rozkładających się śmieci i ekskrementów, aż młody policjant odwrócił się i zgięty wpół zwymiotował, ku uciesze otaczającej ich fauny i flory.
„Nikt ci nie powiedział, że na takie akcje chodzi się na czczo?” – pomyślał rozbawiony Jonasz. W końcu przepchnął się przez szparę i ukląkł obok zamroczonego mężczyzny, który patrzył na intruzów bezrozumnym wzrokiem. Jednak to nie upadek spowodował otępienie, ale leki, które podawano mu od dwóch tygodni, przemycając je w wietnamskich posiłkach. Bez tego nie przytępiliby ostrożności chorego i nie daliby rady dostać się do środka. Twarz mężczyzny zasłaniały długie, zlepione włosy oraz gęsta broda upaprana resztkami żywności, ale Jonasz nie miał wątpliwości, że to on.
– Andrzeju Makuch, zgodnie z wyrokiem Sądu Silesii został pan skierowany na przymusowe leczenie.
Śmierdzący mężczyzna zapłakał niczym zagubione dziecko.
– Proszę wstać – ciągnął Jonasz. – Przejdźmy do pańskiego pokoju. – Wiedział, że jak najszybciej muszą wrócić do jedynego pomieszczenia, gdzie chory czuł się jako tako bezpiecznie.
Andrzej posłuchał, niezdarnie zaczął podnosić się z ziemi. Młody policjant, który najwidoczniej doszedł już do siebie, chciał mu pomóc, jednak Jonasz nie pozwolił na to. Chorego na hikikomori nie powinno się dotykać. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie przy tak wysokim natężeniu fobii.
– Wezwij ekipę sprzątającą – szepnął do ucha gliniarzowi i poszedł do pokoju Andrzeja.
Stan tego miejsca urągał nie tylko higienie, ale również ludzkiej godności. Jedynymi przedmiotami kojarzącymi się z cywilizacją były komputer i duży wyświetlacz, pulsujący teraz żywymi kolorami. Pokój tonął w śmieciach, smród był nie do wytrzymania, wszędzie chodziły, pełzały i latały insekty, a sądząc po odgłosach, mogli się spodziewać również gryzoni. Przerażony gospodarz siedział skulony w rogu pokoju, na brudnym barłogu usypanym ze starych szmat. Jonasz stanął w przeciwległym kącie, jak najdalej od Makucha. Nie dlatego, że się go brzydził. Po prostu tak było lepiej dla pacjenta.
– Proszę się nie martwić, wszystko będzie dobrze.
Na tak brutalne interwencje decydowano się rzadko, w zasadzie tylko wtedy, gdy zawiodły inne możliwości, a także istniało zagrożenie dla zdrowia i życia chorego oraz otoczenia. Leczący mieli świadomość, że w ten sposób wydłużają cały proces dochodzenia do zdrowia, a w niektórych przypadkach mogą go nawet uniemożliwić.
Ale zawsze trzeba było chociaż spróbować. Podjąć ryzyko. Chorzy na hikikomori często cierpieli na jeszcze inne choroby psychiczne, jak choćby depresja, co jeszcze bardziej wszystko komplikowało. Jednak umowa podpisana między miastem a domami gejsz obligowała specjalistów do podjęcia działania.
• • •
Z mieszkaniem uporano się w kilka dni – ogarnięto niewielką kuchnię, wyniesiono sterty śmieci z łazienki i toalety, salon również doprowadzono do jako takiego porządku, jedynie pokój, w którym zabunkrował się Andrzej, sprzątano bardzo powoli. W zasadzie robił to tylko Jonasz. Każdego dnia, po próbach nawiązania rozmowy z mężczyzną, wynosił tyle śmieci, ile był w stanie.
Przerażony Andrzej trząsł się na samą myśl o wyjściu do łazienki, więc Jonasz wstawił mu do pomieszczenia przenośną ubikację i kabinę prysznicową. Pacjent na okres sprzątania mieszkania popadł w autyzm, ciągle podawano mu leki, więc albo spał, albo siedział na zarobaczonym barłogu, wpatrzony w podłogę, obojętny na słowa gejszy. Dopiero gdy mieszkanie odkażono i nikt nie kręcił się po nim dłużej, powoli zaczął wychodzić ze swojej mentalnej i fizycznej skorupy.
– Boję się – wyszeptał pewnego dnia.
– To świetnie – pochwalił go Jonasz. – Właśnie w tym miejscu rodzi się odwaga.
Hosala zgromadził wszelkie dostępne informacje o pacjencie. Makuch miał dwadzieścia siedem lat. Pierwsze symptomy hikikomori pojawiły się u niego zaraz po przekroczeniu dwudziestki. Tak naprawdę nigdy nie wiadomo, co jest tym pierwszym kamyczkiem, który uruchamia lawinę. Być może nieoptymalne mechanizmy reagowania na wyzwania stawiane nam przez rzeczywistość powstają już w najwcześniejszym dzieciństwie. Tak też prawdopodobnie było w przypadku Andrzeja. Ratował się psychotropami łagodzącymi fobie socjalne, ale to zaledwie spowolniło rozwój choroby. Mieszkał sam, więzy rodzinne były co najwyżej węzełkami, więc nikt nie interesował się jego losem. Pracował na projektach w Overnecie, ale nie dawał sobie rady z ciągle rosnącymi wymaganiami zleceniodawców. Lata leciały, sukcesów nie było. Za coraz nowszymi technologiami nadążały już tylko młodsze, ciągle chłonne umysły. Wpadł w depresję, co spowodowało jeszcze większy marazm. Widział, jak wypada z obiegu, jak przestaje rozumieć świat wokół siebie. Był z tym wszystkim sam, a brak kontaktu z żywymi ludźmi zrobił swoje – Andrzej wycofał się do sieci. Jednak awatary nie dawały ciepła, nawet w czasie e-tantry, w którą również coraz częściej uciekał. Okablowany, oklejony czujnikami i elektrodami, zalogowany do seksualnych czatów, oddawał się informatycznym orgiom, a sygnały lecące bezpośrednio do rdzenia kręgowego i mózgu zaczął w końcu podkręcać nielegalnymi wzmacniaczami. Wsiąkł. Pieniądze również. Większość tracił na abonamenty i płatne dostępy. Gdy ledwo wystarczało na wodę i prąd, przeniósł się do zaspamowanego i zawirusowanego Internetu, gdzie grasowali głównie zboczeńcy i bandyci. Tamtejsze nielegalne kanały e-tantryczne tylko przyspieszyły degenerację psychiki Makucha.
Ot, scenariusz, z jakim Jonasz często miał do czynienia. Nigdy nie było mu żal pacjentów. Współodczuwał, owszem, taka była jego rola. Żal jednak nie był emocją, która mogłaby być użyteczna w pracy gejszy. Współodczuwanie to próba wejścia w świat pacjenta, żal to odcięcie się od niektórych jego aspektów, postawienie się ponad chorym. Żeby nie odczuwać tego typu problematycznych emocji, każdy gejsza przyjmował blokery, które nie pozwalały popaść w afekty zniekształcające obiektywne postrzeganie sytuacji. Hosala widział w Andrzeju człowieka cierpiącego, któremu miał pomóc. Nic więcej widzieć nie musiał. Taka była jego praca – pomaganie ludziom w złej i coraz gorszej kondycji psychicznej. Umiał pomagać na wiele sposobów, od rozmowy po kontakt fizyczny. Jednak najczęściej zaczynało się od konfrontacji z Cieniem.
1 2 3 8 »

Komentarze

09 III 2013   17:58:45

Hosala w akcji! Bardzo się cieszę, że znowu się z nim spotykam. Wydaje się jakiś spokojniejszy, bardziej zadowolony z życia...

16 III 2013   11:12:16

Przeczytałbym to opowiadanie i inne może też, gdyby nie migające na połowie ekranu okienko onetu. Przykro mi ze względu na autora, ale waszej strony w ogóle już nie daje się czytać na moim netbooku. Może ktoś mi powie, jak wyłączyć to badziewie. Aha i zdecydowanie nie chcę brać udziału w żagdnym idiotycznym badaniu.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

To mógł być Hogwart
— Zofia Marduła

Esensja czyta: Listopad 2012
— Miłosz Cybowski, Jakub Gałka, Joanna Kapica-Curzytek, Alicja Kuciel, Konrad Wągrowski

Dzikie dzieci
— Tomasz Przewoźnik

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.