Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jacek Wróbel
‹Oskar Jota, człowiek wiary›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJacek Wróbel
TytułOskar Jota, człowiek wiary
OpisAuto pisze o sobie:
Rocznik ’88. Członek Ligi Piszących Dżentelmenów. Laureat kilku ogólnopolskich konkursów literackich – „Oskar Jota…” to nieco zmodyfikowane opowiadanie, które w zeszłym roku dostało się do finału Horyzontów Wyobraźni. Publikował w Qfancie i Nowej Fantastyce. Zblazowany idealista, wesoły mizantrop i romantyk ze skłonnościami do agresji. Jest pisarzem starej daty, bo mimo że nigdy nie ma pieniędzy to pije alkohol i pali papierosy.
Gatunekobyczajowa, sensacja

Oskar Jota, człowiek wiary

« 1 2 3 4 7 »

Jacek Wróbel

Oskar Jota, człowiek wiary

Tego listopadowego popołudnia byłem pewien dwóch rzeczy. Było cholernie zimno i cholernie chciało mi się palić. Z wielką chęcią zamieniłbym ten pakiet nieprzyjemnych uczuć na wiedzę, co stało się z moim portfelem, czym zafajdałem sobie koszulę i gdzie jest laska, z którą wybrałem się wczoraj do klubu.
Podniosłem się z ziemi, wytarłem brudne dłonie o spodnie (przynajmniej teraz dobrze komponowały się z koszulą) i chwiejnym krokiem skierowałem się w stronę domu. Do przejścia miałem dobre parę kilometrów, rzecz niemożliwa, jeśli nie skombinuję szluga. Raz jeszcze przetrząsnąłem kieszenie i bez zaskoczenia, raczej dla zasady, zakląłem plugawo, kiedy i tym razem nie znalazłem ani paczki, ani nawet samotnego zwitka tytoniu.
Wtedy zobaczyłem go po raz pierwszy. Opierał się o latarnię i gadał z jakąś brzydką dziwką. Dziewczyna groteskowo prezentowała się w króciutkiej mini i czerwonej bluzeczce na ramiączkach, kiedy pogoda nastrajała raczej na spacery w płaszczu, rękawiczkach i tym podobnych zimowych akcesoriach. Musiała być naprawdę kiepska w swoim fachu i mocno zdesperowana, skoro dorabiała także popołudniami, licząc na jakieś dodatkowe złotówki z seksbiznesiku. W dodatku w takiej dzielnicy prędzej wyrucha ją pies z kulawą nogą niż ktokolwiek gotowy wyłożyć hajs na małe fiku-miku. A psy, także te z kulawą nogą, jak wiadomo, nie dysponują własnymi funduszami.
Tym bardziej dziwiło, że towarzystwa taniej kurewce dotrzymywał elegancki mężczyzna. Dobrze skrojony garnitur i drogie buty od razu zwróciły moją uwagę. Mogłem być, kurwa, prostakiem, ale wystarczy mi rzut oka na obuwie kolesia, by trafnie określić, z kim mam do czynienia. Sam zawsze śmigam w adasiach, bo to świadczy o pewnym poziomie i szacunku do samego siebie. Nieważne, czy teraz zarzygane, czy nie, liczy się idea. Facet nie ubierał się jak typowa urzędnicza pizda, bo tacy budzą tylko politowanie. Zasuwają po kilkanaście godzin dziennie na swoich marnych posadach, liżą dupy przełożonym i walą konia nad miesięczną pensyjką, którą dobry diler jest w stanie wyrobić w kilka dni. Najgorsze jest ich przeświadczenie o tym, że garniturek i krawacik przesłaniają marną egzystencję i podciągają o kilka szczebli w hierarchii społecznej. Niewolnik pozostanie niewolnikiem, cokolwiek na siebie włoży. Między innymi dlatego ja, facet całkiem niegłupi, dawno temu rzuciłem studia i wypiąłem się na ten pieprzony wyścig szczurów.
Gość, który zabawiał dziwkę rozmową, w niczym nie przypominał zagubionego urzędasa w robotniczej dzielnicy. Beztrosko opierał się o latarnię i ze swadą krzyżował ręce na piersi, grzejąc dłonie pod pachami. Był wysoki i dobrze zbudowany; gdyby zgolił kilkudniowy zarost i opitolił się na łyso, śmiało mógłby stać na bramce przed którymś z nocnych klubów. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest dziany, ale nie ryzykowałbym próby zmuszenia go do podzielenia się częścią majątku. Może pogroziłbym mu nożem i zyskał portfel uginający się od ciężaru banknotów, ale nie zdziwiłbym się, gdyby tego samego dnia odwiedził mnie w mieszkaniu w towarzystwie jeszcze lepiej zbudowanych kolegów i przypieczętował naszą pospiesznie zawartą znajomość kulą z nieoznakowanego pistoletu.
Gdyby nie chciało mi się tak jarać, pewnie przeszedłbym obok niecodziennej parki obojętnie, zajmując myśli cyckami Beaty, które dotrzymywały mi towarzystwa ubiegłej nocy i zniknęły przypuszczalnie pomiędzy jednym strumieniem wymiocin a drugim. Ale wiele, wiele miesięcy później nabrałem pewności, że gdybym tamtego listopadowego popołudnia znalazł jednak zakitraną w odmętach kieszeni fajkę, w taki czy inny sposób Jezus jakoś by mnie znalazł. W filmach mówi się na to „przeznaczenie”. Ja nazywam to „kurewskim fartem”.
– Masz może szlugiem poczęstować? – Zasłoniłem usta wierzchem dłoni, by nie straszyć potencjalnego darczyńcy cuchnącym oddechem. W ostatniej chwili dostrzegłem, że rękę mam gdzieniegdzie upstrzoną plamami zaschniętych rzygowin, ale było już za późno na zmianę taktyki. Z dwojga złego lepszy brud niż smród.
– Jasne, przyjacielu. – Uśmiechnął się jak do najlepszego kumpla i puścił oczko dziwce, która zarumieniła się jak podlotek.
Dziwka się zarumieniła! Gdybym nie widział, nie uwierzyłbym.
Z bliska wyglądała jeszcze gorzej. Zepsute zęby, skołtunione włosy, cera naznaczona krostami jak dobrze obsadzone pole minowe. Kurwa, pies z kulawą nogą był dla niej za dobry. A tu gość z klasą flirtuje z nią w najlepsze. Słyszałem o różnych zboczeniach – facet z facetem, facet z owcą, facet z brzydką babą, ale słyszeć a zobaczyć to dwie różne sprawy.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że nie mam do czynienia ze zwykłym kolesiem.
Zamiast sięgnąć do kieszeni po fajki, potarł pięścią niegoloną szczecinę na policzku. Dziwka przyglądała się temu jak zauroczona. Po chwili wyciągnął dłoń w moją stronę i rozpostarł palce. Pośrodku jakimś cudem zmaterializował się papieros.
Wybałuszyłem oczy ze zdziwienia. Sprzedajne dziewczę zaklaskało, głupio chichocząc. Musiała widzieć tę sztuczkę wcześniej. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, więc zabrałem papierosa i włożyłem do ust.
Pomacałem się po kieszeniach, zapominając, że zapalniczka przepadła razem z portfelem.
– Ognia? – Kafar w garniturze dostrzegł nieudolne próby namierzenia zapalary.
Pokiwałem pospiesznie głową.
Ułożył dłoń tak, jakby trzymał za kogoś kciuki, a następnie wystrzelił palec w górę, prezentując dobrze znany gest „OK”.
Na czubku palca tlił się mały płomyk.
– Łoż kurwa! – Odskoczyłem w tył, tak zaskoczony, jakby co najmniej mierzył do mnie z broni. Papieros upadł na ziemię.
Dziwka uznała to za wyjątkowo zabawne, bo zaśmiała się głośno, a przynajmniej za śmiech uznałem odgłos krztuszącego się odkurzacza, jaki z siebie wydała.
Ilustracja: <a href='mailto:zygi1989@gmail.com'>Łukasz Zygmunt</a>
Ilustracja: Łukasz Zygmunt
Mężczyzna rzucił mi zawadiackie spojrzenie i powtórzył manewr z wyczarowaniem papierosa.
– Nie ma się czego bać, stary. Zaciągaj się, bo od tego ciulstwa wcale nie jest cieplej w ręce. – Skinieniem głowy wskazał płonący kciuk.
Sięgnąłem po papierosa i tym razem odpaliłem od prowizorycznej zapalniczki.
– Jesteś jakiś magik, co? Iluzjonista? – zagaiłem rozmowę, kiedy pierwsza dawka nikotyny ożywczo rozeszła się po płucach. – Widziałem takiego jednego w telewizji, jebaniec cały pociąg zaczarował i ciuchcia zniknęła w pizdu!
– Nie jestem Copperfieldem. – Tym razem „stworzył” fajkę dla siebie i chwilę później głęboko się zaciągnął. – Jestem Bogiem.
Powiedział to w taki sposób, jakby dzielił się wiadomością, że obsługuje koparkę albo sprowadza od szwabów używane samochody.
– Aha – odezwałem się, zbity z tropu. Nie wyglądało na to, że facet właśnie zażartował, więc nie wypadało się śmiać. Może miał pieniądze, może znał kilka trików, ale najzwyczajniej w świecie był zdrowo pierdolnięty. Takim się przytakuje, jeśli zaczepiają, a potem idzie w swoją stronę.
– Dzięki za szluga. – Uznałem konwersację za skończoną i ruszyłem w dalszą drogę.
– Słyszałeś o Wichrzycielu? – rzucił za mną, a ja mimowolnie się zatrzymałem.
Jan Wichrzyciel to żywa legenda, kto o nim nie słyszał? Jeszcze niedawno postrach miasta, ale dobrali mu się w końcu do dupy i od jakiegoś czasu garował. Nie zapowiadało się, żeby kiedykolwiek wyszedł na wolność, ale jego dokonania… Narkotykowy geniusz, największy dystrybutor mety po tej stronie Wisły. Siatka przerzutowa na całą Europę Wschodnią. Miał swoich ludzi w administracji, policji, sądownictwie i podobno nie aresztowali nawet połowy z nich, kiedy skończyła się akcja „Chrzest”. Scheda po nim była ogromna.
Obróciłem się, by zapytać, dlaczego przywołuje ksywę Janka, ale zanim zdążyłem otworzyć usta, jak zahipnotyzowany śledziłem ruchy biznesmena, który zdążył zrzucić marynarkę i podwijał właśnie rękaw koszuli, odsłaniając imponujący biceps.
Gdy skończył, moim oczom ukazał się tatuaż. Nieformalna wizytówka Wichrzyciela. Zstępująca z obłoku gołębica.
– Nazywam się Jerzy Krystus. Szukasz może pracy?
• • •
« 1 2 3 4 7 »

Komentarze

04 VIII 2013   19:47:03

Bajka o apostołach: Jedzcie i pijcie, a po stołach nie rzygajcie...

;PPP

05 VIII 2013   12:36:49

Opowiadanie jest w porządku, tylko to [uwaga spojler] satanistyczne rekwizytorium jest niepotrzebne - nie pasuje do cynicznych kalkulacji prowodyrów

16 VIII 2013   19:11:18

Chętnie widział bym ekranizacje. Pazura w roli głównej :)

03 XII 2021   19:47:33

Kto czytał Marię Valtortę? Poemat Boga-Człowieka??
TO JEST MOC!!!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Wspomnienia sprzedawcy podróbek
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Wrzesień 2017
— Dominika Cirocka, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.