Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jacek Wróbel
‹Oskar Jota, człowiek wiary›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJacek Wróbel
TytułOskar Jota, człowiek wiary
OpisAuto pisze o sobie:
Rocznik ’88. Członek Ligi Piszących Dżentelmenów. Laureat kilku ogólnopolskich konkursów literackich – „Oskar Jota…” to nieco zmodyfikowane opowiadanie, które w zeszłym roku dostało się do finału Horyzontów Wyobraźni. Publikował w Qfancie i Nowej Fantastyce. Zblazowany idealista, wesoły mizantrop i romantyk ze skłonnościami do agresji. Jest pisarzem starej daty, bo mimo że nigdy nie ma pieniędzy to pije alkohol i pali papierosy.
Gatunekobyczajowa, sensacja

Oskar Jota, człowiek wiary

« 1 2 3 4 5 6 7 »

Jacek Wróbel

Oskar Jota, człowiek wiary

Mały, ponaddwumetrowy drągal, miał przed sobą obiecującą karierę koszykarza, zanim odkrył, że większą przyjemność niż ładowanie piłki do kosza sprawia mu ładowanie chuja w tyłki niczego niespodziewających się kobiet, które niefortunnie dobierały czas i miejsce spaceru, pokrywające się akurat z trasą Kuby. Po odsiadce zajął się prowadzeniem burdelu, a w krótkim czasie otworzył całą sieć lokali świadczących podobne usługi. Mimo dostępu do rzeszy dziewczyn najbardziej gustował w tych stawiających zacięty, rzeczywisty opór. Żywy dowód na to, że trudno wykorzenić stare nawyki.
Szymon Kowalski, człowiek o niewzbudzającej podejrzeń powierzchowności, w głębi duszy był prawdziwym socjopatą. Byle co wyprowadzało go z równowagi i w jego mniemaniu dawało zielone światło dla „udzielenia nauki”, jak określał swoje psychopatyczne skłonności. Byłem świadkiem, jak pobił chłopaka dlatego, że ten paradował w koszulce Che Guevary. Dać w ryj to jedno, ale oporządzić gówniarza tak, że przypuszczalnie do końca życia będzie sparaliżowany, to drugie. Szymon sparafrazował po wszystkim słowa rewolucjonisty: „Lepiej umrzeć stojąc, niż klęcząc żyć, a najgorsze to popierdalać na wózku”. Aż dziw bierze, że z takim stylem życia zachował czystą kartotekę.
– To cała Dwunastka – rzuciłem po dłuższej chwili, wyrywając gliniarza z objęć teorii spiskowych, w których szukał roli dla Tadeusza Judy-Lebeusza.
– Chyba zapomniałeś kogoś dorzucić do tego szacownego towarzystwa – uśmiechnął się z przekąsem.
• • •
– Błogosławię ci, Oskarze Joto, albowiem zdejmujesz z oczu bliźnich bielmo niewiedzy.
Wzruszenie złapało mnie za gardło, kiedy dłoń Krystusa spoczęła na mojej wygolonej głowie. Nikt jeszcze tak pięknie nie określił pokątnego handlowania twardymi narkotykami. Nie byłem sentymentalnym facetem, ale chwila, w której błogosławił nas wszystkich, miała w sobie coś magicznego. Poczułem ciepło napływające do serca – zupełnie inne od ciepła, jakie rozlało się po moim wnętrzu po dopiciu drugiej półlitrówki. Wszyscy zasiadający przy stole musieli odczuwać to samo. Poznałem to po skupionych minach, recytowanych szeptem na podobieństwo modlitwy podziękowaniach, po twarzach promieniujących szczęściem, którego źródło było dalece innej natury niż prosta alkoholowa libacja. Właśnie w tym momencie zawiązało się bractwo, które później, gdy opadła kotara tajemnicy, zaczęliśmy nazywać Dwunastoma bądź Apostołami.
– A teraz, bracia… – Krystus wrócił na miejsce, zajmując krzesło pośrodku biesiadników – niech zastawią stoły darami niebios, niech oblubienice przystroją się w jaśmin!
Wiwaty, jakie rozległy się na widok narkotyków i młodych dziwek, mogłyby uświetnić niejedne sportowe igrzyska.
• • •
Ilustracja: <a href='mailto:zygi1989@gmail.com'>Łukasz Zygmunt</a>
Ilustracja: Łukasz Zygmunt
– Było picie, było rżnięcie, było ćpanie. – Gliniarz w dosadnych słowach streścił istotę naszych regularnych spotkań, a ja niemrawo przytaknąłem. – Bawiliście się na pewno ciekawiej niż w kościele, więc po co ubieraliście to w jakieś religijne farmazony? Po co ta cała sekciarska otoczka?
Nie wiedziałem, jak mu to wytłumaczyć. Nie był częścią zgromadzania, nie znał Krystusa, nie widział ani nie słyszał tego, co my. Poczułem się jak ojciec, który chce zobrazować upośledzonemu synowi zasadę działania Internetu, mimo że ten ciągle główkuje nad sztuką parzenia herbaty. Najlepszym rozwiązaniem wydawało mi się użycie prostych haseł, które profan powinien przyjąć za pewnik.
– Nie było żadnej sekciarskiej otoczki. Jerzy Krystus był synem Boga.
– Posłuchaj, jeśli masz zamiar robić sobie jaja… – Podniósł się powoli z miejsca, ale widocznie zobaczył coś, co kazało mu z powrotem usiąść. – Kurwa, nie żartujesz. Ty naprawdę w to wierzysz. Wyprał wam mózgi.
Pogarda, z jaką mi się przyglądał, była wręcz namacalna.
– Był Bogiem, bo co? Napomykał o tym regularnie, kiedy wstrzykiwaliście sobie te świństwa? Przy podziale zysków zostawiał koperty z karteczką „Pozdrowienia od Syna Bożego”?
– Cuda – rzuciłem krótko, ucinając docinki. – Czynił cuda…
• • •
Restauracja „Galilejska” pękała w szwach. Maria, matka Krystusa, została zaproszona na wesele i zabrała ze sobą syna, a Jerzy zabrał nas, całą Dwunastkę. Nikt w sumie nie wiedział, po jaką cholerę, ale też nikt nie pytał. Ot, kolejna okazja do zespołowej integracji, na którą chętnie przystaliśmy, gdyż dalsza współpraca zapowiadała się nadzwyczaj owocnie.
Szef podzielił Polskę na strefy, każdemu z nas przydzielając jeden okręg. Taki nowy podział administracyjny, gdzie wojewodowie byli odpowiedzialni za koordynowanie siatki przestępczej działającej na ich terenie. Mieliśmy odbierać haracze, zaopatrywać dilerów w towar, uciszać niepokornych. Jednym słowem, zarabiać. Niewielu z Apostołów miało doświadczenie w zarządzaniu, ale wszystkie potrzebne informacje i zalecenia dostawaliśmy od Krystusa – pozostawało nam być lojalnymi i sumiennymi pracownikami, a system jakoś się kręcił.
Zabawa była przednia. Alkohol lał się strumieniami, śpiewy i głośne toasty co rusz wstrząsały posadami „Galilejskiej”. Garażowy zespół disco podrywał do tańca w rytm najpopularniejszych przebojów lat dziewięćdziesiątych. Podchmieleni goście raz po raz powtarzali te same życzenia dla pary nowożeńców i nikt nie miał im tego za złe. Wywiązały się ze dwie bójki, ale oponenci, którzy niedawno grozili sobie śmiercią, już w najlepsze popijali bruderszafty, zapewniając się o dozgonnym szacunku i wiecznej przyjaźni.
Dziesięć minut temu zobaczyłem pannę młodą i Małego wychodzących razem z łazienki. Kuba z obleśnym uśmiechem poprawiał rozporek, świdrując oczami tyłeczek ukryty pod śnieżnobiałą suknią. Cielęce rozmarzenie, malujące się na twarzy kobiety, dobitnie wskazywało, jak wielką wagę przywiązuje do świętej instytucji małżeństwa i przysięgi wierności, złożonej ledwo kilka godzin temu. Przepiłem w milczeniu do Małego, gratulując udanych łowów.
– Nie ma wódki!
Ktoś rzucił hasło, które zabrzmiało jak wyrok. Szmer, jaki przeszedł po gościach, nabierał stopniowo głośności, by za chwilę zamienić się w prawdziwy harmider, gdy ponura konkluzja się potwierdziła.
– Co za ciulowe wesele, kto to organizował?!
– Kurwa, dawać wódkę!
Obstawiałem, że nie minie kwadrans, a rozwścieczeni biesiadnicy urządzą w „Galilejskiej” krwawą jatkę. Już teraz jakiś żylasty staruszek przytrzymywał kelnerkę za włosy i częstował ją strużkami śliny, brutalnie dopytując, gdzie chowają alkohol.
Wypatrzyłem w tłumie Krystusa. On i Maria mierzyli się wzrokiem. Trwało to dobre kilkanaście sekund, jakby przeprowadzali telepatyczną wymianę zdań. W końcu Jerzy skinął głową, a kobieta obdarzyła go lekkim uśmiechem.
– Przynieście wody – odezwał się swoim magnetyzującym głosem.
– Róbcie, co każe – dodała Maria.
Zaraz podbiegła kelnerka z butelką mineralnej. Szef prychnął na jej widok i wytrącił z ręki dziewczyny Kroplę Beskidu.
– Dużo. Najlepiej butle. Macie tu dystrybutory dla pracowników, prawda? Migiem! – popędził pracownicę, gdy ta wytrzeszczała oczy ze zdumienia.
Cała sala zamarła.
Po chwili wtoczono na środek sześć baniaków Primavery, jednej z najtańszych wód na rynku. „Galilejska” nie rozpieszczała personelu, nie ma co.
– Ty. – Krystus wskazał na najlepiej zbudowanego obera. – Polej wodzirejowi.
Łepek bez słowa podniósł blisko dwudziestolitrową butlę, otworzył i napełnił kieliszek prowadzącego, zraszając przy okazji stół obfitym strumieniem.
Rozejrzałem się na boki. Spojrzenia Apostołów zdawały się mówić to samo, co moje: „Co szef znowu odpierdala?”.
Wodzirej, który od jakiegoś czasu starał się nikomu nie rzucać w oczy (kurewsko trudna sztuka, gdy ma się na sobie kanarkową marynarkę), bez słowa wziął kieliszek i wlał zawartość w gardło.
Chwilę później z trudem łapał oddech, krztusząc się jak astmatyk.
– Ale… – wysapał, gdy doszedł do siebie. – Ale mocne…
Goście patrzyli jeden na drugiego, zupełnie zbici z tropu. Bracia Fiszerowie zabrali jedną butlę do swojego stolika. Andrzej był zawsze na bakier z etykietą, więc pociągnął łyk prosto z gwinta. Pozostali pomagali mu utrzymać Primaverę w równowadze.
– Łaaaa…! – Oderwał się od ustnika i wydał odgłos rodem z epoki kamienia łupanego. – Siedemdziesiąt procent, kurwa, najmniej siedemdziesiąt!
Podpita tłuszcza rzuciła się na resztę butli, wznosząc głośne okrzyki i brutalnie przepychając się łokciami, a dwanaście par oczu z nabożnym podziwem wpatrywało się w to samo miejsce.
– Gorzka wódka, gorzka wódka, trzeba ją osłodzić… – zaintonował Krystus, wznosząc kieliszek i uśmiechając się w naszym kierunku.
• • •
« 1 2 3 4 5 6 7 »

Komentarze

04 VIII 2013   19:47:03

Bajka o apostołach: Jedzcie i pijcie, a po stołach nie rzygajcie...

;PPP

05 VIII 2013   12:36:49

Opowiadanie jest w porządku, tylko to [uwaga spojler] satanistyczne rekwizytorium jest niepotrzebne - nie pasuje do cynicznych kalkulacji prowodyrów

16 VIII 2013   19:11:18

Chętnie widział bym ekranizacje. Pazura w roli głównej :)

03 XII 2021   19:47:33

Kto czytał Marię Valtortę? Poemat Boga-Człowieka??
TO JEST MOC!!!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Wspomnienia sprzedawcy podróbek
— Beatrycze Nowicka

Esensja czyta: Wrzesień 2017
— Dominika Cirocka, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Marcin Mroziuk, Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.